Wyszukaj w publikacjach
Usługi premium będą na wagę złota - rozmowa z lek. Filipem Pawliczakiem

Rozmowa z lek. Filipem Pawliczakiem, członkiem Naczelnej Rady Lekarskiej i działającej przy niej Komisji Kształcenia Medycznego, sekretarzem Okręgowej Rady Lekarskiej w Łodzi
– Czy warto dziś studiować kierunek lekarski?
To pytanie, na które nie ma prostej odpowiedzi. To pytanie wręcz filozoficzne. Wszystko zależy od tego na jakiej uczelni będą to studia, jakie ma się podejście do zdobywania wiedzy i jaka motywacja przyświeca kandydatowi, jeśli chodzi o wybór kierunku studiów.
Kandydat nie powinien patrzeć wyłącznie przez pryzmat możliwości zarabiania pieniędzy lub tego czy jest aktualnie dostępna praca, bo ta w medycynie będzie zawsze, jeśli nie w Polsce, to na świecie. Należy mieć oczywiście na uwadze wszelkie wyzwania, które będą stały przed medykami za kilka czy kilkanaście lat – zarówno pod kątem liczby absolwentów uczelni nieprzygotowanych do kształcenia lekarzy jak i przewidywanego rozwoju sztucznej inteligencji, która zmieni oblicze medycyny. Sens niewątpliwie każdy musi znaleźć samemu. Samo studiowanie na uczelniach z tradycjami będzie w mojej ocenie jeszcze bardziej prestiżowe niż było. Istotą będzie, czy wszystkie uczelnie będą w stanie zapewnić wysoką jakość przy rosnącej liczbie studentów.
– Do niedawna trzeba było bardzo dobrze zdać maturę, aby dostać się na kierunek lekarski, a na płatne uczelnie decydowali się ci, którym zabrakło paru punktów i mieli pieniądze. Dziś to się zmienia, wiele uczelni obniżyło kryteria przyjęć. Czy osoby, które słabo sobie radziły w liceum, słabo zdały maturę, poradzą sobie na lekarskim?
Obniżono poziom rekrutacji, ale przy zwiększonej puli miejsc na różnych uczelniach, progi wymaganej liczby punktów z matury musiały spaść. Co więcej, medycyna stała się bardziej dostępna m.in. w związku z uruchomionym kredytem na studia na kierunku lekarskim. Oczywiście to rozwiązanie można oceniać w różny sposób, jednak to ono stało się motorem otwierania kierunków lekarskich na nieprzygotowanych uczelniach, co powoduje, że w niektórych przypadkach, staje się pułapką dla kandydatów marzących o byciu lekarzem. Warto mieć świadomość, że nie każdy może nim zostać. Osoba, która miała problem z przyswojeniem materiału w liceum, raczej nie poradzi sobie na studiach medycznych. Z mojego doświadczenia wynika, że już w pierwszych miesiącach studiów, ilość materiału do nauczenia się znacząco przekracza ilość materiału z całego liceum.
Często studenci są oburzeni, że nauki jest tak dużo, ale to świetny trening dla mózgu, który otwiera umysł na przyswojenie bardzo potrzebnej wiedzy w kolejnych latach. Pojawia się pytanie, czy na nowo powstałych kierunkach ktoś będzie rzetelnie weryfikował zdobywaną krok po kroku wiedzę studentów i czy będzie realna selekcja kandydatów, którzy nie prezentują progresu. Mam wątpliwości.
– W związku z masowym otwieraniem kierunku lekarskiego i obniżeniem wymagań dla kandydatów na studia, maleje zainteresowanie innymi kierunkami związanymi ze zdrowiem. To niepokojące, bo braki kadrowe są zauważalne także w innych zawodach.
Zgadza się. Obecnie w Polsce rośnie deficyt kadry pielęgniarskiej i fizjoterapeutycznej. Bez tej pierwszej grupy obecny system nie będzie mógł przetrwać, bez tej drugiej nigdy się nie rozwinie do oczekiwanego przez pacjentów poziomu.
– W tym roku pojawił się problem z wypełnieniem limitów miejsc na niektórych uczelniach prywatnych na kierunku lekarskim. Czy w przyszłości należy się spodziewać podobnej sytuacji?
Wydaje się, że potencjalni studenci zorientowali się, że nie warto iść drogą na skróty. Niektórzy, zanim wydadzą niemałe pieniądze postanowili zorientować się, jak będzie wyglądać nauka w tych ośrodkach dydaktycznych. Relacje pierwszych studentów ukazują, że to był słuszny ruch. O ile, nowo powstałe kierunki lekarskie nie zrównają poziomem kształcenia do już istniejących uniwersytetów medycznych, to nie liczę na sukces w kolejnych rekrutacjach. Rządzący liczyli, że zwycięży wolny rynek w kwestii liczby absolwentów, a pokonał ich wolny rynek w kwestii liczby dostępnych uczelni. Ilość zawsze jest odwrotnie proporcjonalna do jakości. W tym przypadku również.
– Były rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz uważa, że specjalista nie musi się kształcić na uniwersytetach.
