Wyszukaj w publikacjach

03.04.2020
·

Lekarze dentyści vs SARS-CoV-2 – nierówna walka

100%

Jestem młodym lekarzem dentystą. Pracuję w prywatnych gabinetach i robię specjalizację na uczelni w trybie rezydenckim. Ostatnio tematem numer jeden w mediach, a w szczególności w internecie, jest pandemia SARS-CoV-2 i jej wpływ na funkcjonowanie gospodarki w naszym kraju. Bezpośredni (oczywiście negatywny) wpływ ma ona na wiele grup zawodowych, ale z oczywistych względów skupię się na tym, co dotyka bezpośrednio mnie. Rzadko zabieram głos publicznie, zwłaszcza w internecie, ale po dokładnej analizie komentarzy pod adresem naszej grupy zawodowej, zamieszczanych nie tylko przez pacjentów, ale też przez lekarzy innych specjalności, uznałam, że muszę wyrazić swoją opinię na ten temat.

W obliczu ciągle wzrastającej liczby zakażeń, po tym jak Polska została ogłoszona przez WHO krajem z tzw. lokalną transmisją wirusa, a rząd zdecydował się zamknąć szkoły i uczelnie, coraz więcej lekarzy dentystów (w tym ja) zdecydowało się czasowo zrezygnować z pracy. Czasowo – czyli do kiedy? Uwierzcie, chcielibyśmy znać odpowiedź na to pytanie.

Jestem oburzona brakiem zrozumienia tej decyzji – „chowają głowę w piasek”, „uciekają z linii frontu”, „nie chce im się pracować”, „urządzają sobie wakacje za nasze pieniądze” – to tylko kropla w morzu negatywnych wypowiedzi. Chciałabym, abyście dowiedzieli się, jak sytuacja wygląda z naszej perspektywy - perspektywy osób, będących w epicentrum wydarzeń, zanim powtórzycie którąś z powyższych opinii. Postaram się pokrótce wyjaśnić, dlaczego dokonaliśmy tak trudnego wyboru i jakie konsekwencje on za sobą niesie.

„Po pierwsze nie szkodzić”

Chyba każdy lekarz zna tę sentencję. Ale czy każdy rozumie? Lekarze, którzy świadomie zrezygnowali z prowadzenia prywatnych praktyk udowadniają, że tak. Podczas naszej pracy wytwarzany jest aerozol (cząsteczki wody i śliny pacjenta), który nawet mimo pracy z asystą na 4 ręce, używania ssaka i koferdamu (specjalna guma, zakrywająca jamę ustną pacjenta), rozprzestrzenia się po całym gabinecie. W ogólnodostępnych artykułach medycznych pojawiają się informacje, że koronawirus potrafi przetrwać w sprzyjających warunkach w powietrzu nawet do 3h, a na powierzchniach do kilku dni. Wobec tego wyobraźmy sobie sytuację – większość z nas przyjmuje pacjentów średnio co godzinę – przychodzi do nas pacjent, opracowujemy ubytek, używając turbiny i generując aerozol, zakładamy wypełnienie, całość trwa około 45 minut, mamy 15 minut przerwy do kolejnego pacjenta, który wchodząc do gabinetu i siadając na fotel dosłownie wdycha to, co pozostało po poprzednim pacjencie. Wiemy już, że SARS-CoV-2 jest bardzo zakaźny, czy chcemy ryzykować zarażenie naszych pacjentów? W idealnym scenariuszu przerwa między pacjentami będzie odpowiednio długa, w tym czasie gabinet będzie wietrzony, dezynfekowany (dosłownie przecieranie WSZYSTKIEGO, co w tym gabinecie się znajduje), ozonowany, a wszystko to, żeby zapewnić bezpieczeństwo przede wszystkim pacjentom, ale też nam, lekarzom i naszemu personelowi pomocniczemu. Niestety, to nie wystarczy.

