Po godzinach – część druga wywiadu z Tomaszem Jopkiem

Zapisuję
Zapisz
Zapisane

- Polska ochrona zdrowia to w istocie puszka Pandory, z której można czerpać garściami pomysły. Skąd jeszcze bierzesz inspirację do tworzenia muzyki?

Z życia! Ze wszystkiego co nas otacza. Staram się opisywać rzeczywistość, która jest wokół mnie. Artysta musi przetwarzać to, co dookoła niego. Im więcej ciekawych rzeczy tuż obok, tym barwniejsze powstaną z tego teksty, bardziej angażujące, przemawiające do odbiorców, słuchaczy, czytelników. Chciałbym, żebyśmy jako Satori bronili się tą szczerością przekazu właśnie.

My gramy metal, mocnego rocka, staramy się mówić, jak jest, przed niczym się nie uginamy, próbujemy w muzyce zawrzeć wszystko, co nas boli, co nas dotyka. Taki jest też “Wstyd” – nasz drugi singiel, który ukazał się kilka tygodni temu. Ten kawałek to synteza tego, jak widzimy otaczającą nas rzeczywistość. To świat oglądany przez pryzmat zespołu Satori i absolutnie nie twierdzę, że wszyscy mają się z taką optyką utożsamiać. Wstydzimy się za to, że próbuje się nas, Polaków, dzielić. Staramy się temu sprzeciwiać i mamy nadzieję, że nasza muzyka zawsze będzie łączyć ludzi, a jednocześnie dawać impuls do zastanowienia się nad tym, co nas otacza. Czy ta rzeczywistość, jaką mamy – czy ona jest dobra, a może sami powinniśmy zacząć ją zmieniać? Nikt nie tkwi w próżni. To widać też na przykładzie środowiska medycznego, a młody lekarz zaczynający pracę w zawodzie bardzo szybko może się przekonać, jak jego działania przekładają się na pracę innych w zespole. Jak ta praca z jednej strony jest potrzebna, a z drugiej – jak szybko ten system nas zasysa i nierzadko wykorzystuje. Ja sam, będąc rezydentem, miałem tyle pracy, że właściwie nie zorientowałem się, jak ta rezydentura już dobiegła końca.

- A kiedy tworzysz swoją muzykę, to słuchasz też innych wykonawców? Potrzebujesz ciszy czy tła dźwiękowego? 

Im więcej muzyki słuchasz, tym więcej jej powstaje w głowie. Musisz te dźwięki przepuścić przez swój układ nerwowy. Cała muzyka, ta ulubiona i ta mniej, z którą masz do czynienia, wpływa na to, co później tworzysz. Moje inspiracje ciągną się od trash metalu lat 80., Megadeth czy Metallica i polskie Acid Drinkers, Turbo czy z tych nowszych LuxTorpeda poprzez całą masę rozmaitości, uwielbiam twórczość Ennio Morricone, jestem też wielkim fanem Joe’a Bonamassy i wszystkich wielkich gitarzystów, tj. Joe’a Satriani czy Steve’a Vai. Ta cała baza muzyczna kreuje taką otoczkę, sprawie, że gdzieś w głowie zaczynają się rodzić nowe pomysły. Z próżni na pewno to się nie bierze. W Satori staramy się łączyć style, mieszać gatunki, zaczęliśmy nawet flirtować z rapem (to akurat dzięki basiście Maciejowi Respondkowi), ale jesteśmy głęboko osadzeni w nurcie metalowym, w klimatach szybkiego rocka. 

- Muzyka w pracy lekarza. Czy i czego słuchasz w trakcie operacji?

