Wyszukaj w publikacjach

Przemysł reklamowy prześciga się w wynajdywaniu coraz to nowszych rozwiązań umożliwiających jeszcze bardziej skuteczną sprzedaż promowanego produktu. Codziennie jesteśmy bombardowani kakofonią reklam od gazet po nowoczesne media społecznościowe. Ten zmasowany ostrzał nie oszczędza medycznego światka. Z drugiej strony cały koncept promowania wyrobów medycznych opiera się na schemacie równie wiekowym, co obchodząca ostatnio platynowy jubileusz królowa Elżbieta. Producenci zadają sobie wyłącznie trud posadzenia za biurkiem lekarzopodobnej kreatury, która ma za cel wynieść nowy syropek czy pigułki do miana współczesnego panaceum. Jednak co przemawia za niemal natychmiastowym utożsamieniem aktora z lekarzem i jego autorytetem? To raczej nie rysy twarzy, przebijająca się ponad ciemne włosy srebrzysta siwizna czy styl mowy. Aby przeobrazić dowolną postać w doktora, wystarczy odziać go w jeden charakterystyczny atrybut, mianowicie śnieżnobiały kitel.
Niewiele grup zawodowych może pochwalić się tak charakterystycznym ubiorem. Z fartuchem musimy zakolegować się już na samym wejściu w medyczny świat - od I roku studiów. Posiadanie białego, schludnego, najlepiej wyprasowanego kitla było wymogiem wzięcia udziału m.in. w zajęciach anatomii, czy chemii. Czasami nawet, prócz roli ozdobnej, dzielnie spełniał on swoją funkcję ochronną, przyjmując na siebie najcięższe zabrudzenia. Wkraczając z biegiem lat w coraz bardziej kliniczną część zawodu, lekarski fartuch był notorycznie wypierany z obiegu na rzecz tzw. “scrubsów”. Wygoda i komfort tego rozwiązania sprawiły, że znalazł on uznanie od rezydentów po adiunktów, pozostawiając niejednokrotnie wyłącznie profesorów, których upór w noszeniu kitla wynika pośrednio z konieczności posiadania pod nim eleganckiej warstwy ubioru.
Podstawową funkcją odzieży roboczej jest ochrona, a w faktycznej odsłonie pracy lekarza, prócz odstraszających plam z kawy, zapobiegać należy przede wszystkim przenoszeniu zakażeń. Chociaż noszenie ulubionych scrubsów w pracy zmniejsza zabieraną ze sobą do domu ilość drobnoustrojów, to najefektywniejszym sposobem eradykacji patogenów i tym samym ograniczenie ich przenoszenia między pacjentami jest posiadanie codziennie świeżego stroju. Obowiązkiem kupna ubrania roboczego jest w Polsce obciążony pracownik systemu ochrony zdrowia, a co za tym idzie, musi on ponieść także koszt (również czasowy) ich, najlepiej codziennej, dezynfekcji. Kogo stać na takie wydatki?
Powyższy problem jest traktowany przez naszych zachodnich sąsiadów niezwykle poważnie, niemal tak bardzo, jak zainicjowana przez Semmelweisa zasada mycia rąk. Ta bolączka została rozwiązana systemowo. W każdym szpitalu mamy wręcz obowiązek korzystać z ubioru zapewnionego nam przez pracodawcę. Odebrać możemy go z szatni, bądź przy pomocy specjalnych zautomatyzowanych podajników umożliwiających dobór kroju i wymiarów naszego przyszłego stroju. To rozwiązanie pozwala na zaoszczędzenie czasu i pieniędzy. Zwalnia nas z konieczności okresowego prania posiadanych scrubsów, kupowania nowych i, ponadto, nie musimy pamiętać o pakowaniu ich do pracy. Wygoda proponowanej metody wiąże się niestety ze zrezygnowaniem z indywidualizmu. Odzież w takim wypadku kupowana jest masowo, a my tym samym stajemy się jednym z wielu kroczących po korytarzu białych fartuchów, bądź zunifikowanych kolorem scrubsów. Co więcej, dyrekcja szpitala, korzystając ze swoich możliwości, często decyduje się na zaszeregowanie osób zatrudnionych w oparciu o ich stanowisko, przyporządkowując im ubiór o określonym kolorze. Tym samym lekarze noszą strój biały, fizjoterapeuci niebieski, pielęgniarki czerwony. W moim odczuciu przekłada się to podświadomie na traktowanie osoby przez pryzmat jej ubioru i odizolowywanie się grup zawodowych od siebie w miejscu pracy.
Konieczność zapewnienia sobie roboczej szaty rozwinęła na przełomie ostatnich lat scrubsową gałąź gospodarki w Polsce. Wchodząc do sklepu, mamy możliwość wyboru kroju, składu i każdej barwy obecnej w spektrum światła widzialnego. Możemy dobrać odpowiednią dla siebie bluzę, spodnie (nawet ze ściągaczem), a także i spódnice. Jeśli brakuje nam miejsca do przechowywania narzędzi, możemy swój scrubs wymienić na ekwiwalent bogatszy w kieszenie i obwiesić się przyborami, niczym choinkę bombkami w Boże Narodzenie. Nasz ubiór możemy spersonalizować, podkreślając cechy swojego charakteru, bądź specjalność wykonywanej pracy. Przecież ogromnym błogosławieństwem może być posiadanie stroju w urocze kotki, bądź majestatyczne dinozaury, kiedy to naszym pacjentem ma być wystraszony maluch. A gdy żaden z dostępnych wariantów nam nie będzie odpowiadał, możemy bezpardonowo trzasnąć drzwiami i wybrać spośród licznych stacjonarnych i internetowych sklepów, prześcigających się w nowatorskich tkaninach, o komforcie noszenia porównywalnym z piżamą, bądź o niepowtarzalnych wzorach, które pozwalają zabłysnąć nawet w 21 godzinie dyżuru.