Środki ochrony osobistej

Ten temat już wielu z nas zna, zwłaszcza jeśli pracuje w szpitalu i wie, jak dramatyczną mamy obecnie sytuację zaopatrzeniową. To samo tyczy się prywatnych gabinetów – kończą się zwykłe chirurgiczne maseczki, rękawiczki jednorazowe, płyny do dezynfekcji – firmy, które handlują tym towarem mają pustki w magazynach, zamówienia dochodzą z dużymi opóźnieniami (o ile w ogóle, bo części towaru po prostu już NIE MA – np. maseczek). Jakkolwiek wielu specjalnościom podstawowe środki ochrony wystarczą, tak w przypadku stomatologii sprawa nie jest taka prosta. Wróćmy znów do aerozolu – lekarze dentyści pracują bezpośrednio w torze oddechowym pacjenta, więc tak naprawdę duża część zawartości jamy ustnej pacjenta ląduje dosłownie na naszych twarzach. Stąd do zakażenia krótka droga. Nie wystarczą tu niestety zwykłe maseczki, potrzebne są specjalne, z filtrem FFP3, do tego przyłbice, gogle ochronne, jednorazowe kombinezony ochronne (najlepiej z czepkiem i ochraniaczami na buty) i odpowiednio długie rękawiczki (chirurgiczne) – tak, żeby zakrywały mankiety kombinezonów. Nie muszę chyba pisać, jak duży problem jest obecnie z kupnem tych wszystkich akcesoriów? Praca bez tego jest, moim zdaniem, niemożliwa, a jeśli ktoś się tego podejmuje, to musi pamiętać, że naraża nie tylko siebie.

Utylizacja odpadów medycznych

Do tego wszystkiego dochodzi problem z utylizacją odpadów medycznych, których w ciągu każdego dnia pracy generujemy bardzo duże ilości. Lekarze dentyści z różnych stron Polski donoszą, że firmy, które zajmują się odbiorem i wywozem tych odpadów, odmawiają przyjęcia ich od prywatnych gabinetów, tłumacząc, że pierwszeństwo w obecnej sytuacji mają oczywiście szpitale.

Brak odpowiedniego wsparcia ze strony organów władzy

Wielu lekarzy dentystów zwraca uwagę na fakt, że zostaliśmy z tą sprawą właściwie całkowicie sami. Większość Izb Lekarskich milczy, w mediach widać troskę o inne grupy zawodowe, które też obecna sytuacja pozbawiła czasowo możliwości pracy (stylizacja fryzur, paznokci, kosmetologia) – a na temat stomatologii ani słowa. Bardzo długo musieliśmy czekać na jakiekolwiek wytyczne Ministerstwa Zdrowia, bez tego tym bardziej każdy z nas bał się podejmować jakiekolwiek działania na własną rękę. Wreszcie, 25 marca wytyczne pojawiły się (https://nil.org.pl/uploaded_files/art_1585135060_zalecenia-postepowania-stomatologicznego-ostat-2403.pdf), ale i tak wracamy do punktu wyjścia, gdzie przeciętny gabinet niestety nie jest w stanie im sprostać. Do tego dochodzi nie do końca jasna sytuacja prawna. W dobie coraz częstszych roszczeń pacjentów obawiamy się sytuacji, w której pacjent oskarża nas o zarażenie go podczas wizyty w naszym gabinecie. Tutaj sytuację świetnie opisuje Arkadiusz Jóźwik na swoim blogu - https://prawodlastomatologow.pl/odpowiedzialnosc-dentysty-za-zarazenie-pacjenta-koronawirusem/.

Co z pacjentami bólowymi?

Oczywiste jest, że wszystkie planowe zabiegi należy odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość, musimy skupić się teraz jedynie na pacjentach naprawdę potrzebujących naszej pomocy. Zakładając, że spełniamy wszystkie podstawowe wymogi dotyczące ochrony nas i pacjentów i decydujemy się jako gabinet na pracę w tych trudnych, ryzykownych warunkach, ufamy, że pacjenci nas zrozumieją i wykażą się takim samym poczuciem odpowiedzialności zbiorowej, jak my. Nic bardziej mylnego.

Jako lekarz dentysta - rezydent jestem zobowiązana do pracy w klinice akademickiej, jednym z nielicznych działających jeszcze gabinetów w naszym mieście. Pacjenci przy rejestracji (tylko telefonicznej) informowani są, że dopuszczane będą jedynie wizyty tzw. bólowe. Mimo to, wcale nierzadko, zdarza się, że pacjenci podczas rejestracji kłamią, tylko po to, by dostać się do gabinetu. Przychodzą na przegląd, na „czyszczenie”, bo „wypadła plomba” 2 miesiące temu, bo boli od dwóch lat na słodkie, bo mają nadwrażliwość i wszystkie zęby bolą jak wychodzą na dwór, bo dziecko miało założone lekarstwo i rodzic chce sprawdzić, czy na pewno się trzyma, bo chcieli sobie zrobić zdjęcie pantomograficzne, et cetera. Takich sytuacji mogłabym wymienić jeszcze wiele. Na początku byłam zszokowana bezmyślnością i nieświadomością niektórych ludzi, ale biorąc pod uwagę, że w drugim tygodniu kwarantanny w parkach, lasach, na ulicach, w dużych sklepach budowlanych i supermarketach są tłumy, nic mnie już nie dziwi. Jeśli nic się nie zmieni, to niestety czeka nas w Polsce powtórka z Włoch.

