Wyszukaj w publikacjach

Nowelizacja Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty, która weszła w życiu w sierpniu 2020 roku, zniosła możliwość odbywania szkolenia specjalizacyjnego w ramach tzw. “wolontariatu”.
Dla przypomnienia, był to rodzaj trybu pozarezydenckiego, w którym szkolący się lekarz nie otrzymywał wynagrodzenia za swoją pracę. Dość uwłaczające dla lekarzy po minimum 7 latach kształcenia. A często nawet i większej liczbie lat. “Wolontariat” był bowiem nierzadko jedyną możliwością dla osób, które zdobyły tytuły w “szerokich” specjalizacjach takich jak choroby wewnętrzne czy pediatria, aby uzyskać bardziej kierunkowe kwalifikacje. Dotyczył też najbardziej pożądanych dziedzin medycyny. Dość powszechnie znany w środowisku jest fakt, że często szkolenie w warunkach “wolontariatu” pozwalało na elastyczniejsze godziny czy dni pracy, tak aby możliwa była również praca zarobkowa w innych placówkach.
Wprowadzenie do ustawy zastrzeżenia, że w umowie cywilnoprawnej o szkolenie specjalizacyjne wynagrodzenie nie może być niższe niż wysokość minimalnej stawki godzinowej (w 2021 r. to zawrotna suma 18,30 złotych brutto) związane było z dostosowaniem do prawa unijnego. Chciałabym również myśleć, że w jakimś zakresie także staraniem o poprawę warunków (w tym materialnych) szkolenia. Cóż, wyszło jak zwykle.
W zeszłym tygodniu pojawiły się informacje, że szpitale zaczynają wypowiadać umowy lekarzom w trakcie “wolontariatu”. Najwidoczniej placówki te uznały, że skoro nie mogą mieć pracownika za darmo, wolą nie mieć go wcale. Ministerstwo Zdrowia chce zatrzymać ten proceder, zapowiadając utratę miejsc szkoleniowych przez jednostki, które będą zwalniać lub odmówią przyjęcia lekarzy na miejsca pozarezydenckie. Okręgowa Izba Lekarska w Warszawie zachęca osoby znajdujące się w takiej sytuacji do kontaktu z Rzecznikiem Praw Lekarza (rzecznikprawlekarza@oilwaw.org.pl). W mediach społecznościowych środowiska lekarskiego medycy zastanawiają się, w jaki sposób systemowo naprawić ten problem. Obowiązek posiadania miejsca pozarezydenckiego na kilka miejsc rezydenckich w danej jednostce szkoleniowej? Umożliwienie specjalistom zdobycia drugiej specjalizacji w trybie rezydenckim? Możliwość zrzeczenia się wynagrodzenia? “Odrobienie” pensji minimalnej na dyżurach? Oczywiście przy okazji trwa dyskusja nad tym, czy “wolontariat” to forma niewolnictwa czy nieprzymuszona umowa dwóch równych stron.
Na szybkie rozwiązanie liczą lekarze niepewni swojej przyszłości.
Poniżej wypowiedzi osób, które dotychczas szkoliły się w ramach wolontariatu i otrzymały wypowiedzenie umowy.
