Wyszukaj w publikacjach
Telemedycyna w czasie pandemii - recepta za 49,99zł, a może frytki do tego?

Makdonaldyzacja. Słowo pochodzi od znanej sieci restauracji z fast foodem. Chodzi o kierowanie usług do klienta masowego. Perswazyjna reklama. Jak najszybsze docieranie z produktem lub usługą do jak największej liczby osób. Ma być szybko, tanio i wygodnie. Celem jest natychmiastowe zaspokojenie potrzeb konsumenta. Cały proces odbywa się często kosztem jakości. Chodzi o popularność, masowość i uniwersalność.
Masowość i uniwersalność - to słowa, które całkowicie burzą wszystkie filary medycyny, na których opiera się cały proces leczenia. A jednak! To właśnie w tym kierunku zmierzamy. O co chodzi? Jak nie wiadomo o co chodzi to… sami wiecie.
Telemedycyna - miało być dobrze, a wyszło jak zawsze?
Telemedycyna to nic nowego. Miała się dobrze od wielu lat. Pandemia spowodowała jednak niezaplanowany rozkwit poradnictwa online. Telemedycyna przejęła w wielu miejscach pracę POZ. Firmy oferujące porady medyczne online wyrastają jak grzyby po deszczu. To naturalne, że idziemy z postępem i szukamy wygody. Technologia ma ułatwiać nam życie. Ludzie chcą płacić, żeby szybciej dostać się do lekarza. Nie ma w tym nic dziwnego. Zmieniają się potrzeby klienta, zmienia się też rynek.
Firmy oferujące porady online ruszyły do wyścigu o osoby, które wykupią ich usługi. Mamy nową rzeczywistość, w której ta walka nabrała niespotykanego wcześniej dynamizmu.
Oferty skierowane do lekarzy kuszą pracą bez wychodzenia z domu lub w wygodnym dla medyka miejscu i czasie. 7 dni w tygodniu, przez całą dobą. Ty wybierasz, kiedy pracujesz. Brzmi jak wymarzone życie i nic dziwnego, że wiele osób to kusi i przyciąga. Każdy ma inne priorytety. Nie byłoby w tym nic niepokojącego gdyby nie to, że ta walka robi się na naszych oczach coraz bardziej niedorzeczna. Przekraczane są kolejne granice absurdu. Dodatkowo, gdzieś tam w tym wszystkim ginie pacjent i jego problem.
Ile kosztuje recepta?
Przedstawione kwoty to ceny znalezione w sieci i w ogłoszeniach o pracę dla lekarzy.
70-100 zł brutto za godzinę dla lekarza. Stawka zależy od liczby pacjentów na godzinę.
Stop. Tu zapala się pierwsza czerwona lampka! Stawka… zależy… od liczby… pacjentów? Nie jest tajemnicą, że w prywatnym sektorze im więcej lekarz przyjmie pacjentów, tym więcej zarobi (matematyka na poziomie podstawówki), ale przy takich stawkach, jakie oferują prywatne firmy telemedyczne, jest to bardzo etycznie wątpliwy sposób motywacji lekarzy do jeszcze cięższej pracy na akord.
W ogłoszeniach często powtarza się, że jedna konsultacja trwa 10 minut.
Weźmy więc te 90 zł brutto (bo tu ciągle mowa o kwocie brutto!) za godzinę. Przy założeniu, że konsultacja trwa 10 minut (a to bardzo optymistyczne założenie), przez godzinę obsługujemy telemedycznie 6 pacjentów. Wychodzi na to, że na jednej poradzie zarabiamy 15 zł.
Jak to wygląda ze strony pacjenta?
Ceny takich porad dla jednej osoby wahają się od 45 zł (niższej nie znalazłam) do nawet 80 zł. Firma zarabia w godzinę średnio 360 zł przy (tylko) 6 pacjentach. Lekarzowi płaci 90 zł.
Po stronie firmy: marketing, platforma, sprowadzanie pacjentów - warte 360 zł za godzinę.