Uważam, że w tej kwestii pan Andrusiewicz nie do końca wie, co mówi. Chciałbym, żeby o takich kwestiach mówili eksperci, a nie osoby spoza medycyny. Ex-rzecznikowi MZ mogło chodzić o to, że studenci nie muszą realizować praktyk, a lekarze szkolenia specjalizacyjnego w klinikach, ale co do całej reszty, to poziom uniwersytecki jest konieczny. Cały proces diagnostyczno-terapeutyczny wymaga krytycznego myślenia w sposób naukowy, którego nie da się zdobyć na nieodpowiedniej uczelni zawodowej. Przekonanie o tym, że lekarz ma postępować sztywno, według jakiegoś stałego i ściśle określonego algorytmu, jest dalekie od prawdy. Lekarz ma mieć wolę uczenia się przez całe życie, ma mieć ciekawość w zdobywaniu nowinek, które mogą pomóc jego pacjentom, pozostając krytycznym wobec dezinformacji i niesprawdzonych danych. Medyk ma także obowiązek dzielenia się nowo zdobytą wiedzą ze światem poprzez publikacje i wystąpienia zjazdowe. Osoby bez przygotowania uniwersyteckiego nie zrealizują tych zadań. Poza tym, jeśli chcemy mieć roboty, które da się zaprogramować do konkretnego rodzaju pracy – MZ i MEiN powinno zainwestować w rozwój sztucznej inteligencji, a nie w uczenie ludzi.
– Czy za parę lat, gdy tak ogromna liczba absolwentów pojawi się na rynku pracy, będziemy oceniać „jakość” lekarza sprawdzając, jaką uczelnię skończył? Może w takiej sytuacji należałoby wprowadzić przepisy nakazujące lekarzowi np. umieszczanie nazwy uczelni, by można było podjąć decyzję o wyborze odpowiedniego specjalisty?
Dziękuję za to pytanie. Zdecydowanie takie zjawisko się pojawi, bo już jest widoczne w innych branżach. Jestem absolutnie zgodny z ideą, by informacja o ukończonej uczelni była dostępna dla pracodawców i pacjentów. Poczyniłem już pierwsze kroki, by taką zmianę wprowadzić. Będę informował o postępach prac.
– Co czeka absolwentów, którzy za parę lat skończą studia?
Przy obecnej konstrukcji Lekarskiego Egzaminu Końcowego będziemy mieli do czynienia z napływem dużej liczby absolwentów z prawem wykonywania zawodu. Ci lepiej przygotowani i z renomowanych uczelni pewnie łatwiej zdobędą wymarzoną pracę, ci drudzy napotkają trudności i będą zmuszeni przebierać w ofertach, w których jest jakiś „haczyk”. Jeśli będą wybitnie nieprzygotowani, to jest ryzyko, że ich zachowanie w pracy ściągnie w końcu uwagę izb lekarskich, które ustawowo są zobligowane do stania na straży odpowiedniego poziomu wykonywania zawodu lekarza i lekarza dentysty. Kolejnym wyzwaniem będzie kształcenie podyplomowe – realizacja szkolenia specjalizacyjnego. Obecnie brakuje miejsc szkoleniowych i środków do wykształcenia takiej rzeszy specjalistów. Jest ryzyko, że niektórzy zostaną bez specjalizacji lub w pogoni za nią będą zmuszeni emigrować. Taki scenariusz znamy m.in. z Hiszpanii. Innym wyzwaniem, o którym już wspomniałem będzie rozwój sztucznej inteligencji, która może warunkować redukcję zatrudnienia w specjalnościach, które będą na nią podatne.
– Skoro mamy tak dużą liczbę studentów, to być może są większe szanse, że zdecydują się oni na specjalizacje, które dziś są niechętnie wybierane?
System nie jest z gumy – nie wydaje mi się, żeby taka liczba absolwentów w szybki sposób znalazła miejsca szkoleniowe. Nie ma tylu rezydentur. Co do szkolenia w trybie pozarezydenckim – jest to mrzonka, gdyż większość publicznych podmiotów już teraz nie zatrudnia lekarzy specjalistów z braku środków, a co dopiero miałoby się dokładać do pracownika, którego najpierw trzeba wyszkolić dając mu w międzyczasie szansę realizacji zewnętrznych staży i kursów.
Jeśli mówimy o kredycie studenckim na studia medyczne, to jednym z warunków jego umorzenia jest późniejszy wybór i praca w ramach specjalizacji deficytowych. Z jednej strony – teoretycznie dobry motywator, z drugiej – jeśli ktoś na etapie studiów nabiera zobowiązań potencjalnie ograniczających wybór specjalizacji, to współczuję systemowi i pacjentom. Żaden student nie zna realiów robienia specjalizacji w Polsce. Poradniki nie oddają tego, jak czasem jest ciężko. Ponadto, jeśli wyłącznym motywatorem do robienia specjalizacji z tak obciążających, obecnie deficytowych dziedzin jak psychiatria, chirurgia, anestezjologia, interna jest chęć uniknięcia zobowiązań finansowych, to realnie systemowi grozi zapaść, a nie rozkwit. Powodem będzie szybkie wypalenie tych medyków.
