Wyszukaj w publikacjach
Rozmowa z Łukaszem Jankowskim, prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej

Rozmowa z Łukaszem Jankowskim, prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej
No-fault jest najważniejszy
– Nie podobały się panu działania dotychczasowych władz samorządu lekarskiego?
Oceny działań samorządu dokonali delegaci na zjazd krajowy wybierając moją wizję i głosując za zmianą. Jako prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawskiej miałem poczucie, że zbudowaliśmy dwa filary działalności samorządu: dbałość o członków samorządu - o lekarzy i wpływ na opinię publiczną. Brakowało mi tylko trzeciego filaru, czyli wpływu na decydentów, wpływu na legislację. Do osiągnięcia w pełni trzeciego celu w izbie okręgowej nie ma narzędzi. Mój start w wyborach do centralnego samorządu lekarskiego to pomysł na zagospodarowanie tego potencjału. Samorząd ma takie możliwości i takie narzędzia i zamierzam z nich skorzystać. Startowałem z hasłem: „samorząd przyszłości”. Musimy przygotować spójną strategię i zmieniać rzeczywistość patrząc w przyszłość. Ta strategia zyskała uznanie delegatów na zjazd, teraz będę ją realizować z pełnym zaangażowaniem.
– Podobno pana kandydatura nie była znana do ostatniej chwili.
To zależy kogo o to zapytamy. Ja do startu w tych wyborach przygotowywałem się około pół roku. Rzeczywiście informacja o moim starcie do szerszego grona trafiła przed samymi wyborami. Był to element strategii wyborczej i okazała się ona słuszna.
– Prof. Andrzej Matyja taki styl walki o władzę nazwał „kiepskim”.
W trakcie zjazdu padały z mównicy w moim kierunku bardzo niepochlebne słowa, stosowano brzydkie chwyty. Nie chcę wracać do tego, jak prowadzono walkę wyborczą z drugiej strony, chcę się od tego odciąć. Zgodnie z moim hasłem wyborczym, chcę patrzeć w przyszłość i czerpać z tego, co już się udało dobrego zrobić w NIL. A wiele się udało.
– Czy Pana zdaniem środowisko jest bardzo mocno podzielone?
O tym, że jest wiele do zrobienia, jeśli chodzi o scalenie środowiska medycznego wiemy już od dawna. Ja jestem w systemie od 10 lat i od tego momentu mówimy o tym, że środowisko jest nieskuteczne, bo jest podzielone. Tu też widzę pewnie wyzwanie, które stoi przed Naczelną Izbą Lekarską. Zamierzam być prezesem kompromisu i prezesem, który wykona krok w kierunku scalenia medyków.
– Naczelna Rada Lekarska jeszcze nigdy nie miała tak młodego prezesa. Niektórzy zarzucają panu, że jest pan za młody, by zajmować takie stanowisko.
Środowisko medyczne jest bardzo specyficzne. Dziś na rynku pracy 25-letni menedżer nikogo nie dziwi i nikt o nim nie powie, że jest za młody. Docenia się jego kompetencje, potencjał, energię. Mam 35 lat, metryki nie zmienię. Odcinam się od podziału na "młodych" i "starych". Jestem przedstawicielem wszystkich lekarzy. Cieszę się, że moja kandydatura zyskała uznanie prezesów okręgowych izb lekarskich i lekarzy starszego pokolenia, a dyskusję o konflikcie pokoleń uważam za krzywdzącą i szkodliwą dla samorządu. Nie chcę wdawać się w tę retorykę, ale jak pani słusznie zauważyła, trzeba przyznać, że pokazuje ona podejście niektórych osób do tego, co dzieje się w środowisku.
- Czy spodziewał się pan, że zostanie prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej?
Startowałem z wizją zwycięstwa wyborczego.
– Co oznacza pańskie hasło wyborcze?
Chciałbym stworzyć samorząd bliżej lekarzy, niesalonowy, otwarty dla wszystkich. Chcę, by lekarze mieli pewność, że są członkami dobrze funkcjonującego samorządu, na który zawsze mogą liczyć. To będzie samorząd słuchający problemów i służący narzędziami, które pozwolą je rozwiązywać. Moją pierwszą oddolną inicjatywą było spotkanie z lekarzami z niepełnosprawnościami, którzy na wieść o tym, że zostałem prezesem, zgłosili się do NIL, chcąc opowiedzieć o swoich problemach. To spotkanie zaowocuje powołaniem pełnomocnika ds. lekarzy z niepełnosprawnościami, będziemy chcieli likwidować bariery, które stoją przed tą grupą i tak postrzegam moją misję jako prezesa NRL.
– Czy doświadczenie zdobyte na stanowisku prezesa Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie pomoże panu w zarządzaniu większą strukturą?
