Wyszukaj w publikacjach
Wolontariat w szpitalu tymczasowym okiem studentów medycyny SUM.

Uczelnie medyczne zachęcają studentów do włączenia się w walkę z trzecią falą pandemii koronawirusa. Jak przyszli medycy sami opisują swoją pracę? Opowiedzieli nam o tym studenci Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, którzy od połowy marca wspierają personel szpitala tymczasowego w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach.
Pomysł wolontariatu pojawił się po tym, jak jeden z prowadzących – dr hab. n. med. Marek Kucharzewski – podczas wykładu opowiedział studentom o ogromie pracy, która czeka medyków w związku z rosnącą liczbą zakażeń. Studenci nie pozostali bierni – zorganizowali oddolną akcję mającą na celu wsparcie lekarzy w walce z pandemią na Śląsku.

Idąc pierwszy raz do szpitala tymczasowego na wolontariat czuliśmy potrzebę, aby pomóc i nie stać biernie z założonymi rękami. Chcieliśmy zaoferować nasz czas i skromną pomoc w walce z pandemią, bo przecież chyba każda pomoc się przyda. Oczywiście chcieliśmy też nabyć podstawowe umiejętności i zaznajomić się z pracą w szpitalu. Jednak po pierwszym dniu potrzeba przerodziła się w obowiązek. Obowiązek pomocy drugiemu człowiekowi oraz zachęcenia do niej jak największej liczby osób.- mówią Natalia Nafalska i Michał Kapałka, studenci II roku kierunku lekarskiego w Wydziale Nauk Medycznych SUM w Zabrzu, jedni z pomysłodawców akcji.
Najbardziej bolą odejścia pacjentów. Jako studenci szczególnie łatwo przywiązujemy się do chorych. Pamiętam, jak kolega zawołał mnie do pana, którego stan nagle się pogorszył. Gdy przyszli lekarze, staliśmy obok niego i go oklepywaliśmy, żeby lepiej oddychał. Był w bardzo średnim stanie, ale z zachowanym kontaktem. Złapałam go za rękę i spytałam czy jest mu lepiej jak leży na brzuchu. Odpowiedział, że „jak mnie tak pani trzyma mnie za rękę to lepiej”. Kolejnej nocy ten pan zmarł. Nie wiem czemu przywiązałam się do niego w jeden wieczór, ale był taki, że nic mi się nie zgadzało z tym, że może odejść. Był bardzo łagodny, spokojny. Po prostu leżał na brzuchu i próbował oddychać przez nos. Tylko monitor pokazywał co innego. – kontynuuje Natalia.
Wsparcie psychiczne pacjentów i ich rodzin jest jednym z kluczowych zadań wolontariuszy.
Rozmawiałem kiedyś z pacjentem. Miał nieco ponad 40 lat. W domu czekały na niego żona i dzieci. Opowiadał o tym, że gdy zasypiał, pacjentka obok spokojnie oddychała. Gdy obudził się o 5 rano, była właśnie zabierana w worku. – mówi Michał Krawiec, także student medycyny na Wydziału Nauk Medycznych w Zabrzu - Wyobraź sobie, że leżysz na dużej sali z ponad 200 osobami chorymi na to samo, co Ty. Każdy w innym stanie, oddzieleni od siebie zasłonkami i ścianami z dykty. Patrzysz, jak 2 metry od Ciebie ktoś umiera na chorobę, którą także Ty masz. Patrzysz, i myślisz o swojej rodzinie, niewidzianej od początku marca.
Większość pacjentów to ludzie starsi. Mają ze sobą telefony, ale często w stresie nie są w stanie wybrać numeru do rodziny lub podłączyć komórki do ładowarki. Płaczą z samotności. Rodzina płacze, bo bliski nie dzwoni ze szpitala, a rano media podały gigantyczne statystyki zgonów. To uczucie nie do opisania – kontynuuje wolontariusz.

