Wyszukaj w publikacjach

Obecnie o polskiej ochronie zdrowia mówi się niemal codziennie. Trwa protest medyków, czwarta fala pandemii nabiera tempa, a rząd głośno mówi o reformach. Nie są one na ten moment efektem dialogu, konsultacji ze środowiskiem medycznym, lecz raczej monologiem. Jedną z planowanych zmian, oprócz nowego systemu rekrutacji na specjalizacje, która stanie się faktem już w przyszłym roku, jest pomysł zmniejszenia liczby dziedzin, w których mogą będą mogli kształcić się lekarze.
Kajakiem przez rzekę, ale bez wioseł?
Większość z nas pamięta pomysł na zmniejszenie liczby specjalizacji lekarskich z 86 (77 lekarskich + 9 stomatologicznych) na 50 w 2019 roku. Odpowiedni zapis miał widnieć w nowelizacji ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty i miał ukrócić żywot m.in. ginekologii onkologicznej czy laryngologii dziecięcej. Jednak w toku prac zmiany nie zostały przyjęte i pomysł ucichł. W Polsce do dziś można wybrać jako ścieżkę kształcenia angiologię czy audiologię i foniatrię, które w innych krajach nie funkcjonują jako oddzielne specjalności.
Rok 2021. Protest Medyków trwa. Powołano nowego wiceministra zdrowia ds. dialogu społecznego Piotra Brombera. I znów powrócił projekt zmniejszenia liczby specjalizacji.
“Przy tak niewielkiej grupie specjalistów, jaką posiadamy, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby liczba specjalizacji była bardzo duża. Profil specjalistów powinien być bardziej uniwersalny” - zapowiedział na konferencji prasowej nowy wiceminister.
Czy zmniejszenie liczby dziedzin, w których mogą się kształcić lekarze, pomoże stworzyć “nowy profil lekarza uniwersalnego”? Nie wiadomo. Pewne natomiast jest to, że nie da się być najlepszym we wszystkim. Specjaliści są potrzebni. Jak wskazuje NIL tylko w 15 z 77 dziedzin średnia wieku lekarzy specjalistów wynosi poniżej 50 lat. Jak widzimy, sytuacja nie napawa optymizmem. Brakuje chętnych na specjalizacje bardziej “ogólne”, takie jak choroby wewnętrzne, ponieważ kończy się bardzo wymagającym egzaminem i w dodatku jest niedoceniana - zarówno przez pacjentów, jak i innych lekarzy. Kojarzona jest z długim okresem kształcenia i utrudnionym rozpoczęciem drugiej, węższej specjalności. Z tym problemem zmagają się obecni lekarze porównując średnie wyniki LEK-u przed wprowadzeniem bazy pytań i po nim. Co więcej, w myśl przepisów nie można już odbyć szkolenia specjalizacyjnego w ramach “wolontariatu”, czyli bez wynagrodzenia. Jednostka szkoleniowa zawierająca umowę z lekarzem musi zapewnić mu pensję w wysokości nie niższej niż minimalna stawka godzinowa za pracę, co dla wielu okazuje się przeszkodą nie do przejścia. Rząd został więc postawiony przed wyborem - węższy wybór rezydentur by zwiększyć obsadzenie wolnych miejsc na szerokie specjalizacje czy poprawa warunków pracy i zachęcanie lekarzy do wyboru tychże kierunków rozwoju? Pytanie pozostaje otwarte.
Na 1000 mieszkańców w Polsce przypadało w 2018 roku…
2,4 praktykujących lekarzy. Dla porównania, w Unii Europejskiej ten współczynnik wynosił 3.8. 18% lekarzy w Polsce przekroczyło 65 rok życia, co wiąże się z coraz mniejszą liczbą specjalistów. Na tegorocznym Kongresie Wyzwań Zdrowotnych (HCC 2021) podjęto temat liczby specjalizacji lekarskich i jednym z postulatów było poparcie wniosku rządzących odnośnie do zmniejszenia liczby specjalizacji. Uzasadniono to koniecznością sprzeciwienia się wąskim grupom specjalistów. Ich nacisk spowodował utworzenie oddzielnych dziedzin, które mogłyby funkcjonować jako “dodatkowe umiejętności” w obrębie szerokich specjalności. Drugim problemem, na który zwrócono uwagę, była rosnąca skala emigracji medyków, którzy nie widzą szansy na życie w państwie, jakie nie zapewnia im dobrych warunków pracy i nie umożliwia swobodnego wyboru ścieżki zawodowej.
Statek czy tratwa?
Nie wiemy, czy w przyszłości wsiądziemy na pokład statku, czy będziemy musieli płynąć ledwo trzymającą się na powierzchni tratwą.
Zmiany - tak. Konsultacje - tak. Mniejsza liczba specjalizacji - do przemyślenia.