Wyszukaj w publikacjach
Kolejki do lekarzy są barometrem stanu ochrony zdrowia. Rozmowa z dr Krzysztofem Łandą

- Z najnowszego raportu Fundacji Watch Health Care na temat długości kolejek w ochronie zdrowia wynika, że skrócił się średni czas oczekiwania na niektóre świadczenia. Czy to wynik pandemii, która sprawiła, że pacjenci z obawy przed koronawirusem zrezygnowali z leczenia?
Przyczyn jest wiele. Pacjenci rezygnowali z wizyty u lekarza z obaw przed zakażeniem, za niektórych zdecydował sam system, bo wizyty były odwoływane także przez placówki, a nie każdy pacjent jest na tyle zmobilizowany, by samemu potem nadrabiać zdrowotne zaległości. Część z tych pacjentów już tych zaległości nie nadrobi, bo po prostu zmarli, co widać po rekordowych statystykach zgonów, a to też wpływa na kolejki. Nie bez znaczenia było też zwiększenie dostępu do specjalistów za pośrednictwem teleporad, co wiąże się z oszczędnością czasu i pacjenta i lekarza oraz skłonność pacjentów do korzystania z wizyt u lekarzy poza systemem publicznym. Z „Barometru WHC” wynika, że średnie skrócenie się czasu oczekiwania na świadczenia wynika głównie ze skrócenia się czasu na wizytę do specjalistów, a nie na zabiegi.
- Raport pokazuje, że średni czas oczekiwania na pojedyncze świadczenie we wrześniu 2021 roku wynosił 3,4 miesiąca, a w stosunku do stycznia 2019 roku skrócił się o około 12 dni. Do kogo i za czym stoją najdłuższe kolejki?
W cierpliwość powinni się uzbroić przede wszystkim osoby czekające na świadczenia w ortopedii i traumatologii narządu ruchu, gdzie średni czas oczekiwania wyniósł ok. 10,5 miesiąca, na świadczenia z dziedziny chirurgii plastycznej (8,1 mies.) oraz neurochirurgii (7,5 mies.). Najkrócej pacjenci czekają na świadczenia z zakresu neonatologii oraz urologii dziecięcej onkologicznej, gdzie średni czas oczekiwania nie przekracza pół miesiąca (0,4 mies.). Największe wydłużenie średniego czasu oczekiwania w porównaniu do 2019 r. zanotowano w 2021 r. m.in. w: kardiologii (o 2,7 mies.), otolaryngologii (o 2 mies.) chirurgii dziecięcej (o 1,8 mies.). Z kolei, największą poprawę dostępu do świadczeń zdrowotnych, a co za tym idzie, krótsze kolejki zanotowaliśmy w dziedzinach: endokrynologia (krócej o 8,2 mies.), kardiologia dziecięca (spadek o 5,2 mies.), stomatologia (spadek o 4,2 mies.), reumatologia (o 4,1 mies.). I choć w dziedzinie endokrynologii obserwujemy spadek długości średniego czasu oczekiwania aż o 8,2 mies., to i tak na świadczenie czeka się średnio 3,4 mies. Zatem wniosek nasuwa się jeden: w Polsce nadal istnieją istotne ograniczenia w dostępie do teoretycznie gwarantowanych świadczeń zdrowotnych.
- Jak długo jeszcze będziemy stać w kolejkach? Obecna sytuacja w ochronie zdrowia nie napawa optymizmem: brakuje lekarzy, mamy kolejną falę pandemii i system wymagający pilnych zmian.
W Polsce system jest wadliwy od dawna i również od dawna eksperci, w tym lekarze, ostrzegali, że będzie gorzej, bo zbliża się pokoleniowa luka wśród medyków. Był czas na wprowadzenie rozwiązań odciążających lekarzy czy pielęgniarki, dzięki którym ograniczylibyśmy niekorzystny wpływ braków kadrowych na system. Tymczasem ze wszystkim czekamy na ostatnią chwilę, teraz rządzący w popłochu wymyślają rozwiązania, z których po chwili się wycofują, by za chwilę debatować nad innymi. Nie ma ponadpartyjnej, merytorycznej wizji systemu. Kolejki są barometrem tego systemu.
- Czy po pandemii należy się spodziewać jeszcze gorszego niż obecnie dostępu do świadczeń?
Nie wiemy, kiedy pandemia się skończy ani co wydarzy się w systemie. W przyszłym roku na wiosnę prawdopodobnie ponownie zmierzymy kolejki, pochylając się jednocześnie bardziej nad świadczeniami kobiecymi. Kobiety częściej niż mężczyźni chodzą do lekarzy, a wśród lekarzy większość stanowią kobiety. O kobietach często wypowiadają się politycy, także dotykając ich kwestii zdrowotnych.
- Co należałoby zrobić, żeby zmienić tę sytuację i nie czekać na wizytę u specjalisty kilka miesięcy, a na zabieg nawet parę lat?
Od lat powtarzam, że istotne są trzy kwestie: należy zweryfikować zawartość koszyka świadczeń zdrowotnych i zapisać ją za pomocą technologii medycznych, tak jak w częściach lekowych, nad którymi mamy kontrolę, następnie należy zweryfikować wiele taryf i sposób finansowania świadczeń oraz wprowadzić standaryzację opieki w zakresach, jak BCU, czyli Breast Cancer Units z kryteriami geograficzno-demograficznymi. Z systemu pieniądze wyciekają w niekontrolowany sposób.
