Wyszukaj w publikacjach

Teleporady to wielki krok w stronę cyfryzacji polskiej ochrony zdrowia. Początkowo spotkały się z wielkim entuzjazmem, z czasem, wedle Ministerstwa, stały się “nadużyciem”. Po kilku miesiącach okazały się jednak fundamentem do rozmów, pierwszych negocjacji na linii Ministerstwo Zdrowia - lekarze POZ.
Początek pandemii. Ministerstwo Zdrowia szuka pomysłów, jak odciążyć POZ-ty, jak zapobiec rozprzestrzenianiu się wirusa. Placówek nie można zamknąć całkowicie, ale pojawia się pomysł swego rodzaju “korytarza życia” - zdalne konsultacje lekarskie za pośrednictwem telefonu lub internetu. Pomysł informatyzacji ochrony zdrowia tj. e-recepty, e-zwolnienia, teleporady nie jest tak naprawdę niczym nowym, lecz stanowi efekt wykorzystania tego, co od dwóch lat jest sukcesywnie wprowadzane. W trakcie takich wirtualnych konsultacji pacjent otrzymuje porady, nie wychodząc z domu, nie narażając się na kontakt z innymi chorymi. Podobnie świadczenia - takie jak zwolnienie, czy recepta - pozyskanie ich zajmuje 5 minut, a nie kilka godzin z dojazdem do przychodni i czekaniem w kolejce wśród pacjentów z infekcjami. Pomysł telemedycyny spotkał się z pozytywnym odbiorem i przyjął się wśród Polaków, którzy od początku epidemii skarżyli się na utrudniony dostęp do opieki medycznej. Aż 74% z nich deklarowało chęć skorzystania ze zdalnej porady lekarskiej - nie tylko z powodu ograniczeń, jakim podlegały placówki medyczne, ale i z powodu bezpieczeństwa i obawy przed zakażeniem. Nie ma wątpliwości - entuzjaści cyfryzacji ochrony zdrowia uzyskali w czasie epidemii dodatkowe argumenty, że jest to niezbędny kierunek rozwoju medycyny. Na podstawie obserwacji możemy śmiało stwierdzić, że pandemia pozwoliła przełamać barierę mentalną - uważano, że e-zdrowie nie przyniesie żadnej wartości dodanej, a tymczasem okazało się, że masowo zaczęliśmy z niego korzystać i obawy związane z telemedycyną były nieuzasadnione.
Mimo że e-medycyna zdała egzamin, Ministerstwo Zdrowia po przeanalizowaniu kontroli NFZ i skarg niezadowolonych pacjentów, którzy nie mogą się dodzwonić do POZ, zmienia zdanie i już w lutym 2021 roku publikowane są pierwsze rozporządzenia - teleporada przestaje być standardem. Dla kogo? Na początku dla dzieci do lat 6 i osoby powyżej 65 r.ż. Ocena stanu ich zdrowia musi odbywać się bezpośrednio w gabinetach. Cytując Ministra Zdrowia:
“System opieki zdrowotnej, wbrew obawom wielu ekspertów, w dobie COVID-19 bardzo szybko przestawił się na teleporady. Mamy wręcz do czynienia z pewnego rodzaju przesunięciem punktu ciężkości w drugą stronę”.
I tu nasuwa się pytanie - czy nie do tego właśnie dążyliśmy? Czy Ministerstwo wzięło pod uwagę rodzaj świadczonych porad, przeanalizowano dokładnie z czym najczęściej zgłaszali się pacjenci w tym okresie? Czy nie widzimy absurdu w konfrontacji - zamknięte żłobki, przedszkola (bo najmłodsi niestety są najczęstszym wektorem wirusa) a otwarte przychodnie, obowiązek przyjmowania każdego dziecka do 6 r.ż.? Myślę, że żaden lekarz nie odmówiłby przyjęcia dziecka w ciężkim stanie, ale nie ma też żadnego merytorycznego uzasadnienia, by te grupy wykluczać z prawa korzystania z teleporad. W projekcie dopuszczono jedynie telefoniczną poradę recepturową - zarówno w odniesieniu dla dzieci, jak i starszych osób. W ten sposób można zatem wyłącznie wypisać lekarstwa, nic więcej. Nie można zlecać badań, omawiać ich wyników, kontrolować parametrów takie jak ciśnienie tętnicze, czy glikemia, które pacjent ma możliwość zmierzyć w warunkach domowych. Dlaczego? Bo wszystko to jest już teleporadą. Zatem rodzice najmłodszych dzieci nie mogą nawet skonsultować z lekarzem sposobu żywienia, bo po takie świadczenie według ministra, muszą się wybrać osobiście do przychodni. Przez prawie dwa tygodnie odbywałam praktyki w dziecięcej poradni diabetologicznej, jednej z lepszych w naszym kraju, do której przyjeżdżają najmłodsi pacjenci chorzy na cukrzycę z całej Polski. W dobie nowoczesnych systemów pomiaru glikemii i pomp insulinowych - lekarz jest w stanie wyświetlić wszystkie pomiary na swoim komputerze i analizować wyniki. W takiej sytuacji rutynowa co 2-3 miesięczna wizyta przeprowadzona zdalnie spełnia wszystkie standardy, a rodzice nie muszą pokonywać setek kilometrów, by spotkać się z lekarzem. Podobnie ma się opieka w POZ - skoro lekarz ma wgląd do wyników i opisów badań dziecka, to jaki jest sens zwoływania najmłodszych do poradni, by powiedzieć rodzicom “dziecko jest zdrowe”? Każdy powinien mieć równy dostęp do świadczeń medycznych, również zdalnych. Ponadto, skoro przyjmujemy wyłącznie kryterium wieku, to wydaje się kompletnie niezrozumiałym, dlaczego ograniczenia dotyczą właśnie tylko POZ. Rodzice małych dzieci i seniorzy nie uzyskają telefonicznej porady u swojego lekarza rodzinnego, ale przez telefon skonsultuje ich chirurg, endokrynolog, okulista… Nie ma w tym żadnej, absolutnie żadnej, logiki.