Przykre konsekwencje

Większość lekarzy dentystów, zwłaszcza młodych, pracuje „u kogoś” na kontrakcie, prowadząc jednoosobową działalność gospodarczą – przy rezygnacji z pracy w praktyce oznacza to całkowite pozbawienie się źródła dochodów. Niestety nie ma dobrej alternatywy - wykonujemy typowo zabiegowy zawód, który wymaga od nas ciągłego dokształcania się i poświęcenia dużej ilości swojego czasu, poza stomatologią większość z nas nie ma żadnego doświadczenia i innych umiejętności, dlatego na rynku pracy zdalnej, która obecnie jest najbardziej oblegana, nie ma dla nas zbyt wielu możliwości.

Z kolei właściciele gabinetów, oprócz zerowych obrotów, muszą mierzyć się z opłaceniem najmu gabinietu, czynszu, mediów i wynagrodzeń swoim pracownikom. Wielu niestety decyduje się na rozwiązanie umów z pracownikami, bo raczej nikt z nas nie łudzi się, że jest to sytuacja chwilowa. Ci, którzy wiedzą, jak ciężko jest znaleźć dobrą asystę, starają się wypłacać wynagrodzenia terminowo; dobrze działające firmy powinny móc zachować płynność finansową przynajmniej przez jakiś czas, ale jak długo? Co w obecnej sytuacji proponuje nam państwo? Jak narazie nic. Ciągle czekamy na oficjalne decyzje w sprawie zwolnienia z opłacania składek na ZUS, czy zapomogi dla jednoosobowych działalności na skraju upadłości – chociaż wielu z nas i tak nie spełni wymagań, aby taką pomoc otrzymać.

Fantastyka postapokaliptyczna

Kiedyś trzeba będzie wrócić do w miarę normalnego funkcjonowania i z czym przyjdzie nam się zmierzyć? Przyjmowanie kilku pacjentów dziennie, pierwszeństwo będą mieli pacjenci bólowi, na dalszy plan odejdzie stomatologia estetyczna, protetyka, ortodoncja, implantologia, czy praca pod mikroskopem, czyli najbardziej nowoczesne i rozwojowe dziedziny. Czy czeka nas uwstecznienie się stomatologii? Personel wyposażony w niezbędne środki ochrony, w których wyglądamy jak bohaterowie nowej części „Gwiezdnych Wojen” i pracujemy dosłownie w pocie czoła. Praca tylko z czynną asystą, w „pełnym uzbrojeniu” – koferdam + ssak. To wszystko kosztuje, wobec tego ceny zabiegów znacząco wzrosną. Nie tylko nasza grupa zawodowa ucierpi w tej nierównej walce, więc czy pacjentów będzie w ogóle stać na wizytę u stomatologa? A co ze stomatologią na NFZ? Ten twór chyba całkiem upadnie, chyba że zmienią się zasady finansowania zabiegów. Samo przygotowanie gabinetu, personelu i pacjenta do pracy jest dużo droższe niż środki, które oferuje Narodowy Fundusz Zdrowia za dany zabieg.

Wirus nagle nie zniknie, będzie z nami cały czas, a dopóki nie poznamy go lepiej, nie zostanie wynaleziona szczepionka i nie będą opracowane szczegółowe protokoły leczenia i postępowania z pacjentem, każda wizyta to tak naprawdę rosyjska ruletka. Wielu z nas ma rodziny, choroby towarzyszące, jest w grupie ryzyka – boimy się o siebie i swoich najbliższych; z jednej strony mamy nadzieję na szybki powrót do pracy, ale z drugiej chcemy mieć pewność, że wykonując swój zawód, nie będziemy każdego dnia ryzykować swoim zdrowiem i życiem w walce z niewidzialnym wrogiem. Niestety nie jest to zależne tylko od nas. Dlatego drogi pacjencie, przychodząc do gabinetu, a nie będąc pacjentem bólowym, okłamując lekarza w sprawie swojego stanu zdrowia, realnie narażasz siebie, swojego lekarza, personel pomocniczy w gabinecie, swoją rodzinę i innych pacjentów. Jeśli możesz, zostań w domu.

Podpisano - lek. dent. Justyna Zbańska

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).