Wyszukaj w publikacjach

16.03.2022
·

Śmierć pacjenta - rady dla lekarzy

100%

O tym, jak rozmawiać z pacjentem i jego rodziną o chorobie i śmierci, opowiada Małgorzata Cynker, psychoterapeutka, psychoonkolożka pracująca w opiece paliatywnej.

Gdy nie boimy się śmierci, odważniej podchodzimy do życia.

- Pierwsze zgony pacjentów są dla początkujących lekarzy trudnym doświadczeniem. Często chcą oni za wszelką cenę wyleczyć chorego, którym się opiekują i jego niespodziewana, nagła śmierć bywa dla niektórych ogromnym ciosem, szczególnie na początku ich kariery. Czy można się przygotować na tę chwilę? Jak sobie poradzić, gdy umiera pacjent?

Rzeczywiście jest tak, że wielu lekarzy traktuje śmierć pacjenta jako swoją porażkę, bowiem zdają sobie sprawę z tego, że ich zadaniem jest leczyć, czyli ratować życie i zdrowie. Są tacy, którzy szukają winy w sobie i potrzebują czasu, by się z tym pogodzić. W takich sytuacjach warto podzielić się swoimi odczuciami z kimś bliskim, pozwolić sobie na emocje, a jeśli obciążenie zawodowe przekłada się na życie prywatne, najlepiej porozmawiać ze specjalistą – psychologiem. W wielu miastach funkcjonują tzw. Grupy Balinta, które mogą być dużym wsparciem dla personelu medycznego. Podzielenie się z innymi swoimi doświadczeniami, bardzo pomaga. Warto umieć rozróżnić własne poczucie wpływu od potrzeby omnipotencji. Podczas spotkań terapeuta pomaga uświadomić lekarzowi na co miał faktyczny wpływ, a na co nie. Przepracowanie trudnych zdarzeń pozwala lekarzowi zrozumieć i zaakceptować to, co się stało i uczy, jak reagować na podobne wydarzenia w przyszłości. Śmierć pacjenta może wywołać różne reakcje emocjonalne - od smutku, przez strach czy złość aż do ulgi (jeśli leczeniu towarzyszyło duże cierpienie pacjenta). Czasem jest też tak, że lekarze nie czują nic, co może być efektem reakcji zamrożenia w trudnych sytuacjach. Bywa, że te emocje docierają z opóźnieniem w momentach pozornie niezwiązanych z tą sytuacją. Warto pamiętać, że towarzyszenie w umieraniu zostawia w nas emocjonalny ślad i należy pozwolić sobie na dopuszczenie i wyrażenie wszystkich pojawiających się uczuć i reakcji.

- Dla młodych lekarzy, którzy stawiają pierwsze kroki w zawodzie, trudna bywa nie tylko śmierć pacjenta, ale też rozmawianie o niej. Jak powiedzieć pacjentowi, że leczenie nie przynosi spodziewanego efektu?

Dla osoby umierającej ważne jest, aby była „pełnowartościowym” pacjentem tzn. by była widziana, słyszana, zaopiekowana, a jej potrzeby zrealizowane. Często pacjenci przeczuwają, że umierają i chcieliby móc o tym otwarcie porozmawiać. Na pewno nie należy unikać odpowiedzi na pytania zadane wprost np. „czy ja umieram?”. Czasem chorzy chcąc wybadać sytuację zadają personelowi medycznemu pytania w stylu: „ile mi jeszcze zostało/ile to potrwa?”. Dobrze jest wtedy dopytać, co mają na myśli, bo czasem pytają o długość hospitalizacji, czasem chcą wiedzieć, kiedy odczują poprawę samopoczucia, a czasami chodzi im o długość ich życia. Ważne jest umieć usłyszeć, o co pyta pacjent i co chce, a czego nie chce wiedzieć.

- Czy to znaczy, że np. z uwagi na dobro pacjenta, jego stan psychiczny, można nie mówić mu całej prawdy?  

Lekarz ma obowiązek informowania pacjenta o jego stanie zdrowia jednak zakres tej informacji powinien być dostosowany do możliwości rozumienia/przyjęcia jej przez pacjenta. Na pytania wprost dobrze jest odpowiadać wprost, bo to buduje zaufanie i szacunek. Jak wspomniałam, należy starać się wyczuć, o co nasz pacjent pyta. Najprościej zwrócić się wprost: „Jak rozumie pan/pani swoją chorobę, czy mogę coś wyjaśnić? Co pan/i chciałby wiedzieć o swoim stanie zdrowia? itp. Wydaje mi się, że niewiele jest zajęć z komunikacji z pacjentem na studiach, które przygotowałyby lekarzy na takie rozmowy i zwykle pomoc bardziej doświadczonego kolegi może okazać się cennym wsparciem, szczególnie na początku drogi zawodowej młodego lekarza. Edukacja w tym zakresie z pewnością by się przydała i np. warsztaty byłyby dużym wsparciem. 

- Z jednej strony mamy pacjenta, któremu trzeba powiedzieć, że umiera, z drugiej strony jest jeszcze jego rodzina, która w pewnym momencie musi się zmierzyć z trudnym wydarzeniem. Jak we właściwy sposób lekarz powinien poinformować rodzinę o zgonie ich bliskiego?  

