Wyszukaj w publikacjach
O epidemii we Włoszech, doświadczeniach i nauce płynącej z pracy w Lombardii - lek. Michał Hempel

- Chcielibyśmy dowiedzieć się trochę więcej o przygotowaniu do wyjazdu. Skąd wziął się pomysł, aby pojechać pomagać do Włoch? Jaki był cel tego wyjazdu?
Decyzje odnośnie wyjazdu na misję do Włoch zapadły na wyższym szczeblu. Ja jestem członkiem Medycznego Zespołu ratunkowego Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Otrzymaliśmy informacje, że organizowany jest wyjazd na misję do Włoch przez Wojskowy Instytut Medyczny w Warszawie. PCPM zostało zaproszone do udziału w misji jako część cywilna. Nasza Fundacja podjęła decyzję o wzięciu udziału w tym przedsięwzięciu. Członkowie zespołu medycznego otrzymali zaproszenie do udziału w misji, spośród zgłoszonych osób, przy współpracy z WIM, została wybrana grupa docelowa uwzględniająca profil zawodowy, specjalizacje, znajomość języków i inne kryteria.
Cały wyjazd opierał się na dwóch nadrzędnych celach. Pierwszy to niesienie pomocy właśnie tam gdzie ta pomoc w danej chwili jest najbardziej potrzebna. Zostaliśmy skierowaniu do Brescii do szpitala uniwersyteckiego. To właśnie w tym rejonie w momencie naszego przyjazdu była najtrudniejsza sytuacja, najwięcej nowych zachorowań, zgonów, oraz osób które wymagały leczenia na oddziałach intensywnej terapii. Tam też były największe braki kadrowe. Personelu było bardzo mało, a pacjentów wymagających intensywnej opieki nadal dużo. Drugi cel to cel edukacyjny. Mogłoby się wydawać, że 10 dni to bardzo mało na naukę, ale otrzymaliśmy tam solidna dawkę wiedzy, duże wsparcie i chęć przekazania tej świeżo zebranej wiedzy przez naszych włoskich kolegów. Mieliśmy okazję dowiedzieć się, jak wygląda walka z wirusem w sytuacji tak wielkiego obciążenia systemu ochrony zdrowia i zobaczyć, w jaki sposób Włosi radzą sobie z tą nieszablonową sytuacją, a także poznać wypracowane przez nich algorytmy postępowania: od momentu przyjęcia do szpitala, poprzez dalszy proces leczenia czy nawet postępowania po wypisie czy zgonie.
- Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w misji? Od dawna współpracujesz z PCMP?
Decyzja odnośnie do wyjazdu na misję była dla mnie dosyć oczywista, szybka. Po otrzymaniu informacji, że taki wyjazd jest organizowany, wykonałem kilka telefonów do najbliższych mi osób. Usłyszałem od nich to, co chciałem usłyszeć. Wspieramy Cię niezależnie od tego, jaką decyzję podejmiesz, boimy się, ale wiemy że i tak nie mamy na Twoją decyzję wpływu. Zawsze chciałeś w ten sposób pomagać - tam gdzie ta pomoc w danym momencie jest najbardziej potrzebna. Po tych słowach i kilku krótkich rozmowach nie miałem żadnych wątpliwości, że wyjeżdżam. Potwierdziłem chęć uczestnictwa w misji. Czekałem na informacje o skompletowaniu grupy.
Do Zespołu Medycznego PCPM należę od zeszłego roku. Jednak pracę fundacji śledzę od 4 lat, wtedy tez zgłosiłem się na rekrutację, jednak sprawy zawodowe nie pozwoliły mi dotrzeć na kolejny etap rekrutacji. Powróciłem do tego planu właśnie w zeszłym roku. Po przejściu kilkuetapowej rekrutacji obejmującej testy językowe, sprawdzające wiedzę, a także dwudniowe testy w terenie, udało mi się zostać członkiem zespołu. Misja do Włoch była moją pierwszą misją wraz z PCPM.
- Jak wygląda sytuacja na miejscu? Na Facebooku dużą popularność zdobył post Pawła Szczucińskiego, który określił sytuację jako dramatyczną. Jak z sytuacją radzą sobie tamtejsi lekarze?
