Po godzinach – wywiad z dr n. med. Katarzyną Luterek

Zapisuję
Zapisz
Zapisane
pinezkaW SKRÓCIE

Katarzyna Luterek pracuje na co dzień jako ginekolog w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka WUM, jest też specjalistą perinatologii, adiunktem w I Katedrze i Klinice Ginekologii i Położnictwa Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Oprócz medycznej pasji ma jednak i drugą – narciarstwo. W 2018 roku została mistrzynią Świata w slalomie gigancie, wicemistrzynią Świata w supergigancie i zdobywczynią brązowego medalu w slalomie specjalnym podczas Mistrzostw Świata Lekarzy w Bad Gastein w Austrii.

Jak dr Luterek udaje się pogodzić treningi z pracą w klinice i dyżurami? Jakie możliwości rozwoju i uczestnictwa w zawodach mają medycy zainteresowani narciarstwem?

Zapraszamy na kolejną rozmowę z cyklu Remedium: Po godzinach. 

- Udało się Pani połączyć pełnoetatową pracę lekarza z treningami i osiągnięciami sportowymi. Jak to jest możliwe, znaleźć czas na pasję i tak wymagający zawód, kiedy doba ma tylko 24 godziny?

To jest trudne zadanie. Wiele zawdzięczam pomocy najbliższych – mój mąż lekarz “ogarnia dom”, kiedy ja wyjeżdżam trenować, wsparciem są też współpracownicy i koledzy z Kliniki, zawsze udaje się tak ustawić grafik, że w sezonie zimowym mam mniej dyżurów i wolne weekendy. Sport, który uprawiam, to bardzo wymagająca i czasochłonna pasja. Kluczowe są treningi, zarówno te w górach, jak i w mieście, ale nie tylko. Trzeba w odpowiedni sposób przygotować narty – właściwie po każdych zawodach i każdym treningu, żeby nadawały się do kolejnej jazdy. Pomoga mi mąż – wtedy po powrocie z pracy w środę w nocy mogę od razu zapakować je do auta i następnego dnia ruszać w góry. 

W sezonie mam taki system, że w szpitalu jestem od poniedziałku do czwartku. Piątki mam wolne, dzięki czemu już w czwartek po południu mogę jechać na narty. Wszystko to wymaga oczywyście drobiazgowej organizacji, grafiku dopiętego na ostatni guzik. Nawet wybór miejsca noclegu jest ważny – to musi być pensjonat tuż pod stokiem, żebym o 7 rano mogła wstać i za chwilę być na stoku. Trzeba wykorzystywać każdą minutę, bo już w niedzielę w nocy wracam do Warszawy, I w poniedziałek rano pędzę do szpitala…

Jesienią treningi muszą odbywać się na lodowcu – tam już wtedy trwa zima. Zazwyczaj mam dwugodzinną partię treningu po świeżo wytartakowanym stoku od 8:30 rano, później lunch i drugi trening. To nie jest tak, że na nartach jeździ się cały dzień – tak intensywny trening jest bardzo obciążający i fizycznie, i psychicznie. Konieczne są przerwy i później regeneracja – rozciąganie, czasem także sauna, rolowanie (bardzo teraz modne, a świetnie rozciągające mięśnie). 

Przy czym samo narciarstwo w górach nie wystarcza. Ćwiczę też na miejscu, w Warszawie.

W programie musi znaleźć się m.in. trening ogólnorozwojowy. Pracuje ze mną trener, który dostosowuje ćwiczenia do mojego harmonogramu pracy, ale i aktualnej kondycji. Jeśli akurat jestem po dyżurze, to wie, że mogę zrobić najwyżej trening rozciągający, bo na nic więcej nie będę miała już po prostu siły.

katarzyna luterek, bml lifestyle, lekarka narciarka

- A jak dokładnie wygląda Pani rutyna treningowa? Czy lekarz-sportowiec musi mieć też specjalną dietę? Wyczynowe uprawianie sportu wiąże się zwykle z koniecznością specjalnego odżywiania, co z pewnością jest niezwykle trudne do spełnienia w warunkach pracy lekarskiej, pracy dyżurowej.