Taka rozmowa wcale nie musi być długa, ale ważne jest, by odbyła się w spokojnych, intymnych warunkach, a nie w pośpiechu na korytarzu. Dobrze jest użyć słów współczucia w stylu: „Przykro mi, pan/pani X zmarł o godzinie…” W takiej rozmowie dobrze jest też krótko przedstawić okoliczności zgonu, pamiętając jednak o tym, że rodzina raczej nie będzie w stanie przyswoić sobie wszystkich szczegółów. Warto dać bliskim zmarłego możliwość zadania pytań. Należy też wytłumaczyć jakie czynności krewni muszą podjąć na miejscu w szpitalu i upewnić się, że to rozumieją. I co ważne, warto zwrócić uwagę na stan psychiczny osoby otrzymującej wiadomość o zgonie - czy np. jest w stanie samodzielnie wrócić do domu. Jeśli przeżycie dla bliskich jest tak silne, że nie są oni w stanie podjąć np. niezbędnych działań związanych z załatwieniem szpitalnych formalności czy z dotarciem do domu, warto zaproponować rozmowę z psychologiem. 

- Jakie błędy popełniają lekarze, jeśli chodzi o przekazywanie takich informacji? Jakich słów w tym przypadku lepiej nie używać?

Lekarze czasem zapominają, że rodzina w takiej sytuacji ma niskie możliwości percepcyjne tzn. cała uwaga skupiona jest na fakcie utraty i silnych emocjach. Często lekarz przekazujący tę informację jest pierwszym/głównym odbiorcą trudnych emocji rodziny: złości, smutku, niedowierzania. Nie należy wówczas wdawać się w dyskusje z osobą przeżywającą trudne chwile lecz spokojnie powtarzać prosty przekaz i wyrazy współczucia. Np. rozumiem, że jest pan/pani zły/smutny/zawiedziony, bardzo mi przykro z powodu pana/pani straty. 

- W takich sytuacjach zdarza się, że lekarze są obwiniani przez rodzinę, że nie uratowali ich bliskiego, że zrobili za mało. Jak się obronić przed takimi zarzutami? 

Taka sytuacja (poza błędem lekarskim) może wynikać z braku akceptacji i zrozumienia przez rodzinę zaawansowania choroby ich bliskiego. Brak wewnętrznej zgody/gotowości na taką ewentualność może uruchomić zaprzeczenie, którego wyrazem bywają oskarżenia kierowane pod adresem lekarzy. Pamiętam sytuację, gdy mąż pacjentki zmarłej w wyniku długotrwałej choroby nowotworowej domagał się sekcji zwłok, żeby udowodnić błąd lekarski oraz zanegował wszystkie działania lekarzy, którzy leczyli jego żonę. 

- Spotyka się pani w swojej pracy głównie z osobami chorymi terminalnie. Jacy to pacjenci, co czują wiedząc, że nie ma już dla nich nadziei? Czy boją się śmierci? 

To bardzo różni pacjenci, tak jak różni są ludzie. Są osoby, które nie dopuszczają do siebie perspektywy śmierci i podejmują wszelkie możliwe próby leczenia, mimo że jest ono dla nich ponad siły i z punktu widzenia medycyny nieskuteczne. Są też takie osoby, które wiedząc, że ich czas dobiega końca, nie są zainteresowani rozmową na temat swojego stanu zdrowia czy perspektyw leczenia. Część osób przyjmuje nieuchronność śmierci ze spokojem, część z lękiem czy smutkiem. Często ludzie bardziej niż śmierci boją się cierpienia i bycia ciężarem dla innych. Uspokojenie ich w tych kwestiach może poprawić ich stan psychiczny, a tym samym przygotować na rozstanie z życiem.

- Wykonuje pani bardzo trudny zawód. Jak radzi sobie pani po pracy ze swoimi emocjami? 

To na pewno nie jest praca dla każdego. Najtrudniej jest w momentach, gdy śmierć przychodzi mocno „nie w porę”, gdy pacjenci doświadczają jej samotnie, bez bliskich im osób, gdy umierają w cierpieniu psychicznym bądź fizycznym. Pamiętam swojego pierwszego pacjenta onkologicznego, który zmarł. Pracowałam wtedy w hospicjum dziecięcym, a ten chłopiec miał 6 lat. Towarzyszyłam jego rodzinie przez kilka miesięcy jego choroby. Rodzina była świadoma nieuchronności jego śmierci, więc mogliśmy otwarcie rozmawiać o pojawiających się emocjach. Głównie był to smutek, ale i złość, poczucie okrucieństwa losu. Pamiętam, że po jego śmierci, wracając do domu samochodem, odreagowałam emocje. Dla mnie to główna metoda radzenia sobie w takich sytuacjach - pozwolić, by emocje przepływały swobodnie. One są z natury nietrwałe, jeśli ich nie blokujemy i nie zaprzeczamy im. Staram się wyrażać je w bezpieczny sposób, np. śpiewając, płacząc. Korzystam też z superwizji, gdzie mogę uzyskać nie tylko wsparcie merytoryczne, ale i emocjonalne.

- Czy w związku z tym, że obcuje pani na co dzień ze śmiercią, jest pani lepiej przygotowana na nią niż niejeden z nas? 

Ja przyjmuję śmierć jako nieodłączny element życia, co pomaga mi żyć pełniej moim własnym życiem. Na jakimś poziomie czuję, że akceptuję nieuchronność śmierci, co nie oznacza, że chciałabym teraz umierać. Staram się żyć tak, aby niczego w życiu nie żałować. Żyć dobrze, wykorzystując każdą daną mi chwilę ze świadomością kruchości życia. Paradoksalnie to dla mnie przygotowanie - że tak jest i jedyne co mogę, to korzystać z tego, co mam tu i teraz. Według mnie można i dobrze jest oswajać śmierć. Gdy nie boimy się jej, bardziej odważnie podchodzimy do życia. Wtedy staje się ono bogatsze i pełniejsze.

Rozmawiała Agnieszka Usiarczyk 

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).