Wyszukaj w publikacjach
Rozmowa z dr n. med. Krzysztofem Kordelem, prezesem ORL Wielkopolskiej Izby Lekarskiej

Rozmowa z dr n. med. Krzysztofem Kordelem, specjalistą w dziedzinie medycyny sądowej i patomorfologiem z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, prezesem Okręgowej Rady Lekarskiej Wielkopolskiej Izby Lekarskiej
Najtrudniejsze w pracy w samorządzie jest malkontenctwo części kolegów
– Niedawno odbyły się wybory do izb. Po raz kolejny został pan prezesem Okręgowej Rady Lekarskiej Wielkopolskiej Izby Lekarskiej. Jaki program pan przedstawił?
Byłem prezesem już wcześniej przez dwie kadencje. Myślę, że nie musiałem specjalnie zmieniać programu bowiem wielkopolscy lekarze wiedzieli na co z mojej strony mogą liczyć podczas kolejnej kadencji. Wcześniej poświęcałem Izbie dużo czasu, a teraz jako świeży „stypendysta ZUS” mam go o wiele więcej. Zawsze moim oczkiem w głowie było kształcenie podyplomowe. Uważam, że ważna jest różnorodność form kształcenia – od szkolenia w małych grupach do dużych konferencji. Stawiam na cykliczność tych ostatnich. No i oczywiście szybka odpowiedź na zgłaszane przez lekarzy zapotrzebowania. Zawsze marzyłem o większym udziale w działaniach Izby ze strony młodych lekarzy oraz o współpracy z pozytywnie nakręconą bracią studencką.
– Pana zdaniem w izbach powinno działać więcej młodych ludzi. Prof. Jacek Różański, konsultant krajowy w dziedzinie chorób wewnętrznych powiedział ostatnio w wywiadzie dla „Pulsu Medycyny”, że według niego miejsce dla młodych w samorządzie jest, ale ma on „poważne wątpliwości, czy będzie to zjawisko korzystne dla samorządu i lekarzy” i że „młodzi nie rozumieją roli samorządu”, a stanowiska kierownicze „powinny być zarezerwowane dla osób z dużym doświadczeniem naukowym, życiowym, zawodowym”. Czy starsze pokolenie mają problem z tym, by brać pod uwagę nowatorskie podejście młodszych lekarzy, jeszcze bez doświadczenia, ale z głową pełną pomysłów?
Zdecydowanie w izbie lekarskiej powinno działać więcej młodych ludzi. Najtrudniejsze w pracy w samorządzie jest malkontenctwo części kolegów, zwłaszcza średniego pokolenia, które uważa, że Izba nie jest im do niczego potrzebna. Może w tej chwili tak sądzą, ale człowiek się starzeje, choruje i nie wiadomo czy w przyszłości nie będzie potrzebował pomocy ze strony korporacji. W Poznaniu przyjęliśmy zasadę, że wiedzę o zadaniach izby lekarskiej powinni mieć studenci i nasze spotkania z nimi w czasie studiów z całą pewnością przełożyły się na skład rady okręgowej, która jest w tej kadencji mieszanką doświadczenia i młodzieńczej fantazji. W tym kontekście moja opinia jest zdecydowanie różna od zdania profesora Różańskiego. Moim zdaniem nie ma nic złego w zmianie pokoleniowej. Liczę tylko na to, że młodzieży nie zabraknie zapału i co ważniejsze nowych pomysłów.
– Młodzi lekarze mają dziś nieco inne podejście do pracy niż ich starsi koledzy. Ważny jest dla nich m.in. prawidłowy balans pomiędzy pracą a życiem prywatnym, dobre warunki pracy i płacy. Czy młode pokolenie zmieni dotychczas funkcjonujące zasady?
Moim zdaniem młodsze pokolenie lekarzy zachowuje się racjonalnie i chce pracować tak, jak nasi koledzy od wielu już lat pracują w innych krajach zachodniej Europy. Rozumiem to, że nie chcą się zaharowywać, chcą mieć życie prywatne poza miejscem pracy. Wszyscy chcemy normalności, której nie ma. Życzę młodym lekarzom, by udało im się zmienić funkcjonujący system ochrony zdrowia.
