Wyszukaj w publikacjach
Stwardnienie rozsiane – nie wyleczymy tej choroby, dopóki nie odkryjemy jej źródła

Rozmowa z dr hab. Aleksandrą Rutkowską, kierownikiem projektów badawczych, Zakład Anatomii i Neurobiologii, Gdański Uniwersytet Medyczny, stypendystką programu L'Oréal-UNESCO dla Kobiet i Nauki
– Bada pani układ nerwowy, a zwłaszcza możliwości naprawcze i procesy zapalne w mózgu. Te badania mogą otworzyć nowe perspektywy w leczeniu schorzeń neurologicznych, szczególnie w kontekście stwardnienia rozsianego. Na jakim są etapie?
Kończymy badania toksykologiczne na zwierzętach jednego ze związków chemicznych. W badaniach in vivo okazało się, że związek ten działa przez mechanizm, którego wcześniej nie przewidzieliśmy, a który jest niezwykle ważny w kontekście stwardnienia rozsianego. Imituje on mechanizm działania najbardziej skutecznych terapii modulujących stwardnienia rozsianego, a ponadto wykazuje dodatkowe działanie terapeutyczne, również istotne w przypadku tej choroby. Złożyliśmy wniosek patentowy, wysłaliśmy publikacje i nieustannie działamy. Mój zespół pracuje także nad innymi związkami, które działają na różne receptory i przez różne mechanizmy. Niektóre z nich są na bardzo wczesnym etapie badań. Są to prawdziwe badania podstawowe, gdzie odkrywamy, czy dany receptor ma potencjał w konkretnej funkcji biologicznej, takiej jak np. migracja komórek, uwalnianie cytokin czy mielinizacja. Znalezienie terapii zwiększającej bądź stymulującej odbudowę osłonek mielinowych jest jak znalezienie "Złotego Grala". Już potrafimy modulować układ odpornościowy w stwardnieniu rozsianym, teraz czas na terapie odbudowujące i regeneracyjne, które dają nadzieję na wyleczenie stwardnienia rozsianego, jak i wielu innych chorób ośrodkowego układu nerwowego.
– Jak oceniono pani badania i jakie są szanse na ich wdrożenie?
Jako naukowcy jesteśmy bezustannie oceniani na każdym kroku. To duża część naszej pracy – bycie ocenianym i ocenianie naszych kolegów i koleżanek. W nauce jednak nie liczą się opinie czy przekonania, lecz dane. Czy te dane przełożą się na wdrożenie? Planujemy przeprowadzenie badań klinicznych. Czy doprowadzą one do powstania nowego leku? Niestety, statystyki są przeciwko nam. Każdego roku publikowane są doniesienia o nowych związkach, które wykazują skuteczność w remielinizacji w badaniach przedklinicznych, ale tylko nieliczne trafiają do badań klinicznych. Obecnie na świecie jest zaledwie 11 aktywnych interwencyjnych badań klinicznych badających związki, które mogą potencjalnie zwiększać lub przyspieszać remielinizację w stwardnieniu rozsianym. Istnieje też 31 już nieaktywnych badań klinicznych, których wyniki były negatywne, minimalne lub nieznaczące klinicznie. Nie wygląda to dobrze, ale nie można się poddawać. Będziemy próbować, testować, sprawdzać. Na tym polega nauka.
– Jaką drogę pani przebyła, by dotrzeć do miejsca, w którym obecnie się pani znajduje?
Moja pasja do pracy w laboratorium narodziła się podczas stażu w małej firmie farmaceutycznej w Bazylei, w Szwajcarii, podczas przygotowań do pracy magisterskiej. Uwielbiałam wykonywać eksperymenty. To właśnie praca w laboratorium była głównym powodem, dla którego zdecydowałam się na doktorat. Po ukończeniu studiów magisterskich rozpoczęłam pracę biurową w badaniach klinicznych. Gdy dostałam propozycję powrotu na uniwersytet, aby podjąć doktorat, zdecydowałam się natychmiast, mimo że wynagrodzenie było trzykrotnie niższe. Podczas doktoratu obiecywałam sobie, że w przyszłości nie będę jak mój szef, który głównie spędzał czas przy biurku, pisząc publikacje, składając wnioski grantowe i analizując wyniki eksperymentów innych osób, takich jak doktoranci czy magistranci. Niestety, teraz moje codzienne obowiązki skupiają się głównie na tych zadaniach. Mimo że bardzo tęsknię za pracą w laboratorium, większość mojego czasu zajmuje pisanie publikacji, składanie wniosków grantowych oraz planowanie zadań dla studentów i analiza ich danych. To typowa ścieżka kariery, ale zdecydowanie trudno mi się z tym pogodzić. Praca naukowa jest niesamowicie wymagająca i do jej wykonywania przede wszystkim potrzebna jest pasja. Bez pasji nie przetrwamy ciężkich chwil, a tych jest wiele. Wytrwałość, odporność na krytykę i niepowodzenia są również niezbędne. Na co dzień spotykamy się z odrzuceniem – czy to wniosków grantowych, publikacji, nieustanną krytyką ze strony recenzentów, agencji finansujących, uczelni, kolegów i koleżanek, niepowodzeniami w laboratorium, gdzie nawet 80% naszej pracy ląduje w koszu. Jesteśmy poddawani ciągłej ocenie i jeśli nie opublikujemy odpowiedniej ilości artykułów naukowych, nie wystąpimy na konferencjach lokalnych i zagranicznych, nie dostaniemy kolejnego grantu, nie zostaniemy zaproszeni na seminaria – wypadamy z obiegu, tracimy finansowanie i kończymy naszą przygodę z nauką. Niejednokrotnie miałam chwile zwątpienia i niepewności. Zadawałam sobie pytanie, czy się do tego nadaję, czy podołam. Na szczęście wyhodowałam dość grubą skórę i nie biorę już wszystkiego do siebie. Nabrałam dystansu i nie przeżywam już porażek tak, jak 10 lat temu. Nadal tu jestem i uważam, że to dzięki ogromnej pasji, która, choć nieco stłumiona, nadal we mnie płonie.