Sytuacja na miejscu rzeczywiście była nietypowa i zdecydowanie można było j ą określić jako dramatyczną. Przyjechaliśmy do kraju, gdzie życie jakby zamarło. Ludzi na ulicach nie było. Wszystko pozamykane. Na lotnisku przywitały nas władze Lombardii i Polska konsul w Mediolanie. Widać było smutek w oczach tych ludzi, w krótkiej wymianie zdań dowiedzieliśmy się, że prawie każda osoba straciła tutaj bliskich. W szpitalu rozmawialiśmy z włoskim personelem, przyczyn takiej sytuacji można się dopatrywać w wielu aspektach. Epidemia i jej ogrom spadł na Włochy dosyć nagle. Nikt nie był na to przygotowany, liczba chorych rosła lawinowo, szpitale i personel były przeciążone pracą. Był okres, gdy brakowało sprzętu, ŚOI, a ograniczenia swobody poruszania, decyzje o zamknięciu sklepów tp. zapadały stopniowo.
My zastaliśmy już trochę inną sytuację. W szpitalu w Brescii nie można było mówić o braku sprzętu, ale może dlatego, że był dopiero dostarczony nowy: łóżka, respiratory (produkowane przez Ferrari). Problemem był brak rąk do pracy. Dlatego też nasza pomoc była tak istotna i pozytywnie odebrana. Mieli sprzęt, leki, nie mieli personelu by otworzyć kolejne oddziały intensywnej opieki.
Lekarze na miejscu są bardzo zdyscyplinowani, przejęci tą sytuacją. Nie widzieliśmy tam typowego włoskiego temperamentu. Byli przemęczeni, dyżurowali co drugi dzień, byli smutni. W naszych rozmowach przewijały się tematy prywatne, wyrażali strach o swoich bliskich, opowiadali o znajomych i członkach rodziny, których stracili. Chętnie nas uczyli, tłumaczyli, pokazywali jakie działania podejmowali, ciesząc się przy tym, że może pomogą nam uniknąć podobnej sytuacji w naszym kraju. Widać było jednak, że decyzje, które muszą podejmować na co dzień bardzo negatywnie wpływają na ich psychikę. Ale walczyli, mimo zmęczenia, beznadziejności sytuacji, widać było że się nie poddają.

- Jak wygląda wasza praca na miejscu? Czym się dokładnie zajmujesz?
Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, jak będzie wyglądała nasza praca. Sytuacja była dynamiczna. Decyzje odnośnie do miejsca i rodzaju pracy zapadały w ostatnich godzinach. Dyrekcja szpitala po rozmowach z naszymi przełożonymi uznała, że w obecnej sytuacji najbardziej brakuje im miejsc intensywnej terapii i poprosili nas byśmy wspomogli ich w otworzeniu nowego oddziału. Tak też zrobiliśmy. Zaczęliśmy od przygotowania oddziału, wyposażenia go w niezbędny sprzęt, leki, przygotowania stanowisk pracy, wydzielenia odpowiednich stref, miejsc dekontaminacji, szlaków poruszania się. Pierwszy pacjent został przyjęty w pierwszym dniu pracy. Następnie podzieleni na zespoły, w których znajdowali się lekarze, ratownicy medyczny, pielęgniarki, pracowaliśmy zmianowo w trybie 12-godzinnym. Pracował z nami na każdej zmianie włoski lekarz i pielęgniarka. Naszym zadaniem była praca jak na normalnym oddziale intensywnej terapii. Poczynając od pomiaru parametrów, pobierania badań, wykonywanie toalety, poprzez prowadzenie leczenia we współpracy z włoskimi kolegami.
- Czy mógłbyś opisać procedury, złote rady dla medyków, które nie były stosowane przed Twoim wyjazdem w Polsce, a zauważyłeś je na miejscu? Czego nauczyłeś się podczas tego wyjazdu?
Tych złotych rad jest wiele, właśnie przebywamy na kwarantannie, wspólnie opracowując ten materiał, który uzyskaliśmy od Włochów, oraz spisując nasze doświadczenia. Co piątek odbywają się webinary poświęcone tej tematyce, w których udział biorą nasi przedstawiciele. Wszystkie wnioski będą publikowane.
Ten wyjazd przyniósł mi niesamowite doświadczenie, to nie była tylko pomoc fizyczna i praca z pacjentem. Ten wyjazd, myślę, zmienił trochę każdego z nas, otworzył nam oczy na wiele rzeczy, na które wcześniej uwagi nie zwracaliśmy. Mogliśmy skorzystać z cennego doświadczenia włoskich medyków. To nie jest tak, jak niektórzy sądzą, że tam coś poszło nie tak, że dlatego mają taką sytuację. Włosi mają świetny sprzęt, bardzo dobrze wykształcony personel i ogromną wiedzę. A dla nas wszystkich - co często padało też z ust Włochów - to nie jest choroba, którą znamy, to jest coś zupełnie nowego i uczymy się, jak odpowiednio ją leczyć. My mieliśmy szanse poznać wszystko to, czego oni się od początku epidemii nauczyli, lecząc tysiące a nawet dziesiątki tysięcy pacjentów. Nie musimy dzięki temu tej wiedzy zdobywać od zera. Możemy działać trochę z wyprzedzeniem.