– W związku z rosnącą liczbą studentów, coraz częściej mówi się o likwidacji stażu. Jeśli tak się stanie, do zawodu będą dopuszczone osoby, które kształciły się na uczelniach zawodowych i nigdy nie odbyły stażu pod okiem doświadczonych medyków. Co to oznacza dla pacjentów i dla samych lekarzy?
Temat likwidacji stażu podyplomowego wraca jak bumerang. Większość osób realizujących staż podyplomowy jest z tego etapu wybitnie zadowolona. Dotyczy to także absolwentów uczelni, na których ostatni rok studiów medycznych przybrał formę praktycznych zajęć z pacjentami. Na uczelniach bez odpowiedniego przygotowania, z zajęciami klinicznymi w szpitalach miejskich i powiatowych (ograniczona kadra) – nie wyobrażam sobie, by ostatni rok dał porównywalne do stażu korzyści. Staż podyplomowy jest etapem, który pozwala zapoznać się ze specyfiką pracy w warunkach kontrolowanych (jest wyłącznym miejscem pracy) i daje przestrzeń na wybór odpowiedniej specjalizacji. Stanowisko samorządu lekarskiego jest takie, że nie widzimy przestrzeni dla likwidacji stażu podyplomowego przy jednoczesnym demontażu kształcenia przeddyplomowego.
– Niektórzy uważają, że należy zwiększać liczbę lekarzy, inni są zdania, że nie jest to potrzebne. Czy w obecnej sytuacji, dla wszystkich absolwentów za parę lat wystarczy miejsc pracy w polskim systemie?
Obawiam się, że przy tym tempie otwierania kolejnych kierunków lekarskich i zwiększaniu limitów przyjęć - nie, bo już teraz mamy średnią liczbę lekarzy na mieszkańca zbliżoną do średniej UE. Dalsze kształcenie medyków spowoduje istotną selekcję jakościową – pracę znajdą przygotowani absolwenci, najprawdopodobniej renomowanych uczelni. Reszta będzie zmuszona, jak w przypadku Hiszpanii, szukać miejsca poza granicami kraju. Z drugiej strony zabraknie prawdopodobnie personelu pielęgniarskiego. Jeśli intencją rządzących jest doprowadzenie do sytuacji, w której medycy pracują niezgodnie ze swoim wykształceniem, to może zdarzyć się sytuacja, że lekarze będą uzupełniać wakaty pielęgniarskie.
– A co z zarobkami? Zachodzą obawy, że w obliczu tak ogromnego zwiększenia liczby miejsc na studiach, wynagrodzenia nie będą rosnąć.
Wolny rynek to nie tylko ilość, ale również jakość. Liczba dostępnych na rynku pracowników oczywiście wpływa na zarobki. To sensowny wniosek, ale proszę zważyć, że zahamowany co najwyżej zostanie dalszy wzrost pensji, nie spowoduje to spadku stawek. Lekarze, którzy już są na rynku, są po dobrych studiach, mają doświadczenie i do czasu, gdy przyjdą nowi absolwenci, będą dobrze przygotowanymi specjalistami. Głęboko wierzę, że pracodawcy i pacjenci będą w stanie wybrać to, co dla nich najlepsze. A gdy pozostaje popyt na coś dobrego, cena nie spada. Oczywiście znajdą się szefowie, którzy będą chcieli zapchać dziury w obsadzie najtańszym możliwym pracownikiem, ale to się szybko zemści na ich renomie lub doprowadzi do tragedii nieświadomego chorego. I tutaj niestety również pozostanie popyt na specjalistów – ewentualne powikłania leczy się najtrudniej i najdrożej. Jak na każdym rynku: w świecie powszechnej niskiej jakości istotą będzie oferować usługi klasy premium.
– Jakie są szanse na to, że nowy rząd zamknie uczelnie, które nie spełniają odpowiednich wymagań lub zmieni przepisy, by zatrzymać masowe powstawanie kierunku lekarskiego?
Otwieranie kolejnych kierunków nie ma żadnego logicznego sensu i powinno być zatrzymane. W uczelniach, które nie spełniają wymagań, należy w pierwszej kolejności zamknąć rekrutacje. Jesteśmy za tym, by studiujący na uczelniach bez odpowiedniego zaplecza (często skuszeni odpowiednim marketingiem) mogli spróbować dokończyć studia na kierunkach umożliwiających realne zdobycie zawodu (oczywiście na koszt ich pierwotnej uczelni). Wymagania wobec studentów powinny być wszędzie takie same. Zawód lekarza jest zawodem regulowanym i nigdy nie będzie naszej zgody na tworzenie ścieżki na skróty i próby nauczania go „po łebkach”.
– Jakie oczekiwania ma samorząd lekarski po wyborach?
Według mnie, potrzebujemy realnego dialogu i uwzględniania opinii samorządu lekarskiego w tworzeniu rozwiązań i uwarunkowań dotyczących wykonywania zawodu lekarza oraz kształtu systemu ochrony zdrowia w Polsce.