Wyszukaj w publikacjach

30.04.2022
·

Polska ochrona zdrowia nie podoła – wojna i wojna, czyli biologiczna zaraza oraz militarna agresja

100%

Najtrudniejszy, ale i najważniejszy dla mnie, do dzisiaj, felieton.*

Polska ochrona zdrowia nie podoła dwóm wojnom, czyli biologicznej zarazie oraz militarnej agresji. Na szali znalazły się zdrowie i życie milionów ludzi. Jak COVID-19 i kryzys humanitarny będący powikłaniem wojny zniszczą resztki narodowej kurateli medycznej?

Okazuje się, że już w wieku 34 lat jestem w stanie napisać tekst dotyczący kilku najważniejszych obszarów funkcjonowania ochrony zdrowia, będąc jednocześnie bezpośrednim uczestnikiem każdej z nich [praktyk - protestujący lekarz; teoretyk – absolwent podyplomowych studiów MBA – zarządzanie w ochronie zdrowia (tym pochwalę się niedługo, wszak czekam na dyplom); praktyk - organizujący wraz z koleżankami oraz kolegami medyczny zakres pracy szpitala zastępca dyrektora ds. medycznych;].

Konto na Facebooku założyłem stosunkowo późno i z bardzo pragmatycznych powodów (grudzień 2017 roku, tzw. protest rezydentów). Jako że należało zacząć komunikować się z liderami Porozumienia Rezydentów w sposób inny, niż przez stukanie w gliniane tabliczki, stałem się aktywnym członkiem mediów społecznościowych. Głównymi przyczynami podgrzania przez nas niepokoju społecznego były skrajne deficyty kadrowe personelu medycznego oraz niewspółmierne do potrzeb finansowanie ochrony zdrowia, co przekładało się na patologicznie niskie wynagrodzenia (przez pierwsze 2 lata mojej rezydentury, a było to niedawno, ponieważ w latach 2015-2017, czyli w czasie, kiedy jest się pełnoprawnym lekarzem, choć – faktycznie – nie ma jeszcze specjalizacji w określonej dziedzinie medycyny, której się uczy, zarabiałem 3 148 złotych brutto – tak, 2 248 złotych netto, a więc „na rękę”, po odliczeniu obowiązkowej, comiesięcznej składki uiszczanej na potrzeby funkcjonowania samorządu lekarskiego). Jak widzicie, już wówczas młodzi lekarze doskonale zdawali sobie sprawę z ogromnego niedostatku personelu medycznego, a znajdowaliśmy się wtenczas w okresie względnego pokoju. Ostatecznie, nie mając większych nadziei na powodzenie protestu, a zarazem rozumiejąc ogromne potrzeby zdrowotne Polek i Polaków, zdecydowaliśmy się 8 lutego 2018 roku na podpisanie porozumienia, które poza wzrostem płac – tak, istotnie dzisiaj widocznym – podnosiło również regulacje dotyczące zmniejszenia udziału biurokracji oraz zwiększenia roli „pomocników” pracowników ochrony zdrowia, którzy mieli odciążyć nas w kontekście działań administracyjnych. Jakkolwiek przy pierwszym, czyli wyższych wypłatach, wdrożyłem kilka liter wyjaśnienia, tak przy drugim punkcie – dotyczącym pomocy ze strony zawodów nie- lub okołomedycznych – wykładnia, z powodu braku realizacji tego założenia, nie była potrzebna.

13 lutego 2022 roku zakończyłem moją podróż ze studiami Master of Business Administration – zarządzanie w ochronie zdrowia. Znacznie wcześniej wpadłem na pomysł, że warto i należy ukonstytuować codzienną, społeczną pracę, która w swoim zakresie wymagała ode mnie znajomości organizacji oraz funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej. Podczas pokonywania ścieżki naukowej dowiedziałem się, że w Polsce mamy 2,4 lekarza na 1000 mieszkańców oraz 5,2 pielęgniarki na 1000 mieszkańców. To najniższy odsetek w kontekście obu zawodów medycznych ze wszystkich krajów Unii Europejskiej (średnia UE dla lekarzy to 3,8 na 1000, a dla pielęgniarek – 8,8 na 1000). Nauczyłem się również powiązywać te liczby – wbrew wielu sugestiom polskiego społeczeństwa – z tzw. nadmiarowymi zgonami w czasie trwania pandemii COVID-19, czyli zgonami możliwymi do uniknięcia dzięki terminowej i skutecznej interwencji medycznej, których w Polsce zanotowaliśmy ponad 200 tysięcy. Nie, szanowni, tak duża liczba zgonów w trakcie pandemii, wywołana zarówno powikłaniami zakażenia SARS-CoV-2, jak i innymi chorobami, które do czasu nadejścia zarazy byliśmy w stanie leczyć z powodzeniem, nie jest wywołana niechęcią personelu medycznego do pracy. Jest odwrotnie proporcjonalna (im więcej, tym mniej) do liczby pracowników ochrony zdrowia. Wszakże wszelkie wskaźniki epidemiczne związane z potrzebami zdrowotnymi społeczności oraz zgonami możliwymi do uniknięcia umiejscawiały Polskę, także przed wybuchem pandemii (OECD i Komisja Europejska opracowywały takie analizy znacznie wcześniej; pierwszy, z którego skorzystałem, pochodzi z 2017 roku), znacznie poniżej średniej krajów należących do OECD, najczęściej blisko ogona rankingu (czasami udało się nam pokonać jedynie Albanię).

