Wyszukaj w publikacjach

Kiedyś opublikowałem felieton w sprawie pomysłu, aby karać pacjentów, którzy nie stawiają się na wcześniej umówione gwarantowane świadczenie medyczne i o tym niestawiennictwie nie informują świadczeniodawcy.
Uznałem, co dalej podtrzymuję, że w źle zorganizowanym (brak przypomnień o wizytach, granicząca często z cudem możliwość dodzwonienia się do publicznej placówki leczniczej), skrajnie niedofinansowanym systemie lepiej stosować politykę zachęt dla tych, którzy są posłuszni, niż karać niesubordynowanych.
Niech najlepszym przykładem będą akceptowalne dla mnie „puste” lekarskie wizyty prywatne, których wartość oscyluje wokół 3% (od początku pracy w prywatnym sektorze ochrony zdrowia przyjąłem ok. 300 pacjentów, ok. 10 nie przyszło). Tak małą liczbę niezrealizowanych wizyt zawdzięczam możliwości jej odwołania (dostępna rejestracja, możliwości cyfrowe: sms, e-mail, portal internetowy) oraz każdorazowe potwierdzanie wizyty (przypominanie pacjentowi o jej terminie 1-2 dni przed umówioną datą).
Jednak niepokoi mnie pewne zjawisko. Mianowicie, po tym jak propozycja niekarania pacjentów za niesubordynację wybrzmiała, pojawiło się wiele głosów, w tym lekarzy, o karaniu. Nie przyjdą – karćmy ich. Przypomina mi się od razu analogicznie antagonistyczny głos biegnący w drugą stronę, kiedy to my o coś/z czymś walczymy - gros negatywnych komentarzy pacjentów o lekarzach.
Skrzętnie z tego – wytworzonego nie bez potrzeby - konfliktu korzystają rządzący, którzy nie muszą podejmować się faktycznych reform publicznej ochrony zdrowia widząc, że pacjenci nie tworzą z pracownikami ochrony zdrowia zgranego zespołu.
W całościowym ujęciu, w naszym kraju lekarze nie lubią pacjentów, a pacjenci lekarzy. Przyczyną jest skuteczne skłócenie tych dwóch grup, a bezpośrednią konsekwencją fakt, że pacjenci dalej będą stać w coraz dłuższych kolejkach, a lekarze pracować w złych warunkach za – w większości – nieadekwatne wynagrodzenie. Przecież jedni za drugimi się nie wstawią.
Nie posiadam patentu na wiedzę, ale uważam, że dopóki polscy pacjenci będą skłóceni z polskimi pracownikami ochrony zdrowia, dopóty nic w organizacji polskiego zdrowia się nie zmieni. Wszak jedną z najlepszych technik manipulacyjnych używanych w rządzeniu jest maksyma „divide et impera” (dziel i rządź). W takiej sytuacji nie trzeba poprawiać warunków ani jednym, ani drugim.
Zastanówmy się nad tym.