Po godzinach vol. 2 – Wywiad z Katarzyną Bereniką Miszczuk, lekarką i pisarką

Zapisuję
Zapisz
Zapisane
pinezkaW SKRÓCIE

  Tworzy książki z różnych gatunków – fantasy, powieści grozy, science fiction, thrillery i kryminały. Pierwszą powieść “Wilk” napisała w wieku 15 lat. Była współautorką scenariusza do serialu AXN “Znaki”. Niedawno premierę miał serial “Otwórz oczy”, na podstawie jej książki “Druga szansa”. Oprócz tego wszystkiego – jest lekarką, specjalistką medycyny rodzinnej, właśnie zdała PES. Jak pogodzić dwa różne światy – literacki i medyczny, jak znaleźć czas na pasję, pracę i życie rodzinne, gdy doba ma tylko 24 godziny? Zapraszam na rozmowę z lekarką i pisarką w jednej osobie – Katarzyną Bereniką Miszczuk.

- Swoją debiutancką powieść “Wilk” wydała Pani jako osiemnastolatka, choć książka powstała de facto 3 lata wcześniej. Jak zaczęła się Pani miłość do literatury? Skąd w Pani życiu pojawiło się pisanie?

Odkąd pamiętam, w moim życiu obecne były książki. Od dzieciństwa uwielbiałam czytać, później w naturalny sposób dołączyło do tego pisanie. Na początku były to krótsze utwory, brałam udział np. w redakcji gazetek szkolnych, pisałam mniejsze formy literackie. Moja pierwsza powieść powstała jako wakacyjna zabawa, sposób na zabicie czasu. Miała być opowiadaniem, a w zasadzie nowelą. Jednak pisanie było tak przyjemne, że niespodziewanie zrobiła się z niej dwutomowa powieść! Schowałam ją później do szuflady. O jej istnieniu wiedziały tylko moja mama i moja najlepsza przyjaciółka. W liceum moja nauczycielka języka polskiego – przeczytała powieść i zmobilizowała mnie do wysłania utworu do jednego z warszawskich wydawnictw. Teraz, po latach mogę powiedzieć, że była to w sumie zabawna historia. Wysłałam tekst i przez bardzo długi czas nie było odpowiedzi. Dopiero później okazało się, że maszynopis zaginął w wydawnictwie. Na szczęście odezwali się później i zdecydowali, że chcieliby tę książkę opublikować.

- W jaki sposób Pani pisze? Ma pani jakieś zwyczaje, bez których nie wyobraża sobie pracy nad tekstem? Ulubioną pisarską rutynę?

Miałam taką rutynę – do momentu urodzenia dziecka. Teraz łapię każdą wolną chwilę, którą mogę poświęcić na pisanie. Niestety, nie ma ich zbyt wiele. Wcześniej faktycznie miałam ściśle sprecyzowany rytuał – swoje ulubione krzesło przy stole, na którym siedziałam tyłem do kuchni, tak, by widzieć całe mieszkanie, kubek z kawą, ulubioną muzykę. Potrafiłam wtedy spędzić na pisaniu ciągiem nawet 6 godzin. Odkąd zostałam mamą jest to jednak technicznie – czasowo niemożliwe.

- Czy w pracy nad tekstem towarzyszy Pani muzyka? A może woli Pani skupienie w ciszy?

Uwielbiam pisać przy muzyce. Każda moja powieść ma własną ścieżkę dźwiękową, przy której powstawała. To były bardzo różnorodne dźwięki – od utworów pop Taylor Swift, poprzez muzykę folkową, która towarzyszyła mi w trakcie pisania serii “Kwiat paproci”, ale także Enej, utwory rockowe, a nawet ścieżka dźwiękowa z gry Wiedźmin 3! Każda z moich powieści ma inny nastrój, co ma swoje odzwierciedlenie w muzyce. 

- Tworzy Pani różnorodne książki, ma w dorobku serię o Szeptusze związaną z mitologią słowiańską, thrillery psychologiczne, kryminał, powieści z pogranicza fantasy. Czy jest jakiś gatunek, który najbardziej Pani lubi, a może któryś z nich szczególnie dobrze się Pani pisze?