Oczywiście. Rolą NIL jest również koordynacja tego, co dzieje się w okręgowych izbach oraz łączenie tych wysiłków, które w izbach się dokonują. W związku z tym, znajomość od podszewki tego, jak działa okręgowa izba, daje mi mandat do wypowiadania się na temat tego, co dzieje się w okręgach i co NIL mogłaby usprawnić. Stąd też powstał pomysł szerszego otwarcia biura prawnego NIL na potrzeby okręgowych izb.
– Jaki plan działania ma pan na najbliższe cztery lata?
Chciałbym, żeby były one nakierowane na poprawę warunków pracy lekarzy. Priorytetem w mojej koncepcji samorządu przyszłości będzie wprowadzenie systemu no-fault i wzmocnienie pionu odpowiedzialności zawodowej, a także poprawa wizerunku lekarza i prestiżu tego zawodu.
– W jaki sposób chce pan przekonać decydentów do wprowadzenia systemu no-fault w Polsce?
Rozmowy z resortem zdrowia do łatwych nie należą i czasem trudno jest znaleźć wspólny cel. Ale będę próbował. Jednym z pierwszych tematów, które poruszę będzie system no-fault i jeśli będzie taka wola ministerstwa, samorząd powinien zagrać w jednej drużynie z resortem zdrowia. Jeżeli połączy nas wspólny cel, czyli wprowadzenie prawdziwego systemu no-fault, o który walczymy i który znamy np. ze Skandynawii, wtedy będziemy na tym boisku razem.
– Kto wtedy będzie przekonywał pacjentów? Czy to rolą lekarzy jest szerzenie wiedzy na temat tego systemu i przekonywanie poszczególnych środowisk?
Najlepiej byłoby, gdyby to decydenci sami przekonywali otoczenie do tego systemu, bo to przecież Komisja Europejska wskazała krajom członkowskim konieczność wprowadzenia no-fault. Wobec braku takiej inicjatywy w Polsce, to na nas lekarzach spoczywa obowiązek informowania o tym, jakie korzyści można odnieść z wprowadzenia systemu no-fault i dyskutowania z decydentami, by ten system wdrożyć. Jestem już umówiony z Ministerstwem Sprawiedliwości, będę chciał również wyjaśniać wątpliwości, które biorą się z pewnego niezrozumienia tego tematu. System ten ma dotyczyć 99 proc. lekarzy, którzy dobrze wykonują swój zawód i którym mogą przytrafić się zdarzenia niepożądane, z których należy wyciągać wnioski, a nie karać ich za popełnione błędy. Inną kwestią jest niewielki procent lekarzy, którzy nie powinni wykonywać zawodu. Wiele obiecuję sobie po współpracy z naczelnych rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej. Trzeba wzmocnić gen odpowiedzialności zawodowej w izbach.
– Tematem numer jeden jest wciąż kwestia wynagrodzeń personelu medycznego. W najbliższych tygodniach poznamy ostateczny kształt ustawy. Czy będzie powrót do Białego Miasteczka?
Projekt, który jest dziś (25.05 – przyp. red.) procedowany w Sejmie jest o tyle szkodliwy, że sprawia wrażenie jakby kończył dyskusję o wynagrodzeniach w ochronie zdrowia, nie pokazując drogi dojścia do 3 średnich krajowych dla specjalisty i 2 średnich krajowych dla lekarza bez specjalizacji, czyli wieloletniego postulatu środowisk medycznych. Brak refleksji nad docelowym system wynagrodzeń doprowadzi do powolnych migracji tak, jak to się już dzieje, do podkupowania pracowników medycznych przez szpitale. W obecnym kształcie ta ustawa to proteza, która pokazuje, że wynagrodzenia rosną. Tymczasem one maleją, bo w stosunku do wynegocjowanych z ministrem Szumowskim 6750 zł dla specjalisty, w tej chwili mamy spadek w stosunku do średniej krajowej. Jest oczywiste, że postulat samorządu lekarskiego pozostaje niezmienny. Moim celem na tę 4-letnią kadencję jest system no-fault, a kwestia wynagrodzeń jest w Sejmie końcem pewnej drogi legislacyjnej i nie wydaje mi się, by udało się wpłynąć na rządzących. Dlatego wszystkie siły kieruję na no-fault, bo wprowadzenie systemu a’la no-fault byłoby bardziej szkodliwe niż jego brak, ponieważ utrudni nam w przyszłości wprowadzenie rzeczywistego systemu no-fault. Dziś myślę, że protest w ochronie zdrowia dzieje się sam, po cichu. To są: zamykane oddziały, odpływ kadry, rezygnacja z wielu miejsc pracy. Tak dziś wygląda protest medyków. Zachęcanie teraz lekarzy do wyjścia na ulice w tej sytuacji, gdy wszyscy jesteśmy zmęczeni i po pandemii, moim zdaniem jest niecelowe.
– Wspomniał pan, że pana celem będzie poprawa prestiżu tego zawodu. Ma pan na myśli zmianę przepisów dotyczących zatrudniania lekarzy z Ukrainy?
