Wyszukaj w publikacjach
Jak wygląda praca medyków w PCPM? – rozmowa z doktorem Pawłem Kukizem Szczucińskim

O tym, jak wygląda praca w Medycznym Zespole Ratunkowym i działalności Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej opowiada doktor Paweł Kukiz Szczuciński.
Doktor Paweł Kukiz Szczuciński jest specjalistą w dziedzinie pediatrii i psychiatrii. Absolwent Warszawskiej Akademii Medycznej, biegły sądowy, a także wieloletni członek PCPM.
- Pierwsza misja związana z pandemią odbyła się w Lombardii, a doświadczenie tam zdobyte zostało wykorzystane m.in. w Kirgistanie, Tadżykistanie, Madagaskarze, Etiopii czy Libanie. Czemu właśnie do tych krajów wyruszyła pomoc?
W misji w Lombardii chodziło nam o pozyskanie informacji klinicznych, epidemiologicznych, praktycznych, a także zorientowanie się w logistyce i w wyzwaniach z tym związanych. Zupełnie inaczej traktuje się ludzi w garniturach, przyjeżdżających na konferencje, a inaczej medyków, którzy ubierają się w kombinezony i idą na pierwszą linię walki. Dlatego spotkaliśmy się z dużą życzliwością i otwartością ze strony włoskiej.
Bardzo istotny był aspekt solidarności, udzielenia wsparcia, pokazania, że Polacy nie boją się jechać tam, gdzie inni uciekają. Zostało to dobrze odczytane w Europie i na świecie. Z uśmiechem czytałem swoje wypowiedzi w prasie pakistańskiej. Był to więc sukces w kilku wymiarach. Część tych doświadczeń została rzeczywiście wykorzystana, a część z nich się zdezaktualizowała. Nadal jest wiele znaków zapytania, nadal mało wiemy o tej chorobie. Misja we Włoszech miała bardzo medialny charakter. Wróciliśmy cali i zdrowi. Pojechali tam medycy, także z jednostki specjalnej GROM. Doświadczone i ciekawe towarzystwo. Dlatego od razu zostaliśmy poproszeni przez WHO, żeby to doświadczenie wykorzystać. W środkowej Azji epidemia rozwijała się w sposób niekontrolowany i jako ich misja wyruszyliśmy do Tadżykistanu i Kirgistanu. W Tadżykistanie szczególnie trudna sytuacja była przy granicy z Afganistanem, gdzie skoncentrowaliśmy istotną część naszych działań. W realizacji misji uzyskaliśmy pomoc wojskową w formie transportu. Była to współpraca PCPM, polskiego wojska i WHO. Były to misje, gdzie pokazywaliśmy, jak leczyć, organizować strefy ochronne, jak chronić personel medyczny przed zakażeniem COVID. Nie są to, wbrew pozorom, proste rzeczy.

- Jak wygląda praca dla Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej w realiach nie związanych z pandemią COVID-19?
PCPM jest organizacją, której istotnym elementem jest Medyczny Zespół Ratunkowy. To jedyny zespół w Europie Środkowo-Wschodniej mający akredytację udzieloną przez WHO. Jesteśmy gotowi w ciągu 48 godzin zebrać się, żeby lecieć w regiony konfliktów czy też katastrof. W 2015 roku PCPM działał w Nepalu po trzęsieniu ziemi, w Peru po lawinach błotnych w 2017, w Ugandzie w 2018, kiedy zagrożeniem był wirus Ebola.
PCPM współprowadzi też przychodnię na granicy syryjsko-libańskiej przeznaczoną dla uchodźców syryjskich. Oprócz tego PCPM udziela pomocy o innym charakterze. Pomaga współorganizować zakwaterowanie dla uchodźców. Bardzo ważną częścią aktywności PCPM jest działalność związana ze szkoleniem ratowników i strażaków. Rozwijana jest ona w Kenii, w Sudanie Południowym, a także na terenie autonomii palestyńskiej, gdzie od lat szkoleni są ratownicy medyczni.
- Jak wygląda współpraca z miejscowym personelem medycznym? Czy bariera językowa i kulturowa są dużym problemem?
Nie, nie są one problemem. Wymogiem pracy w PCPM jest bardzo dobra znajomość języka angielskiego. Część z nas zna również język hiszpański czy też rosyjski. Nie wymagamy od naszych medyków posługiwania się mniej popularnymi językami, chociaż ich znajomość jest bardzo przydatna. Jeśli chodzi o barierę kulturową, to jesteśmy szkoleni, przygotowujemy się do każdego z wyjazdów. Jeśli mamy ludzi na miejscu, to oni również wyczulają nas na pewne kwestie. Dbamy o to, aby nasze misje były zawsze bezpieczne i profesjonalne.

