Wyszukaj w publikacjach

Spis treści
10.06.2023
·

Dlaczego lekarze w NHS strajkują?

100%

Szykuje się już trzeci strajk i odejście od łóżek angielskich junior doctors

Wielu zadaje sobie pytanie: dlaczego lekarze w NHS strajkują?

Chociaż to temat rzeka, jako jedna z junior doctors i uczestniczka strajków postaram się pokrótce na to pytanie odpowiedzieć. 

“Jak nie wiadomo, o co chodzi, to… chodzi o pieniądze”

I to właśnie pod szyldem pieniędzy strajkują angielscy “młodzi” lekarze. Celowo użyłam cudzysłów przy słowie “młodzi” gdyż junior doctors to nie tylko dwudziestokilkuletnie osoby zaraz po ukończeniu studiów. To każdy, kto nie ma jeszcze stopnia konsultanta, czyli ukończonej specjalizacji.

Staż w Wielkiej Brytanii trwa 2 lata. Długość specjalizacji zależy od wielu czynników (np. czy szkolenie specjalizacyjne jest jednolite; czy trzeba aplikować na kolejną jego część w trakcie specjalizacji; czy robi się przerwy w szkoleniu; czy robi się je na cały etat, czy okrojoną część etatu itp.). Najkrótsza jest specjalizacja z medycyny rodzinnej, która obecnie trwa 3 lata. Wszystkie inne specjalizacje to okres 5-8 (a czasem nawet więcej) lat.

Wśród junior doctors są lekarze mający na utrzymaniu dzieci oraz niejednokrotnie współmałżonków. Znam nawet osoby, które mają lat 40+, a wciąż, z różnych powodów, pracują jako junior doctors. Ja sama mam trzydziestkę na karku i jestem dopiero na końcówce stażu. Tak więc, junior doctor będę jeszcze przez dobrych kilka lat.

British Medical Association (BMJ) czyli Brytyjskie Stowarzyszenie Medyczne obliczyło, że od 2008-09 roku nasza “realna” płaca zmalała o 26%. Co więcej, by wrócić do poziomu wynagrodzenia z tamtych lat, podwyżka naszej wypłaty musiałaby dziś (biorąc pod uwagę galopująca inflację) wzrosnąć o 49% .

Minimalna stawka płacy w Anglii wynosi obecnie £10.40 na godzinę. Lekarz stażysta pierwszego roku (Foundation Year 1 Doctor) zarabia £14 funtów na godzinę. W kolejnym i zarazem ostatnim roku stażu (Foundation Year 2 Doctor) jest to £16 na godzinę. Stawka wzrasta, ale bardzo nieznacznie wraz z kolejnymi etapami kariery. 

Nieco lepsze pieniądze może zarabiać specjalista, choć tu też, gdy przeliczymy liczbę godzin pracy i uwzględnimy podatek – szału nie ma!

Dla porównania dodam, że moja przyjaciółka zarabia obecnie £15 na godzinę, sprzątając domy. Sama zastanawia się, jak to możliwe, że ja po długich i trudnych studiach, biorąc odpowiedzialność za życie drugiego człowieka (a niejednokrotnie za życie kilkudziesięciu czy nawet kilkuset pacjentów w czasie jednego dyżuru), zarabiam podobne pieniądze do niej. Mogłabym tu podać jeszcze wiele przykładów, ale nie wchodząc w dalsze porównania, zabieram się do sedna odpowiedzi na tytułowe pytanie tego artykułu.

Czy w strajku lekarzy w NHS chodzi TYLKO o pieniądze? Otóż NIE. Chodzi tu głównie o przyszłość NHS. Brzmi to dość górnolotnie, a nawet heroicznie, prawda? Jednak rzeczywistość jest taka, że ja jak i wielu moich współpracowników, codziennie zadajemy sobie pytanie: jak ten NHS jeszcze jakoś funkcjonuje? 