Staram się pisać takie książki, jakie sama chciałabym przeczytać. Jeśli pomysł jest ciekawy i intrygujący, to praca nad tekstem staje się prawdziwą przyjemnością. Próbuję pisać książki, które podnoszą na duchu, są ucieczką od codzienności, bo tego właśnie sama szukam w literaturze. Stąd chyba najgorzej pisało mi się “Pustułkę” – to rasowy kryminał, ciężki i ponury. Pozbawiony wątków komediowych, które dla mnie są istotnym elementem w powieściach. Z racji konstruowania intrygi, musiałam także rozpisać plan wydarzeń, czego zwykle nie robię. Lubię, kiedy pojawiające się w mojej głowie rozwiązania fabularne i dialogi są dla mnie niespodzianką. Jako że plan wydarzeń miał sztywne ramy i od samego początku wiedziałam, kto jest mordercą, to w przypadku “Pustułki” była to praca odtwórcza, a nie twórcza.

katarzyna berenika miszczuk, bml lifestyle
Katarzyna Berenika Miszczuk, wyk. Wojtek Biały

- Czy studia medyczne i praca w zawodzie lekarza dostarczają Pani pisarskich inspiracji? Medyczna wiedza przydaje się do konstruowania tkanki powieści?

Tak, kilka lat temu stworzyłam dwa thrillery “Obsesję” i “Paranoję”, których główną bohaterką jest rezydentka psychiatrii. Tutaj podziękowania należą się mojej redaktorce – Agnieszce Trzeszkowskiej–Berezie, która znając mój drugi zawód, namówiła mnie, bym napisała coś z wątkiem medycznym. Na studiach pasjonowała mnie psychiatria, jednak nie czułabym się komfortowo w takiej pracy. Bardzo miło wspominam jednak staż podyplomowy na oddziale psychiatrii. Wiele się podczas niego nauczyłam, chociaż także utwierdziłam się w przekonaniu, że to nie byłaby specjalizacja dla mnie. Jeśli chodzi o kwestie medyczne, to pisanie tych powieści było proste. Bardzo pomocni byli też moi przyjaciele z dawnej grupy dziekańskiej, zawsze służyli informacjami i pomocą. M.in. moja koleżanka, która robi specjalizację z medycyny sądowej – szczegółowo wyjaśniła mi np. na czym polegają różnice między pracą patologa a lekarza medycyny sądowej.

- Od czego zaczyna Pani pisać kolejną książkę? Jaki jest punkt startowy nowej powieści?

Zwykle jest to jakaś jedna scena, pojedyncza migawka, która się pojawia w mojej głowie, czasem jest to dialog. Ja myślę bardzo “filmowo” – wyobraźnia podsuwa mi kadry, które zamykam w tekście, na kartce papieru. Teraz zabieram się za drugą część przygód Jagi (młodej Szeptuchy działającej w latach 80.). Ta książka akurat rozpoczęła się w mojej głowie taką sceną: wiekowa już Jaga opowiada swoją historię młodszej następczyni. Zaczyna słowami: “To był dzień, w którym popełniłam największy błąd swojego życia. To był był dzień, w którym zrobiłam... trwałą ondulację”. I wokół tego zdania dobudowują się kolejne warstwy, a następnie powstaje z nich powieść.

- Jak tworzy Pani swoich bohaterów?

Robię krótkie opisy każdej postaci – czego się boi, co lubi, jakie miała dzieciństwo. Często wielu z tych szczegółów w ogóle nie zawieram w książce. Lubię to wiedzieć, mieć z tyłu głowy, gdy opisuję bohatera i kreuję jego zachowanie. Chyba jak każdy pisarz trochę podkradam z życia. Czerpię inspirację ze znajomych, z rodziny. Od kogoś pożyczę uśmiech, kolor włosów, sposób chodzenia, czy jakąś manierę mówienia. Staram się łączyć te rzeczywiste inspiracje z literacką fikcją.

- Napisała Pani tyle książek, na ich kartach przewija się mnóstwo bohaterów. Czy wymyślanie dla nich coraz to nowych, kolejnych imion nie bywa problematyczne?

Mam ogromny problem z wymyślaniem imion. Trochę wstyd się przyznać, ale ja nawet w prawdziwym życiu często zapominam imiona niektórych osób z mojego otoczenia. Raz zdarzyło mi się nazwać bohatera imieniem i nazwiskiem postaci z którejś z poprzednich książek. Czytelnicy oczywiście to wyłapali!

- Tworzy Pani plan akcji, rozrysowuje jakiś schemat przebiegu książki, spisuje notatki? A może pisze zupełnie “z głowy”?