Sprawa nabiera tempa i już pod koniec marca do grupy “wykluczonych z teleporad” dołączają kolejni pacjenci. Wizyta stacjonarna staje się obowiązkowa dla pacjentów z podejrzeniem choroby nowotworowej, w przypadku pogorszenia stanu zdrowia pacjenta, czy w związku z jego chorobą przewlekłą i zmianą/zaostrzeniem objawów. Podobne postępowanie narzuca się w przypadku pierwszej wizyty pacjenta u lekarza, pielęgniarki czy położnej w POZ. Konieczność wprowadzenia tych zmian Minister uzasadnił “ciągłym nadużywaniem udzielania zdalnych świadczeń”. Czy przez miesiąc przeprowadzono jakiekolwiek rozmowy z lekarzami POZ? Oczywiście, że nie. Wprowadzanie zmian z dnia na dzień, bez uprzednich konsultacji staje się wręcz domeną i standardem Ministerstwa Zdrowia.
Docieramy do końcówki czerwca i ostatniego wystąpienia ministra, który otwarcie stwierdza, że nie przedłuży umów z kilkudziesięcioma (dokładnie 71) placówkami POZ, które nadużywają tej formy kontaktu. Pisaliśmy o dokładnym przebiegu przełomowej konferencji pisaliśmy, po kilku dniach z kolei czytamy - jest porozumienie między Porozumieniem Zielonogórskim i NFZ. W najbliższym czasie zostanie powołany specjalny zespół, który szczegółowo zajmie się opracowaniem wszystkich zagadnień dotyczących zarówno teleporad, jak i innych spraw związanych z informatyzacją (elektronicznej dokumentacji medycznej i jej zastosowania), które zgodnie z prawem i zapowiedziami MZ mają wejść w życie już 1 lipca. Światełkiem w tunelu jest fakt, że w zespole znalazł się przedstawiciel Porozumienia Zielonogórskiego i konsultant krajowa medycyny rodzinnej dr hab. Agnieszka Mastalerz-Migas - budzi to nadzieję na możliwość kontroli środowiska lekarskiego nad tym, co zostanie ustalone. Poza tym poradnie, którym groziło zawieszenie kontaktów z powodu dużego odsetka teleporad, nie stracą swych umów - zostanie ponowiona weryfikacja danych Ministerstwa (mamy do czynienia z dużym odsetkiem błędów sprawozdawczości). Podczas dyskusji omówiono też kwestię jasnego i rzetelnego rozporządzenia w sprawie teleporad - zgodnie z zapowiedzią zasady będą określone w sztywny sposób, co sprawi, że będą one dla każdego z lekarzy, każdej poradni czytelne i przewidywalne. Scenariusz zapowiada się dość obiecująco. Przede wszystkim ze względu na chęć rozmowy z lekarzami. Takie działania nie powinny być jednak sukcesem Ministerstwa, a standardem, bo jak wszyscy wiemy, “z niewolnika nie ma pracownika”.
Miejmy nadzieję, że udane negocjacje między lekarzami POZ a Ministerstwem Zdrowia są fundamentem do dobrych zmian i przystępnych dla każdej ze stron negocjacji. Pozostaje nam wierzyć, że trzy główne filary zapowiadanej przez Ministra reformy, czyli zmiana systemu finansowania, zwiększenie możliwości zlecania badań specjalistycznych na poziomie POZ i wprowadzenie na większą skalę “quality payment”, odbiją się pozytywnym echem i efektywnością zarówno dla pacjentów, jak i lekarzy.
PS. Sekcja Naukowa Polskiego Towarzystwa Medycyny Rodzinnej pod patronatem Konsultant Krajowej w dziedzinie Medycyny Rodzinnej prof. Agnieszki Mastalerz-Migas, przeprowadza aktualnie ogólnopolskie badanie podejścia społecznego do teleporad: https://www.ptmr.info.pl/ankieta-teleporada