Wyszukaj w publikacjach

Akcja szczepień celebrytów w trakcie fazy 0 to jeden z większych skandali ostatnich dni. Media nieustannie rozpisują się na temat kolejnych doniesień i faktów w tej sprawie. Postanowiliśmy porozmawiać z autorami facebookowej strony „ZUM na WUM”, która jako pierwsza poinformowała o potencjalnych nieprawidłowościach przy prowadzonych szczepieniach na terenie Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Kim są autorzy strony? Czy ciężko jest zachować anonimowość? Jaką sprawą rozpoczęli swoją działalność? Dlaczego nie będą się już zajmować “aferą szczepionkową”? Jak widzą swoją rolę w społeczności akademickiej?
Zapraszamy do lektury wyjątkowego wywiadu!
- Dzień dobry, a może cześć?
Jeśli mamy wybór, to zdecydowanie „cześć”. Prowadzimy przecież stronę studencką!
- Dziękuję, że zgodziliście się na wywiad. Nie boicie się? (śmiech)
Pewnie, że się boimy. Chociaż ten lekki strach nie jest paraliżujący. Po prostu wiemy, że musimy uważać na każdym kroku i dbać o to, żeby pozostać anonimowymi, szczególnie w gronie znajomych i bliskich nam osób. Umowa była taka, że nawet nasi rodzice nie wiedzą, że prowadzimy ZUM (na WUM - przyp. red). I póki co tego się trzymamy.
- Kim są autorzy ZUM na WUM?
To pytanie dostajemy codziennie i to wielokrotnie (śmiech). W związku z tym odpowiedź znamy już na pamięć – jesteśmy studentami WUM-u z różnych kierunków. Zawsze prosimy wszystkich, żeby nie drążyli tego tematu… a oni i tak drążą. Niestety, nie możemy zdradzić naszych imion, ani ile osób prowadzi stronę albo co lubimy jeść.
- Słyszeliście o zarzutach, że jednym z Was jest prof. Wielgoś – były rektor? Co wy na to?
Haha – tak. Wiele razy. Nie nazwalibyśmy tego zarzutem, bo bardzo nam to schlebia, ale nie - “ZUM na WUM” to nie prof. Wielgoś. Chociaż zazwyczaj jak pada to pytanie to żartujemy, że tak, że jesteśmy taką Gwardią Dumbledore’a. Nauczyliśmy się reagować żartami na różne teorie związane z tym, kim jesteśmy albo po co to robimy. Nie mieliśmy innego wyjścia, skoro niektórzy nasi obserwujący sugerują, że jesteśmy polityczną młodzieżówką albo opłaconymi ludźmi, którzy mieli w pokrętny sposób wypromować szczepienia. Tak już całkowicie serio to “ZUM na WUM” jest w 100% stroną studencką. Jesteśmy studentami WUM-u. Nic więcej nie możemy powiedzieć. Zresztą z doświadczenia wiemy, że kto nie chce nam uwierzyć, ten i tak nam nie uwierzy.
- Zapytam wprost - jesteście z jednego roku studiów?
Nie, jesteśmy z różnych lat.
- Stronę założyliście w czerwcu tego roku. Dlaczego?
Właściwie to nie było konkretnego wydarzenia, jednego impulsu, który by nas do tego zainspirował. W marcu zawieszono zajęcia kontaktowe i rozpoczęło się nauczanie zdalne. Razem z nim pojawiło się wiele prześmiesznych sytuacji, stricte memicznych, jak i równie dużo nierozwiązanych problemów, z którymi studenci zostawali sami. Do czerwca trochę się tego zebrało. W dodatku zbliżała się sesja, wiadomo, że wtedy szuka się dodatkowego zajęcia... Pewnego razu, rozmawiając w kilka osób, uznaliśmy, że spróbujemy. No i spróbowaliśmy.
- A jak powstała nazwa „ZUM na WUM”?
