Wyszukaj w publikacjach

05.11.2020
·

Nauczanie hybrydowe na uczelniach medycznych w czasie epidemii

100%

Microsoft Teams, Zoom… to platformy, które uczniowie i studenci tak naprawdę poznali dopiero w tym roku. Rok 2020 upływa pod znakiem nauczania zdalnego.

Podczas pierwszego lockdownu w marcu, wszystkie uczelnie wyższe (w tym medyczne) rozpoczęły nauczanie z wykorzystaniem narzędzi wirtualnych. O ile różnie to wyglądało na poszczególnych uczelniach przed epidemią, o tyle pod koniec roku akademickiego 2019/2020 – prawdopodobnie wszyscy studenci przeżywali to samo – seminaria, wykłady, a nawet ćwiczenia online. Rękawica została rzucona i podjęta przez Zakłady, Katedry bądź Kliniki. Asystenci i kierownicy zajęć dydaktycznych stanęli przed nie lada wyzwaniem przygotowania merytorycznych i dobrze sformułowanych „e-learningów” z danego przedmiotu. W naszym przypadku – studentów kierunków medycznych – zajęcia wiążą się nieodłącznie z ćwiczeniami z pacjentem. Niestety, od marca do czerwca było to niemożliwe. 

Kiedy przyszedł październik, wszyscy myśleliśmy, że najgorsze za nami – że już drugiego takiego lockdownu akademickiego nie będzie. Cóż... Mamy początek listopada, a kolejne obostrzenia i nakaz zajęć online przyszły już po drugim tygodniu października. Większość zajęć prowadzona jest ponownie online bądź hybrydowo – seminaria i wykłady zdalnie plus ćwiczenia praktyczne odbywające się na miejscu. Czy aby na pewno?

Zapytaliśmy studentów poszczególnych uczelni medycznych o ich komentarz dotyczący pierwszych zajęć w nowym roku akademickim.


Maria, studentka III roku kierunku lekarskiego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie:

Gdy skończył się semestr letni myślę, że większość studentów kierunku lekarskiego liczyła na powrót do normalności w październiku. Mimo to pewnie każdy czuł, że może być inaczej. Podczas wakacji dostaliśmy informację, że zajęcia będą odbywały się w trybie hybrydowym. Słowo samo w sobie brzmiało bardzo dobrze, bo wynikało z niego, że m.in. wykłady, które na niektórych uniwersytetach są obowiązkowe, będą się odbywały online, natomiast laboratoria, ćwiczenia i zajęcia kliniczne w miarę możliwości stacjonarnie. No właśnie, ale co oznacza “w miarę możliwości” i jak to wygląda w rzeczywistości. W rzeczywistości profesorowie bardzo starają się, żeby zajęcia, które od początku miały być prowadzone w trybie zdalnym, czyli wykłady i seminaria, odbywały się w jak najlepszej formie i wnosiły jak najwięcej. Co do tego nie mam żadnych zastrzeżeń. Problem natomiast pojawia się, jeżeli mówimy o zajęciach praktycznych. W praktyce każdy szpital, a nawet każdy oddział w każdej chwili może zakończyć stacjonarne zajęcia ze studentami, jeżeli istnieje ryzyko zakażenia się studentów. Na własnej skórze poczułam, co to znaczy. Moja grupa kliniczna z Olsztyna miała odbywać blok z interny na początku października przez dwa tygodnie. Mniej więcej w połowie zajęć okazało się, że istnieje ryzyko, że lekarze na oddziale, na którym mieliśmy zajęcia, mogą być zakażeni i mają wykonywane testy na koronawirusa, więc odesłano nas do domu i resztę zajęć mieliśmy już zdalnie. Cieszę się przynajmniej, że moja grupa zaczęła blok z interny na samym początku roku, ponieważ przypuszczam, że inne grupy mogą nie mieć tyle szczęścia co nasza. Co do zajęć w centrum symulacji medycznej, to odbywają się one w piątkach klinicznych, więc chociaż tyle styczności możemy mieć z prawdziwą medycyną – o ile praktykę na fantomach możemy nazwać teraz prawdziwą medycyną.

