Wyszukaj w publikacjach
O perspektywie medyka-rodzica. Wywiad z Mateuszem Sieradzanem, autorem książki “Czy to boli?"

- Cześć Mateusz! Po pierwsze, gratulacje kolejnej już książki pt. “Czy to boli”. Jeśli dobrze policzyłam, to już trzecia pozycja, której jesteś autorem lub współautorem.Skąd w ogóle wziął się pomysł na pisanie?
Dziękuję! Według mnie książka to miejsce, gdzie mogę precyzyjniej i bardziej obszernie przekazać swoje przemyślenia. Jest wiele tematów, które chciałbym szczegółowo poruszyć w mediach społecznościowych, ale umówmy się, ludzie nie są na Facebooku czy Instagramie by czytać długie teksty. Stąd pomysł na książki. Dzisiaj książkę może napisać każdy, więc korzystam z tego. Skoro jest zainteresowanie, to dlaczego nie?
- Na Instagramie obserwuje Cię prawie 38 tysięcy osób. Czy prowadzenie całkiem dużego medycznego konta społecznościowego wpłynęło w jakiś sposób na decyzje o pisaniu książek?
Po prostu założyłem, że skoro jest grupa ludzi zainteresowana treściami z mojego profilu, to również część z nich zainteresuje się książką, która pozwala wyczerpać dany temat. Jednocześnie trochę zależy mi na tym, by ludzie nie znający realiów naszej pracy mogli je poznać od środka. Wtedy łatwiej je zrozumieć. Po mojej pierwszej książce dostawałem bardzo dużo wiadomości od ludzi, którzy po przeczytaniu jej o wiele cierpliwie czekali w SOR-owskich rejestracjach. Po prostu zrozumieli, co się dzieje za drzwiami, co medycy mają w głowach i z czym codziennie się zmagają.
- Część naszej społeczność pewnie dopiero teraz dowie się o “Czy to boli”. Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś o tym, że warto byłoby taką książkę napisać?
To był długi proces, na który składało się wiele czynników. Mam piątkę dzieci i żonę, która jest pedagogiem specjalnym. Ona też wywarła ogromny wpływ na zmianie mojego spojrzenia na wychowywanie dzieci. Rodzicielstwo to duża część naszego życia, więc zgłębiamy tematy wychowania, pedagogiki, wspomagania rozwoju itp. Nieuniknione było to, że interesując się tymi tematami, w końcu trafię na teksty Janusza Korczaka. On bardzo zmienił moje patrzenie na dzieci.
- Gdybyś musiał wymienić jedną myśl, która była z Tobą podczas pisania książki, to co by było?
Dziecko to człowiek. Dzieci w szpitalach, przychodniach nie są traktowane jak pełnoprawni pacjenci, jak ludzie, więc dorośli pozwalają sobie na więcej w stosunku do nich. Mówię o rodzicach i medykach. Zastanów się: Czy możesz okłamać swojego dorosłego pacjenta, mówiąc, że jakaś procedura nie będzie bolesna? Nie możesz. To nieetyczne. Dziecko okłamać można. Czy dorosłemu, który się boi operacji powiesz z dezaprobatą: “Kto to widział? Taki duży a tak płacze i się boi?” Nie powiesz. A takie teksty do dzieci lecą codziennie. Korczak pisał, że dzieci mają mniejszy bagaż doświadczeń, wśród nich jest niewiele więcej głupców niż wśród dorosłych. Tymczasem dorośli w szpitalach okłamują dzieci, manipulują nimi, deprecjonują ich strach, zastraszają… Jak się tak zastanowić, to jest przerażające.
- Widać, że “Czy to boli” jest bardzo przemyślana, nie ma w niej “lania wody” i mydlenia oczu. Co było dla Ciebie najważniejsze podczas jej tworzenia?
By to nie był moralizatorski zbiór dobrych rad. Bardzo nie chciałem się ustawić w pozycji mędrca, który teraz będzie oświecał. Jako medyk prawie nie pracowałem z dziećmi, ale przez 2 lata zbierałem doświadczenia od “medyków dziecięcych”. Jestem ojcem piątki dzieci i mam sprawdzone patenty na kontakty z ochroną zdrowia, ale coś co działa w naszej rodzinie, wcale nie musi działać w innej. Jesteśmy różni. To są zebrane moje przemyślenia, poparte doświadczeniem medyków pracujących z dziećmi, a wszystko starałem się ująć w duchu pedagogiki Korczaka. Dalsze wnioski niech wyciągają dorośli, niech szukają co sprawdza się w przypadku ich dzieci. Jeśli dzięki tej książce zwrócą uwagę na coś, o czym dotąd nie myśleli, i tym samym pomogą dzieciom przetrwać wizytę w szpitalu czy przychodni, to spełniła ona swoje zadanie.