To zależy od anestezjologa! (śmiech) A tak na poważnie. Mam kolegów, ortopedów, którzy również muzyki uwielbiają słuchać i robimy to razem. Oczywiście, operując, trzeba być bardzo skupionym i niektórym osobom muzyka przeszkadza w utrzymaniu koncentracji. Ale jeśli całemu zespołowi operacyjnemu to nie przeszkadza – to lubię pracować z muzyką w tle. Niejednokrotnie na sali operacyjnej konkretne utwory i płyty są razem z nami. Już nawet nie wspominam, że czasem uda się coś wspólnie zaśpiewać… 

- A jaka jest dobra ścieżka dźwiękowa do operacji ortopedycznych?

Ja najbardziej cenię sobie gitarzystów, przez wspomnianych już Joe’a Bonamassę i Satrianiego po Steve’a Vaiego, choć nie tylko. John Mayer też się dobrze sprawdza. Zdarzało nam się również na sali operacyjnej puszczać płyty polskich wykonawców, Nocnego Kochanka czy Kultu. Zresztą, na bloku można słuchać muzyki nie tylko w trakcie operacji, dzięki temu jest o czym rozmawiać między zabiegami. To też świetny sposób na rozładowanie adrenaliny nagromadzonej w trakcie tych bardziej skomplikowanych zabiegów.

- Mnie się w ogóle wydaje, że w polskiej ochronie zdrowia cały czas tej muzyki, a czasem nawet po prostu zwykłego radia, nadal brakuje. Czy to na oddziałach szpitalnych, czy w gabinetach lekarskich, czy salach pacjentów. To raczej nadal chyba są miłe wyjątki potwierdzające regułę, a szkoda, bo dobre dźwięki łagodzą obyczaje, a w wielu sytuacjach, stresujących i dla pacjentów, i dla lekarzy muzyka mogłaby pomóc w złapaniu równowagi.

Zgadzam się w stu procentach. Uwielbiam, gdy w poczekalni w przychodni w tle sączy się jakaś dobra płyta –  widzę wtedy, że pacjenci, którzy wchodzą do mojego gabinetu są bardziej uśmiechnięci, rozmowa przebiega od razu na bardziej pozytywnych falach. Jeśli chodzi o szpitale – ja pracuję na oddziałach operacyjnych, tam większość pacjentów i tak śpi lub jest w takim stanie, że nadmiar bodźców mógłby im przeszkadzać. Natomiast, oczywiście, im więcej takich pozytywnych skojarzeń z ochroną zdrowia, tym lepiej. By poprawić związaną z nią atmosferę, warto próbować różnych ścieżek – czemu więc nie poprzez muzykę?

- Po “Oddziale Beznadziejnych Przypadków” pytanie, czy Twoi współpracownicy w szpitalu wiedzą o tej muzycznej, pozamedycznej działalności jest chyba zbędne. A czy Twoi pacjenci wiedzą, że śpiewasz w Satori?

Wiedzą, wiedzą. Coraz częściej zdarza się też, że pacjenci wchodzą do gabinetu i mówią “A ja słyszałem pana doktora w utworze z Kazikiem…”. To są w większości miłe opinie, wywołujące uśmiech na twarzy. Z mojej perspektywy to pozwala na zbudowanie lepszego kontaktu z pacjentem – mamy jakiś wspólny punkt wyjścia do rozmowy. Nie spotkałem się z żadnymi negatywnymi reakcjami, ale może dlatego, że jeśli ktoś ma takie zdanie, to mi po prostu o nim nie powie?

- Jak udaje Ci się pogodzić pracę w zawodzie lekarza z działalnością w zespole? Jak znaleźć czas na obie dziedziny, medycynę i muzykę, gdy doba ma tylko dwadzieścia cztery godziny?