Krzysztof, student III roku kierunku lekarskiego Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy:

III rok w Bydgoszczy (który planowo powinien mieć większość swoich zajęć stacjonarnie) jest w tym momencie całkowicie zdalny. Inne grupy, podobnie jak moja, odbyły 2/3 dni zajęć w szpitalu, po czym zostały odesłane do domu z powodu zakażeń na oddziale. Centrum Symulacji Medycznej jest oblegane. Jak to będzie wyglądać dalej – nie wiemy. Myślę, że wszyscy studenci – czy w Bydgoszczy czy w Warszawie czy Krakowie – mamy podobny problem, że zajęcia hybrydowe początkowo zdawały egzamin.  Pomysł z seminariami i wykładami zdalnie jest świetny, dzięki czemu możemy się skupić na ćwiczeniach stacjonarnych. No właśnie, ćwiczeniach, które mieliśmy, ale już nie mamy. Mam nadzieję, że to się niedługo zmieni, kiedy epidemia w Polsce się wyciszy.

Marek, student I roku kierunku lekarskiego Collegium Medicum UJ w Krakowie:

Dotychczas miałem zajęcia stacjonarne z anatomii i jednocześnie zdalne. Prosektorium typowo – oglądanie i omawianie preparatów kości. Zdalnie – obejrzenie krótkich filmików, które nie pokazywały wszystkich struktur wymaganych od studentów I roku, a później podpisywanie szpilek. Do tego odbyłem stacjonarne ćwiczenia z biofizyki (badanie przepływu krwi w tętnicy promieniowej metodą Dopplera) i histologii (wprowadzenie do mikroskopii). Reszta zajęć zdalna, np. biofizyki psychologia medyczna, seminaria, itp. Wyglądały one jak typowe seminarium, tylko z różnicą tego, że kontakt przez platformę medyczną. Wykłady i seminaria prowadzone zdalnie oceniam dobrze – nie ma dużej różnicy w jakości kształcenia, a jest to o wiele wygodniejsze dla studentów i myślę, że też dla prowadzących. Nie trzeba po prostu marnować czasu na dojazd w obie strony. W sobotę rano 2 tygodnie temu zostaliśmy poinformowani o całkowitej rezygnacji z zajęć kontaktowych. Nie mamy dużo informacji o zajęciach praktycznych czy odrabianiu ich. Według mnie zabrakło komunikacji między jednostkami uczelni, a także jakiegoś planu działania (który byłby też dostępny dla studentów, żebyśmy wiedzieli, na czym stoimy). Niektóre przedmioty, np. etyka lekarska mogą być realizowane bez szkód dla jakości kształcenia poprzez metody zdalne. Jednakże jeżeli dochodzimy do kwestii przedmiotów stanowiących podstawę wiedzy lekarza, teoretyczną i kliniczną (np. anatomia, zajęcia kliniczne IV-VI rok) to żadna zdalna nauka nie zastąpi kontaktu w prosektorium lub kontaktu z pacjentem. W tym przypadkach zdalna nauka jest o wiele wiele mniej skuteczna i gorsza jakościowo.

Daria, studentka V roku kierunku lekarskiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach:

