Wyszukaj w publikacjach

Ilu mamy lekarzy?
Obecnie, według danych Centralnego Rejestru Lekarzy RP, mamy w Polsce około 157 tys lekarzy z prawem wykonywania zawodu [1], z czego, zgodnie z danymi GUS, 92 tys pracuje bezpośrednio z pacjentem [2]. Jeżeli skorzystamy z innego źródła – raportu dr n. ekon. Adama Niedzielskiego z 2019 roku - to okaże się, że jest ich 117 tysięcy [3]. Tym samym wskaźnik liczby lekarzy na 1000 ludności wynosi 2,4 – wyliczenia OECD [4] albo 3,0 – wyliczenia GUS [2], a jak się postaramy i będziemy kreatywni, to można nawet stwierdzić, że mamy 4,1 lekarza na 1000 mieszkańców (dzieląc liczbę osób posiadających prawo wykonywania zawodu przez liczbę ludności w Polsce). W zależności od potrzeb osoby posługującej się wskaźnikiem, możemy znaleźć się na szarym końcu, tuż poniżej lub nawet powyżej średniej OECD (wynoszącej 3,6 lekarza na 1000 ludności).
Postulat, żeby ustalić, ilu dokładnie mamy aktywnych zawodowo i pracujących przy pacjencie lekarzy, jest podnoszony od dawna. Wiceminister zdrowia Piotr Bromber – czyli osoba nadzorująca m. in. kadry medyczne - sam zauważa ten problem, przyznając, że „jest problem metodologiczny” [5]. Na ten moment pozostaje nam tylko czekać na bardziej jednoznaczne wyliczenia.
A ilu powinniśmy mieć?
Wiedząc, że nie znamy dokładnie obecnej sytuacji, zastanówmy się, ilu lekarzy potrzebujemy. Konsensus w środowisku jest taki, że jest ich za mało. Często średnia OECD jest wskazywana jako cel, do którego powinniśmy dążyć. Ale co dokładnie to oznacza? Ilu nowych lekarzy tak naprawdę potrzebujemy? Bazując na danych GUS dotyczących ludności, aby osiągnąć pożądaną wysokość wskaźnika, z pacjentem musi pracować 137 754 lekarzy.
Aby osiągnąć ten pożądany poziom, w ostatnich latach znacznie podwyższono liczbę miejsc na kierunkach lekarskich – w tym roku przyjęto o ponad 3 tysiące więcej osób na kierunek lekarski niż w 2015 [5]. Czy to jest wystarczający wzrost? Trudno ocenić, ponieważ brakuje analiz, ile z tych osób podejmie się pracy jako klinicysta, w dodatku w Polsce (dane na temat migracji medyków są równie niepełne, jak te na temat liczby lekarzy).
Podnosić limity przyjęć czy otwierać kierunki lekarskie na kolejnych uczelniach?
Patrząc na działania różnych uczelni oraz wypowiedzi polityków, można podejrzewać, że nie zatrzymamy się na tych dodatkowych 3 tysiącach miejsc. W następnych latach możemy się spodziewać dalszego podnoszenia limitów przyjęć oraz otwierania kierunków lekarskich na kolejnych uczelniach. Minister Edukacji i Nauki prof. Przemysław Czarnek omawiał tę kwestię z władzami Mazowieckiej Uczelni Publicznej w Płocku. Prof. Aleksander Sieroń, konsultant krajowy w dziedzinie angiologii, pełnomocnik rektora ds. utworzenia kierunku lekarskiego w Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie przyznaje, że uniwersytet, z którym współpracuje, już złożył wniosek o utworzenie kierunku lekarskiego do właściwych ministerstw [6].
W rozmowie z Rynkiem Zdrowia, na pytanie jak zapewnić kadrę dydaktyczną na kolejnych kierunkach lekarskich, prof. Sieroń odpowiada, że można to zorganizować poprzez zatrudnienie biologów, biochemików czy mikrobiologów jako wykładowców przedmiotów podstawowych [6]. Z drugiej strony, jak stwierdziła ówczesna wiceprzewodnicząca Porozumienia Rezydentów Anna Bazydło takie rozwiązanie już jest wykorzystywane, ale ma ono negatywny efekt na jakość kształcenia: “Materiał często był przez nich prezentowany w sposób nie mający się nijak do realiów zawodu”.
W przywołanym tekście znajdziemy również wypowiedź prof. Wojciecha Maksymowicza, byłego wiceministra nauki i szkolnictwa wyższego, byłego dziekana Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego. Krytykuje on pomysł otwierania nowych kierunków lekarskich, podnosząc argument, że może to doprowadzić do obniżenia jakości kształcenia, a w zamian przekonuje, że powinniśmy zwiększać nabory na już istniejące kierunki lekarskie [6].