1 marca 2022 roku powołany zostałem na stanowisko zastępcy dyrektora ds. medycznych szpitala, w którym pracuję. To ogromna odpowiedzialność i zaszczyt, choć – a stwierdzam to po blisko 2 tygodniach pracy – bardzo niewdzięczne stanowisko, nade wszystko trudne do pełnienia z przyczyn merytoryczno-formalno-infrastrukturalno-kadrowych. Od początku swojej pracy podjąłem się zajęć najtrudniejszych – reorganizacji medycznego pionu szpitala oraz rozmowy z koleżankami i kolegami. I powiem Wam – bez zbędnego owijania w bawełnę – z czym mierzy się dzisiaj standardowy polski lekarz. Jesteśmy niebywale zmęczeni. Wszyscy razem jako zespół i każdy z nas z osobna. Nie ma minuty, godziny, dnia ani tygodnia, kiedy nie usłyszałbym, że ktoś chce, ale ma już dosyć. Że ktoś wykonuje zawód ostatkiem sił. Że nie ma żadnych pieniędzy, które przywróciłyby siły do pracy. Przepracowali bowiem przez te 2 lata (a wcześniej podobną liczbę, choć bez tak niesamowitego „naprężenia” systemowego) po ponad 300 godzin miesięcznie, a część z nich cierpi z powodu long COVID. Szukam więc zarówno rezydentów, jak i specjalistów w dziedzinie chorób wewnętrznych, kardiologii, medycyny ratunkowej, chirurgii ogólnej, pediatrii, rehabilitacji medycznej i innych, żeby wsparli szpital, a co za tym idzie – lokalną społeczność. I uwierzcie, że z takim status quo mierzy się każda osoba, która zajmuje się w obecnych czasach zarządzeniem polską placówką medyczną.

W ramach tych trzech akapitów, w których w telegraficznym skrócie przedstawiłem zarówno praktyczną wiedzę lekarza i dyrektora ds. medycznych, jak i teoretyczną – osoby, która posiadła ją w ramach rzetelnej, często samodzielnej realizacji podyplomowych studiów w zakresie zarządzenia ochroną zdrowia, pragnę zdementować obłudę rzeczywistych organizatorów polskiej ochrony zdrowia, którzy mydląc nam (Wam i personelowi medycznemu) oczy, uważają, iż sobie poradzimy. Czcze podziękowania oraz suche gesty, niczym brawa bite na dziedzińcu pałacu Paca (siedziba Ministerstwa Zdrowia), nie zmienią faktu, iż nie poradziliśmy sobie w ramach walki z pandemią COVID-19 (prowadzony niezależnie ranking Bloomberg umieszczał nas najczęściej powyżej 40., a często i 50. miejsca wśród 52 krajów, które oceniano przez pryzmat umiejętności zwalczania skutków zarazy związanej z nowym koronawirusem).

Jakkolwiek każda i każdy z nas robi i zrobi wszystko, żeby każdej i każdemu z Was jak najlepiej pomóc, tak należy sobie jednoznacznie powiedzieć – pewnych przeszkód związanych ze świadczeniem usług zdrowotnych, z powodu czysto fizycznych ograniczeń, nie jesteśmy w stanie pokonać.

Na początku pandemii COVID-19 napisałem ciekawe, tym bardziej w czasach dzisiejszych, sformułowanie: nie możesz oczekiwać, że niewydolny przed nadejściem zarazy system (w domyśle ochrony zdrowia) stanie się wydolny, kiedy jego obciążenie wzrośnie, wszak wszystkie znaki na niebie oraz cała merytoryka wskazują na to, iż on upadnie (a do zarazy dołączył konflikt zbrojny). Finansowanie ochrony zdrowia jest w dalszym ciągu wysoce niewspółmierne do potrzeb, a braki kadrowe personelu medycznego – jeszcze bardziej skrajne.

*Felieton aktualny – kocham tę formę prowadzenia narracji, którą zaniedbałem z powodu nadejścia pandemii COVID-19, choć nigdy nie jest za późno, aby pewne nawyki odświeżyć.

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).