– Jaka jest obecnie sytuacja kobiet w nauce? Czy spotkała się pani z dyskryminacją ze względu na płeć?
Dobra, a nawet bardzo dobra. Osobiście nie spotkałam się z dyskryminacją ze względu na płeć, co nie znaczy, że takie przypadki się nie zdarzają. Słyszałam mrożące krew w żyłach opowieści od koleżanek o niestosownych komentarzach czy wręcz blokowaniu rozwoju zawodowego, na przykład ze względu na posiadanie dzieci. To nadal się zdarza, choć coraz rzadziej lub jest lepiej ukrywane. Ja doświadczyłam ogromnego wsparcia, zarówno ze strony kolegów, jak i koleżanek, co bardzo motywuje i dodaje otuchy. Kobiety są świetnymi badaczkami, które mają takie same możliwości i zdolności jak mężczyźni, by odnieść sukces w nauce. Jednak w praktyce wygląda to nieco inaczej. Nadal jest bardzo mało kobiet we władzach uczelni czy na stanowiskach profesorskich. Choć kobiety stanowią większość doktorantek, zaczynają się wykruszać podczas stażu podoktorskiego (tzw. post-doc). Ten okres to swoista "czarna dziura" pochłaniająca kobiety z nauki. Jest to również czas, kiedy zakładamy rodziny, więc chyba tutaj leży część problemu. Kobiety znacznie częściej niż mężczyźni zajmują się dziećmi i domem, co niestety odbija się na ich karierze naukowej. Z czasem zostajemy w tyle za mężczyznami, z którymi jeszcze na doktoracie szłyśmy razem. Na szczęście wiele się o tym mówi i wprowadza rozwiązania. Istnieje już wiele programów, które mają na celu wesprzeć kobiety na drodze naukowej. Na przykład, wydłużenie okresu, podczas którego można składać wnioski grantowe w konkretnej kategorii, w zależności od ilości posiadanych dzieci. Dzięki temu rozwiązaniu, ja osobiście miałam szansę pozostać w nauce, co byłoby niemożliwe po urodzeniu trójki dzieci w ciągu pięciu pierwszych lat po doktoracie.
– Uwidocznieniu kobiet w nauce sprzyja konkurs L’Oréal-UNESCO, który promuje utalentowane kobiety w nauce i wspiera ich osiągnięcia. Kapituła konkursu doceniła pani dokonania.
Stypendium L’Oréal-UNESCO to niesamowite wyróżnienie. Szczerze mówiąc, był to pierwszy wniosek, który złożyłam i nie dotyczył on stricte finansowania badań. Największą i najbardziej wartościową rzeczą dla mnie wynikającą z tego stypendium są niesamowite osoby, które dzięki niemu poznałam i nadal poznaję. Są to zarówno osoby związane ze światem nauki, jak i te spoza niego. Jest to dla mnie ogromnie wartościowe doświadczenie i myślę, że dzięki tej nagrodzie zyskałam wiele nowych przyjaciół. Poznałam osoby, których nigdy nie spotkałabym na swojej drodze. Naukowo również skorzystałam, nawiązując współpracę np. z chemoinformatyczką dr hab. Agnieszką Gajewicz-Skrętną, laureatką L’Oréal-UNESCO z roku 2017.
– Czy odkrycie pierwotnej przyczyny zachorowalności na stwardnienie rozsiane to pani zawodowe marzenie?
Nadal nie wiemy, co wywołuje stwardnienie rozsiane, i wydaje mi się, że nie wyleczymy tej choroby, dopóki nie odkryjemy jej źródła. Będziemy niwelować jej skutki, ale definitywnie jej nie wyleczymy. Pomimo istnienia licznych terapii modulujących stwardnienie rozsiane, żadna z nich nie oferuje definitywnego leczenia. To właśnie brak pełnego zrozumienia pierwotnych procesów patofizjologicznych stwardnienia rozsianego jest głównym powodem, dla którego istniejące terapie są tylko częściowo skuteczne. Będziemy pracować nad odkryciem przyczyny. Nauka jest nieprzewidywalna. Nie wiemy, dokąd zaprowadzą nas doświadczenia, które obecnie planujemy i wykonujemy. Wiele może się wydarzyć i mam nadzieję, że będą to rzeczy dobre i ciekawe.