Siadam i piszę z głowy. Tylko w przypadku “Pustułki” powstał szczegółowy plan akcji. Z kolei gdy pisałam thrillery medyczne: “Obsesję” i “Paranoję” miałam jedynie krótką rozpiskę wydarzeń, podobnie przy komedii kryminalnej “Ja cię kocham, a ty miau”. 

- Właśnie. Komedia kryminalna nie jest jedyną Pani książką, w której pojawiają się wątki humorystyczne, dowcip. Czy śmiech jest ważny w Pani życiu? Czy w ogóle humor jest czymś, co jest potrzebne w pracy lekarza?

Śmiech jest czymś bardzo potrzebnym i ważnym. Praca lekarza jest niezmiernie satysfakcjonująca, co nie zmienia faktu, że masę problemów lekarze zabierają ze sobą do domu. Dlatego zwłaszcza nam to poczucie humoru jest szczególnie potrzebne. W różnych odmianach. Moi znajomi anestezjolodzy cechują się np. tzw.”czarnym humorem”. On pozwala im spojrzeć z dystansu na często tragiczne historie, z którymi mają kontakt. Wobec ogromu cierpienia, z jakim stykamy się w pracy, a na jakie często nie mamy skutecznej recepty, bardzo potrzebna jest odskocznia. Wydaje mi się, że to dlatego w naszej grupie zawodowej jest tylu artystów, muzyków, ludzi, którzy “po godzinach” spełniają się w zdawałoby się zupełnie odmiennych dziedzinach.

- W Pani powieściach często przewijają się motywy związane ze słowiańszczyzną, słowiańskim folklorem. Skąd pojawiły się te inspiracje? Czy od dawna interesowała się Pani słowiańszczyzną?

Nie. Na pomysł wykorzystania wątków słowiańskich wpadłam podczas wizyty u teściów, spacerując po Puszczy Świętokrzyskiej. Zafascynował mnie las. A później myśli same popłynęły, moje rozważania skierowały się w stronę czarownic (wiadomo, Łysa Góra), a stamtąd już zaraz w stronę czasów słowiańskich. To były zagadnienia dla mnie nowe, zaczęłam więc szukać materiałów źródłowych, pogłębiać swoją wiedzę. Tutaj muszę się pochwalić, że zanim usiadłam do pisania “Szeptuchy”, pierwsze dwa lata szukałam wiarygodnych źródeł, m.in. etnograficznych. Moją “biblią” był podręcznik dla studentów UW “Mitologia Słowian” Aleksandra Gieysztora. To nie są proste zagadnienia, zważywszy na ich mnogość, dużą ilość nie do końca wiarygodnych źródeł pisanych. Zatem zanim porządnie “wgryzłam się” w temat, minęło trochę czasu.

- Dwa światy – medycyna i powieści. Czy postaci z Pani książek towarzyszą w codziennej lekarskiej pracy? A może świat pisarski zostaje za drzwiami gabinetu?

Oba zostają za drzwiami. W pracy nie myślę o książkach, skupiam się tylko na pacjentach. Kiedy piszę, mój zawód przestaje dla mnie istnieć. To zupełnie dwa oddzielne światy. Natchnienie do kolejnych książek pojawia się najczęściej w chwilach tzw. bezmyślnych: pod prysznicem, w trakcie suszenia włosów, jazdy samochodem, na spacerze. W pracy, w gabinecie nie ma na to miejsca..

- Jest Pani domatorką?

Zdecydowanie domatorką. Nie lubię zmian, mam duszę kota. Jak kot przywiązuję się do miejsc, mam swoje ulubione krzesło, stół do pisania, kubek do kawy. Łatwo mi się utożsamić z kotem, ponieważ mamy dwa, które niezmiennie tryskają energią. Zwłaszcza o 4:30 nad ranem… To zwierzęta, które mają własny charakter, indywidualną mimikę. Obserwowanie ich sprawiło, że bardzo łatwo pisało mi się komedię “Ja cię kocham, a ty miau”, książkę, w której narratorem jest kot. Moja kotka Misza bierze zresztą “aktywny” udział w pisaniu. Gdy tylko otwieram plik z powieścią, materializuje się na klawiaturze komputera.

Część druga wywiadu z Katarzyną Bereniką Miszczuk już na remedium.md – do przeczytania tutaj.

kultura
po-godzinach

Dołącz do dyskusji

Polecane artykuły