Przedstawione przez prof. Sieronia rozwiązanie może rzeczywiście pozwoli na „uwolnienie” części kadry medycznej, aby mogli oni prowadzić zajęcia kliniczne zamiast zajęć z biochemii czy histologii. Nie potrafię też ocenić, czy Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy w Częstochowie ma zasoby, aby prowadzić kierunek lekarski – to jest decyzja Ministerstw Nauki oraz Zdrowia na podstawie rekomendacji Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Nie wiem też, czy uczelnie, które już prowadzą kierunek lekarski mają możliwości podniesienia limitów zgodnie z postulatem prof. Maksymowicza. Martwi mnie co innego - obaj profesorowie udzielający wypowiedzi w tekście skupiają się na tym, żeby utworzenie kolejnych kierunków lekarskich nie wpłynęła negatywnie na jakość kształcenia. Pomijane jest zupełnie to, czy obecny poziom kształcenia jest odpowiedni.
Co z poziomem kształceniem na już otwartych kierunkach lekarskich?
Trudno uznać, że Lekarski Egzamin Końcowy jest obecnie rzeczywistą weryfikacją odpowiedniej wiedzy – przyznaje to nawet wicedyrektor CEM. Studenci i absolwenci wypowiadają się negatywnie o stopniu swojego przygotowania do pracy jako lekarzy [7]. Minister Bromber wskazuje egzamin OSCE, zakaz traktowania seminariów jako zajęć klinicznych i nową listę 45 umiejętności (które każdy student kierunku lekarskiego będzie musiał nabyć, aby ukończyć studia) jako narzędzia, które pozwolą na podniesienie jakości kształcenia [5]. Czy są to rzeczywiście rozwiązania problemów z kształceniem na kierunku lekarskim? Czy poziom kształcenia na ten moment jest wystarczający? Te pytania ciągle pozostają bez odpowiedzi.
Rozumiem, że lekarzy brakuje, a otwieranie kolejnych kierunków lekarskich czy zwiększanie limitów miejsc ma być rozwiązaniem tego problemu. Natomiast uważam, że przy wprowadzaniu takich zmian nie powinniśmy zapominać o już otwartych kierunkach lekarskich – w końcu powinniśmy kształcić nie tylko wystarczającą liczbę lekarzy, ale też powinni być oni wykształceni co najmniej wystarczająco dobrze. Problemy, z którymi jako studenci się borykamy, takie jak przepełnione grupy ćwiczeniowe czy brak asystentów, są powszechnie znane. Tymczasem w dyskusji publicznej brakuje rozmowy na ten temat. Skupiamy się na tym czy otwarcie kolejnego kierunku lekarskiego nie pogorszy poziomu kształcenia, tak jakby ten był jakimś wzorem do naśladowania.
A co z pielęgniarkami, położnymi, ratownikami, farmaceutami, fizjoterapeutami, diagnostami laboratoryjnymi?
W dyskusjach i wywiadach brakuje mi także zastanowienia się nad sytuacją innych zawodów medycznych. Pielęgniarstwo już teraz jest otwarte na wielu różnych uczelniach, a mimo to borykamy się z problemem niedoboru pielęgniarek. Każdy członek zespołu terapeutycznego jest jego integralną częścią i należałoby, według mnie, trochę więcej uwagi poświęcić na to, jak wygląda i ilu kształcimy innych niż lekarzy przedstawicieli zawodów medycznych, oraz na to, jak duża część z nich będzie potem pracować w publicznym systemie ochrony zdrowia w Polsce.
Źródła
- Centralny Rejestr Lekarzy RP należący do Naczelnej Rady Lekarskiej, Zestawienie nr 7
- Główny Urząd Statystyczny 2022, Zdrowie i ochrona zdrowia w 2020 roku,
- OECD (2021), Health at a Glance 2021: OECD Indicators, OECD Publishing, Paris, https://doi.org/10.1787/ae3016b9-en.
- OECD (2021), Health at a Glance 2021: OECD Indicators, OECD Publishing, Paris, https://doi.org/10.1787/ae3016b9-en.
- Staż na życzenie. Studenci medycyny wybiorą, czy chcą od razu leczyć, czy jeszcze się podszkolić https://serwisy.gazetaprawna.pl/zdrowie/artykuly/8394333,dobrowolny-staz-studia-medyczne.html dostęp 21.04.2022
- Czy kształcimy już dostateczną liczbę lekarzy? "Chcemy, żeby było ich więcej" https://www.rynekzdrowia.pl/Nauka/Czy-ksztalcimy-juz-dostateczna-liczbe-lekarzy-Chcemy-zeby-bylo-ich-wiecej,231594,9.html dostęp 21.04.2022
- Wspólne stanowisko Komisji Wyższego Szkolnictwa Medycznego Parlamentu Studentów Rzeczpospolitej Polskiej oraz Parlamentu Studentów Rzeczpospolitej Polskiej ws. Likiwdacji stażu podplomowego lekarzy i lekarzy dentystów. dostęp 19.03.2022