Wyszukaj w publikacjach

05.05.2020
·

Protesty lekarzy na pograniczu

100%

Nazywam się Rafał Krysztopik, od 3 lat pracuję w przygranicznym szpitalu w Pasewalku w Niemczech. Jak wielu moich kolegów, na co dzień mieszkałem w Szczecinie, zaś pracowałem za granicą. W istocie granica była wyłącznie pojęciem administracyjnym występującym na mapie. Dzięki strefie Schengen, przejazd nie stanowił żadnego problemu. Praca za granicą bardzo kusiła - oferowała możliwość rozwoju, wyboru wymarzonej specjalizacji, atrakcyjniejsze zarobki, jednocześnie możliwość korzystania z życia po polskiej stronie. Sama droga zabierała nam 40 minut z centrum Szczecina na szpitalny parking. Po fali protestów medyków w 2016, pracując wówczas w wojskowej służbie zdrowia i obserwując nieciekawe realia, postanowiłem skorzystać z szansy, jaką była praca w przygranicznym szpitalu w Niemczech. Pogranicze Polski i Niemiec w Zjednoczonej Europie przeplata się na wielu płaszczyznach - handlowych, a często i rodzinnych. To świat współistniejący, którego nie dzieliła żadna fizyczna granica. Do czasu.

Wszystko zmieniła rozpowszechniająca się epidemia koronawirusa. 15 marca rząd Polski podjął decyzję o zamknięciu granic z początkowym zachowaniem możliwości przejazdu bez kwarantanny dla pracowników transgranicznych przez wyznaczone przejścia graniczne. Od 25 marca zostaliśmy objęci również obowiązkiem kwarantanny po przekroczeniu granicy. Oznaczało to dla nas, że po powrocie do Polski po kilkugodzinnym czekaniu w kolejce na przejściu granicznym, zostajemy objęci 14-dniową izolacją, co dotyczyło również naszych bliskich mieszkających z nami. Ze względu na fakt, że jako Polacy stanowimy ponad 1/3 wszystkich pracowników, po naszym powrocie do domów szpital nie mógłby dalej funkcjonować. Jako odpowiedzialni za zabezpieczenie pracy naszych oddziałów, zdecydowaliśmy się w większości zostać w Niemczech. Musieliśmy zatem zdecydować się na rozłąkę z naszymi najbliższymi. Pracodawcy zabezpieczyli nasze potrzeby, wynajmując mieszkania. Od władz Landów otrzymaliśmy również wsparcie finansowe.

Niestety, nie zastąpi to kontaktu z rodziną. Cierpliwie czekaliśmy i pracowaliśmy, zapewniając niezbędną opiekę miejscowej społeczności. Po tej stronie granicy od lat mieszka i pracuje bardzo liczna polonia i również to był też jeden z powodów, dla których zdecydowaliśmy się zostać. Podobnie postąpili nasi koledzy i koleżanki z innych szpitali przygranicznych, m.in. ze Schwedt, Prenzlau, czy Ueckermünde.

Przebieg pandemii COVID-19 w Mecklenburgii Pomorzu Przednim czy Brandenburgii okazał się bardzo łagodny. Od marca do maja mieliśmy w Pasewalku tylko jeden przypadek infekcji koronawirusem, podobnie w Löcknitz. W Schwedt tylko dwa. Otrzymaliśmy wystarczające ilości sprzętu ochronnego, przestrzegano rygorystycznie wszelkich procedur. Testowano szeroko wszystkie podejrzane przypadki, stawiając na masowa profilaktykę i wczesne wykrycie osób zakażonych. Nikt z personelu medycznego się nie zainfekował. Przyniosło to widoczne i pozytywne skutki.

protesty lekarzy

W podobnym okresie w samym tylko Gryfinie po polskiej już stronie (30 km od Szczecina), potwierdzono ponad 30 przypadków. Nie mówiąc już o samym Szczecinie. Do tej pory codziennie notuje się nowe zachorowania w Zachodniopomorskiem, zaś po stronie niemieckiej w przygranicznych powiatach nie było żadnego nowego przypadku. Rząd w Berlinie nie zdecydował się na wprowadzenie tak ostrego reżimu granicznego, zezwalając na swobodny przepływ towarów i usług, w tym ruch pracowników transgranicznych.

Ograniczona została możliwość ruchu turystycznego, w tym między landami. Oznaczało to, że nikt z Brandenburgii nie mógł wybrać się na wycieczkę nad Bałtyk, czy niemiecką część Zalewu Szczecińskiego na Pomorzu Przednim.

We wszystkich przylegających do polski Landach, mimo braku aż takich obostrzeń, liczba zachorowań zaczęła hamować. W przeciwieństwie do polskich województw po drugiej stronie. Wraz z brakiem nowych przypadków infekcji koronawirusem w przygranicznych powiatach po stronie niemieckiej zaczęła w nas i pozostałych Polakach narastać frustracja związana z zamknięciem granicy. Dla nas oznaczało to rozłąkę z rodzinami, dla pozostałych obawy o utratę pracy (wielu mieszkało w przygranicznych miejscowościach i wsiach, a pracowało w Szczecinie). Na słane przez nas petycje do ministerstw, kancelarii premiera czy Straży Granicznej nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.  To doprowadziło do tego, że zaczęliśmy akcję protestacyjną na wszystkich zamkniętych przejściach granicznych. Wywarło to połowiczny skutek, gdyż wraz z 4 maja, rząd zdecydował się na zwolnienie pracowników transgranicznych z obowiązkowej kwarantanny, poza pracownikami zawodów medycznych.


Jest to jawna niesprawiedliwość, niepoparta żadnymi danymi epidemiologicznymi. W żadnym z przygranicznych szpitali nie doszło do infekcji personelu medycznego koronawirusem.

Rafał Krysztopik, lekarz

W Polsce pojawia się fala hejtu wobec pracowników ochrony zdrowia walczących z koronawirusem a powracających do domów. Tak samo wykluczeni poczuliśmy się my po publikacji tego rozporządzenia jawnie nas dyskryminującego wśród innych grup zawodowych mogących swobodnie przekraczać granicę - nie testowanych ani nie dysponujących takimi środkami ochronnymi jak my. Zostaliśmy w dalszym ciągu odseparowani od naszych rodzin bez jakichkolwiek podstaw, ale i wbrew zwyklej, ludzkiej przyzwoitości.

W związku z brakiem odpowiedzi strony rządowej na nasze apele, postanowiliśmy kontynuować akcję protestacyjną. W najbliższy piątek (08.05) o godzinie 19 odbędzie się w Linken i Lubieszynie, po obu stronach granicy, pokojowa demonstracja przeciwko zachowaniu kwarantanny dla pracowników zawodów medycznych. Wsparcia udzieliła nam OiL w Szczecinie wraz z Naczelną Radą Lekarską. Chcemy w końcu ujrzeć nasze rodziny, ale i nie zostawiać naszych pacjentów.

Nie stanowimy zagrożenia.

Podpisano - lek. Rafał Krysztopik

 

 

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).