Przed rozpoczęciem roku akademickiego miałam mieszane uczucia. Z jednej strony nie podobało mi się zrezygnowanie z prawdziwych zajęć klinicznych na rzecz seminariów przez internet. Z drugiej strony, trzeba myśleć o zdrowiu pacjentów, pracowników uczelni, naszych bliskich i swoim. Przyjęłam więc świat jakim jest z nadzieją, że to wszystko jak najszybciej się skończy. Największym problemem jeszcze przed rozpoczęciem roku dla mnie i moich znajomych z roku była kiepska organizacja, późno otrzymany harmonogram oraz ciągłe zmiany formy zajęć. Jak do tej pory miałam przez 2 dni zajęcia kliniczne z ortopedii. Pierwszego dnia uczyliśmy się zbierać wywiad, a później z prowadzącym analizowaliśmy zdjęcia rentgenowskie. Mieliśmy iść na blok operacyjny, ale okazało się, że pacjent ma Covid-19 i poszliśmy dopiero następnego dnia i wtedy już spędziliśmy tam cały dzień. Bardzo, bardzo nam się podobało, bo w końcu mogliśmy „dotknąć” prawdziwej medycyny i zdążyliśmy to zrobić przed kolejnym odwoływaniem zajęć w szpitalach. Teraz przez dwa tygodnie mam zajęcia z patofizjologii i patomorfologii, które od początku roku miały się odbywać przez internet. Na jednych i drugich zajęciach najpierw jest wykład, później ćwiczenia i omawianie przypadków klinicznych, a na koniec sprawdzanie wiedzy u wybranych studentów - także w porządku zajęcia i myślę, że bez straty na rzecz nauczania online. W związku z rozwojem epidemii kolejne zajęcia, które miały być stacjonarnie – przechodzą na nauczanie zdalne, ale niektóre kliniki nadal działają. Niestety, ale zajęcia o tematyce czysto klinicznej na pewno na tym cierpią. Brak kontaktu z pacjentem, brak możliwości zobaczenia funkcjonowania oddziału czy zwykłego przeprowadzania badania fizykalnego i wywiadu podmiotowego i przedmiotowego jest dla nas znaczący. Mimo to, nauczanie hybrydowe – na ten moment jest słusznym krokiem i wydaje mi się, że sprawdza się. Nie wiem czy na dłuższą metę, będę równie entuzjastyczna (śmiech), ale liczę na pozytywny rozwój sytuacji i być może powrót do zajęć.

Anna, studentka III roku kierunku lekarskiego Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie:

Przed rozpoczęciem roku akademickiego pośród studentów panowała niepewność i dezorientacja, a przede wszystkim irytacja. PUM bardzo długo nie wrzucał żadnych informacji dotyczących organizacji roku akademickiego, formy zajęć, czegokolwiek. Harmonogramy pojawiły się kilka dni przed rozpoczęciem zajęć, a reszta rzeczy (typu podział na grupy, rodzaj zajęć, zmiany w planie) była dopracowywana przez pierwsze dwa tygodnie od dnia rozpoczęcia roku akademickiego. Trudno zatem było jakkolwiek samemu się zorganizować, gdy codziennie było się zasypywanym niespójnymi informacjami, które, z każdą kolejną wiadomością ze strony uczelni, ulegały zmianom. Więc ekscytacja nowym rokiem akademickim bardzo szybko przerodziła się w zagubienie oraz złość na władze uczelni i brak jakichkolwiek konkretnych