- Coś, co mnie bardzo urzekło w książce, to to, że pisałeś ją ze swoimi synami. Jaki był ich wkład w tworzenie treści? Jak wspominasz Waszą współpracę?
Każda z tych historii wydarzyła się naprawdę. Wyjątkiem jest zabieg operacyjny Stefana. Musiałem tę część wymyśleć, by książka poruszała i ten ważny temat. Jak wspominam? Po prostu gadaliśmy, ja nagrywałem, a potem spisywałem. Ich historie miały być wiarygodne dla innych dzieci, więc zostawiłem dziwne szyki zdań, jakieś potoki myśli, słowotwórstwo, błędy językowe. Owszem, w kilku miejscach musiałem coś dopisać, podbić, by było atrakcyjniej, ale ciągle pilnowałem, by to co piszę, było spójne z dziecięcym myśleniem. Moi synowie nie mają traum ze szpitali, więc chętnie mi opowiadali o swoim spojrzeniu. Lubią tę książkę, śmieją się z niektórych tekstów.
- Co dla Ciebie, jako rodzica-medyka, jest najtrudniejsze w przygotowywaniu dzieci do kontaktu z ochroną zdrowia?
Dla mnie placówki ochrony zdrowia to środowisko naturalne i przyznam, że nie miałem takich trudności. Zawsze starałem się, by moje dzieci czuły ode mnie spokój i by dokładnie rozumiały każdą sytuację. Wszyscy boimy się nieznanego, dzieci tym bardziej, dlatego dużą wagę zawsze przywiązuje do tłumaczenia im tego co i dlaczego się wydarzy.
- Czy zauważyłeś, że rodzicom-medykom jest łatwiej niż rodzicom niemającym z medycyną nic wspólnego, gdy dziecko choruje – czy też to problemy na tyle uniwersalne, że dotykają wszystkich, bez względu na to, czy jest się medykiem, czy nie?
Powiem tak: rodzicom panującym nad emocjami jest łatwiej. Rzeczywiście, uogólniając, medycy łatwiej panują nad emocjami, bo są bardziej „w temacie”. Jednak to nie jest reguła. Niektórzy medycy na przykład, gdy coś dzieje się ze zdrowiem ich dzieci, wolą skonsultować to z kolegami z pracy, mimo że sami wiedzą co robić. Boją się że emocje i brak dystansu, spowodują błędny osąd. To pokazuje, że własne dzieci to jednak inna bajka.
- W książce opisałeś moment, w który po długiej 20-godzinnej akcji porodowej dowiedzieliście się z żoną, że poród musi zakończyć się cięciem cesarskim i być może nie będziecie mogli mieć dużej rodziny, o której marzyliście. Napisałeś, że wtedy się popłakałeś. Mówienie o swoich emocjach jest nowym zjawiskiem wśród mężczyzn, a wśród medyków wciąż wydaje się być tematem tabu. Czy uważasz, że rozumienie swoich emocji pomaga Ci w rozumieniu emocji swoich dzieci? Jak o nich z nimi rozmawiasz?
W sieci sprawiam wrażenie śmieszkowatego ekstrawertyka, jednak ci, którzy mnie znają, wiedzą, że tłumię emocje, a czasami wręcz sprawiam wrażenie gbura, choć naprawdę taki nie jestem :) To są jakieś moje mechanizmy obronne. Tak naprawdę jestem emocjonalnym gościem, im więcej mam dzieci, tym bardziej. Nie zastanawiam się za bardzo nad swoimi emocjami. Też nie rozmawiam za bardzo o nich z dziećmi, ale staramy się z Anią (moją żoną) dawać im prawo do emocji. To trudne i uczymy się tego codziennie. Dorosły jak się wścieknie, to może trzasnąć drzwiami. Dziecko jak tak zrobi, to dostanie reprymendę. Dorosły jak płacze, bo nie może sobie poradzić z jakąś sytuacją, to zazwyczaj uzyskuje wsparcie, współczucie. Dziecko ma się nie mazgaić i „przestać płakać, bo nic się takiego nie dzieje!”. To samo jest ze słynnymi histeriami dwulatków. Rzadko jako dorośli zdajemy sobie sprawę, że to niedojrzałość układu nerwowego i dziecko tak po prostu ma i też się z tym męczy.
