Wyszukaj w publikacjach

13.10.2022
·

Relacja lekarz pielęgniarka - kiedyś i dziś

100%

To, co w stażu podyplomowym wyjątkowo sobie cenię, to możliwość spotkania wielu doświadczonych lekarzy, którzy po odpowiedniej zachęcie entuzjastycznie dzielą się życiowymi doświadczeniami. O wiele łatwiej przecież zapamiętać usłyszaną z pierwszej ręki historię pacjenta z urojeniami erotycznymi o Margharet Thatcher w roli głównej, aniżeli przeczytać cały rozdział z Gałeckiego.Starzy wyjadacze” to bezdenne źródła anegdot, lecz nie znaczy to oczywiście, że młodzi studenci i lekarze nie mają się czym pochwalić w zakresie szpitalnego humoru sytuacyjnego. Chociażby właśnie w tej kwestii zacząłem, nie w pełni świadomie, budować kapitał opowieści już na początku praktyk po pierwszym roku–  a mianowicie tych „pielęgniarskich”.

Pamiętam, jak pierwszego dnia o godzinie 8:00 dziarskim krokiem przekroczyłem próg oddziału chorób wewnętrznych. Sprawnie założyłem śnieżnobiały wyprasowany fartuch, wziąłem nowy stetoskop i pomaszerowałem dumnie do gabinetu pielęgniarek. Ten miesięczny okres był, de facto, pierwszym kontaktem ze szpitalnym zawodowym życiem i w jakiś zagadkowy sposób ogarnęło mnie przekonanie, że dotychczas nabyte w czasie studiów umiejętności mogą odegrać ogromną rolę i przydać się na oddziale. Dlatego też, gdy po pobieżnym rekonesansie w nowym dla mnie miejscu pracy padło pytanie: “Kto pójdzie pomóc na jedynce?” z podniesionym czołem ruszyłem przed siebie. Wyobrażenia co do mojego zaangażowania okazały się złudne. Już pierwszego dnia przekonałem się, że chorzy w stanach terminalnym, których miejscem pobytu była słynna jedynka, to pacjenci, o których stan higieniczny niezwykle trudno zadbać. Sama zmiana pozycji biernego pacjenta to ciężka fizyczna praca, nie wspominając o jego myciu i toalecie. Gorzej, że na starość zakres funkcji poznawczych ulega sukcesywnej regresji, a reakcje bywają nieprzewidywalne i często agresywne. Czy da się bowiem przygotować na to, że słodka, uśmiechnięta babusia przy porannej toalecie rzuci się na Ciebie z pięściami, wyzywając Cię zarazem od pań lekkich obyczajów i męskiego narządu płciowego pokaźnej wielkości? Pomimo oczywistych przeciwności, moją pracę i tym samym świadczoną pielęgniarkom pomoc starałem się wykonywać najlepiej jak potrafiłem. 
Moje skupienie na wykonywaniu zadań w trakcie praktyk zmąciła pewnego razu nieznana mi reprezentantka personelu pomocniczego. Zaskoczona nowymi “bladymi twarzami” na oddziale zapytała się, w jakim celu się tam pojawiłem. Odpowiedziałem, że moja obecność wynika z praktyk pielęgniarskich po pierwszym roku studiów. A po zadaniu pytania o kierunek studiów i w momencie usłyszenia frazy “lekarski”, pani uśmiechnęła się od ucha do ucha, a w jej oczach rozpalił się swego rodzaju sadystyczny entuzjazm. „To dobrze, że tutaj pracujecie! Pacjentami na tej sali powinniście zajmować się wy! Sami! Bez naszej pomocy. Nareszcie to my mamy nad Wami władzę i my możemy Wam rozkazywać, a nie na odwrót!”

Jak się można domyślić, nie był to najlepszy sposób na przełamanie lodów i zdobycie szacunku. Po wysłuchaniu tej garści bezcennych informacji, skwitowałem je jednym zdaniem: “Zobaczymy, kto będzie się śmiał za 6 lat.” Moja odpowiedź odbiła się echem po całym oddziale, a pielęgniarskie gremium orzekło, że za pyskówkę należy mi się kara. Było nią czyszczenie wózków z zaopatrzeniem. Wykonanie tej kary zaś miało mnie nauczyć szacunku do personelu. Tylko pozostaje pytanie, czy w tym wypadku milczenie i pozwolenie na słowne pomiatanie mną było zasadne?  