informacji. Z wyjątkiem pojedynczych przedmiotów, jak np. zajęcia fakultatywne, miałam już wszystkie zajęcia, jakie były zaplanowane na semestr zimowy. Pojedyncze ćwiczenia, seminaria, wykłady. Większość z zajęć pozostała w formie online – spotkania z udziałem platformy Microsoft Teams. Jednak znalazły się też zajęcia praktyczne, które odbywaliśmy normalnie na terenie szpitala na oddziałach (np. zajęcia z chorób wewnętrznych, pediatrii czy mikrobiologii). Jeśli chodzi o poprzedni rok, to w momencie, gdy zaczęła się epidemia, wszystkie zajęcia przeszły na formę nauczania zdalnego. Jednak z braku jakiejkolwiek organizacji ze strony uczelni, do połowy kwietnia siedzieliśmy tak naprawdę bez jakichkolwiek zajęć, zasypywani jedynie materiałami do nauki własnej. Od połowy kwietnia taka forma się nie zmieniła. Jedyne co się zmieniło, to wprowadzenie zaliczeń online. Czyli do końca czerwca (do zakończenia sesji) nadal byliśmy zasypywani toną wytycznych i materiałów do nauki własnej plus mnóstwo zaliczeń (często też nakładających się na siebie) właśnie z tych materiałów. Zero zajęć na Teams, czy większego zaangażowania ze strony prowadzących. Co na szczęście uległo poprawie w tym roku. Pamiętajmy, że kierunek lekarski to studia, na których jednak nie da się cały czas siedzieć w domu i czerpać wiedzę jedynie z książek i innych materiałów teoretycznych. Musimy umieć wykorzystywać nabytą wiedzę w sposób praktyczny i kontakt z pacjentem to jedyna droga do osiągnięcia tego. Więc z pandemią czy bez, zajęcia praktyczne powinny się odbywać. Teraz tylko powinno zostać wprowadzonych więcej procedur zapewniających bezpieczeństwo, przede wszystkim pacjentów – jak np. badanie studentów pod kątem zakażenia Sars-CoV-2, tak jak badani są wszyscy pacjenci, którzy „kładą się” na oddziałach w szpitalach. Aktualnie studenci po prostu są wpuszczani na oddziały, odziani we własne środki bezpieczeństwa (uczelnia takich dóbr nie zapewnia). Stanowi to spore zagrożenie dla pacjentów – nie mamy pojęcia, co wnosimy na oddziały. Część zajęć (średnio raz w miesiącu) zaplanowana jest także w formie praktycznej, ale w Centrum Symulacji Medycznych. Jest to duży plus, ponieważ jesteśmy w stanie opanować pewne umiejętności wymagane u lekarza, jednocześnie nie narażając przy tym pacjentów. Więc jeśli więcej uczelni ma taką możliwość – zajęcia praktyczne w CSM powinny zostać wprowadzone i odbywać się częściej. Chciałabym nadmienić, iż PUM, mimo wprowadzenia czerwonej strefy dla całej Polski i obostrzeń dotyczących nauczania na uczelniach wyższych, nie wprowadził żadnych zmian. W piątek wieczorem (23.10) dostaliśmy wiadomość, że zajęcia odbywają się tak, jak się odbywały – seminaria, wykłady i niektóre ćwiczenia w formie zdalnej, forma zajęć klinicznych zależy od decyzji Kierownika Zakładu/Katedry. Z tego co wiem, na razie żaden z Zakładów, w których mam tegoroczne zajęcia, nie wycofał się z zajęć klinicznych w formie stacjonarnej.