- Gdybyś miał wymienić 3 cechy, które powinien mieć dobry medyk pracujący z dziećmi to byłyby to?
Czuje się niezręcznie, bo tak jak podkreślam na każdym kroku, ja nie pracowałem z dziećmi jako medyk. Trudno więc mówić mi co kto powinien. Jednak swoje obserwacje i najbardziej u „medyka dziecięcego” cenię spokój, wyrozumiałość, kreatywność. Mówiąc kreatywność, mam na myśli umiejętność wejścia w świat dziecka. Trzeba umieć czasami pajacować, zaczarować je, pogadać na dziecięcym poziomie, ale bez protekcjonalnego podejścia. Dziecko to nie aspirujący do bycia człowiekiem, tylko JUŻ człowiek. Można z nim poważnie pogadać, ale adekwatnie do jego dojrzałości. Dobrze jest też trochę kumać współczesne trendy. Jak zapytasz dzisiaj dziecko, czy lubi oglądać Reksia, to może się okazać że nie wie o czym mówisz :)
- Czy uważasz, że jesteśmy jako medycy przygotowani do pracy z dziećmi? Może masz w głowie jakieś przykłady z życia wzięte, w których medycy czuli się totalnie nieprzygotowani do pracy z dziećmi?
Odpowiem trochę szerzej. Uważam, że podświadomie w Polsce medyków uczy się biomedycznego modelu zdrowia. Człowiek jak samochód, szpital jak warsztat, medyk jak mechanik. Samochód ma wjechać na kanał, mechanik naprawia odpowiedni układ i wyjazd. O umiejętnościach miękkich niby się mówi, ale jest to taki temat przy okazji. Prosty przykład: kiedyś szukałem w internecie odpowiedzi na pytanie, czy medyk może siadać na łóżku pacjenta w szpitalu. Na polskich forach dominowało myślenie w kategoriach prawa, procedur, zakazów itp. Z kolei gdy na ten sam temat wypowiadały się pielęgniarki na forum brytyjskim, główny argument to: „a co na to pacjent?” Zupełne odwrócenie optyki. Jasne, że trzeba znaleźć balans między procedurami, a komfortem pacjenta, ale mam wrażenie, że u nas pacjent zawsze jest drugorzędny. Widać to dobrze w gabinetach, gdy medycy badając dziecko, często nie zwracają na nie uwagi. W centrum uwagi jest rodzic, a dziecko jest takim samochodem, który się oklepuje.
- Teraz odbiegnijmy nieco od samego “Czy to boli?” do Twojej działalności w sieci i pracy. Co pomaga Ci w pisaniu?
Chory system opieki zdrowotnej w naszym kraju. Gdzie się nie obrócisz, tam problemy, zacofanie, frustracja. Tematów jest mnóstwo, a ja wiele razy doświadczyłem, że można zmienić rzeczywistość w skali mikro, wokół siebie. Tylko na to mamy wpływ jako medycy w tym systemie. Na jakość NASZEJ pracy. Pacjenci to doceniają, a ja widzę że tym można zarażać ludzi. Nie muszą skończyć jako wypaleńcy drący się na pacjenta, choć nie da się ukryć, że system bezlitośnie na nas to wymusza.
- Wolisz pisać książki czy pracować na SOR?
Mam kumpla, z którym rzadko się spotykam, ale gdy już się spotykamy to wita mnie okrzykiem „O! Jest pan pisarz! Literat!” Książki to dla mnie po prostu kolejna forma wypowiedzi, efekt uboczny i wygodna metoda, by tłumaczyć ludziom to czego nie rozumieją, a co ja dobrze znam. Ja je napisałem, ale nie znam się na pisaniu książek. Jestem medykiem i choć 4 miesiące temu rzuciłem pracę na SOR z przyczyn finansowych, to zawsze będzie mnie ciągnęło do ratownictwa. Taką drogę wybrałem i jeszcze mi się nie znudziła!
Dziękuję Ci bardzo za udzielenie odpowiedzi na moje pytania.
W tym miejscu zapraszam wszystkich do przeczytania książki “Czy to boli”, którą kupić można w Wydawnictwie Poczekalnia. A naszą recenzję książki Mateusza znajdziecie tutaj.