Nie mam zielonego pojęcia, tym bardziej, że lubię spać! Snu na pewno staram się sobie nie odmawiać. Zawsze się śmieję, iż fakt, że mieszkam dość blisko mojego macierzystego szpitala znacznie mi to ułatwia, bo nie tracę niezliczonej liczby godzin na dojazdy. Natomiast, jak już wspomniałem, gdy ktoś ma niewiele czasu, po prostu musi się ekstremalnie dobrze zorganizować. A najlepiej – dołożyć sobie jeszcze jedno dodatkowe zadanie, wtedy, paradoksalnie, okaże się, że wyłuska na wszystko przestrzeń. Jak większość lekarzy w trakcie rezydentury czy tuż po, jestem też ojcem dwójki dzieci i im staram się poświęcić mnóstwo czasu. Dla mnie jest absolutnym priorytetem, żeby nigdy nie miały poczucia, że moja działalność w zespole odbywa się kosztem ich samych czy rodziny. Rzeczywiście, takie drobiazgowe poukładanie sobie codziennego planu dnia ułatwia sprawę. Ostatnie miesiące to był dla mnie ciężki czas – nauka do Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego, przez trzy miesiące trzeba było właściwie non-stop siedzieć w książkach. Śmieję się, że de facto w godzinach popołudniowych, gdy dzieci wracały, musiałem uciekać z domu – chyba wszyscy kończący szkolenie specjalizacyjne przeżywają ten sam dramat… Szczęśliwie, szpital zapewniał mi dobre warunki przygotowań do egzaminu – na oddziale jest oddzielny pokój, w którym można się spokojnie uczyć. Ten pomysł starszych kolegów bardzo ułatwił życie nam, młodszym lekarzom – znalazło się miejsce, gdzie można było rozłożyć książki, bez przeszkód skupić na nauce. Niemniej, zakończenie rezydentury to był dla mnie bardzo gorący i trudny czas. 

- Pasja czy medycyna. Czy to kiedykolwiek był wybór? Zdarzyła Ci się w życiu sytuacja, w której pomyślałeś, że będziesz musiał z którejś z nich zrezygnować?

Myślę, że cały czas się nad tym zastanawiam. Tu nie ma zero-jedynkowej odpowiedzi. Kocham i jedno, i drugie. Poświęcam mnóstwo czasu na medycynę, ona naprawdę człowieka potrafi pochłonąć. Praca w zawodzie lekarza sprawia mi zresztą dużo przyjemności, uwielbiam operować, świetnie czuję się na sali operacyjnej. Lubię też kontakt z ludźmi, zresztą tej komunikacji międzyludzkiej jest dużo w moim życiu właśnie dzięki działalności w Satori, stale spotykam nowych ludzi. 

- Skąd w Twoim życiu pojawiła się medycyna? Czy pamiętasz moment, w którym postanowiłeś, że chciałbyś zostać lekarzem? To była długa, wieloetapowa droga, a może zagrał przypadek?

Moja mama jest pielęgniarką. Siłą rzeczy zawsze towarzyszył mi szpital, odwiedzanie mamy na dyżurach. Pamiętam, jak jeszcze jako mały chłopak chodziłem po oddziale i oglądałem te wszystkie dziwne przyrządy w gabinetach lekarskich. Później, w liceum, trzeba było się dobrze zastanowić i podjąć decyzję, co ja właściwie chcę w życiu robić. Od razu postawiłem na jedną kartę, wiedziałem, że medycyna mi się naprawdę podoba. Będąc już na studiach, dość szybko, właściwie po pierwszych paru miesiącach, byłem pewien, że chciałbym zostać ortopedą i szczęśliwie mi się to udało. Teraz cały czas jeszcze żyję szczęściem zdanego PESu, poczuciem, że już nie muszę się uczyć całymi wieczorami… Wiadomo, lekarz musi doszkalać się całe życie, ciągle widzę, ile jeszcze nie umiem i ile jeszcze nadal muszę przyswoić, co chwilę pojawiają się nowe artykuły, doniesienia naukowe. Bycie specjalistą to jest już zupełnie coś innego, wiem, jak wiele jeszcze pracy i zdobywania wiedzy przede mną. 

- Dlaczego akurat ortopedia?

