Gastronomia na pomoc medykom!
"Mamy świadomość, że w takich trudnych chwilach wszyscy musimy się trzymać razem i pokazywać sobie solidarność. Poza tym uznaliśmy, że jak mamy i tak splajtować to przynajmniej zróbmy przedtem coś pozytywnego."
Dzięki szybkim decyzjom rektorów i władz zamknięte zostały uniwersytety, szkoły, przedszkola, żłobki. Media zalecają unikanie spotkań. Dyrektorzy sklepów podejmują coraz większe środki ostrożności. Ciągle brakuje natomiast wsparcia dla osób bezpośrednio związanych z walką z epidemią: diagnostów laboratoryjnych, lekarzy, ratowników, pielęgniarek, położnych, sanitariuszy, fizjoterapeutów, farmaceutów, rehabilitantów, techników, pracowników stacji epidemiologicznych, personelu medycznego. Studenci zaczynają być ściągani na wolontariat, pojawia się pismo o włączeniu w walkę z epidemią stażystów, w szpitalach zaczyna brakować środków. Płyny do dezynfekcji stają się na tyle cenne, że zaczynają się kradzieże.
Nagle okazuje się, że pomoc zaczyna nadchodzić, z miejsc o których byśmy nawet nie pomyśleli: polskie krawcowe szyją maseczki, do pomocy włączają się uchodźcy, 4F przekazuje gogle ochronne. Pomaga też grupa, która obok branży hotelarskiej i podróżniczej najbardziej ucierpiała w związku z epidemią: polska gastronomia.
Marcin Wojtasik - współwłaściciel warszawskiego Yatta. Zanim jeszcze pojawiły się odgórne zalecenia, wprowadził rygorystyczne środki bezpieczeństwa w swoim lokalu. Apelował o płatności kartą, dezynfekował ręce gości przed wizytą. Gdy zapadła decyzja o zamknięciu lokalu dla gości i prowadzeniu sprzedaży jedynie z odbiorem własnym bądź na dowóz, samemu stojąc przed obliczem zamknięcia biznesu, zdecydował się zrobić coś dla innych. Umieścił, krótki wpis: ,,Jak ktoś jest lekarzem lub pielęgniarką i po ciężkiej pracy zjadłby ramen to w tym tygodniu zapraszamy […] w odbiorze osobistym dowolny ramen w dowolnej opcji za darmo”. Pod postem zaczęły pojawiać się pytania o kolejne grupy zawodowe. Pan Marcin zadeklarował pomoc wszystkim związanym z ochroną zdrowia. W ciągu 2 dni, post został edytowany kilkukrotnie, doczekał się ponad tysiąca polubień, ponad 170 udostępnień. Była to iskierka: kolejne bary i restauracje deklarowały pomoc.
Spytany później przeze o to, skąd narodził się ten pomysł odpowiedział: ,,Spontanicznie. Pod wpływem relacji o tym jak pracują i jak się narażają lekarze w krajach dotkniętych epidemią. Poza tym wierzymy w to, że dobro wraca. Faktycznie potem pojawiło się dużo takich inicjatyw. To super. Raczej nie przypisujemy sobie zasługi zainicjowania tego ruchu. Myślę, że w tych dniach wszyscy myślą podobnie, że trzeba pokazać ludziom którzy walczą o nasze zdrowie, ze to doceniamy. W naszym przypadku mamy świadomość, że w takich trudnych chwilach wszyscy musimy się trzymać razem i pokazywać sobie solidarność. Poza tym uznaliśmy, że jak mamy i tak splajtować to przynajmniej zróbmy przedtem coś pozytywnego. Dostajemy też dużo zdjęć z naszymi ramenami dostarczonymi do lekarzy i ratowników i inne formy podziękowań. Generalnie jest super miło. Zainteresowanie jest większe niż się spodziewaliśmy i aż takich reakcji zwrotnych też się nie spodziewaliśmy. To bardzo nas podnosi na duchu w tym trudnym czasie.”
Kolejny przykład to Bread Morning! Pracownia chleba. Poszli o krok dalej. Choć właścicielka posiada jedynie niewielką piekarnię, udało jej się zorganizować wiele firm chętnych do pomocy. I tym właśnie sposobem bułki wypełniły się pasztetem z dzika, włoskimi wędlinami, świeżymi warzywami, domowymi sosami. Pomyśleli nawet o wegetarianach:
,,Po prostu wydaje mi się, że mam jakąś tam świadomość, że niektórzy ludzie nie mają chwili, żeby przygotować sobie coś do jedzenia, zamówić. Nie mam wielkich możliwości, mam malutką rzemieślniczą piekarnię, ale nie jestem w stanie nie uczestniczyć w pomaganiu. Generalnie nie jest ważne, czy to trafi do lekarza, ratownika, policjanta, czy bezdomnego albo starszej pani. Ma trafić do kogoś, kto jest głodny, kto nie ma czasu, środków albo siły, żeby sobie coś przygotować. Dostałam super składniki i bardzo się cieszę, że mogę przygotować kanapki z naszych świeżo wypieczonych bułek z takimi właśnie dodatkami dobrej jakości, nie jakieś byle co. Dzisiaj to był pierwszy dzień, więc dopiero tak naprawdę orientuję się, jak się zorganizować, czego potrzebuję, jak to wpleść w codzienny rytm piekarni. Nie wstydzę się prosić ludzi o wsparcie w zakupach, żeby podrzucili jakieś warzywa, żeby taka prosta kanapka była jakoś tam zbilansowana”.
Akcja dotyczy nie tylko Warszawy, ale też innych miast, jak chociażby Wrocławia. Pomagają rodzinne piekarnie i małe cukiernie. Ola Dzięgielewska, z bakeMAnia: ,,My akurat na ten moment dajemy nasze wypieki po prostu tym, co do nas przyjdą i powiedzą, że są kimś z tej grupy 'medycznej'. Wiem, że niektóre z firm oferują też dowóz. We Wrocławiu, ale przypuszczam, że w innych miastach też, jest grupa Pogotowie gastronomiczne dla szpitali i tam firmy piszą gdzie ta akcja działa, kto oferuje dowóz, co mogą dowieźć”.
Ktoś mógłby powiedzieć, że te działania są mało istotne w dobie epidemii, że są sprawy istotniejsze.
Moim zdaniem, one karmią nie tylko ciało, ale też i ducha. Dodają wiary, że cały trud, podejmowany przez środowiska medyczne nadal jest doceniany przez wielu ludzi i wciąż możemy liczyć na zrozumienie, pamięć i życzliwość wielu osób - szczególnie w tych trudnych dla nas wszystkich czasach. W myśl słów piosenki Czesława Niemena: ,,Ludzi dobrej woli jest więcej i mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim”.
Podpisano - Artur Lewicki
Dołącz do dyskusji
Polecane artykuły