Po stronie lekarza: odpowiedzialność za zdrowie drugiego człowieka - warte 90 zł za godzinę.
W sieci można znaleźć historie lekarzy, którzy mówią, że “obrabiają” i po 12 pacjentów w ciągu godziny, co znacznie (!) zwiększa zyski firmy, a tylko nieznacznie zysk lekarza. 12 pacjentów to średnio 5 minut na pacjenta. 5 minut na wywiad, często rozszerzony bo przecież nie bada się i nie zna się i nie widzi pacjenta, zalecenia, pytania od pacjenta (tfu! klienta), recepta, czasami i e-ZLA.
Podobno rekordziści wyrabiają się z wypisaniem skierowania, przedłużeniem zlecenia, czy wystawienie recepty w mniej niż minutę. Tak się chwalą. Ktoś da mniej?
Oczywiście to tylko teoretyczne obliczenia.
Czas na pytania
Czy naprawdę 10 minut wystarczy, aby przez słuchawkę telefonu dowiedzieć się, co dolega kompletnie nieznanemu nam pacjentowi?
Co z pacjentem pediatrycznym, którego nie widzimy na oczy, a musimy w te kilka minut porozmawiać jeszcze z rodzicem?
Czy 90 zł (brutto!) za godzinę to uczciwa stawka za wypisywanie recept, e-ZLA i branie na siebie odpowiedzialności za zdrowie osoby, której nie możemy nawet zbadać fizykalnie?
Co z osobami proszącymi np. o benzodiazepiny, których lekarz w POZ im odmawia, a tu płacą, dzwonią i wymagają?
Dobrze zebrany wywiad jest nieoceniony, ale często elementem wywiadu jest obserwacja. Słyszymy co pacjent mówi, ale też jak to mówi. Widzimy jego gestykulację, postawę, mimikę. Intuicyjnie często zbieramy informacje, które nasuwają nam późniejsze działania.
W pracy za 70-100 zł brutto za godzinę, w której stawka zależy od liczby pacjentów na godzinę, dochodzi presja czasu, a niejednokrotnie i presja ze strony firmy na obsługiwanie telefoniczne jak największej liczby osób. Przecież siedzimy wygodnie w domu, co to za praca. Odebrać telefon, pogadać i po sprawie.
Tematem na odrębny tekst są firmy, które oferują przesłanie recepty tylko na podstawie wypełnienia przez pacjenta formularza medycznego.
Czy taka czeka nas przyszłość?
Recepta kosztuje 49,99 zł, zwolnienie 59,99 zł, a może frytki do tego?
Co z bezpieczeństwem naszym i naszych pacjentów?
Świadomość cywilno-prawna lekarzy jest na niskim poziomie. Wiele firm telemedycznych tę naszą niewiedzę wykorzystuje. Warto przed podpisaniem jakichkolwiek umów z firmami nie tylko uważnie je czytać, ale przede wszystkim konsultować je z prawnikami. Izby lekarskie oferują pomoc prawną dla lekarzy.
Inną kwestią jest bezpieczeństwo samych rozmów online. Mało się mówi o tym, czy te rozmowy są podsłuchiwane, czy są nagrywane i jest do nich później dostęp. Czy i to nie powinno być jakoś prawnie unormowane?
Za jakość i konsekwencje konsultacji odpowiadają lekarze. To oni biorą na siebie odpowiedzialność, nie firmy. Czy i ile taka odpowiedzialność jest warta i jak powinna być wyceniana to kwestia indywidualna. Firmy stawiają warunki, które dla jednych są niedopuszczalne, a dla innych kuszące. Gdyby nie setki lekarzy, którzy godzą się na taką pracę i takie podejście do procesu leczenia, gdyby nie pacjenci, którzy chcą być w ten sposób obsłużeni, te firmy by w ogóle nie istniały.
Może warto jednak zastanowić się czasami czy to nadal medycyna, czy może już praca w fast foodzie?