- Pewnego dnia, gdy siedziałem w dyżurce lekarskiej, zadzwonił telefon. Odebrałem i usłyszałem głosy zaniepokojonej rodziny – „Tato nie odbiera telefonu”. Obiecałem, że gdy wejdę na oddział zadbam o to, żeby zadzwonił do rodziny. Zapisałem numer do rodziny oraz miejsce, gdzie leży pacjent.
„Tato” leżał i ciężko oddychał. Tylko jednocześnie założone wąsy tlenowe i maska pozwalały na natlenienie organizmu.
- Dobry wieczór – dzwonił pan do rodziny?
- Dzień dobry
- Pana rodzina martwi się o Pana. Ma pan przy sobie telefon? Może zadzwonimy?
Starszy Pan pokiwał głową. Kombinacja jego gestów i urywanych słów pozwoliły mi zlokalizować telefon. Był rozładowany. Podłączyłem go do ładowania i poszedłem zrealizować pozostałe zadania powierzone mi przez lekarzy.
Gdy wróciłem podałem telefon i powiedziałem, że musimy wpisać PIN.
- Pamiętałem… może sobie przypomnę.
Długo próbowaliśmy, ale przy takim niedotlenieniu organizmu nie dziwiłem się zupełnie, że się nie udało. Było już bardzo późno, więc zdecydowałem, że spróbujemy zadzwonić jutro z rana. Tak też zrobiłem, zabrałem szpitalny telefon i wykręciłem znany mi już numer. I tym razem cała rodzina była zgromadzona razem. Już sam ten fakt był wzruszający, że mimo tego, że każdy wiedział w jak ciężkim stanie jest „Tata” słyszałem kilka głosów pełnych nadziei, tęsknoty i wsparcia. Zgodnie z prośbą trzymałem słuchawkę przy uchu. Rozmawiali kilka dobrych minut, długo się żegnali. Zatroskana rodzina pytała, co można przywieźć „Tacie” w paczce.
Szczęśliwy z tego małego sukcesu danego dnia, zbierałem się do domu. Słyszę - była reanimacja. Udana. „Tato” został przewieziony na OIOM i był tam jeszcze kolejnego dnia… Dziękuję Bogu, że mogli się pożegnać.- mówi Michał Kapałka.

Obecnie do zadań studentów-wolontariuszy należy uczestniczenie w pielęgnacji i pomoc w toalecie pacjentów, wsparcie rehabilitantów oraz pielęgniarek (np. podczas rozdawania leków), a także asystowanie lekarzom w czasie zabiegów takich jak zakładanie wkłuć czy cewnikowanie.
Ważną rolą wolontariuszy jest stała kontrola aparatów nosowej wentylacji wysokoprzepływowej AIRVO-2. Urządzenia te podają mieszankę zawierającą tlen do dróg oddechowych pacjentów, ułatwiając im oddychanie. Mieszanka musi być odpowiednio nawilżona przed wprowadzeniem do organizmu pacjenta, tak by nie uszkadzała błon śluzowych. Zadaniem studentów jest kontrola poziomu wody w urządzeniach, a w razie potrzeby – uzupełnianie cieczy.
Jako student 2 roku kierunku lekarskiego uważam, że odbywanie wolontariatu w szpitalu tymczasowym MSWiA w Katowicach jest jednym z najważniejszych doświadczeń jakie do tej pory przeżyłem. Wraz z kolegami i koleżankami z roku staramy się zrobić dla pacjentów jak najwięcej możemy, ale też uczymy się wielu aspektów praktycznych, które są kluczowe w przyszłej pracy lekarza. Niesamowite jest również to, jak wszyscy, zarówno studenci między sobą jak i personel, wzajemnie się wspierają. Przed wejściem w strefę „brudną” osoby, które wchodzą, wzajemnie się oglądają, czy aby na pewno nie ma żadnej wolnej przestrzeni między kombinezonem, a skórą, by móc bezpiecznie i w pełnym zabezpieczeniu pomagać pacjentom w szpitalu oraz bezpiecznie, nie narażając swoich rodzin wrócić do domu. Największym wyzwaniem w pomocy ludziom chorych na COVID-19, z mojej perspektywy, jest próba podniesienia pacjentów na duchu, mimo iż wiedzą, że osoba obok nich leży w ciężkim stanie, a przecież chorują na tą samą chorobę. Często ci pacjenci, widząc śmierć osoby, z którą jeszcze wczoraj rozmawiali, tracą nadzieję na szybki powrót do zdrowia. Ich samopoczucie często jest bardzo obniżone, dokucza im przede wszystkim samotność. Często chorzy przywołują nas, aby po prostu porozmawiać, co według mnie jest najważniejszą naszą rolą jako wolontariusze. Szczególnie uciążliwe w pracy w szpitalu tymczasowym są ciągłe dźwięki urządzeń medycznych, nieustanny pot na całym ciele, a zwłaszcza widok śmierci osób, które poprzedniego dnia były w stanie stabilnym. Po wyjściu ze strefy „brudnej”, następuje najważniejszy proces dla personelu. Czas ściągnąć w sposób bezpieczny kombinezon, w którym przez 3 godziny miało się kontakt z osobą zakażoną. Po dokładnej dezynfekcji i prysznicu, możemy udać się na strefę „czystą”, gdzie również czeka nas mnóstwo obowiązków. Telefony urywają się od prób kontaktu ze strony rodzin. Siedząc przez 3 godziny w strefie „czystej”, próbujemy opanować chaos nieustannego dzwonka telefonu, a także przekazać przy tym jak najwięcej informacji rodzinie. – relacjonuje Dominik Bylica, również student II roku kierunku lekarskiego w WNMZ SUM.
Od początku chciałem przede wszystkim pomagać Medyczkom i Medykom w zwalczaniu pandemii. Jednak nawet nie wyobrażałem sobie, ile dobra możemy zdziałać poprzez proste, ludzkie gesty, na które często niestety brakuje czasu strudzonym pracowniczkom i pracownikom ochrony zdrowia. Mój pierwszy dzień wolontariatu rozpoczął się od znalezienia szpitalnej komórki i wybrania numeru córki jednej z pacjentek, której wręczyliśmy telefon. Kobiety od dłuższego czasu nie miały ze sobą kontaktu. Zobaczenie rozpromienionej twarzy matki było niezwykle wzruszające. Natychmiast poczułem, że rozpoczęcie wolontariatu było ważną i słuszną decyzją.- mówi Gustaw Błaszczyński, student III roku kierunku lekarskiego w Wydziale Nauk Medycznych SUM w Katowicach.
Oprócz świadomości, że jest się chorym, dobijająca jest też świadomość, że chorują nasi najbliżsi. W większości przypadków całe rodziny pacjentów również chorują na COVID-19, a zdarzają się też takie sytuacje, że trafiają do nas małżeństwa. Moja przygoda z wolontariatem trwa już ponad dwa tygodnie, zdążyłam poznać wielu pacjentów, którzy są w szpitalu od dłuższego czasu i są tacy, z którymi zawsze rozmawiam, gdy jestem w strefie brudnej. Jedną z takich pacjentek była kobieta, której mąż również trafił do szpitala - oboje przyjęci w podobnym, średnio-ciężkim stanie. Po dwóch tygodniach pacjentka była już praktycznie wyleczona. Wówczas dowiedziała się, że jej mąż odszedł. Najbardziej w pamięć zapadły mi jej słowa: „ten jeden raz nie miałam siły walczyć też za niego, bo musiałam walczyć o siebie”. Nie myślałam, że rozumiem te emocje, ale czuję się teraz, jakbym w małym stopniu przeżyła to razem z nią. – opowiada Tola Kotkiewicz, studentka II roku kierunku lekarskiego WNMZ SUM.