- Jak oceniasz poziom przygotowania polskiej ochrony zdrowia do walki z pandemią? Dane na ten moment są dla Polski dość optymistyczne, porównując sytuację chociażby z sytuacją we Włoszech czy Hiszpanii?
Jesteśmy w innym momencie niż Włosi, a dane rzeczywiście wyglądają dosyć optymistycznie. Ale trudno jest jasno odpowiedzieć, jak ta sytuacja będzie się rozwijać. Najważniejsze, że zostały podjęte działania na wczesnym etapie rozwoju epidemii: izolacja, kwarantanna, ograniczenie zgromadzeń, zamknięcie granic itp. To powoduje, że kupujemy sobie czas na lepsze przygotowanie. Na odpowiednie zabezpieczenie w ŚOI, leki, przygotowanie miejsc intensywnej opieki. Dzięki stosunkowo niewielkiemu wzrostowi liczby przypadków nie dochodzi do dantejskich scen jakie miały miejsce we włoskich czy hiszpańskich szpitalach. Pełne korytarze, brak dostępu do tlenu, brak miejsc intensywnej terapii to problem który w chwili obecnej Polski nie dotyczy i oby tak zostało. Ale ważne jest tutaj podejście każdego obywatela, stosowanie się do nakazów, zakazów. Odpowiednie przygotowanie szpitali, tworzenie sztabów kryzysowych w szpitalach, istotne są rozmowy, jak poprawić sytuacje. Te działania musza być ciągle prowadzone. Musimy być przygotowani na najgorsze.
- Dużo mówi się obecnie o pracownikach ochrony zdrowia. Pod naszym (lekarzy) adresem pada dużo słów związanych z bohaterstwem. Czy tak się czujesz?
Kompletnie nie uważam się za bohatera. Z kolegami z zespołu byliśmy wręcz zaniepokojeni, że zrobiło się wokół naszego wyjazdu tak głośno, nie czuliśmy się bohaterami, każdy z nas wiedział, że robi to, co jest właściwe i należy do naszego obowiązku. Wydaje mi się, że ludzie związani z medycyna nie robią tego dla poklasku. Starają się wykonywać swoją pracę, często ryzykując, poświęcając się, ale wiemy, że tak trzeba, że taki zawód wybraliśmy i jest to poniekąd w ten zawód wpisane. Co nie zmienia faktu, że też chcemy czuć się bezpiecznie. Stad bardzo ważne jest, by odpowiednie środki ochrony w naszych miejscach pracy były dostępne. Z kolei dla mnie medycyna, chirurgia, praca w zawodzie lekarza były moim niezmiennym marzeniem od dziecka. Wiec ja po prosty wykonuję swoją pracę, która daje mi niesamowicie dużo satysfakcji.
- Czy do Polski wróci ten sam lek. Michał Hampel? Czy ten wolontariat zmieni Ciebie jako lekarza?
Na pewno nie wrócił ten sam Michał Hampel. Każdy z tego rodzaju wyjazdów poszerza nasze horyzonty. Myślę, że moje spojrzenie na pewne sprawy się zmieniło, a doświadczenia z tego wyjazdu zapadną w pamięć na całe życie. Ta misja utwierdziła mnie w przekonaniu, jak ważne są wspólne działania, opracowanie strategii, zaplanowanie postępowania i praca zespołowa, o którą czasem tak bardzo jest ciężko. Zespół, z którym wyjechałem, był pełen różnych ludzi, niesamowitych specjalistów w swojej działce, indywidualności, jednak praca na miejscu, wsparcie siebie nawzajem, otwartość na wypracowywanie rozwiązań, słuchanie siebie nawzajem było ogromną lekcją z której wiele wyniosłem. Dzięki takiej współpracy czujemy się pewniej, bezpieczniej, nie czujemy się pozostawieni samym sobie. A w sytuacji kryzysu, w jakim się znaleźliśmy, pełne zaufanie do ludzi, z którymi pracujemy jest niezbędne.
Lek. Michał Hampel jest rezydentem 5 roku chirurgii ogólnej w Centralnym Szpitalu Klinicznym MSWIA w Warszawie. Na co dzień pracuje w Klinice Chirurgii Gastroenterologicznej i Transplantologii oraz SOR. Z Zespołem Ratunkowym PCPM jest związany od 2019 roku.