I tu pojawił się pierwszy poważny problem, a nasz zapał mocno przygasł (śmiech). Wiedzieliśmy, że potrzebujemy oryginalnej nazwy, która przyciągnie potencjalnych obserwatorów, a z drugiej strony - czegoś z jajem. Ktoś powiedział, że w nazwie musi być „WUM”, żeby nie było wątpliwości, czego strona dotyczy. Ktoś inny rzucił, że mogłoby się rymować. Co się rymuje z WUM? Teraz już wiecie. (śmiech)
Ale w pierwszym momencie wcale nie skojarzył nam się „ZUM”, tylko „zoom”, jak zbliżenie. Stąd też kamera w naszym logo. I być może tak by zostało, ale przy okazji sączenia jakiegoś trunku doznaliśmy olśnienia, że skrót „ZUM” (od „zakażenia układu moczowego”), który tyle razy słyszą w trakcie studiów studenci kierunku lekarskiego, fonetycznie brzmi tak samo jak „zoom”. No i udało się, powstała wielowymiarowa nazwa. Najfajniejsze jest to, że wiele osób spoza WUM-u pisze do nas z pytaniami, o co chodzi z tym ZUM-em!
- Pamiętacie Wasz pierwszy post? O czym on był?
Szczerze mówiąc, to większość z nas nie pamięta. Tylko jedno z nas przypomniało sobie, że było tam zdjęcie zdziwionego Wojtka Szczęsnego. Miał się on kojarzyć z pewnym znanym na WUM-ie docentem, który musiał odpisywać na jakąś ogromną liczbę maili. Bodajże coś ponad 15.000. To może trywialne, ale początki były fatalne. Nie mieliśmy pojęcia, jak przyciągnąć na naszą stronę obserwatorów – nie mogliśmy po prostu polubić naszej strony samodzielnie i zaprosić znajomych. Więc musieliśmy kombinować z fake kontami, dołączaniem do grup studentów i udostępnianiem postów itp. To była makabra.
- Korespondowaliście oficjalnie z jakimkolwiek organem uczelnianym?
Tak. Pisaliśmy do Biura Rzecznika Prasowego WUM. Nigdy nie otrzymaliśmy odpowiedzi – zresztą z tego co wiemy, to Biuro rzadko w ogóle odpowiada. Pisaliśmy lub dzwoniliśmy również do innych organów, często przez podstawione osoby. Zauważyliśmy, że mało kto chce z nami rozmawiać, jak powiemy, że piszemy w imieniu ZUM-u. Musimy jednak podkreślić, że zdarzały się przypadki, w których dostawaliśmy bardzo szybko informacje w super atmosferze. Ostatnio nawet jedna z Pań zwróciła się do nas mailowo „Moi mili”, co w porównaniu z rozłączaniem się lub brakiem odpowiedzi, było dużym i sympatycznym zaskoczeniem.
- Jak mogę się domyśleć, podpisy brzmiały: „Pozdrawiamy, Zespół ZUM na WUM”?
W korespondencji e-mail nie używamy słów „witam”, „pozdrawiam” itp., bo nie czujemy się żadnymi gospodarzami. Raczej petentami. Ale faktycznie – nie ma co sprawdzać, nie będzie tam naszych danych. Co najwyżej „studenci WUM”.
- Czy ktokolwiek z uczelni lub spoza próbował Was zdemaskować?
Codziennie ktoś do nas pisze, że właśnie ustalił kim jesteśmy (śmiech). Że podobno ciągle wszyscy analizują kto, kiedy dawał lajki itp. Oczywiście wiedzieliśmy, że tak będzie, więc zachowujemy czujność i dyskrecję.