No właśnie. Funkcjonuje JAKOŚ. Podobnie jak w Polsce, ostatnimi czasy na wizytę u specjalisty trzeba czekać długimi miesiącami. W sześcio- lub czteroosobowych salach pacjentów pojawiają się dodatkowe łóżka na środku sali. Jest to bardzo niewygodne, a wręcz niebezpieczne dla pacjentów i dla personelu (sama kiedyś się o takie dodatkowo i na szybko dostawione łóżko w nocy potknęłam!). W żartach, w stylu tak dobrze znanego pracownikom ochrony zdrowia “czarnego humoru”, śmiejemy się, że niedługo będziemy mieli na salach pacjentów piętrowe łóżka. Śmiejemy się przez łzy. Sytuacja jest krytyczna. Ponieważ PODAŻ (lekarze, personel pielęgniarski oraz dostępna infrastruktura i oferowane usługi zdrowotne) jest o wiele niższa niż POPYT (pacjenci: ich liczba, skomplikowane schorzenia, potrzeby).

Pamiętam, jak jakieś 9 lat temu zaczynałam pracę w NHS, najpierw jako wolontariuszka, potem jako opiekunka medyczna na oddziale ratunkowym. “Target”, czyli czas, w którym pacjent powinien być zbadany przez lekarza, to było maksymalnie 4 godziny, a target na wypis z oddziału ratunkowego (albo do domu, albo na oddział szpitalny) to było 8 godzin. Szpital płacił kary, gdy przekraczał te targety, a cały personel był podenerwowany, gdy pacjent zbliżał się do tych granic czasowych.

Teraz na oddziale ratunkowym, by zobaczyć lekarza, pacjent czeka nawet po 12 godzin. Gdy chory czeka na przyjęcie na oddział, spędzi na oddziale ratunkowym 20+ godzin, a na przyjęcie do szpitala psychiatrycznego (nagłe przypadki) - 70+ godzin.

Na oddziałach szpitalnych wcale nie jest lepiej. Po godzinie 17:00, w weekendy i na nockach jest dramat. Kiedyś, jako lekarz pierwszego roku stażu, miałam pod swoją opieką około 600 pacjentów. Byłam tylko ja, jeden lekarz w trakcie specjalizacji i dwie pielęgniarki, które mają prawo do zlecania niektórych leków. W szpitalu psychiatrycznym, w którym obecnie pracuję i kończę staż, jest trochę lepiej ponieważ na nockach, w weekendy i po 17:00 jest dwóch lekarzy stażystów. Nie ma jednak psychiatry na miejscu. Jest ich dwóch na całe województwo i choć są “pod telefonem”, to gdy coś naprawdę się dzieje, nie zawsze są w stanie osobiście przyjechać i pomóc.

I chociaż opisuję tu przykłady tych szpitali, w których pracowałam, to wiem, że sytuacja jest podobna w całym kraju. Z roku na rok gorsza.

Jaka jest przyszłość NHS?

Szpitale jeszcze jakoś funkcjonują tylko dlatego, że UK, jeszcze jest jako tako atrakcyjnym kierunkiem dla lekarzy migrujących z krajów azjatyckich, na stałe lub tymczasowo. Bowiem doświadczenie z Wielkiej Brytanii jest uznawane, i jak na razie jeszcze o dziwo cenione, w wielu krajach na całym świecie. Na oddziałach ze świecą szukać lekarzy angielskiego pochodzenia. Są tylko stażyści, którzy muszą odbyć staż po studiach i ewentualnie nieliczna grupa lekarzy z Anglii robiących tu specjalizację. Kiedyś w ciągu dnia na niedzielnym dyżurze w szpitalu, który ma około 800 łóżek, było w sumie 30 lekarzy. Specjalnie, w czasie "przekazania pacjentów" policzyłam. Wśród nich było tylko dwóch lekarzy angielskiego pochodzenia. Oboje stażyści.

Na czterdziestu stażystów, którzy zaczęli pracę ze mną w tym samym szpitalu, a w tym roku kończy staż, tylko dwóch idzie "od razu" na trening specjalizacyjny.

Inni już zaplanowali emigrację do Australii czy Nowej Zelandii, gdzie oprócz pięknej pogody i stylu życia, lekarze mają lepsze pensje i sowite wynagrodzenie za każdą nadgodzinę. Dla porównania, w UK lekarza czeka trudna walka, by dostać minimalną wypłatę za odbyte nadgodziny, dlatego większość nawet się o nie nie dopomina.

Niektórzy robią krótszą lub dłuższą przerwę w karierze.

