Wyszukaj w publikacjach
Strajki lekarskie w UK - skąd żądania 35-procentowej podwyżki?

W środę 15 marca zakończył się 72-godzinny strajk młodych lekarzy w Zjednoczonym Królestwie. Oczywiście, bardziej adekwatnym terminem dla określenia tej grupy profesjonalistów byłoby “lekarze rezydenci” - samo określenie "junior doctors", podkreślające ich wiek, jest wykorzystywane przeciwko nim w debacie publicznej. Bo przecież dlaczego, w środku kolejnej fali największego kryzysu ekonomicznego od wielu lat, społeczeństwo Wielkiej Brytanii miałoby zgodzić się na żądane 35% podwyżki dla grupy zawodowej powszechnie uważanej za zarabiającą najlepiej? "Młodzi lekarze chcą podwyżki - cóż, kto z nas jej nie chce?!" - pisze The Telegraph. "Są zdecydowanie znacznie bardziej radykalni niż wcześniej. Ale nie wyczuli atmosfery - te żądania sprawiają, że wyglądają śmiesznie" - wtóruje źródło cytowane przez BBC. Dlaczego więc brytyjscy lekarze rezydenci zagłosowali niemalże jednomyślnie (98%) za strajkami?

Jak młody jest młody angielski lekarz?
Żeby dojść do sedna, musimy zdać sobie sprawę z tego, kim właściwie są "młodzi lekarze" w NHS (National Health Service, czyli brytyjskiej ochronie zdrowia). W NHS system rozróżnia lekarzy na dwie kategorie - "consultants", czyli profesjonaliści, którzy ukończyli cały okres specjalizacji w konkretnej dziedzinie medycyny oraz - tak, zgadliście - wszyscy inni, zebrani pod parasolem określenia "junior doctors". I kiedy spojrzy się na fakt, że spośród 125 tysięcy lekarzy w UK, około 75 tys. wpada w drugą część klasyfikacji, teza o rozwydrzonej grupie dopiero-co-studentów zostaje obalona bardzo szybko. Bo lekarze, którzy mają za sobą 12 lat stażu, nie są już wcale tacy młodzi i jedyne co w nich "junior", to widełki zarobkowe, w których trzyma ich NHS.
"Junior doctors” stanowią absolutną podstawę systemu zdrowotnego w UK - to oni wykonują najwięcej pracy przy pacjentach i to ich nie dająca sobie rady z liczbą pacjentów w poczekalniach ochrona zdrowia stara się jak najdłużej powstrzymać przed osiągnięciem stopnia konsultanta. Kiedy dodamy do tego pogłoski, że rząd stara się radykalnie ułatwić nostryfikację dyplomów zagranicznych w celu przyciągnięcia lekarzy konsultantów, łatwo zrozumieć, dlaczego lekarze rezydenci w UK zaczynają czuć się jak - o ironio - tania siła robocza. Spójrzmy więc na liczby.
Tania siła robocza
Pensja brutto lekarza zaraz po studiach medycznych wynosi £29,384, co stanowi blisko 80% średniej krajowej. Maksymalna pensja lekarza rezydenta, przed ostatnim egzaminem konsultanckim, to £58,000 - niejednokortnie ponad 10 lat po ukończeniu szkoły medycznej. Liczby te same w sobie wydawać się mogą na duże, i takie rzeczywiście były - 15 lat temu, kiedy została wprowadzona ówczesna struktura płac. I tu pada główny argument angielskich lekarzy rezydentów w 2023 roku - od 2009 nie było ani jednej korekty płac z wzięciem pod uwagę inflacji, co miało miejsce w niemalże każdym innym sektorze.
Według British Medical Association, głównego związku zawodowego zrzeszającego pracowników brytyjskiej ochrony zdrowia, płace lekarzy rezydentów w ciągu ostatnich 15 lat zmalały o ok. 26% w wartości rzeczywistej - tym samym w chwili obecnej zawód lekarza nie gwarantuje już życia na poziomie klasy średniej, jak w poprzednim dziesięcioleciu. Junior doctors nie zapominają też o tym, że edukacja wyższa w UK od niemalże dziesięciu lat jest płatna, a typowy dług studencki po 6 latach wykształcenia wynosi około £80,000. Postulaty są zatem proste - nasze wynagrodzenie zostało ustalone w czasach, kiedy funt był warty więcej, a studia darmowe. Nie prosimy o podwyżkę płac, prosimy o ich przywrócenie.
Serving patients or serving coffee?
Hasłem naczelnym tego strajku stało się porównanie do popularnej sieci kawiarni Pret a Manger, która niedawno podwyższyła płace do £14.10 za godzinę - lekarz rezydent zarabia £14.09. Powoli, kariera medyczna w Wielkiej Brytanii przestaje być synonimem prestiżu i stabilizacji finansowej, a raczej firmowana jest poświęceniem dla dobra ogółu i spełnianiem potrzeb serca. Coraz częściej po oddziałach krążą historie o pracownikach NHS śpiących na szpitalnych parkingach i korzystających z usług organizacji charytatywnych oferujących darmowe posiłki.
Nie powinno więc dziwić, że lekarze dołączyli do pielęgniarek i ratowników medycznych, którzy w Wielkiej Brytanii strajkowali wcześniej w tym roku, po raz pierwszy od ponad 40 lat. Junior doctors mają już doświadczenie w negocjacjach z rządem Partii Konserwatywnej. W 2016 roku po raz pierwszy wyszli z pracy na ulice, w odpowiedzi na proponowaną przez ówczesnego Ministra Zdrowia Jeremy'ego Hunta obniżkę płac za tzw. unsocial hours - czyli zmiany wieczorne i weekendy - w zamian za podwyżkę stawki podstawowej. W systemie, w którym większość lekarzy pracuje więcej niż 50 godzin tygodniowo, oznaczało to obniżkę pensji całkowitej dla większości. Strajki lekarzy 7 lat temu zaowocowały wieloletnimi negocjacjami, w wyniku których ustalono w 2019 roku nowy długoterminowy program wynagrodzeń. Inflacja zjadła jednak te negocjowane latami kilkuprocentowe podwyżki bardzo szybko, a rezydenci i Jeremy Hunt, teraz jako Minister Gospodarki (Chancellor of the Exchequer), spotykają się po raz kolejny.
Niestety, trudno było przeczytać w mediach o kilkudziesięciu tysiącach protestujących na ulicach Londynu i innych dużych miast przez ostatnie kilka dni. Główne strony gazet zdominował kontrowersyjny wpis na Twitterze Gary’ego Linekera, byłego piłkarza i prezentera telewizyjnego, zaś media finansowe skupiały się na kluczowej zmianie w budżecie UK na 2023 rok - obniżeniu podatku od emerytur dla 1% najbogatszych. Echem odbijają się też hasła kampanii za opuszczeniem Unii Europejskiej z 2015 roku. Słynne czerwone Brexit-busy, firmowane przez byłego już premiera Borisa Johnsona, jeździły po całym kraju z wielkimi napisami - “Wysyłamy UE £350 milionów tygodniowo - przeznaczmy to na NHS!” Choć suma ta wystarczyłaby, żeby każdy młody lekarz dostał rocznie 250 tysięcy funtów, żaden z nich nie liczy na to, że wkrótce dostanie za godzinę więcej niż przeciętny barista.
Autor: Maciej Mańka - absolwent kierunku Neuroscience na University College London. Na stałe zamieszkały w Londynie, zaangażowany w sytuację lekarzy w National Health Service.
Źródło zdjęć: prywatne fotografie autora tekstu.