Musimy jednak wspomnieć konkretnie o jednym zdarzeniu, z którego filmik krążył po Internecie i właśnie ujrzał światło dzienne. Sytuacja rażąco podobna do legendarnego incydentu z biurkiem Durczoka. Podczas jednej z „Godzin z Rektorem” (cyklicznych spotkaniach studentów z Rektorem), nie została zakończona transmisja spotkania na youtube. Wówczas Rektor, uważając, że nagrywanie jest wyłączone, polecił jednej ze swoich pracownic, by pobrała listę uczestników spotkania z Teamsów oraz poinformował osoby obecne w pomieszczeniu, że „ZUM na WUM” był. Domyślamy się, że Rektor wiedząc, że co tydzień publikujemy na naszej stronie na FB podsumowanie tych spotkań, chciał ustalić kto nagrywał spotkanie, a co za tym idzie – kim jesteśmy. Oczywiście do sprawy nikt z Władz Uczelni się nie odniósł. Sprawa jest poważna, ponieważ nikt ze studentów nie był informowany, że lista ze spotkania będzie pobierana i w późniejszym czasie w jakiś sposób wykorzystywana. Naszym zdaniem takie postępowanie może zadziałać odstraszająco.
- A dostawaliście jakieś ostrzeżenia/groźby w związku z Waszą działalnością?
Pewnie. Wiele razy. Ale chyba najbardziej otwartą groźbę dostaliśmy na początku naszej działalności, gdy Starostka Roku pewnego kierunku groziła nam sprawą sądową za udostępnienie jej publicznej korespondencji e-mail z prowadzącą, którą udostępniła na grupie roku. Post usunęliśmy, chociaż z perspektywy czasu trochę żałujemy. Uważamy, że nie tylko Władza Uczelni, ale również przedstawiciele studentów powinni odpowiadać za to, co robią. Szczególnie, gdy reprezentują nie tylko siebie.
- Prawdą jest, że realny rozgłos na uczelni dała Wam dopiero sprawa z Ombudsmanem – Rzecznikiem Akademickim. O co w niej chodziło?
Tak, to prawda. Ta sprawa była dla nas przełomem. Związana była z likwidacją stanowiska Rzecznika Akademickiego przez nowego Rektora – prof. Gacionga. W drodze zarządzenia zostały wprowadzone zmiany do Regulaminu Organizacyjnego Uczelni, zakładające usunięcie takiego stanowiska, bez jakiegokolwiek uzasadnienia. Taka decyzja wprost łamała §125 Statutu WUM, o czym zaczęliśmy pisać na naszym profilu. Początkowo wiele osób, także asystentów, zarzucało nam szukanie taniej sensacji, zajmowanie się głupotami i nieweryfikowanie naszych źródeł. Ucieszyło nas jednak, że część studentów zainteresowała się sprawą i sama zaczęła czytać zarządzenia Rektora oraz szukać informacji na ten temat. Wersje wydarzeń przedstawiane przez Rektora podczas kolejnych „Godzin” spowodowały zarówno wzrost zainteresowania tematem wśród naszych obserwujących, jak i intensyfikację ataków na nas. Rektor, zapytany o Ombudsmana, najpierw odpowiedział, że Rzecznik prowadził mało spraw i dlatego nie przedłużył jego funkcjonowania, by w następnym tygodniu stwierdzić, że jednak mamy Ombudsmana – wymieniając pewnego prof. z naszej Uczelni.
Wtedy dopiero się zaczęło… Naprawdę wiele osób mówiło nam, że zrobiliśmy aferę o nic. Przez chwilę sami myśleliśmy, że popełniliśmy błąd, nie doczytaliśmy czegoś lub niewystarczająco prześledziliśmy zarządzenia. Wtedy jednak nasz informator podrzucił nam pismo, z którego wprost wynikało, że ów prof. nie jest Rzecznikiem Akademickim a Rzecznikiem Dyscyplinarnym ds. studentów i doktorantów. Ot, taka subtelna różnica. Rektor najwidoczniej uznał, że studenci nie dotrą do wspomnianego pisma bądź nie zauważą różnicy. Wówczas mieliśmy już bardzo twarde dowody na złamanie Statutu przez Rektora.
