Publikacje
Wywiady
Dramatyczne braki kadrowe w chirurgii ogólnej. Rozmowa z dr Renatą Florek-Szymańską

Dramatyczne braki kadrowe w chirurgii ogólnej. Rozmowa z dr Renatą Florek-Szymańską

Zapisuję
Zapisz
Zapisane
pinezkaW SKRÓCIE

Rozmowa z dr Renatą Florek-Szymańską, specjalistą chirurgii ogólnej i chirurgii naczyniowej, przewodniczącą stowarzyszenia Porozumienie Chirurgów SKALPELZabrakło wizji i właściwej polityki kadrowej w ochronie zdrowia   

– Braki kadrowe występują niemal w każdej dziedzinie medycyny, ale ponoć najtrudniejsza sytuacja jest w chirurgii. Jak do tego doszło, że tak elitarna specjalizacja jest dziś przez lekarzy niechętnie wybierana? 

Przyczyn jest wiele. Chirurgia, kiedyś elitarna specjalizacja, była trudno dostępna dla absolwentów wydziału lekarskiego, którzy nie mieli odpowiednich znajomości. O rozpoczęciu specjalizacji decydował ordynator. Osobiście szukając możliwości rozpoczęcia specjalizacji usłyszałam od jednego ordynatora, że nie lubi kobiet inteligentnych, od innego, że miejsce kobiety jest w domu przy dzieciach, a od jeszcze innego, że takie rzeczy to kosztują 50 tys. zł. To było 20 lat temu. Znałam wielu kolegów, którzy robili tę specjalizację na wolontariacie, czyli za darmo, albo w ramach studiów doktoranckich w klinice. Na mnie też próbowano wymusić, żebym kończyła specjalizację z chirurgii ogólnej w ramach wolontariatu, gdy miałam już rodzinę i dwoje dzieci. Zresztą, żeby móc rozpocząć specjalizację z chirurgii naczyń sama zgodziłam się na wolontariat i dzięki temu się dostałam, ponieważ miałam najlepszą ocenę z egzaminu PES z chirurgii ogólnej z osób, które ubiegały się o to jedyne wówczas wolne miejsce szkoleniowe. Moja historia szkolenia pokazuje wiele patologii, które wręcz zniechęcały młodych lekarzy do starania się o zawód chirurga. Proszę nie zapomnieć, że w latach 1998 – 2001 wstrzymano wszystkie specjalizacje, bo jak nam tłumaczono na studiach, w Polsce jest za dużo lekarzy. Ja w oczekiwaniu na możliwość specjalizacji musiałam pracować w POZ. Drugim ważnym powodem, dla którego młodzi lekarze nie interesują się chirurgią tak, jak kiedyś, to stałe, absurdalne w przyczynach i skutkach zaostrzanie prawa karnego, w tym za nieumyślne błędy medyczne. Ja nie znam chirurga w tym kraju, który nie chodziłby się tłumaczyć do prokuratury w sprawie szkód poniesionych przez pacjentów w wyniku zderzenia się z systemem ochrony zdrowia. W Polsce nie eliminuje się błędów medycznych, nie tworzy się procedur zapobiegających takim błędom na podstawie analizy zdarzeń, do których już niestety doszło. W przeciwieństwie do krajów takich jak Szwecja, w naszym kraju pacjent stykając się z ochroną zdrowia jest bezbronny, szpitale nie dysponują bazą procedur, które powinny zapobiegać nieumyślnym błędom medycznym, nie chronią więc ani pacjenta, ani lekarza w należyty sposób. Takie prawo, jak przez lata sprawdzony system no-fault, w Polsce nie istnieje. Stąd ciągle rosnąca ilość pozwów wobec lekarzy, zwłaszcza wobec lekarzy specjalności zabiegowych. Nic więc dziwnego, że młodzi lekarze, patrząc na to, co się dzieje, wybierają inne specjalizacje. Tym bardziej, że chirurdzy żyją krócej. Praca w ciągłym stresie, brak właściwego work – life balance sprawiły, że wielu moich kolegów chirurgów już wykreśliłam z listy w telefonie, bo odeszli zanim jeszcze osiągnęli wiek emerytalny. To musiało kiedyś pęknąć. Zabrakło wizji, zabrakło właściwej polityki kadrowej w ochronie zdrowia w związku z czym dziś co trzeci pracujący chirurg jest w wieku okołoemerytalnym, a średnia wieku chirurga w Polsce to 59 lat. Inne kraje nie popełniają takich błędów, jeśli chodzi o politykę kadrową wobec lekarzy i tam tak głęboki kryzys, jak obecnie w polskiej chirurgii, nie jest widoczny.

Zaloguj się

braki-kadrowe
porozumienie-chirurgow-skalpel

Dołącz do dyskusji

Polecane artykuły