Lekarka, województwo dolnośląskie
Jestem w trakcie specjalizacji, na którą nie było łatwo się dostać. Generalnie byłam przygotowana na wolontariat, odłożyłam oszczędności. W głowie tłumaczyłam sobie, że to jedyna droga do wymarzonej specjalizacji. Mąż ma pracę. Mogę ewentualnie dorabiać popołudniami lub w weekendy. Jestem w połowie specjalizacji. Został mi jeszcze rok. Żeby nie opóźniać ukończenia szkolenia robiłam staże do specjalizacji w ciąży. Koleżanka podobnie, ale ona pracowała na oddziale. Myślałyśmy, że ustawa znosząca wolontariat nic nie zmieni, że przecież my już mamy umowy. Okazało się, że zmieniła wszystko. Był telefon do ordynatora oddziału z dyrekcji, że czekają podpisane wypowiedzenia. Dzwoniłyśmy do kadr, do urzędu wojewódzkiego. Wszyscy rozkładają ręce. Nie potrafią nam pomóc - podsunąć rozwiązania czy znaleźć innego miejsca. Pracujemy w szpitalu z największą liczbą miejsc akredytacyjnych do prowadzenia specjalizacji. Słyszymy, że rozwiązanie musi być systemowe. Szpital mówi, że nie mają pieniędzy. Wierzę, wystarczy spojrzeć na diety pacjentów. Czekamy obecnie na wręczenie wypowiedzeń i jednocześnie na stanowisko ministra zdrowia, które - według nieoficjalnych informacji - nie niesie dla nas rozwiązań. Jeśli teraz nie dokończę specjalizacji, to pewnie już nigdy jej nie zrobię. Ja i inne osoby w mojej sytuacji możemy próbować szukać innego miejsca w Polsce, ale pomijając fakt, że mamy rodziny, dzieci, to kto nas zatrudni na rok, do tego oddelegowując na staże zewnętrzne?
Lekarka, specjalistka chorób wewnętrznych, w trakcie specjalizacji z kardiologii, województwo lubelskie
Wybierając specjalizację po stażu podyplomowym, byłam zachwycona kardiologią. Chciałam jednak mieć wiedzę ogólną i zostawić sobie drogę do ewentualnej zmiany decyzji, dlatego wybrałam rezydenturę z chorób wewnętrznych na oddziale kardiologii. Będąc lekarzem rezydentem, systematycznie podnosiłam swoje kwalifikacje, pracując w swoim oddziale macierzystym oraz dyżurując dodatkowo na oddziale kardiologicznym szpitala powiatowego. Brałam udział w wielu zjazdach, szkoleniach, konferencjach kardiologicznych, uczyłam się programowania stymulatorów serca, zostawałam po godzinach, aby uczyć się echokardiografii. Widziałam, jak starsi koledzy skończyli przede mną specjalizację z chorób wewnętrznych, a następnie z kardiologii na zasadach wolontariatu. Chciałam być jak oni, ponieważ ich wiedza bardzo mi imponowała. Po skończeniu rezydentury bardzo chciałam zostać na oddziale, dalej tam pracować i się szkolić. Złożyłam podanie o pracę oraz o dyżury, niestety zostały odrzucone. Idąc za ciosem, mając świadomość swoich umiejętności i wiedzy, jaką już zdobyłam, złożyłam dokumenty na specjalizację w trybie pozarezydenckim. Dostałam się i kontynuowałam obraną wcześniej drogę rozwoju zawodowego, dążąc do uzyskania wymarzonej specjalizacji. Natomiast pewnego dnia wszystko stanęło pod znakiem zapytania, ponieważ forma, w której odbywałam specjalizację, okazała się nagle niezgodna z prawem. W chwili obecnej wiem, że szpital, w którym pracowałam i szkoliłam się od 2011 roku wypowiedział mi umowę o szkolenie specjalizacyjne. Wydział Zdrowia Urzędu Wojewódzkiego jest podobno zobowiązany do znalezienia nam innego miejsca, ale nałożyło się to na rekrutację, a miejsc na moją specjalizację w moim mieście nie ma. Nie wiem, czy w ogóle możliwe będzie ukończenie przeze mnie szkolenia, ponieważ obawiam się, czy uda się znaleźć szpital, który przyjmie mnie na dokończenie specjalizacji. Z powodów rodzinnych nie będę w stanie dojeżdżać do innego miasta. Oprócz tego, nawet jeśli uda się znaleźć takie miejsce szkoleniowe, pensja, która zapewne będzie pensją minimalną, nie pozwoli na utrzymanie mojej rodziny (w czasie covidu moją praca jest jedynym źródłem naszego dochodu). Pensja minimalna jest niższa niż pensja stażysty podyplomowego, a ja jestem przecież specjalistą. Wszystko to budzi moje ogromne obawy, czy nie będę zmuszona do porzucenia wymarzonej specjalizacji, do której uzyskania zostało mi już niewiele czasu.