O braku Rzecznika zaczęliśmy pisać wszędzie – na naszym FB, pod postami WUM-u itp. Nikt z Władz Uczelni nie zabrał głosu w tej sprawie. Wszyscy milczeli. Aż w końcu, podczas Godziny z Rektorem, gdy udało nam się zapytać Rektora o to, kiedy zostanie powołany nowy Rzecznik, cytując Statut Uczelni, uzyskaliśmy informację o nominacji. Walka o Rzecznika trwała prawie miesiąc.
- Wasza praca w social mediach oparta jest też na informatorach, czego nie kryjecie. Kto do Was pisze?
Obecnie? Wiadomości przychodzą 24/7. Wszyscy piszą. Studenci, absolwenci, nauczyciele akademiccy, dziennikarze, politycy, personel medyczny z całej Polski. Lista jest naprawdę długa. Naszym zdaniem jest to związane z naszymi zasadami – nigdy nie zdradziliśmy źródła naszych informacji. I tak też pozostanie.
- Profesorowie też są waszymi informatorami? (śmiech)
Owszem. Profesorowie również dzielą się z nami swoimi przemyśleniami, poglądami, pytaniami. Teraz piszą do nas również wykładowcy z innych Uczelni, przesyłając swoje wsparcie i dobre słowo. To niesamowicie miłe i motywujące do dalszej działalności.
- Tym sposobem dotarliśmy do, być może największej i najbardziej medialnej, afery uczelni medycznych ostatnich lat. „Afera szczepionkowa”, „afera celebrytów”, „GaciongGate” – takie określenia sprawy, którą nagłośniliście znalazłem w mediach i w internecie. Jak to było z tymi szczepieniami celebrytów – kto Was o tym poinformował?
Osoby, którym leży na sercu dobro naszej Uczelni. Nic więcej nie powiemy. Tak jak już podkreślaliśmy – cieszymy się zaufaniem, ponieważ nie zdradzamy naszych źródeł informacji.
- Dostaliście pełną listę zaszczepionych celebrytów?
Oczywiście, że nie! Nigdy też tego nie sugerowaliśmy. Dostaliśmy kilka nazwisk, które wydawały się początkowo abstrakcją. Później, wraz z rozwojem afery wszystko zaczynało się zazębiać, a dowodów zaczęło przybywać. Dzisiaj czytaliśmy, że lista może zawierać kilkadziesiąt nazwisk… Tego nikt się chyba nie spodziewał.
- Tuż po Was o skandalu poinformował nasz portal - Remedium a potem ogólnopolskie media. Dziennikarze się sami zgłosili?
Okazało się, że wielu dziennikarzy czyta naszą stronę. Pierwsi napisali dziennikarze z … TVNu. Później przestali interesować się tematem. Nie mamy pojęcia czemu! Ale faktycznie dziennikarze pisali do nas na FB czy mailowo. Wielu, z bardzo różnych redakcji. Zainteresowanie zdecydowanie przekraczało nasze moce przerobowe, więc kontakt się urywał. Bywało też tak, że nie odpowiadaliśmy zgodnie z ich potrzebami. Przez ostatni tydzień ciągle padały pytania czy będziemy domagać się dymisji Rektora. Odpowiadaliśmy zawsze tak samo.
- Jak?
Tak jak mogą odpowiadać na takie pytania studenci wobec swojego Rektora. Odmawialiśmy komentarza.
- Pewnie oglądaliście konferencję Rektora WUM.
Oglądaliśmy. Czuliśmy się jakbyśmy oglądali jedną z „Godzin z Rektorem”, gdy próbowaliśmy ustalić szczegóły dotyczące odwołania Rzecznika Akademickiego. Tylko, że dziennikarze byli mniej pokorni i zadawali więcej niewygodnych pytań niż studenci.
- Rektor na konferencji powiedział, że nie wiedział wcześniej o szczepieniach celebrytów. Wierzycie mu, a może wiecie coś więcej?
Pamiętamy słowa Rektora, które padły podczas z jednej z „Godzin z Rektorem”, że za wszystko co dzieje się na Uczelni odpowiada ostatecznie właśnie Rektor.
