Wyszukaj w publikacjach

Zdecydowałem się podzielić tą historią na łamach Remedium, ponieważ mam wrażenie, że tematyka stwierdzania zgonów to coś, na co po studiach pod względem merytorycznym i proceduralnym jesteśmy jako lekarze totalnie nieprzygotowani. Tekst pierwotnie został opublikowany na jednej z grup lekarskich dotyczących pracy w POZ. Burzliwa dyskusja, która toczyła się (lub nadal toczy) pod postem, jest dla mnie potwierdzeniem, że podobne sytuacje spotykają nie tylko mnie. Z racji tego, że przez kilka ostatnich lat pracy w POZ i NPL miałem sporo problemów, już jakiś czas temu w ramach #Remedium zaproponowałem zespołowi znalezienie ekspertów i zebranie tej wiedzy w jednym miejscu pod postacią kursu.
Ostatnio się to udało i sam na niego czekam.

Długa historia na zakończenie długiego poniedziałku. Na dole TLDR.
Dzisiaj byłem stwierdzić najbardziej absurdalny pod względem kontaktu z policją zgon w moim życiu.
Do NPL zgłosił się syn osoby zmarłej, prosząc o stwierdzenie zgonu i najlepiej od razu wydanie karty zgonu - bez dowodu osoby zmarłej, bez wizyty na miejscu. Z relacji wynikało, że drzwi do domu wyważyła policja zaalarmowana przez sąsiadów twierdzących, że nie mają z Panem od miesiąca kontaktu i że to dziwne. Policja po ujawnieniu zwłok odstąpiła od dalszych czynności i zmyła się z miejsca zdarzenia, co jest lekko dziwne, znając standardy panujące w tamtejszej komendzie. Z racji tego, że mam to w umowie, pojechałem na miejsce. Na miejscu zwłoki w fazie rozkładu, w pokoju, w którym znajdowało się ciało, duży nieporządek i łóżko zastawiające drzwi (przesunięte przez policjantów). Jak się okazuje, policjanci stwierdzili, że wszystko jest ok, śmierć naturalna i kazali rodzinie jechać do NPL po kartę zgonu, najlepiej wystawioną w przychodni, bez wizyty na miejscu.
Co istotne, rodzina, która była obecna na miejscu, z racji stanu zwłok nie była w stanie wejść do środka, aby potwierdzić tożsamość osoby zmarłej, więc policja odstąpiła od dalszych czynności na zasadzie - jego dom, to pewnie on, no bo kto inny i się zawinęła.
Zadzwoniłem na policję, powiedziałem, że zgon rzeczywiście stwierdzam, aczkolwiek żadna siła nie przymusi mnie do wystawienia karty zgonu. W telefonie krzyki wrzaski i próba wywarcia na mnie nacisku - mój obowiązek, co ja sobie wyobrażam itd. Aby rodzina była świadoma sytuacji, włączyłem na głośnomówiący i poinformowałem, że wystawiam kartę informacyjną, decyzja jest ostateczna jak w milionerach i się generalnie stąd zabieram. Rodzina pyta więc policjantów co mają zrobić. W odpowiedzi słyszymy, żebym przekazał kartę informacyjną rodzinie, a kartę zgonu w takim razie będzie musiał wystawić lekarz POZ w dniu jutrzejszym. Podałem to w głęboką wątpliwość, ponieważ tekst na wystawionym przeze mnie dokumencie brzmiał - “Brak możliwości potwierdzenia tożsamości, brak możliwości stwierdzenia przyczyny zgonu i wykluczenia udziału osób trzecich.“. W telefonie usłyszałem, że ok, ale że oni zakończyli czynności i już nie przyjadą.
Rodzina zadzwoniła jeszcze po drodze do “znajomego lekarza” i przekazała mi telefon, abym z nim porozmawiał. Pan doktor, po przedstawieniu swojej osoby, zapytał się mnie, dlaczego nie chcę wystawić tej karty zgonu. Odpowiedziałem, że nie znam pacjenta, ciało leży tam pewnie z miesiąc więc “ciężko ocenić na co Pan umarł i czy ktoś mu nie pomógł“. W tej części historii pozytywnym elementem jest to, że lekarz po drugiej stronie był na tyle rozsądny, że zgodził się ze mną i przekonał też rodzinę, że nie robię jej na złość, więc też rodzina mi “odpuściła”. Wyobrażam sobie jednak sytuację, w której po drugiej stronie starszy doktor zaczyna się wymądrzać i jeszcze nakręcać rodzinę w emocjach. Wiecie - stary wyjadacz przepytujący młodego doktora, policja umywająca ręce i wściekła rodzina w emocjach - wydaje mi się, że to prosta droga do tego, aby doktor dla świętego spokoju się ugiął.
Jeżdżąc do zgonów, trzeba naprawdę znać swoje prawa, bo można się wpakować w niezłe bagno. W tym NPL, z którego jeżdżę, była już taka sytuacja, że doktora później część rodziny ścigała po sądach, bo 2 dni przed śmiercią ojciec na jednego syna zapisał cały majątek - i weźcie się tłumaczcie, czy mu pomógł przejść na tamten świat, czy nie.
Kończąc historię dotyczącą mojej interwencji, zasugerowałem rodzinie kolejny kontakt z policją i wezwanie ich na miejsce. Zostawiłem kartę informacyjną zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią i oddaliłem się celem przyjmowania kolejnych osób zgłaszających się z kaszlem od miesiąca do NPL.
Reasumując (TLDR):
- Policja zasugerowała, abym wystawił kartę zgonu bez wizyty na miejscu w mocno niepewnej sytuacji.
- Policja bez przeprowadzenia czynności i bez decyzji lekarza odstąpiła od dalszych czynności, a także od zabezpieczenia miejsca zdarzenia.
- Nikt na miejscu nie był w stanie wejść do pokoju i potwierdzić tożsamości osoby zmarłej. Na miejscu nie było nawet dokumentu ze zdjęciem.
- Policja próbowała wymusić na mnie wystawienie karty zgonu, traktując moją pieczątkę niczym pieczątkę z ziemniaka, którą można postawić pod każdym świstkiem bez konsekwencji i co najlepsze: policja odesłała rodzinę z kartą informacyjną do POZ, aby lekarz rodzinny na jej podstawie wystawił kartę zgonu.
- Mam wrażenie, że legalizacja zabójstwa w Polsce nie jest żadnym problemem, jeżeli policja działa tak w innych miastach.