Gabriela, studentka II roku kierunku lekarskiego Collegium Medicum UJ w Krakowie:

Tuż przed rozpoczęciem roku byłam zadowolona, że moja uczelnia postąpiła odważnie i nie zaplanowała odgórnie wszystkich zajęć w postaci zdalnej. Władze uczelni nagrały wiele filmów (i wciąż to robią), odpowiadając na pytania studentów i rozwiewając wątpliwości związane z formą zajęć, dzięki czemu miałam poczucie, że uczelnia jest dobrze przygotowana na zapewnienie nam bezpieczeństwa pod względem sanitarnym, a także na ewentualne dynamiczne zmiany organizacyjne w trakcie semestru. Utożsamiam się jednak bardzo z osobami wyjeżdżającymi na studia, które często zależne są od długich podróży pociągami, z których wolałyby zrezygnować. Dla nich obecna niepewna sytuacja organizacyjna jest bardzo niewygodna pod względem np. wynajmowania mieszkań na kolejny rok, który szybko może się okazać w całości skazany na nauczanie zdalne. Dotychczas – przez te dwa tygodnie stosunek zajęć prowadzonych zdalnie i stacjonarnie wynosił około pół na pół – wszystkie praktyczne zajęcia odbywały się na uczelni, niektóre seminaria również, a wszystkie wykłady były prezentowane na MS Teams. Zajęcia seminaryjne odbywały się na dużych salach czy aulach, utrzymane zostały bezpieczne odstępy, dostępne były płyny do dezynfekcji. Bardziej skomplikowana jest kwestia zajęć praktycznych, jak pierwsza pomoc, nauka osłuchiwania czy laboratoria, kiedy kilka osób musi pracować nad jedną mieszaniną przy jednym stole. Nie wyobrażam sobie zachowania reżimu podczas tego typu ćwiczeń, aby wciąż miały one sens praktyczny. Nieuniknione wydaje się również chwilowe gromadzenie się studentów na korytarzach i w przestrzeniach wspólnych – nie uważam, że jest to niemożliwe, jednak jeśli już przychodzimy na zajęcia i widzimy się na żywo, naturalne jest, że chcemy zamienić ze sobą parę słów – co generuje zgrupowania. Jak wspomniałam, trudno mi sobie wyobrazić zachowanie sensu tych zajęć z jednoczesnym przestrzeganiem reżimu sanitarnego, ale myślę, że powinny się one w dalszym ciągu odbywać. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, ile potrwa zagrożenie epidemiczne i zawieszanie zajęć nadających wartość temu kierunkowi, tak ważnemu dla społeczeństwa, na kolejny rok jak nie dłużej, nie wydaje się rozsądne. Część teoretyczna ćwiczeń klinicznych powinna się odbyć na tyle na ile to możliwe zdalnie, ale według mnie kontakt z pacjentem musi zostać w jakikolwiek sposób utrzymany. Nie chcemy wykształcić pokolenia lekarzy przez wiele semestrów nie mających styczności z drugim człowiekiem, co w przyszłym zawodzie będzie dla nich kluczowe. Odrębną kwestię stanowią zajęcia praktyczne na latach przedklinicznych, takie jak ćwiczenia laboratoryjne z biochemii czy biofizyki. Niewątpliwie są one dużym urozmaiceniem i potrafią wiele nauczyć, ale w obecnej sytuacji myślę, że jest to coś, co można zastąpić omówieniem teoretycznym bez ogromnej straty dla wykształcenia przyszłego lekarza. Reasumując, nauczanie zdalne to najlepsza metoda jaką zdajemy się dysponować, jednak niesie ona ze sobą szereg negatywnych konsekwencji zarówno dla studentów, jak i dla wszystkich ludzi, którzy kiedyś będą pacjentami lekarzy szkolonych online.