- Przełomem w sprawie było pismo Ministra Zdrowia skierowane do profesora Gacionga w sprawie doniesień o jego udziale przy szczepieniu celebrytów w Centrum Dydaktycznym WUM.
Niewątpliwie. W jednym ze swoich postów wspomnieliśmy, że Rektor był obecny w Centrum Dydaktycznym podczas szczepień. Potwierdziło to, niezależnie od siebie, wielu naszych informatorów.
Nie kryliśmy jednak zdumienia, gdy na Twitterze Ministra Zdrowia pojawiło się pismo, a w nim powołanie się na informacje z naszej strony. Gdyby nie informacja od jednego z fanów, zapewne nawet nie zobaczylibyśmy tego pisma (śmiech).
- Widzieliście odpowiedź Rektora. Tuż potem wypłynęło zdjęcie Magnificencji witającego aktora Wiktora Zborowskiego w Centrum Dydaktycznym. To też wasza sprawka?
Media wykreowały nas na stronę, która ujawniła ten skandal. Rzeczywiście, napisaliśmy o tym jako pierwsi. Nie mieliśmy jednak pojęcia, że sprawa jest tak poważna. Dopiero później dostawaliśmy kolejne dowody i informacje, które rzucały nowe światło na sprawę. Jednakże większość informacji ustalali na własną rękę profesjonalni dziennikarze. Słyszeliśmy różne plotki: że są zdjęcia listy z wszystkimi nazwiskami zaszczepionych gwiazd, że Rektor witał gwiazdy ściskając im ręce, że sfotografowano przy tym Rektora. Myśleliśmy jednak, że to tylko plotki, przecież brzmiały zupełnie abstrakcyjnie.
- Media szybko powiązały osobę Rektora prof. Gacionga z gwiazdami TVN poprzez jego udział we władzach fundacji TVN, o czym także pisaliście.
Na WUM-ie nie jest to żadną tajemnicą. Skład osobowy Rady Fundacji TVN jest jawny. Każdy może przeczytać o nim w internecie.
- A jak oceniacie całą tę sprawę? Jedni uważają, że olbrzymi skandal, który powinien skończyć się dymisją Rektora a drudzy, że „afera” jest na rękę rządzącym i mogła być prowokacją prowadzącą do kompromitacji gwiazd kojarzonych z opozycją.
Niektórzy mówią, że jesteśmy młodzieżówką pewnej partii... A tak na serio, to zgodnie z naszym oświadczeniem z dnia 4 stycznia 2021 r. nie będziemy już komentować sprawy związanej ze szczepionkami. Sprawa nabrała zbyt politycznego wymiaru, abyśmy mogli zabierać w niej głos i pozostać neutralni. Poczekajmy z wyrokami na ostateczne ustalenia wszystkich komisji.
- Czy odwołanie Prezesa CM WUM było według Was słuszne?
Gdybyśmy otrzymali wszystkie dokumenty dotyczące sprawy, moglibyśmy zająć własne stanowisko. Bez nich możemy powiedzieć jedynie, że decyzja zapadła bardzo szybko. W mediach pojawiła się także informacja o dymisji Pani Kanclerz WUM. Zastanawiamy się, kto może być następny? Szef informatyków Uczelni, bo odpowiedzialny był za informacje pojawiające się na stronie WUM?
- A co ze wspomnianą dymisją Rektora? Minister Niedzielski kilkukrotnie w mediach wspominał, iż władze uczelni powinny zachować się honorowo. Jaka jest Wasza opinia?
Widzieliśmy konferencję Ministra. Podzielamy opinię Ministra, że sprawę trzeba wyjaśnić, bo wciąż jest zbyt wiele wątpliwości. Jeśli najnowsze doniesienia okażą się prawdziwe, uważamy, że Władze Uczelni stracą zaufanie wśród członków społeczności akademickiej. Mamy jednak nadzieję, że wszystko zostanie wyjaśnione i rzeczywiście okaże się, że władze WUM nie miały nic wspólnego z tą aferą. Póki co tłumaczenia Rektora mogą budzić wątpliwości, a nam sprawa bardzo przypomina tę z Rzecznikiem Akademickim.