W warunkach pracy lekarskiej, zwłaszcza przy uwzględnieniu dyżurów, jest niemożliwe zbilansowanie czegokolwiek. Kiedy się już przyjdzie do szpitala i zacznie działać, to nagle się okazuje, że pierwszy posiłek jest dopiero o 12, później trzeba biec do gabinetu i po drodze coś tam się tylko zjada… Niestety, tu muszę sama siebie skarcić, że w moim przypadku przestrzeganie sportowej diety średnio działa. Jeśli chodzi o przygotowanie kondycyjne, to zajmuje się nim całkowicie mój trener, na ćwiczenia chodzę zwykle 3 razy w tygodniu. To m.in. trening crossfitowy, ale w nieco zmienionej wersji, całkowicie dostosowany do moich potrzeb. Kolejną formą ćwiczeń jest następna, letnia pasja, jaką znalazłam dwa lata temu – kolarstwo szosowe. Jeśli uda mi się to pogodzić z innymi obowiązkami, przejeżdżam na rowerze w weekendy kilkadziesiąt kilometrów. To jest też świetne przygotowanie do sezonu narciarskiego. Właściwie angażuję się chętnie w każdy rodzaj sportu, również np. w windsurfing, kite.

- Jak zaczęła się Pani pasja? Skąd zamiłowanie do sportu i jazdy na nartach? 

Narty kocham od lat, tą pasją zarazili mnie moi rodzice, również lekarze. Niestety, w wieku 18 lat doznałam dość poważnej kontuzji – zerwałam obydwa więzadła w kolanie, przeszłam otwartą operację kolana z usunięciem łąkotki. Wypadek spowodował, że na jakiś czas zraziłam się do sportu, później zaczęłam studia medyczne i chwilo narciarstwo zeszło na dalszy plan. Do nart wracałam stopniowo – najpierw jeździłam okazjonalnie, podczas wakacji ze znajomymi, później, gdy moje córki podrosły, mogłam zostawić je w szkółce narciarskiej i sama zacząć wyruszać w dalsze trasy. 

Przełomem okazał się wyjazd rodzinny do Włoch sześć lat temu – tam znowu po latach przejechałam się po trasie slalomu giganta. To była iskra zapalna. Traktuję ten wyjazd jako swój prywatny powrót do świata sportu. Znów poczułam zew natury – narty dla mnie są totalną pasją. Od tamtej pory zaczęły się intensywne treningi, wyjazdy na zawody… 

Najpierw zaczęłam brać udział w zawodach mazowieckich, później był cykl mistrzostw Polski Amatorów, aż wreszcie dowiedziałam się o rywalizacji medyków. I tak się zaczęło – Mistrzostwa Polski Lekarzy, Mistrzostwa Polski Lekarzy Beskidów, a potem Mistrzostwa Europy i Mistrzostwa Świata Lekarzy.

katarzyna luterek, mistrzostwa swiata lekarzy, bml lifestyle

Na mistrzostwa Polski Uczelni Medycznych pojechałam raz ze studentami WUM  - to było świetne spotkanie z młodymi ludźmi z pasją do sportu.

Pandemia z jednej strony wszystko utrudniła, ale dzięki temu, że posiadam licencję zawodniczą i jestem w reprezentacji Polski lekarzy – mogłam nadal trenować, bo w tym roku zimą tylko zawodnicy mogli jeździć na nartach. Stoki były puste, dla trenujących sytuacja wymarzona. W związku z COVID-19 znacznie ograniczona została liczba zawodów. Odbyły się jednak Mistrzostwa Polski lekarzy, na których zajęłam pierwsze miejsce w swojej kategorii wiekowej, ale także w kategorii open giganta. Z tego roku mam więc tytuł Mistrzyni Polski Lekarzy, w związku z nim otrzymałam puchar przechodni, właśnie dostałam go od Izby Lekarskiej w Rzeszowie, w której znajdował się wcześniej. Teraz z jest u mnie, z moim nazwiskiem, to jest bardzo przyjemne uczucie. 