– Środowisko medyczne, szczególnie młode pokolenie, bardzo liczy na wprowadzenie systemu no-fault. Jak według pana, medyka sądowego, ten system powinien wyglądać, by medycy mogli swobodnie pracować nie czując oddechu prokuratora na plecach?
Zawsze byłem zwolennikiem wprowadzenia systemu no- fault, ale nie polskiej modyfikacji, a w takiej wersji, jaka od lat świetnie funkcjonuje w krajach, które się na jego wprowadzenie zdecydowały. Oczywiście błędy medyczne się zdarzają, wiem o tym najlepiej jako medyk sądowy wydający od lat opinie w takich sprawach. Ale dzięki temu mogę stwierdzić, że od lat ilość doniesień do prokuratury rośnie, nie rośnie natomiast liczb popełnianych błędów przez lekarzy. Myślę, że wiele skarg do organów sprawiedliwości wynika częściowo z naszej winy, ale jest to wynik nieumiejętności rozmawiania z pacjentem zwłaszcza w trudnych przypadkach, a szczególnie w przypadkach śmierci pacjenta. Wiem, że to trudne i nabycie takiej umiejętności przez medyków na szkoleniach jest jednym z priorytetów działania izby lekarskiej.
– Medycy walczą także o wyższe wynagrodzenia. Czy w naszym kraju bez strajków i protestów, środowisko nie jest w stanie wynegocjować godnych warunków? Co w tej kwestii mogą zrobić izby?
Tak naprawdę negocjacje płacowe to zadanie związków zawodowych. Oczywiście izby powinny te starania wspierać, co oczywiście robią. Czy jest czymś niezwykłym, że za ciężką i wymagającą wysokich kwalifikacji pracę ludzie chcą godziwego wynagrodzenia? I co ważniejsze, chcą zarabiać w normalnym czasie, a nie podczas nadgodzin? Nie. Ale czy to się uda bez strajków? Chyba nie. Z drugiej strony, w systemie ochrony zdrowia pracują nie tylko lekarze. Bez innych zawodów działać się nie da, a oni też chcą zarabiać i pracować w normalnych warunkach. Wiem, że łatwiej dzielić i wtedy rządzić niż podejść do wynagrodzeń kompleksowo i racjonalnie. To się finalnie opłaca, bo lepiej pracuje usatysfakcjonowany finansowo i wypoczęty personel niż zmęczony i sfrustrowany. O tym się mało mówi, ale jest to bardzo poważny problem, w rozwiązanie którego powinny włączać się izby lekarskie – wypalenie zawodowe dotyka coraz częściej i coraz młodszych lekarzy. W mojej izbie, właśnie z inicjatywy młodych lekarzy zajęliśmy się tym. Wprowadzamy coś na kształt pomocy doraźnej. Proponujemy dyżury psychiatrów, które pozwolą zdiagnozować zjawisko i pokierować dalej.
- A jaką ma pan receptę na braki kadrowe?
Lekarzy nam w cudowny sposób nie przybędzie, ale jest inny sposób – racjonalne wykorzystanie czasu pracy lekarza przez zwolnienie go z czynności administracyjnych przez personel pomocniczy – sekretarki medyczne, asystentów. Taki system funkcjonuje od lat w wielu krajach na świecie. Trzeba ułatwiać pracę i zreorganizować system tak, by racjonalnie wykorzystywać zasoby. Jeśli to się nie zmieni, to nie będę się dziwił ucieczce pewnej części medyków do „normalności”.
– Co uważa pan za swój największy sukces w samorządzie?
Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć, by nie zostało to uznane za samochwalstwo. Chciałbym, by to pytanie zostało skierowane do członków naszej Izby. Pewnie jeszcze coś mi do zrobienia zostało.