Wyszukaj w publikacjach

05.06.2022 o 04:56
·

Jak cię widzą, tak cię piszą? - o pracy, pandemii, aktywności w mediach i absurdach opowiada @DrBrunet

100%

Stałą cechą polskiej kultury jest niejednokrotnie jej absurdalność, która nie oszczędza także sektora ochrony zdrowia. Wiele można zarzucić jego organizacji, a pracownicy tegoż zmagają się z niedorzecznością wprowadzanych rozwiązań niemal tak często, jak bohaterzy “Misia” bądź “Dnia Świra”. Rzeczywisty obraz medycznego światka rzadko kiedy przenika do kultury masowej. Jednak pewien lekarz zdecydował się opisywać migawki z życia w intrygującej, lapidarnej formie, opowiadając o codzienności - takiej, jaką naprawdę jest. DrBrunet to doświadczony anestezjolog, lekarz rodzinny i źródło wielu niezwykłych historii. Co zainspirowało go do stworzenia swojego twitterowego kątka i skąd czerpie pożywkę do tworzenia opowieści?

AM: Doktorze, na swoim koncie na twitterze ma Pan ponad 20 000 fanów, w tym również mnie. Raczy nas Pan barwnymi, często obnażającymi absurdy polskiego systemu ochrony zdrowia scenkami z życia zawodowego. Konto istnieje od ponad 10 lat. Jednak zanim poświęcimy się w pełni Pana kunsztowi literackiemu w wirtualnej rzeczywistości, chciałbym się zapytać o doświadczenie zawodowe. Od jak dawna Pan pracuje, gdzie i w jakim charakterze?

DrB: Z tym kunsztem to nie przesadzałbym. Twittera mam od dobrych paru lat, ale piszę stosunkowo od niedawna. Początkowo traktowałem to medium wyłącznie jako źródło informacji - co jak co, ale zarówno plotki, jak i wiadomości ukazują się szybciej, niż w telewizji. Pewnego dnia stwierdziłem, że tu coś wypocę i wypociłem. Tak już zostało. 

Oj, pracuję od prawie 20 lat. Zamierzałem zostać ginekologiem, a na przeszkodzie stanęła mi ospa wietrzna. Na dzień przed wygłoszeniem mojego wykładu na zjeździe ginekologów (a byłem wówczas studentem), w trakcie dyżuru na porodówce, złapało mnie to świństwo. No i nie pojechałem. W ramach buntu przeciw naturze postanowiłem zostać psychiatrą, ale jestem facetem, który musi widzieć efekty swoich działań. Tak trafiłem na anestezjologię i OIOM noworodkowy. W pewnym momencie życia stwierdziłem, że wolę jednak  spokojniejsze klimaty i w ten oto sposób od 10 lat jestem lekarzem rodzinnym.

AM: Pana barwne historie przyciągają uwagę. Obserwujący mogą delektować się nowo opisywanymi wydarzeniami, jak i dowiadują się o losach stałych bohaterów, takich jak: Pani Nieszczęście, Pani Pieniaczka, Miś Mizogin i jedyna, wyjątkowa pielęgniarka Jadzia (moja ulubienica). Co Pana zainspirowało do przelania historii dnia codziennego na, w tym wypadku wirtualny, papier? Czy mamy tutaj elementy licentia poetica?

dr brunet, bml, zycie medyka

DrB: Co mnie zainspirowało? Raczej kto! Właśnie Jadzia i Mizogin. Jadzia jest postacią absolutnie realną, zdarza mi się tylko i wyłącznie językowo przystosowywać jej wypowiedzi do zasad Twittera i poprawnej polszczyzny (na miarę moich możliwości, bo zawsze ktoś gdzieś znajdzie jakiś brakujący przecinek). Natomiast Miś Mizogin jest żywcem wyjęty z muzeum woskowych figur. Gdybym go nie znał osobiście, musiałbym go wymyślić.

dr Brunet, twitter, lekarze na twitterze

AM: Chociaż opisywane wydarzenia, z perspektywy czytelnika, są niejednokrotnie zabawne swoją groteskowością, to jednak obcuje Pan z absurdem dzień w dzień. Wielu pacjentów cechuje się roszczeniową postawą, butą, a wręcz agresją. Lekarz traktowany jest jak przeszkoda na drodze do osiągnięcia zamierzonego celu - otrzymania zwolnienia, recepty, diagnozy, bądź skierowania. Czy tego typu ludzie stanowią lwią część populacji? Czy może tylko ci są warci opisania?