Ewa, studentka V roku kierunku lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego:

Przed rozpoczęciem roku miałam raczej neutralne nastawienie. Można było się spodziewać, że ćwiczenia będą w minimalnej liczbie godzin lub online, ale można było mieć nadzieję, że przez taki czas władze opracowały plan działania i będziemy mogli aktywnie pozyskiwać wiedzę. Przez pierwsze dwa tygodnie października miałam blok z endokrynologii ginekologicznej - 1 tydzień - był całkiem dobrze przeprowadzony. Były 2 dni online seminariów oraz 3 ćwiczeń. Mogliśmy przeprowadzić wywiad z pacjentem, a badania ginekologicznego uczyliśmy się na fantomach. Asystenci bardzo starali się zorganizować ćwiczenia. Drugimi zajęciami były te na neurochirurgii - 1 tydzień - było już gorzej. Seminaria były prowadzone online, a przychodząc na ćwiczenia byliśmy w szpitalu zamknięci w salach seminaryjnych odbywając również seminaria. Mogliśmy przeprowadzić wywiad z 1 pacjentem dziennie przez max 10 min w sali. Obecnie mamy okulistykę, zgodnie z zarządzeniem władz wyłącznie online. Seminaria są dobrze prowadzone, ciekawe, ale nie nauczymy się badania okulistycznego online zatem ćwiczeń nie ma wcale. Jestem bezwzględną zwolenniczką, że ćwiczenia powinny odbywać się w szpitalu. Po odpowiednim teoretycznym przygotowaniu (np. w formie seminariów/wykładów) powinniśmy pracować z lekarzami: zbierać wywiad z pacjentami, przeprowadzać badania, omawiać wyniki tych badań i planować wspólnie dalsze leczenie pacjentów. Co do seminariów to powinna to być forma dyskusji z prowadzącym. Wiedząc, jaki temat będzie omawiany na seminarium, studenci przygotowują się do zajęć, dzięki czemu mogą aktywnie uczestniczyć w nich, zadając pytania i odpowiadając na te zadawane przez prowadzących. Wykłady to forma monologu prowadzącego z odpowiednia prezentacją jako pomoc. W obecnej sytuacji obie formy, zarówno seminaria jak i wykłady, mogą się odbywać zdalnie – co nie wpływa negatywnie na ich jakośc. Niestety, na WUM  po tych 2 tygodniach zadecydowano o 100% przejściu na nauczanie zdalne do odwołania. Uważam, że lekarz nie nauczy się medycyny przez internet, gdyby tak było to byśmy wszyscy siedzieli w domu i uczyli się wyłącznie z książek a na koniec podeszli do LEKu. Uważam, że decyzje władz WUM są dla studentów bardzo krzywdzące, ponieważ od pół roku nie mieliśmy ćwiczeń, kolejne miesiące przed nami. Nie mamy kontaktu z pacjentami, nie uczymy się badania przedmiotowego i podmiotowego, co jest podstawą w pracy lekarza. Dodatkowo władze przez 6 miesięcy nie ustaliły planu działania, nie opracowano planu powrotu na uczelnie. Jak sami mówią „do odwołania” - czyli do kiedy? Na innych uczelniach w Polsce odbywają się ćwiczenia, to znaczy, że się da. My jesteśmy chętni, chcemy iść do szpitala, uczyć się i pomagać. Wielu z nas wykazuje chęć pomocy nawet na tzw. oddziałach covidowych. Tymczasem zostaliśmy odcięci zupełnie od praktyki „do odwołania”. Uważam, że takie działania władz uczelni pokazują brak szacunku do studentów i do zawodu lekarza.