Jak zauważają studenci, wolontariat jest nie tylko okazją do zrobienia czegoś dobrego, ale także daje możliwość nauczenia się wielu umiejętności – przydatnych zarówno podczas studiów, jak i w późniejszej pracy zawodowej.
- W ciągu pierwszych dwóch lat studiów medycznych przyswajamy wiedzę teoretyczną i mamy bardzo mały kontakt z pacjentem. Wolontariat daje nam możliwość nabycia umiejętności praktycznych. Na ćwiczeniach z fizjologii uczymy się prawidłowego pomiaru ciśnienia, wykonania EKG, uczymy się o gazometrii. W Szpitalu Tymczasowym możemy doskonalić te umiejętności i wykorzystać je w praktyce, np. asystując lekarzom. Na biochemii podczas każdych zajęć prowadzący przepytują nas z wartości referencyjnych elektrolitów, białek, enzymów. Podczas wolontariatu wraz z lekarzami analizujemy wyniki badań i łączymy je z danymi jednostkami chorobowymi, o których dokładniej będziemy się uczyć podczas kolejnych lat studiów. Tym sposobem widzimy związek pomiędzy teorią a praktyką Po I roku odbywają się praktyki pielęgniarskie, podczas których uczymy się pobierania krwi, zakładania wkłuć, podpinania kroplówek oraz wielu podobnych procedur. Co prawda nie mamy tak dużego doświadczenia jak pielęgniarki/pielęgniarze, ale staramy się pomóc im w tych czynnościach. Asystujemy lekarzom podczas wizyt czy przyjęć. Uczymy się, jak prawidłowo przeprowadzić wywiad lekarski, jak rozmawiać z pacjentem, jak wypełnić kartę zleceń. To są umiejętności, których najlepiej uczy się w „praktyce”, nie zaś z książek. Jest dużo starszych pacjentów, którzy posiadają telefony, ale nie potrafią z nich korzystać. Staramy się im pomóc w kontakcie z rodzinami. – twierdzi Agnieszka Jonczyk, studentka II roku kierunku lekarskiego w Wydziale Nauk Medycznych SUM w Zabrzu - Co nam daje wolontariat? – Doświadczenie. Co my możemy dać? – Pomoc personelowi i pacjentom.
W niektórych przypadkach dostrzeżenie, jak wygląda opieka nad chorymi na COVID-19, daje także nadzieję:
Szpital Tymczasowy to szpital. Inaczej działający, ale nadal szpital. Gdy widzę mały stos wypisów - cieszę się, to znaczy, że kilka „bitew” zostało wygranych. Doświadczamy tu przeróżnych emocji, od smutku, samotności, przerażenia do chwil wzruszeń, żartów i radości gdy widzimy pacjenta, który opuszcza „nasze pole bitwy” z uśmiechem na twarzy, bo wraca do „normalności”. – mówi Agnieszka.
Obecnie do pomocy może zgłosić się każdy. Korzystają z tego nawet ludzie, którzy na co dzień nie są związani z medycyną. To bardzo budujące, że w obliczu tej trudnej sytuacji przynajmniej część Polaków potrafi się jednoczyć, by wspólnie zrobić coś dobrego – zauważa Michał Krawiec.