DrB:  Staram się opisywać sytuacje krańcowe, opisywać ludzkie zachowania bez krzty oceniania. Ten element zostawiam czytelnikom. Bardzo często spotykam się z zarzutami, że zdradzam lekarską tajemnicę. Przepraszam, ale w którym miejscu? Wśród czytelników jest wielu moich pacjentów i, gdy kiedyś napisałem o złym samopoczuciu, potrafili przyjść do przychodni z pytaniami, czy mi czegoś nie trzeba. Jestem trochę typem społecznika, pomagam ludziom w chorobie nie tylko ciała, ale i duszy. Kiedyś jakaś internautka była zdziwiona tym, że pacjentka poskarżyła mi się, że jej mąż ma problemy z alkoholem, a ponadto sądzi, że ją zdradza. Jednak skoro jestem człowiekiem, do którego ma absolutne zaufanie, to komu innemu miała się zwierzyć? Może swojej mamie, która z kolei najprawdopodobniej natychmiast obarczyła by ją winą? Jak wspomniałem, opisuję sytuacje skrajne, wyłuskuję z nich absurdy osobowości, ale każdy może sobie do tego historię dopisać. 

dr Brunet, twitter, absurdy medycyny w Polsce

AM: Nie da się jednak zaprzeczyć, że warcholstwo, pieniactwo, frustracja i wzajemne niezrozumienie w praktyce lekarza rodzinnego to chleb powszedni. Gdzie leży źródło tych zachowań? Czy sprzyja im zły system, wyniosłość lekarzy, czy może polska, odziedziczona po przodkach, sarmacka spuścizna? Co lub kto Pana zdaniem jest największym winowajcą obecnego stanu rzeczy, a zarazem koniem napędowym dla Pana opowieści?

DrB:  W złych relacjach lekarz - pacjent wina zawsze leży po obu stronach. Weźmy tu na przykład historię pacjentki, która poszła na skargę do szefa przychodni z powodu liczby badań, jakie zlecił jej właśnie lekarz rodzinny: 

„Patrz pan, jak pan doktor pana naciąga!” - stwierdziła.

Efekt jej zachowania był mrożący, a mianowicie to, że żaden z lekarzy w poradni nie chciał jej leczyć. W końcu - po paru latach - na światło dzienne wyszło, że kobieta cierpi na rozsiany nowotwór. Sytuacja beznadziejna - pacjentka zmarła. Rodzina oczywiście oskarżyła lekarzy (którzy się tej pacjentki zwyczajnie bali). Opisywana przeze mnie pani Pieniaczka chociażby jest człowiekiem, który tylko czeka na potknięcie doktora. Pani Nieszczęście zaś stale się potyka.

AM: Jednym z najpopularniejszym Pana tweetów jest ten odnoszący się do rozmowy z przedstawicielką szpitala, proszącą by objął Pan dyżur w czasie pandemii. Jak Sars-CoV 2 zmienił pracę i obserwowaną przez Pana część systemu ochrony zdrowia?

dr Brunet, twitter, pandemia COVID-19

DrB: W trakcie epidemii “kowida” praktycznie nie wychodziłem ze szpitala. Powód? Nie było rąk do pracy. Siedziałem w przychodni od 8:00 do 17:50, a od 18:00 do rana w szpitalu. W każdy weekend dyżury 48h. Przypłaciłem to ciężkim zawałem. W pierwszą wolną sobotę pandemii, po prawie dwóch latach katorgi, postanowiłem pojechać z żoną nad jezioro i w niedzielę mnie dopadł! Na szczęście, zostałem uratowany w ostatnim momencie, a bardzo mało brakowało, bo zawałem objęta była rozległa część serca.