Robert, student V roku kierunku lekarskiego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi:

Po zakończeniu letniej sesji egzaminacyjnej miałem nadzieję, że od października wszystko będzie już (mniej lub więcej) po staremu. Nie wyobrażam sobie lekarza, który kształcił się nie widząc pacjenta, nie badając go, nie zbierając osobiście wywiadu. Po cichu liczyłem, że przynajmniej część praktyczna zajęć będzie w formie stacjonarnej. Październik „ruszył”, a ja dotychczas miałem ortopedię i ginekologię. Na ortopedii pojawiliśmy się aż 2 razy (z 7 dni przewidzianych w ciągu trwania bloku), bo sprawę pokrzyżował wirus, który został wykryty u pacjentów i konieczne było testowanie również lekarzy. Na ginekologii niestety nie zobaczyłem i nie zobaczę pacjenta (miejmy nadzieję, że tylko w tym roku…) a same zajęcia są w pełni online. Niemniej widać, że prowadzący starają się prowadzić interaktywne zajęcia – cały czas gotowi są odpowiadać na pytania, mają przygotowane filmiki, na których widać zabieg/operację w taki sposób, w jaki byśmy widzieli będąc na sali operacyjnej. Elementem dającym namiastkę spotkania pacjenta jest ciekawy sposób prezentacji przypadków klinicznych. Po zadaniu pytania dopiero dostajemy odpowiedź, po zleceniu badania oglądamy jego wyniki itp., przez co sprawdzamy, czy nasz tok rozumowania jest poprawny. Warto wspomnieć, iż na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi już od co najmniej dwóch lat działa platforma e-learningowa, na której umieszczane są wykłady, które można odsłuchać w dowolnej chwili i z roku na rok coraz więcej przedmiotów decyduje się na zmianę z „tradycyjnych” wykładów na te „internetowe”. W momencie podjęcia decyzji o przejściu w pełni na nauczanie zdalne, w ciągu kilku tygodni brakujące wykłady zostały dodane do tej platformy, przez co było się z czego uczyć. Gorzej wyglądała sytuacja z seminariami – chaos, problemy organizacyjne, brak umiejętności obsługi programów typu Teams mocno dały się we znaki, choć muszę przyznać, że po kilku tygodniach sprawa unormowała się i mieliśmy nawet szansę odrobić te zajęcia, które nam przepadły. Jak wspomniałem wyżej, nie wyobrażam sobie, by nauczyć się rzeczy praktycznych przez internet. Jeśli nie jest możliwe zorganizowanie ćwiczeń stacjonarnych codziennie, to chciałbym by chociaż była taka okazja co dwa dni. Dzień wcześniej konieczne byłoby ponowne zrobienie wymazu u pacjenta, którego pacjenci odwiedzą w ramach zajęć praktycznych, jak i również testowanie studentów przynajmniej raz w tygodniu. Konieczne też byłoby zmniejszenie liczebności grup – max 3 osoby w grupie do 1 pacjenta. Jeśli chodzi o wykłady – to w formie online są bardzo trafionym sposobem, nawet w obliczu braku pandemii. Wielu studentów oprócz studiów pracuje/dorabia i często ma problem z dopasowaniem grafiku do wykładów. Jeśli wykłady są cały czas dostępne, taki student może do nich wrócić o dogodnej dla niego porze, a prowadzący nie musi co roku robić takiego samego wykładu.Co do seminariów, jednak mimo wszystko jest różnica między seminariami w formie online i stacjonarnymi. Jeśli część praktyczna miałaby się odbywać tak jak opisałem ją wyżej, chciałbym, by również zajęcia seminaryjne odbywały się stacjonarnie. Po tych 2 tygodniach zajęć przyszedł przysłowiowy lockdown. Rektor na bieżąco monitoruje sprawę i rozwój pandemii i na bieżąco wydaje decyzje. Zgodnie z ostatnią z nich – kierownicy klinik mają wolną rękę co do decyzji w jaki sposób będą zajęcia przeprowadzone – czy w pełni online, czy hybrydowo (seminaria online, część praktyczna stacjonarnie) czy w pełni stacjonarnie. Z tego co się zorientowałem, to większość klinik decyduje się na model online lub hybrydowy, a kontakt z pacjentami jest ograniczony do minimum, lub całkowicie go nie ma. Niestety, medycyna to jedna z kilku profesji, których przez internet się nie nauczymy tak jak powinniśmy. Z niecierpliwością czekam na „powrót do normalności”, w którym zajęcia będą w pełni w formie stacjonarnej, kontakt z pacjentem nie będzie ograniczony, a seminaria będą na miejscu, chwilę przed częścią praktyczną. Doceniam starania prowadzących, ale części klinicznej zajęć nie zastąpi nic. Nie nauczę się badać palpacyjnie i osłuchiwać, gdy nie będę tego robić samemu. Rozumiem, że zaproszenie grupy studentów, często mieszkających w akademikach, do ludzi z obniżoną odpornością, obłożnie chorych i w ciężkim stanie jest nieodpowiedzialne i może być zagrożeniem nawet dla życia tych ludzi, ale konieczne jest znalezienie złotego środka, który nam pozwoli na odpowiednie kształcenie, a pacjentom pozwoli czuć się bezpiecznie.

Podsumowanie

Sytuacja wygląda bardzo podobnie na wszystkich uniwersytetach medycznych – z wyjątkami. Niektóre uniwersytety starają się jeszcze działać „normalnie”, niektóre prowadzą tylko zajęcia stacjonarne dla VI roku, a niektóre jak – wspomniany w wywiadzie WUM – mają zajęcia kontaktowe odwołane w 100%.

Generalnie rzecz ujmując, nauczanie hybrydowe powoli się kończy i znowu zamienia się na nauczanie zdalne. Większość studentów jest już po prostu zmęczona obecną formą nauczania, ciągłym siedzeniem w domu i brakiem zajęć praktycznych, które niestety mogą odbić się potem na kolejnych latach studiów lub w dalszej praktyce lekarskiej. Nauczanie w 100% zdalne nie jest dobrą metodą. Lekarz powinien umieć obcować z pacjentem, rozmawiać z nim, nie bać się go dotknąć. Przy nauczaniu w formie zdalnej zostaniemy odarci z takiej możliwości. Nie będziemy wiedzieć, jak praktycznie wykonywać pewne czynności, procedury… No a lekarz nie może być zdolny tylko do udzielania teleporad.

Jesteśmy ciekawi, co przyniosą kolejne dni. Miejmy nadzieję, że będą to te lepsze dni...

 

Wywiady przeprowadzili: Julia Dróżdż i Piotr Nawrot

Autorstwo

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).