Wyszukaj w publikacjach

Przed kilkoma dniami resort zdrowia przedstawił plan walki z nowym koronawirusem. Na papierze wszystko wygląda dobrze. Kilka dobrych pomysłów, odważnych tez, pojedyncze niezrozumiałe ruchy. Całościowo – solidnie. Czy jednak w realiach polskiej ochrony zdrowia będzie możliwa realizacja tej strategii? Obawiam się, że niestety nie.
Nowy Minister Zdrowia, były Szef Narodowego Funduszu Zdrowia, Adam Niedzielski, zaczął z wysokiego „C”. Najpierw zareagował pozytywnie na zgłaszane przez środowisko wątpliwości dotyczące długości trwania kwarantanny związanej z zakażeniem SARS-CoV-2 i warunki potrzebne do zwolnienia z niej. Szybko wprowadził przepis, który został dostosowany do zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia. Następnie dotrzymał słowa danego przez poprzedniego szefa resortu zdrowia i zakończył mękę wielu lekarzy podchodzących w wiosennej sesji do Państwowego Egzaminu Specjalizacyjnego. Cierpienie związane z niepewnością i oczekiwaniem na wydanie dyplomów lekarzy specjalistów. Z powodu braku możliwości bezpiecznego przeprowadzenia ustnej formy PES, została ona odwołana. Z punktu widzenia systemu opieki zdrowotnej i przede wszystkim pacjentów – to dobra decyzja. Po dwóch dobrych decyzjach przyszedł czas na przedstawienie planu walki z epidemią COVID-19 na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w dobie zbliżającego się sezonu infekcyjnego.
Szpitalnictwo
Resort zdrowia zdecydował, że dotychczas funkcjonujące, tzw. jednoimienne szpitale zakaźne, zostaną zastąpione trzema poziomami opieki. Najwyższy ma dotyczyć najciężej chorych i odbywać się interdyscyplinarnie w dziewięciu szpitalach w kraju. Pacjenci wymagający hospitalizacji, lecz niebędący w ciężkim stanie, będą mieć możliwość podjęcia leczenia w jednostkach organizacyjnych skupiających się na leczeniu przez specjalistów chorób wewnętrznych oraz chorób zakaźnych. Takich miejsc jest w Polsce 87. No i w końcu, najbardziej prosty i zarazem potrzebny, najniższy poziom opieki nad pacjentami mogącymi chorować na COVID-19, to szpitale powiatowe. W końcu mają one dysponować miejscami (izolatkami), w których przebywać będą pacjenci podejrzani o zakażenie nowym koronawirusem, do czasu uzyskania wyniku badania. To bardzo dobry prognostyk, ponieważ do tej pory nieraz zdarzało się, że pacjent był z takich szpitali odsyłany.
Testy, testy, testy
Przy tym punkcie muszę niestety nie do końca zgodzić się z propozycjami przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia. Jednoznacznie popieram zwiększenie dostępności do „mobilnej sieci wymazowej”. Tożsamo traktuję wydłużenie czasu jej pracy. Jednak z całą mocą nie zgadzam się z ograniczeniami testowanych pacjentów. Według resortu zdrowia, mają to być osoby objawowe oraz z największych grup ryzyka (między innymi pacjenci Zakładów Opiekuńczo-Leczniczych, chorzy w Domach Pomocy Społecznej czy pracownicy ochrony zdrowia). Jako wierny fan i wyznawca nurtu naukowego, wierzę w badania przedstawione przez naukowców z Uniwersytetu Harvarda. Wskazali oni, że aby mieć kontrolę nad przebiegiem epidemii COVID-19 na terytorium danego kraju, należy wykonywać 152 testy na 100 tysięcy mieszkańców w ciągu doby. W odniesieniu do polskiej liczby ludności, bazując na modelach matematycznych opracowanych przez naukowców z amerykańskiego ośrodka, powinniśmy wykonywać ok. 58 tysięcy testów na dobę. Po pierwsze, nawet nie zbliżamy się do tej liczby. Po drugie, testujemy bardzo chaotycznie. Weekend i początek tygodnia, to (średnio) 15 – 20 tysięcy wykonanych testów na dobę. Pod koniec tygodnia wykonujemy ich średnio 25 – 30 tysięcy w ciągu 24 godzin. Podobnie, niedziwne, wygląda liczba nowo zanotowanych zakażeń SARS-CoV-2. Mniej testów – ok. 500 nowych przypadków. Więcej testów – ok. 900. Jeszcze raz napiszę i za naukowcami, i za swoim przekonaniem – aby mieć jakikolwiek pogląd na dynamikę przebiegu epidemii COVID-19 na terytorium Polski, powinniśmy masowo wykonywać testy na obecność nowego koronawirusa. Nie tylko wśród osób z grup ryzyka lub objawowych.
Inną sprawą, lecz również dotyczącą testów, jest stosowanie tzw. szybkich testów diagnostycznych. Wiemy, że - nad czym ubolewam - ich wiarygodność jest niezmiernie niska w przypadku SARS-CoV-2. Kiedy jednak mówimy o wirusach grypy, to faktycznie są zdecydowanie bardziej czułe i swoiste. Tak więc, szpitalny oddział ratunkowy czy izba przyjęć każdego szpitala w Polsce, powinny mieć możliwość wykonywania antygenowych („szybkich”) testów na obecność wirusów grypy, gdyż pomoże różnicować etiologię infekcji.
W kolejnym artykule przedstawię swoimi okiem i głową, kolejne propozycje Ministerstwa Zdrowia przedstawione w jesiennej strategii walki z epidemią COVID-19 oraz największe niebezpieczeństwa wynikające z coraz większej skuteczności działania środowisk koronasceptycznych.