Co do zmiany w systemie - u mnie w przychodni nie zaobserwowałem większych różnic. Ludzie - jak można się domyśleć - nadal przychodzili. Jedyną rewolucją były teleporady. To akurat jest świetny pomysł. Osoby chcące wyłącznie receptę, bądź skierowanie np. do okulisty mogą spokojnie załatwić swoją potrzebę za pomocą jednego, prostego połączenia, nie blokując innym miejsca w przychodni. Inaczej oczywiście wygląda sprawa z infekcjami. Mnie personalnie nie zdarzyło się na ślepo kogokolwiek leczyć. Wolałem założyć urocze kowidowe wdzianko i zwyczajnie posłuchać delikwenta. 

AM: Czy częstym zjawiskiem byli denialiści “plandemii”? Jak na froncie radziła sobie Jadzia?

DrB: Patognomoniczne było to, że niezaszczepieni mieli największe do lekarzy pretensje i żale. Ludzie leżący na oddziale do końca nie potrafili przyjąć informacji, że Sars-CoV 2 to żaden spisek, tylko ciężka choroba, a my, lekarze, nie uczestniczymy w żadnym eksperymencie, ani nie „wymyśliliśmy” tego wirusa. 

Jadzia jest pielęgniarką z kilkudziesięcioletnim stażem, więc jak miałaby sobie radzić? Bez tej kobiety zginąłbym.

dr brunet, covid-19

AM: Jak często spotykał się Pan z prośbami o alternatywne środki leczenia COVID-19? 

DrB: Bardzo często miałem prośby, a nawet żądania o przepisanie amantadyny. Raz nawet grożono mi pobiciem, jeśli jej nie przepiszę. Kiedy indziej, po mojej odmowie, zarysowano mi samochód na parkingu. W trakcie pandemii codziennie przeglądałem specjalistyczne publikacje, chcąc być na bieżąco z medyczną wiedzą na temat wirusa.

dr Brunet, covid-19, pandemia, twitter

AM: Nie mamy łatwo. Z jednego kryzysu weszliśmy w drugi, tym razem zrodzony z wyrachowanego działania wierchuszki rosyjskich polityków. Do Polski przybyło już ponad 3 mln Ukraińców. Jak napływ tych ludzi zmienia specyfikę Pana pracy? Jak wielką rolę pełni bariera językowa? Czy terapie i leczenie, z jakim przyjeżdżają nasi goście, są podobne do stosowanych u nas?

DrB: Mogę się pochwalić faktem, że nie mam bariery językowej. Rozmawiam dość swobodnie zarówno po rosyjsku, jak i po ukraińsku. Z tego też względu nazywają mnie w okolicy „doktorem od Ukraińców”. Odnosząc się do dalszej części pytania - tak, leczenie jest dość podobne. Zawsze ceniłem tamtejszych lekarzy za wiedzę i posiadane doświadczenie. Mam zresztą kilku kolegów z Ukrainy. 

lekarze dla Ukrainy, dr Brunet twitter

AM: Pański stosunek do uchodźców jest jasny, ale kryzys humanitarny był w stanie odmienić oblicze nawet Misia Mizogina! Z jakimi reakcjami na uchodźców możemy się spotkać u rodzimych pacjentów? 

DrB: Polscy pacjenci na uchodźców reagują różnie. Szczęśliwie - na ogół pozytywnie. Co więksi mózgowcy dają czadu na korytarzu. Obawiam się jednak, że może się to zmienić. Polski zapał to płomienny zapał, także jeśli chodzi o pomaganie.

twitter dr Brunet, Ukraina

AM: Oferuje Pan wikt i opierunek uchodźcom wojennym, udziela nieustannie wsparcia na tle medycznym. Obserwując Pana profil można zauważyć, że również Pan walczy i to osobiście! Metody w tym wypadku są bardziej cywilizowane, ale proszę uchylić rąbka tajemnicy - jak idzie wojna na froncie kulinarnym?

DrB:  Niestety na tym polu jestem w odwrocie. Mam w domu dwie ukraińskie rodziny. Żanna jest zawodową kucharką. Rano oznajmiłem, że jutro przygotuję chilli con carne, więc po przyjściu z pracy czekały na mnie: swojska pizza (podpłomyk), pielmieni, kotlety i kartoflanka. Obawiam się, że w tym starciu nie mam szans.

dr Brunet twitter, Ukraina

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).