Wyszukaj w publikacjach

Młodzi medycy nadal spotykają się z odwieczną, skostniałą hierarchizacją. Na szpitalnych oddziałach wciąż panuje przestarzały trend, w którym pełną decyzyjność i czynności sprawcze mają starsi stażem i utytułowani lekarze. Odgórnie ustawia to najmniej doświadczonych na szarym końcu szeregu. Od dawna panujący w medycynie trend na feudalizm jest głęboko zakorzeniony w historii i wydaje się, że nieprędko doczekamy się zmian w tym obszarze.
Z feudalizmem można zetknąć się już na samym początku medycznej drogi - na studiach. Niejednokrotnie sama doświadczyłam, że student znajduje się na samym końcu medycznego łańcucha pokarmowego. Strach przed zadawaniem pytań na zajęciach i odpowiadanie na egzaminach zgodnie z teoriami profesora, które nijak się mają do wytycznych, są na porządku dziennym. Bazując na doświadczeniu ze studiów, w późniejszej pracy zawodowej rezydenci często czują, że nie wypada im pytać, a ich niewiedza bywa pożywką dla żartów. Zwrócenie uwagi specjaliście często nie wchodzi w grę, nawet jeśli może skutkować to potencjalnym błędem medycznym, którego efekty uderzą przecież w pacjenta.
Jak powinno tak naprawdę wyglądać kształcenie przyszłych lekarzy ?
Relacja mistrz-uczeń
Myślę, że każdy z rozpoczynających swoją karierę zawodową młodych lekarzy chciałby móc uczyć się w takich warunkach. Jeden specjalista szkolący jednego rezydenta? Brzmi pięknie! W idealnym świecie stworzyłoby to dobre warunki do nabywania zarówno wiedzy teoretycznej jak i umiejętności praktycznych, a także pozwoliłoby podzielić odpowiedzialność między dwóch lekarzy - młodszego, który dopiero się uczy i starszego, doświadczonego specjalistę.
Niestety, w praktyce bardzo rzadko można spotkać się z taką sytuacją. W obecnym czasie, jestem w stanie zgodzić się z tą wypowiedzią, ale tylko gdy za wspomnianego “mistrza” potraktujemy starszego rezydenta. Myślę, że każdy z nas wie, jak wygląda praca na oddziale i że daleko jej do ideału. Ogromne braki kadrowe, zwłaszcza jeśli chodzi o lekarzy ze specjalizacją, odbijają się na młodej kadrze, która nie ma od kogo się uczyć. Problem sięga niestety znacznie głębiej - biorąc pod uwagę warunki zatrudnienia i wynagrodzenia specjalistów w polskich szpitalach, nie ma co się dziwić, że po ukończonej specjalizacji wybierają oni pracę w sektorze prywatnym. Ci lekarze, którzy decydują się zostać w szpitalu, często są zmęczeni, wypaleni zawodowo i najzwyczajniej w świecie nie mają ochoty na szkolenie kolejnych młodych rezydentów. Niestety, jest to też winą systemu, który nie weryfikuje w odpowiednim stopniu, jaki udział w szkoleniu młodych rezydentów ma ich kierownik specjalizacji. Warto też dodać, że jeszcze nie tak dawno kierownicy specjalizacji nie mieli żadnych wymiernych korzyści z przydzielonego im dodatkowego zadania. Od jakiegoś czasu otrzymują wynagrodzenie w wysokości 500 zł. Czy jest ono jednak wystarczające, biorąc pod uwagę, że biorą odpowiedzialność za szkolenie młodego lekarza?
To, co rzuca się w oczy najbardziej, to fakt, że obecnie rezydenci bardzo szybko zaczynają dyżurować. Teoretycznie, na niektórych oddziałach w tym czasie przebywa również specjalista, ale w praktyce zdarza się, że niewiele pomaga mniej doświadczonym kolegom, a oddziałowa wieść gminna niesie, że “nie należy zawracać mu głowy”. Co więcej, dyżury świąteczne, które niekiedy są przecież najtrudniejsze, zazwyczaj również “obstawiają” młodzi lekarze. Takie rzucenie na głęboką wodę skutkuje na pewno ogromem stresu, choć może być też szansą na naukę. Szkoda tylko, że zdobytą wiedzę i doświadczenie mogą oni w większości zawdzięczać tylko sobie.
Czy hierarchizacja w medycynie szkodzi?
Choć wydawałoby się, że feudalizm powinien być zapisany już jedynie na kartach historii, to w medycynie nadal jest obecny.
Po pierwsze - zwracanie się do współpracownika po tytule/stopniu naukowym, per “profesorze”, “doktorze”. Oczywiście, takie tytułowanie to oznaka szacunku, ale jednocześnie hierarchizacja. Dla osób, które nie wybierają kariery naukowej, może być to po prostu krzywdzące. Choć nie każdy odnajdzie się w roli dydaktyka czy naukowca, to nie oznacza, że jest gorszym lekarzem klinicystą. Wydaje się więc, że na wspomnianym wyżej przykładzie - feudalizm przynosi więcej szkód niż korzyści.
Po drugie, bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe jest to, że nadal młodym medykom “nie wypada” zajmować wyższych stanowisk. W niedawno opublikowanym wywiadzie profesor Jacek Różański krytycznie wypowiadał się na temat wyboru młodych stażem lekarzy na stanowiska prezesów okręgowych izb lekarskich. W swojej wypowiedzi wyraźnie zaznaczył, że zaburza to ogólnie przyjętą hierarchię i stawia rezydentów wyżej niż szanowanego specjalistę z długoletnim stażem pracy. Pytanie tylko, komu to przeszkadza i dlaczego? Przecież każdy rozsądny młody człowiek będzie zawsze traktował starszego kolegę z należytym szacunkiem. Może więc najwyższa pora zmienić ogólnie przyjęte standardy i pozwolić młodym, którzy obecnie stanowią większość środowiska medycznego, decydować i walczyć o swoje prawa?
Medycyna idzie do przodu. Być może za jakiś czas doczekamy się totalnej reformy systemu ochrony zdrowia, a wraz z nią – wreszcie znikną przestarzałe podziały i hierarchizacja.
Bardzo na to liczymy.
Źródła
- https://www.termedia.pl/Feudalna-medycyna,12,12072,0,0.html (ostatni dostęp 10.05.2022)
- https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja/artykuly/800363,feudalizm-na-uniwersytetach.html (ostatni dostęp 10.05.2022)
- https://journals.viamedica.pl/kardiologia_polska/article/view/80430 (ostatni dostęp 10.05.2022)