Wielu, w tym również ja, planuje zrezygnować z etatu i pracować jako “locum”, czyli na wypełnianiu luk kadrowych w grafiku. Przy takiej opcji pracy, brak chorobowego i płatnego urlopu rekompensuje bowiem w pełni elastyczny grafik (pracuje się, kiedy i ile się chce) oraz wypłata, która dla lekarza po stażu wynosi £50-55 na godzinę. Tak że różnica jest ogromna.

Mam również znajomych, którzy zrezygnowali z kariery w medycynie w trakcie stażu z powodu stresu i wypalenia.

Atmosfera w pracy jest często napięta. Przejawy jakiejkolwiek uprzejmości ze strony personelu pielęgniarskiego są tu bardzo rzadkie. O zwykłym szacunku do drugiego pracownika często nie ma mowy. Ba! Mam nawet wrażenie, że dużo ludzi nastawionych jest niemalże wrogo do junior doctors, którzy przecież “nic nie robią, tylko chodzą z oddziału na oddział” i rzadko kiedy mogą coś zrobić “na już”.

Podczas gdy rzeczywistość jest taka, że takich zadań “na już” z kilku do kilkunastu oddziałów na których samodzielnie pełnimy dyżur jest już cała lista. Nawet do toalety chodzimy z pagerami, które dzwonią nieustannie. Często nie mamy czasu, by wykorzystać przydzieloną ustawowo w każdej pracy przerwę (za którą nam i tak nie płacą!). Mam znajomą, która z odwodnienia dostała ataku kamicy nerkowej. Na pager trzeba przecież od razu odpowiedzieć, bo inaczej jest na nas skarga.

Staż czy szkolenie specjalizacyjne, podczas których mieliśmy się tak wiele nauczyć, jest tak naprawdę wykorzystywaniem młodych do najcięższej roboty. Czasem (choć bardziej odpowiednie jest tu słowo “często”) jest tak, że specjalista nawet nie zejdzie do pacjenta. Wszystko ogarniamy my i lekarze w trakcie specjalizacji. Oprócz “teaching days”, które mamy mniej więcej dwa razy w miesiącu, w czasie których mamy serie wykładów i symulacji klinicznych, niestety nie ma za dużo możliwości, by zyskiwać nowe umiejętności.

Dodatkowo, gdy poczujemy się źle (często przez pracę), boimy się iść na zwolnienie chorobowe, gdyż z każdego dnia trzeba się tłumaczyć i każdy dodatkowy dzień na zwolnieniu lekarskim to potencjalne przedłużenie naszego stażu czy szkolenia specjalizacyjnego. O urlopy, które się przecież każdemu należą, trzeba się często “bić”. Gdy chcemy sobie je zaplanować, pomimo tego, że mamy specjalnie zatrudnionych do pracy nad grafikami ludzi tzw. rota co-ordinators, sami musimy załatwić sobie zastępstwa na większość z naszych dyżurów, co i tak przy napiętym już grafiku każdego junior doctor graniczy z cudem.

Przykra rzeczywistość

To wszystko w młodych lekarzach budzi przeświadczenie, że jesteśmy parobkami pracującymi za marne grosze, w warunkach, które dla normalnego człowieka w kraju rozwiniętym byłyby nie do zaakceptowania.

Tak więc strajk jest ostatnim krzykiem o pomoc i  prośbą o ratunek. Nie aż tak bardzo dla nas, jak dla NHS. Za kilka lat mało kto będzie chciał pracować dla NHS, a lekarze, którzy zostaną, będą mieli jeszcze gorzej. Dochodzi bowiem do tego, że nawet znajomi z krajów rozwijających się, dla których szkolenie i praca w Anglii była marzeniem, o które się ciężko starali, żałują przyjazdu i praktyki tutaj. Planują albo dalszą emigrację, albo powroty do krajów gdy tylko zdobędą doświadczenie czy dany stopień kariery. 

Tak więc, sytuacja nie wygląda za ciekawie. Podwyższenie płac to jeden z realnych i właściwie z najprostszych do wprowadzenia pomysłów na to, by jeszcze jakoś zatrzymać chętnych do pracy w warunkach, jakie oferuje dzisiejszy NHS.

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).