Koszyk świadczeń gwarantowanych w Polsce, czyli de facto prawa jakie przysługują ubezpieczonym do opieki medycznej określonego rodzaju, nie jest dobrze określony. Ogromne środki finansowe są przez to marnowane, gdyż medycy wykonują czasem procedury, które nie są ani potrzebne, ani najlepsze z opcjonalnych, ani opłacalne, czyli stosunek kosztów do efektów zdrowotnych jest słaby. W ten sposób marnujemy ogromny potencjał, czyli środki, jakimi w Polsce dysponujemy nie są wykorzystywane prawidłowo. Jak mówił śp. prof. Jacek Ruszkowski: system opieki zdrowotnej krwawi z trzech dużych tętnic, a rząd próbuje leczyć pacjenta przetoczeniami bez zaopatrzenia krwawiących naczyń. Wiele wycen procedur zawartych w koszyku świadczeń „gwarantowanych” (w cudzysłowie, gdyż co to za gwarancje, jeśli chorzy czekają na podstawowe świadczenia miesiącami czy latami) jest też zbyt nisko wyceniona. Świadczeniodawca wykonując te procedury za każdym razem traci i pogłębia swoje zadłużenie. Co więc robi? Ustawia pacjentów w kolejce do tych, często wysoce skutecznych i wysoce opłacalnych świadczeń zdrowotnych, żeby ograniczać straty. Wiele procedur jest też wycenionych stanowczo zbyt wysoko, co jest oczywistym marnowaniem środków, których brakuje. W 2016 r. Ministerstwo Zdrowia we współpracy z AOTMiT rozpoczęło szeroko zakrojone zmiany w koszyku oraz w taryfach – prace te w połowie 2017 r. zostały praktycznie zatrzymane. Także w 2016 r. rozpoczęto prace nad przygotowaniem kompleksowych produktów kontraktowych i kilka z nich wprowadzono. Niestety prace dotyczące standaryzacji postępowania i standardów organizacyjnych w wielu zakresach leczenia nie zostały zakończone, a od połowy 2017 r. zostały zarzucone. Idealnym rozwiązaniem byłoby wpisywanie do koszyka świadczeń gwarantowanych produktów kompleksowych podobnych do standardów BCU wraz z kryteriami geograficzno-demograficznymi, które pozwoliłyby na rozmieszczenie infrastruktury leczniczej adekwatnie do potrzeb zdrowotnych. Wraz z rozwojem wiedzy medycznej standardy i taryfy by się zmieniały, natomiast wpisy do koszyka pozostałyby stałe, co kapitalnie uprościłoby zarządzanie systemem opieki zdrowotnej.
- Skrócenie kolejek do specjalistów jest jednym z celów Polskiego Ładu - tak zapowiadał premier. Czy rząd ma dobry pomysł na to, jak tego dokonać?
Jak już wspomniałem, jeszcze nigdy transfuzje krwi nie pomogły pacjentowi, który krwawi z trzech dużych tętnic. Dolewając pieniędzy do systemu nie poprawi się jego funkcjonowania bez przeprowadzenia prawdziwych reform. Tymczasem ekscytacja towarzysząca rządzącym, którzy recytują, o ile więcej rząd wydaje na zdrowie, sięga zenitu. Każdy polityk wśród celów i priorytetów wymienia krótsze kolejki do lekarzy, tymczasem one od lat utrzymują się na mniej więcej stałym poziomie.
- Czy w związku z trwającym protestem medyków i zaleceniami NRL, by lekarze skupili się teraz na własnym zdrowiu i ograniczyli liczbę dyżurów, należy się spodziewać zapaści w ochronie zdrowia i jeszcze dłuższych kolejek?
Każda forma protestu jest w obecnej sytuacji uzasadniona, ale trudno, by strajk w postaci happeningów, marszów, miasteczek itp., który jest najmniej bolesny dla pacjentów, a jednocześnie najmniej uciążliwy politycznie dla władzy, mógł przynieść spektakularne efekty. Zalecenie NRL, by lekarze skupiali się na własnym zdrowiu też dużo mówi o sytuacji, w której jesteśmy. Pacjenci odebrali ten apel najprawdopodobniej jako egoistyczny akt środowiska. Na rządzących wrażenia to raczej nie zrobiło. Według mnie, jeżeli naczelny organ samorządowy musi wydawać zalecenie jakiemukolwiek lekarzowi, że w pierwszej kolejności ma zadbać o swoje zdrowie, to coś jest nie tak. To powinien być standard od zawsze, a nie argument wyciągany w konflikcie z władzą. Z ogromnym szacunkiem odnoszę się do lekarzy starszego pokolenia, którzy za wszelką cenę, nawet swojego zdrowia, chcieli się poświęcić dla pacjenta. Ale czasy się zmieniają, za wszelką cenę to raczej należy doprowadzić do sytuacji, w której kolejne pokolenia lekarzy nie musiałyby na swoich barkach dźwigać tego chorego systemu. Zresztą młodsze pokolenia już nie chcą tego robić i być może to wreszcie zmobilizuje rządzących do realnych działań. W samolocie w kryzysowej sytuacji maski z tlenem zakładają najpierw rodzice, by potem założyć je dzieciom. Inaczej nie da rady. W medycynie jest analogicznie. Bez przytomnego lekarza pacjent nie przeżyje.