Jak się okazało, w swojej pierwszej styczności z tzw. “personelem niższym” nie byłem odosobniony. Dość zbliżoną historią podzielił się ze mną ordynator oddziału, na którym odbywałem część stażu podyplomowego. Lekarz ten był jednak na tyle uparty w przekonaniu, że żadna “strzykawa” nie będzie mu rozkazywać, że rozpętany zatarg musiała załagodzić kierownik kliniki, którą wydzwoniono i zawrócono z drogi do domu. W tym wypadku nie było zmiłuj - tylko zmiana miejsca praktyk pozwoliła “oczyścić” atmosferę. Opisywana scysja odcisnęła swoje piętno, a jego efektem miało być rozstawianie “piguł” po kątach w momencie uzyskania władzy. Ta zaś w naszym zhierarchizowanym środowisku jest zależna od tytułu przed nazwiskiem. Nie są to jedyne przykłady darcia kotów pomiędzy lekarzami a pielęgniarkami i skutecznego gnębienia się wzajemnie przez przedstawicieli tych dwóch profesji medycznych. Wielu doktorów prowadzi osobistą vendettę, mając przed oczami dawne zatargi, niespełnioną miłość, bądź chęć poniżenia innego, by samemu przecież chełpić się swoją wspaniałością. Zresztą do dzisiaj pokutują pieszczotliwe zwroty typu: “piguła”, “strzykawa”, używane przez wannabe kierowników, by podkreślić podział na tzw. personel niższy i wyższy. Mściciele zapominają zarazem, że te znienawidzone pielęgniarki dysponują instrumentami umożliwiającymi skuteczne utrudnianie życia  lekarzom. Takimi chociażby, jak dopytywanie o każdej porze dnia i nocy o odpowiednią dawkę leku, bądź informowanie o najdrobniejszych zmianach stanu każdego pacjenta. Takie stosunki wynikały, moim zdaniem, w dużej mierze ze znacznego rozgraniczenia kompetencji personelu i wymuszania dystansu w relacjach lekarz-pielęgniarka.

Nie bez znaczenia w podłożu takiego stanu rzeczy jest też nadmierne przywiązanie do tytułowania i feudalny system szpitalnej hierarchii. W końcu to on kształtował stosunki personelu i wciąż na nie wpływa. Na szczęście, z czasem przybywa nam przykładów zastępowania relacji lekarz-pielęgniarka prowadzonych na zasadzie paternalistycznej po prostu partnerstwem. Co więcej, zaczynają one już być standardem. Raporty w trakcie odpraw czytane są zarówno przez lekarzy, jak i pielęgniarki. W obchodach również biorą udział “obie strony medalu”. Współpraca przy pacjencie się zacieśnia, swobodna wymiana informacji przyczynia się do lepszej opieki nad chorym i ułatwia wzajemne zrozumienie wykonywanych zadań. Siłą rzeczy pielęgniarki spędzają więcej czasu przy pacjencie, tym samym lepiej znają jego stan, a z racji posiadanego wykształcenia lekarz dysponuje obszerniejszym asortymentem narzędzi, by kondycję chorego poprawić. Zadania prowadzone przez obie grupy nie należą do zbiorów rozłącznych, tylko przeplatają się wzajemnie. I chociaż często lekarz wciąż pełni rolę decydującą z racji bycia kierownikiem zespołu, to wspólnie z innymi zawodami medycznymi stanowimy jedną załogę razem sterującą statkiem zwanym oddziałem szpitalnym. W ochronie zdrowia zmienia się podejście do wielu kwestii. Nie omija to również relacji lekarz - pielęgniarka, które coraz częściej przyjmują formę partnerską, czy nawet koleżeńską. Nawet tak znacznie “pokrzywdzeni” przez “zwady” doktorowie, jak wyżej wspomniani bohaterowie, ze swej krucjaty rezygnują, gdyż jak sami stwierdzają: “Nie ma ku niej potrzeby.”

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).