- Zamieściliście komentarz do raportu komisji wewnętrznej WUM powołanej przez Rektora „Obawiamy się, że dłużej będziemy badać wyniki pracy komisji, niż praca tej komisji faktycznie trwała”. Prowadzicie też własne śledztwo?
To już dawno wymknęło się spod naszej kontroli. Chcielibyśmy jednak podkreślić, że naszym zdaniem niezależna Komisja, którą wyznacza Rektor i która mu bezpośrednio podlega, zawsze będzie budzić poważne wątpliwości co do swojej obiektywności w oczach opinii publicznej. A wówczas jej sens jest mocno ograniczony. To trochę tak, jakbyśmy my w gronie administratorów ZUM na WUM powołali komisję, która miałaby ustalić coś w naszej własnej sprawie. Np. w sprawie tego kim jesteśmy – my wiemy, ale Wam przecież nie powiemy 😉 Wydamy więc komunikat, że nasza komisja, działająca łącznie 10 minut nie znalazła dowodów na to, kim jesteśmy.
- Czy ZUM na WUM jeszcze zaskoczy w sprawie afery szczepionkowej? Macie coś w zanadrzu? (śmiech)
Zawsze mamy coś w zanadrzu. Ale zgodnie z naszym oświadczeniem, nie będziemy się zajmować stricte aferą szczepionkową. Dajmy pracować dziennikarzom. Poczekajmy na rozwój wypadków, w tym raport komisji NFZ. Ale ta afera ma zróżnicowane fundamenty. W części stanowią je również sprawy wewnętrzne naszej Uczelni, a to właśnie jest obszar naszej działalności. Póki co planujemy publikację na naszym profilu na FB pewnego filmiku. Może on przedstawić ostatnie wydarzenia w nowym świetle.
- Swoją drogą, gdy ta sprawa się zakończy, będziecie wciąż mieli o czym pisać?
O to akurat się nie martwimy (śmiech). Niedawno Dziekani WUM opublikowali list otwarty do Społeczności Akademickiej. Zgodnie z tym, co napisaliśmy w odpowiedzi na powyższy list, jesteśmy tubą studencką – upubliczniamy sprawy, o których dowiadujemy się od członków Społeczności Akademickiej WUM. Najczęściej są to problemy, w których rozwiązaniu nie pomogły, studentom czy pracownikom, struktury uczelniane. Patrząc na to, ile wiadomości dostajemy i czego one dotyczą, jesteśmy przekonani, że w najbliższym czasie nie zabraknie spraw wymagających nagłośnienia. Mamy jednak nadzieję, że kiedyś liczba pozytywnych postów będzie większa niż tych negatywnych. Może wtedy uda nam się zostać po prostu stroną z memami?
- Ostatnio usłyszałem komentarz, że strony takie jak ŚUMemes i ZUM na WUM walczą z patologią uczelni medycznych. Taka jest Wasza idea?
Dokładnie. Strona ŚUMemes była dla nas inspiracją. Oczywiście staramy się iść własną drogą, nie ze wszystkim się zgadzamy, ale na pewno pokazali wszystkim studentom w Polsce, że jeśli tylko się chce - można zmienić polskie uczelnie publiczne na lepsze. Mamy nadzieję, że i nam się uda. Nam – mamy na myśli studentów WUM, bo przecież wszystko w rękach naszych informatorów. Nie bójmy się wypowiadać własnego zdania, nie akceptujmy patologii – a będzie coraz lepiej.
- Dziękuję za rozmowę, życzę powodzenia i może do zobaczenia? (uśmiech)
Widzimy się na korytarzach naszej Uczelni i w warszawskich szpitalach. Tylko pamiętajcie - bądźcie mili i uprzejmi dla wszystkich – zarówno pracowników WUM, innych lekarzy, jak i studentów – nigdy przecież nie wiecie, czy właśnie nie ryzykujecie trafienia na naszą stronę (śmiech).