Na naszych oczach nastąpiła deregulacja zawodu lekarza. Dziś przy łóżku pacjenta może stanąć lekarz, który nie tylko nie mówi po polsku, ale nawet nie należy do izby lekarskiej i nie podlega odpowiedzialności zawodowej, bo dostał pozwolenie na pracę z Ministerstwa Zdrowia. Chciałbym pomóc lekarzom poszkodowanym przez wojnę, ale jako prezes samorządu zaufania publicznego wiem, jak ważna jest regulacja naszego zawodu. Będziemy się sprzeciwiać dalszej deregulacji i wprowadzaniu alternatywnych ścieżek do wykonywania zawodu w Polsce. Żeby wykonywać ten zawód w naszym kraju powinno się otrzymać PWZ w Polsce i posługiwać się językiem polskim. Nie widzę powodu, by lekarze z innych krajów mieli stawiane inne wymagania. Wszystko rozbija się o pieniądze – proponowaliśmy ministrowi zdrowia, wzorem innych krajów, płatny staż adaptacyjny dla lekarzy zza wschodniej granicy, w trakcie którego uczyliby się uwarunkowań wykonywania zawodu w Polsce i mieliby np. rok na naukę języka, a potem podchodziliby do egzaminu i dostawali PWZ. Jak rozumiem, nie ma w MZ pieniędzy na to, by taki staż adaptacyjny wprowadzić, stąd próby „protezowego” załatwienia tej sprawy. Uważam, że dojdzie w końcu do sytuacji, która zaszkodzi pacjentom.
– Jakie pomysły ma pan prezes na udoskonalenie procesu kształcenia lekarzy?
Gdybym powiedział, że dziś kształcimy źle, to bym skłamał. Kształcimy dość dobrze, ale wiele aspektów wymaga poprawek, byśmy mogli powiedzieć, że kształcimy dobrze zamiast dość dobrze. Zmiany wymagają przede wszystkim programy specjalizacji, które należy dostosować do tego, co dzieje się w szpitalach. Od wielu lat jestem też zwolennikiem likwidacji ustnego PES, postawienia nacisku na pytania stricte kliniczne na egzaminie pisemnym i będę zdecydowanie naciskał na ministerstwo w tym zakresie. Uważam, że kształcenie powinno być upraktycznione i w trakcie szkolenia należałoby pomyśleć m.in. o systemie wzorowanym na brytyjskim, czyli wizytacji kilku ośrodków, by zebrać doświadczenia. Ważne jest także dalsze wzmocnienie roli specjalizacji, postawienie na relacje uczeń-mistrz z ewaluacją.
– Czy kształcenie medyków w szkołach zawodowych obniża prestiż tego zawodu?
To kompletne nieporozumienie i dewaluacja prestiżu zawodu lekarza. Ten zawód to nie tylko kształcenie zawodowe, ale też działalność naukowa. Tego nie da się zaszczepić w młodych ludziach, którzy będą się uczyć w szkołach zawodowych. Nauka tego zawodu powinna zostać domeną uniwersytecką. Samorząd lekarski i środowisko lekarskie powinno być „miękkim” ośrodkiem akredytacyjnym – tzn. jeśli dane miejsce, dana uczelnia zyska akceptację środowiska lekarskiego, to byłby dobry sygnał dla studentów, że warto wybierać daną uczelnię. Dziś jestem sceptycznie nastawiony do pomysłu kształcenia w szkołach zawodowych bez zaplecza uniwersyteckiego. Mieliśmy już sytuacje, gdy uczelnie nie otrzymywały dalszej akredytacji na prowadzenie kierunku lekarskiego.
– Zasiadł już pan w fotelu prezesa i przyjął gratulacje od poprzednika?
Nie miałem okazji otrzymać gratulacji od prezesa Matyi. Od tygodnia zajmuję się sprawami organizacyjnymi w izbie. Jest bardzo aktywnie, spotkałem wiele osób, które chcą wspólnie działać i realizować misję. Proszę trzymać kciuki, by to się udało. Zachęcam wszystkich do rozmowy i do współpracy. Nie zaglądam w metrykę, nie sprawdzam peselu. Warto się zaangażować, by zmieniać.
– Prof. Andrzej Matyja podczas wystąpienia na krajowym zjeździe mówił, że praca prezesa to praca 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, bez świąt i wolnych weekendów. Jest pan na to gotowy jako praktykujący medyk?
Początkowo godzenie pracy zawodowej z obowiązkami szefa samorządu będzie bardzo trudne i już zaznaczyłem w swoich miejscach pracy, że przez 2-3 miesiące będę musiał skupić się na zorganizowaniu pracy w samorządzie lekarskim. Ale potem planuję wrócić do wykonywania zawodu, bo to daje mi satysfakcję i pozwala w sposób odpowiedzialny mówić o tym, jakie są bolączki w systemie ochrony zdrowia z perspektywy pracy lekarza.