Zawsze w kręgu moich zainteresowań znajdował się sport, a ortopedia w dużej mierze zajmuje się właśnie medycyną sportową, urazami sportowymi i przeciążeniowymi. To był dla mnie naturalny wybór, chyba nawet nigdy sobie nie zadawałem tego pytania. 

- Czy pasja do muzyki jest dla Ciebie remedium na stres w pracy lekarza? Granie w zespole stanowi odskocznię od medycyny, a może to są dwa równoległe, koegzystujące ze sobą światy i chodzi w tym o coś zupełnie innego?

Człowiek zawsze musi mieć jakiś sposób na odstresowanie się. Każdy, kto pracuje w tym zawodzie, wie, jak wiele stresu on dostarcza. Praca na SORze, a większość młodych medyków, w tym również pielęgniarek i ratowników medycznych, pracuje na SORach czy Izbach Przyjęć, praca dyżurowa wywołuje bardzo silne napięcie. Dla mnie taką odskocznią jest zespół, czasem także sport. 

- Jakie masz plany na przyszłość związane z działalnością w Satori?

Przygotowujemy się teraz do eliminacji na Pol’and’Rock. Naszym marzeniem jest zagranie w tym roku na naszym polskim Woodstocku. Zobaczymy, czy to się uda, oczywiście, chcemy się zaprezentować z jak najlepszej strony. Nie ukrywam, że byłoby to spełnienie moich młodzieńczych marzeń. Na pewno czeka nas dużo pracy, by ten cel zrealizować. 

Przewijają się już też rozmowy o kolejnych utworach i coraz wyraźniej rysuje się perspektywa nagrania całej płyty długogrającej. W Satori jest nas pięciu i każdy ma swój napięty grafik, znaleźć terminy dogodne dla wszystkich to nie lada wyzwanie. Śmieję się, że wiele nam ułatwiła pandemia, bo nagle okazało się, jak wiele rzeczy można zdziałać zdalnie. Zamiast na systematycznych próbach, możemy spotykać się również na dopracowywanie szczegółów wcześniej powstałego materiału. 

- Praca zdalna zyskała niebywałą popularność w dobie pandemii, czy ona jest możliwa w przypadku zespołu metalowego? Udaje się w Satori przeprowadzać sesje online?

Spróbowaliśmy najpierw ten początkowy etap tworzenia nowego materiału, wymiany pomysłów przenieść do trybu online i to się świetnie sprawdziło. Dzięki temu możemy z bardziej dopracowanymi numerami pojawić się w salce prób i nie tracimy tyle czasu na dyskusje, czy coś robimy, czy nie robimy – bo przez cały ten proces rozmów już przeszliśmy internetowo. To jest bardzo fajne, zdecydowanie polecam wszystkim zespołom, wszystkim osobom grającym. Taki hybrydowy tryb sprawia, że oszczędzamy mnóstwo czasu i mamy jasne, konkretne zadania do wykonania na próbie w realu. Do tej pory, to całkiem fajnie współgra.

- Teraz właściwie już tylko czekamy, aż sytuacja epidemiczna pozwoli, by imprezy muzyczne i koncerty powróciły w takiej formie, jak to miało miejsce w czasach przedpandemicznych. I tego Tobie i całemu  Satori życzę. 

Ja tego wszystkim życzę, żebyśmy już nie musieli walczyć z kolejną falą zachorowań na COVID-19, by ta nasza rzeczywistość jak najbardziej zbliżyła się do tej sprzed pandemii. Czy to będzie możliwe, tego oczywiście nikt nie wie. Ale życzę sobie, wszystkim medykom i wszystkim muzykom również, bo ta branża naprawdę ucierpiała w związku z kolejnymi obostrzeniami, by ten powrót do normalności stał się realny. 

Część pierwsza wywiadu z lek. Tomaszem Jopkiem do przeczytania tutaj

po-godzinach

Dołącz do dyskusji

Polecane artykuły