Wyszukaj w publikacjach
Bez zmian w wynagrodzeniach zabraknie środków dla młodych medyków

Rozmowa z Wojciechem Wiśniewskim, ekspertem ds. ochrony zdrowia z Federacji Przedsiębiorców Polskich, prezesem zarządu Public Policy Sp. z o.o., przedstawicielem strony pracodawców w Trójstronnym Zespole ds. Ochrony Zdrowia
– Resort zdrowia zaproponował wprowadzenie limitu wynagrodzeń w ochronie zdrowia – maksymalna stawka miałaby wynieść 36 tys. zł miesięcznie, z możliwością zwiększenia do 48 tys. zł w uzasadnionych przypadkach. Skąd wzięła się ta kwota i jak została przyjęta przez uczestników spotkania?
Trudno powiedzieć, skąd dokładnie wzięła się ta liczba – to propozycja strony rządowej. Mam jednak pewną wątpliwość, bo nie do końca rozumiem, czy oznacza to całkowity zakaz zawierania umów na wyższe kwoty, czy jedynie maksymalny poziom kompensacji ze środków publicznych. Jeśli pracodawca chce zapłacić więcej – nie ma problemu, ale nie powinno to obciążać budżetu NFZ. Reakcja na stanowisko resortu, obecnych na posiedzeniu stron, była raczej chłodna, ale jesteśmy na etapie negocjacji.
My jako pracodawcy swoje uwagi przedstawimy podczas posiedzenia plenarnego 18 listopada. Naszym zdaniem propozycje rządowe, zarówno w zakresie wynagrodzeń kontraktowych, jak i etatowych, nie idą wystarczająco daleko. Będziemy postulować rozszerzenie tych rozwiązań, szczególnie w kwestii przejrzystości finansowej. Potrzebna jest większa przejrzystość w kształtowaniu wynagrodzeń. Społeczeństwo powinno wiedzieć, jak wydawane są publiczne pieniądze. Jeśli ktoś zawiera kontrakt na bardzo wysokie kwoty, opinia publiczna ma prawo o tym wiedzieć. W wielu samorządach wydatki szpitali stały się tak duże, że ograniczają możliwości inwestycyjne w innych obszarach.
– Pojawiają się opinie, że wprowadzenie limitów wynagrodzeń może doprowadzić do odpływu specjalistów z publicznych szpitali, do emigracji lub przeciążenia tych, którzy zostaną. Czy to realne zagrożenie?
Nie wydaje mi się, aby taka sytuacja trwała długo. Jeśli ktoś chce pracować poza systemem publicznym, nikt mu tego nie zabroni. Ale patrząc na dane, tylko 8 proc. Polaków ma więcej niż 50 tys. zł oszczędności. Trudno więc oczekiwać, że będą w stanie leczyć się w kanale prywatnym. Lekarze musieliby bowiem liczyć na pieniądze, które są w prywatnych kieszeniach obywateli. Nikt nikomu nie zabrania dobrze zarabiać – pytanie tylko, dlaczego miałoby to być finansowane z pieniędzy obywateli? Od dwóch lat alarmujemy o katastrofalnej sytuacji finansowej NFZ. Jeżeli chcemy utrzymać obecny poziom wynagrodzeń i wysokie „kominy płacowe”, środowisko medyczne powinno jednocześnie zaproponować obywatelom podniesienie podatków, by zapewnić źródło finansowania.
– Czy ustalenie górnej granicy zarobków może ustabilizować system?
Nie popieram odgórnego ograniczania wynagrodzeń, ale warto rozważyć maksymalny poziom ich kompensacji ze środków publicznych. Jeśli ktoś chce podpisać kontrakt ze specjalistą na 100 czy 200 tys. zł miesięcznie – proszę bardzo, lecz całość tej kwoty nie powinna być kompensowana z pieniędzy NFZ. Zwracam uwagę, że propozycja CAP dotyczy wszystkich pracowników, niezależnie od zawodu medycznego.
Chcę podkreślić, że nowelizacja ustawy podwyżkowej to tylko jedna trzecia potrzebnych zmian. Musimy rozmawiać także o normach zatrudnienia, koszyku świadczeń i całej strukturze systemu. To dopiero początek drogi do przywrócenia stabilnego funkcjonowania ochrony zdrowia.
– Czy propozycje obejmują również pracowników etatowych?
Tak. Propozycje ministerialne w pierwszej części dotyczą ustawy o sposobie ustalenia najniższego wynagrodzenia zasadniczego. Zmieniają zasady waloryzacji płac, opierając je na wzroście wynagrodzeń w sferze budżetowej oraz przewidują wyrównanie różnic między niektórymi grupami zawodowymi – zwłaszcza między grupą drugą, a piątą i szóstą. Wspólnie ze stroną związkową podkreślamy jednak, że ustawa podwyżkowa i regulacje dotyczące kontraktów muszą być rozpatrywane łącznie. Albo rozwiążemy te dwa problemy jednocześnie, albo nie rozwiążemy żadnego.
– Jakie mogą być konsekwencje utrzymania obecnego systemu wynagrodzeń bez wprowadzenia zmian?
System ochrony zdrowia w Polsce, jeżeli chodzi o warunki zatrudnienia w ostatnich latach, bardzo się poprawił. Jest to wielkie osiągnięcie pracowników sektora ochrony zdrowia. Ale doszliśmy do momentu, w którym dalsze utrzymanie obecnych regulacji może doprowadzić do braku środków na zatrudnienie nowych osób, w tym tysięcy absolwentów kierunków lekarskich i pielęgniarskich. Już dziś zdarzają się sytuacje, w których lekarze na kontraktach nie otrzymują wynagrodzeń na czas. Za chwilę może to przybrać masową skalę. Po tym roku akademickim na rynek pracy trafi pierwsza grupa ponad 10 tys. absolwentów szkół pielęgniarskich. Pytanie – za co ich zatrudnimy? Jeśli chcemy utrzymać wysokie wynagrodzenia, musimy wskazać źródło finansowania – czyli pieniądze obywateli. Nie można zakładać, że środki „się znajdą”. Skala uzależnienia ochrony zdrowia od budżetu państwa jest tak duża, że wkrótce żadna władza nie będzie w stanie zapewnić odpowiednich funduszy bez podnoszenia podatków. Jeśli dziś nie podejmiemy racjonalnych decyzji, możemy spodziewać się gwałtownych, spontanicznych reakcji społecznych i chaosu. Paradoksalnie może to jednak być moment, w którym społeczeństwo zgodzi się na głębokie reformy, nawet jeśli będą bolesne. Tylko w ten sposób uda się odbudować trwały i sprawiedliwy model opieki zdrowotnej. Kolejne rozmowy w ramach Trójstronnego Zespołu odbędą się 18 listopada. Nie ustalono jeszcze terminu zakończenia negocjacji, choć z naszej perspektywy powinny zakończyć się do końca roku.