- W jaki sposób przebiega proces rekrutacyjny do Medycznego Zespołu Ratunkowego?
Rekrutacja do naszego zespołu polega na 24-godzinnym, dość wyczerpującym egzaminie terenowym. Tam chętni poddawani są różnego rodzaju testom. Obserwujemy, jak kandydaci reagują na ekstremalne warunki, jak radzą sobie z wyczerpaniem i brakiem snu. Trzeba umieć współpracować, panować nad sobą, być zdyscyplinowanym, ponieważ w trakcie misji brak tych umiejętności mógłby być bardzo niebezpieczny. W Bejrucie, mieście spustoszonym przez eksplozję, należało pamiętać, że w gruzach mogą znajdować się butle gazowe, które w każdej chwili mogą wybuchnąć, a z wysokości spaść ciężkie elementy konstrukcyjne. Dlatego nie ma miejsca na błędy. Przy zachowaniu podstawowych zasad wszystko przebiega jednak sprawnie. Kluczowa jest praca zespołowa.
- Czy lekarz każdej specjalizacji może znaleźć miejsce w Zespole Ratunkowym?
Istotni dla nas są anestezjolodzy i lekarze medycyny ratunkowej, ale też pediatrzy, specjaliści chorób zakaźnych, ortopedzi, chirurdzy. Wszystko zależy od tego, gdzie lecimy i jakie mamy cele. W walce z COVID-19 szczególnie potrzebni są anestezjolodzy, natomiast reszta zespołu wspiera ich, a także zajmuje się innymi elementami, między innymi szkoleniem w zakresie środków ochrony osobistej. Najważniejsza jest jednak gotowość do ciągłej pracy i rozwoju oraz kompetencje medyczne. Kiedy po raz pierwszy poleciałem do Ugandy, ciągle doszukiwałem się przeróżnych chorób u dzieci, a za każdym razem okazywało się, że jest to malaria. Dlatego trzeba być bardzo otwartym na współpracę i rady od osób, z którymi się pracuje. Często przyjmuje się model, w którym to osoba miejscowa kieruje zespołem. Zawsze ściśle współpracujemy z lokalnymi medykami.
- Jak wyglądają przygotowania do misji?
Przygotowujemy się cały rok. Mamy szkolenia z różnych dziedzin i zagadnień. Oczywiście, w obecnej sytuacji stało się to utrudnione. Nasz magazyn jest regularnie porządkowany, sprawdzany, jest w „stałej gotowości”. Przed samymi wyjazdami nie byłoby na to czasu, a my musimy być gotowi do natychmiastowego wylotu. Mam zwyczaj, że w ciągu podróży bardzo intensywnie powtarzam sobie język hiszpański lub rosyjski.
- Dlaczego zdecydował się Pan dołączyć do PCPM?
Moja przygoda zaczęła się od ukończenia kursu medycyny tropikalnej organizowanego przez Fundację Redemptoris Missio. Tam poznałem środowisko związane z projektem Jeevodaya, czyli Świt Życia. Jest to ośrodek rehabilitacji dla trędowatych w Indiach. Tam poznałem doktor Helenę Pyz, która pracuje w tym miejscu od trzydziestu lat i jest lekarzem naczelnym. Zobaczyłem ogrom jej dokonań, uratowała w różny sposób tysiące ludzi. Ze względu na rodzinę, nie mogę aż tak się poświęcić na obecnym etapie mojego życia. Myślę jednak, że pewnego dnia zdecyduję się na dłuższy pobyt w potrzebującym miejscu. W związku z tym PCPM realizujący krótsze czasowo misje jest dla mnie świetnym rozwiązaniem. Mogę równolegle pracować, rozwijać się zawodowo i być z rodziną.