Udało mi się też zająć drugie miejsce w slalomie i trzecie miejsce w slalomie gigancie na Mistrzostwach Polski Amatorów, jak ja to mówię, “normalnych ludzi” (śmiech) – nie-lekarzy. Jestem z tego sukcesu bardzo dumna, bo osiągnęłam go mimo tego, że mam pełnoetatową pracę, dyżuruję, przyjmuję pacjentki. Chociaż wyniki nie są w tym najważniejsze. Po prostu uwielbiam ten moment, kiedy w czwartek po pracy o 14 pakuję narty i wsiadam do samochodu. Kocham góry. Na stoku spotykam najróżniejszych ludzi, najrozmaitszych zawodów z całej Polski. 

- Za swoje osiągnięcia sportowe odebrała Pani mnóstwo nagród. Czy jakieś zawody szczególnie zapadły Pani w pamięć? Były bardziej od innych wymagające albo po prostu stanowiły spełnienie Pani narciarskich marzeń?

Mistrzostwa Świata Lekarzy. Przez kilka dni braliśmy udział w zawodach z różnych kategorii. Ostatniego dnia był slalom gigant, w którym obowiązuje zasada, że w drugim przejeździe zmieniamy kolejność i osoba, która miała najszybszy przejazd, jedzie ostatnia. I nagle na telebimach wyświetliło się “Katarzyna Luterek – nr 1”. Nie mogłam w to uwierzyć, że będę jechać jako ostatnia! W ogóle nie mogłam w to uwierzyć, że zostałam Mistrzynią Świata Lekarzy. Te zawody były dla mnie niesamowitym przeżyciem. Natomiast jeśli chodzi o konkursy w Polsce, to chyba wszyscy niezawodowi narciarze najbardziej lubią coroczny wyścig Nolimit Kasprowy. Logistyka tego konkursu jest wymagająca – na szczyt musi dostać się 1000 osób, wśród nich są narciarze, snowboardziści, osoby, jeżdżące na monoskii. Udział biorą narciarze w różnym wieku, wszyscy sobie nawzajem kibicują, panuje świetna, sportowa atmosfera.

katarzyna luterek, ginekolog, narty, bml lifestyle, lekarz z pasja

- Czy oprócz Pani w klinice jest więcej lekarzy zajmujących się narciarstwem?

Nie, w szpitalu jestem jedyną lekarką narciarką. I wszyscy zawsze się śmieją, że jeśli moja pacjentka będzie operowana, to na pewno nie w piątek, bo w sezonie już mnie wtedy nie będzie w klinice…  

- A Pani pacjentki? Wiedzą o Pani sportowej pasji?

Prowadzę konto na instagramie dotyczące narciarstwa, ale pojawia się też w opisie informacja, że jestem lekarzem. I czasem, jak koledzy influencerzy o większych zasięgach udostępnią któryś z moich postów, to obserwujących przybywa. Wśród nich są i moje pacjentki. Moje zdjęcia z nart łatwo też znaleźć w internecie, wystarczy wpisać imię i nazwisko w google. W dzisiejszych czasach nic się nie ukryje. Czasem pacjentki, które wiedzą, że byłam na zawodach, pytają, jak mi poszło, albo gratulują. To jest naprawdę bardzo miłe

- Zdarza im się pytać o możliwość uprawiania narciarstwa w ciąży?

Narciarstwo w ciąży – nie polecam i pacjentki o tym wiedzą. Ale inne rodzaje sportu – jak najbardziej. Bardzo często pacjentki pytają, co można, a czego nie.

Część druga wywiadu z dr n.med. Katarzyną Luterek już na remedium.md — do przeczytania tutaj.

po-godzinach

Dołącz do dyskusji

Polecane artykuły