Wyszukaj w publikacjach

Już były, być może niestety, minister zdrowia Łukasz Szumowski przebywa – jak podają media – na wakacjach, które miały być niebezpieczne, jak sam mówił. Czy naprawdę jest kłamcą? Złym człowiekiem?
Profesor Łukasz Szumowski pojawił się w resorcie zdrowia zmieniając dr. Konstantego Radziwiłła. Wydaje się, że była to zmiana wykorzystująca jedną z bardziej popularnych technik manipulacji – złego i dobrego policjanta. Radziwiłł, też lekarz, wydawał się daleko nie rozumieć potrzeb środowiska medycznego, dodatkowo wypowiadając się niezbyt pozytywnie o protestujących lekarzach rezydentach. Przy okazji mijał się z prawdą, mówiąc o tym, że wszystko ma pod kontrolą, kiedy cała lekarska Polska (głównie rezydencka) rozpoczęła protest. Można domniemywać, że złe nastawienie oraz niepoprawna interpretacja medycznych nastrojów spowodowały dymisję Pana doktora.
Pierwsze dni
Zmiennik Radziwiłła, profesor Szumowski w pierwszych dniach unikał mediów. Chyba liczył na 100 dni spokoju, które mogą/powinny być zapewnione nowej władzy. Natrafił jednak na środek naszego protestu, coraz bardziej niezadowolonych sytuacją lekarzy, którzy zdecydowali się, słusznie, nie propagować „okresu ochronnego”. Wywołany do tablicy, na bazie już wcześniej ustalonych postulatów podjął rozmowy. Zgoła inne niż jego poprzednik. Okazał się osobą słuchającą, współpracującą i znającą nasze problemy. W końcu przyszedł z jednej z warszawskich klinik, jak mógłby ich nie rozpoznawać. 8 lutego 2018 roku, po burzliwych wewnątrzśrodowiskowych dysputach, podpisane zostało szerokie porozumienie, które miało na celu poprawę jakości w systemie opieki zdrowotnej i warunków zatrudnienia, w tym płacy pracowników ochrony zdrowia. Miało.
Realizacja porozumienia
Skoro nowy minister zdrowia podpisał się pod zawartym z lekarzami rezydentami porozumieniem, nikt nie sądził, że obietnice te w większości okażą się puste. Wszak nie zrealizowano o czasie ani nowelizacji ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, ani ustalenia norm zatrudnienia dla sekretarek medycznych, ani podwyżek dla lekarzy specjalistów pracujących jedynie w ambulatoryjnej opiece specjalistycznej, ani zmniejszenia biurokracji. Wprowadził jednak podwyżki dla części lekarzy specjalistów i przede wszystkim lekarzy rezydentów, co sprawiło, że protesty wygasły. Co z tego, że wartość ponad 10 proc. wynagrodzenia zasadniczego to tzw. bon patriotyczny, który należy odpowiednio odpracować w kraju? Wybitni ekonomiści są egzotyką na studiach medycznych.
Niewidoczny
Następnie, przed długie miesiące, minister zdrowia pozostawał niewidoczny. Albo nieistotnie widoczny. Co jakiś czas różne formacje (Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, Samorząd Lekarski, Porozumienie Rezydentów, następnie Stowarzyszenie Porozumienie Chirurgów-SKALPEL) przypominały resortowi zdrowia o niezrealizowanych obietnicach, lecz ci doskonale migali się od rzetelnej odpowiedzi, temat pomijali, przedstawiali inne zrealizowane przez siebie sukcesy lub zwyczajnie odpowiadali, że porozumienie z 8 lutego 2018 roku realizują.
W międzyczasie miałem okazję, bodajże 4 maja 2019 roku, poznać osobiście ministra Szumowskiego. Jako jeden z przedstawicieli Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy zostałem zaproszony na rozmowy o nowelizowanej ustawie o zawodach lekarza i lekarza dentysty oraz ewentualnych, przyszłych podwyżkach dla lekarzy specjalistów (wówczas i również obecnie współczynnik pracy odnoszący się do wysokości tzw. średniej krajowej wynosi dla lekarzy specjalistów 1,27). Spotkanie przebiegało w świetnej atmosferze. Poza piękną scenerią – Pałacem Paca – mogłem obserwować dystyngowanych urzędników, specjalnie na to spotkanie zaproszonych. Dyrektor jednego departamentu, dyrektorka drugiego itd. Muszę jednoznacznie przyznać, że wszyscy ci państwo zrobili na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Słuchali, rozumieli, dyskutowali, przedstawiali argumenty, zapisywali nasze, chcieli grać z nami w grę. Okazało się, że to pozory. Wszak zły policjant już w tym pałacu urzędował. Poprzednio. Teraz gramy w karty z kolegami, nie wrogami. Wynik jednak ma być ten sam – to my (rząd) wygrywamy.
Pandemia COVID-19
Mówi się, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Mówi się też, że prawdziwych liderów ocenia się na podstawie rozwiązywania problemu czy walki z kryzysem. Pomimo wspaniałej koniunktury, która nie zmuszała ani resortu zdrowia, ani całego rządu RP do interesowania się sytuacją ochrony zdrowia, nadszedł w końcu BOOM. Pandemia nowego koronawirusa jednoznacznie podważyła autorytet wielu tzw. ekspertów. Każdy z nas zna przecież wypowiedzi ministra zdrowia o skuteczności i zasadności noszenia maseczek ochronnych czy dr. Pinkasa piastującego urząd Głównego Inspektora Sanitarnego, który nie wierzył w inwazję SARS-CoV-2 na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej i dla którego wesela okazały się – niespodziewanie – nowymi ogniskami zachorowań. Zaraza, która była, jest i na pewno przez jakiś czas będzie przyczyną kryzysu, uwidoczniła, że nie mamy, przynajmniej w obecnym rządzie, odpowiednich person mogących podejmować adekwatne decyzje. Pomimo wielu sugestii Polska nie jest krajem, który dobrze radzi sobie z epidemią nowego koronawirusa na własnym terytorium, ani z którego rozwiązań czerpią inne kraje, przez co, co bardziej zaufani lekarscy poplecznicy obecnej władzy, starają się pandemii umniejszać. Wszak gdy nasi faworyci merytorycznie przegrywają, to warto wykorzystać swą pozycję zawodową, aby ich bronić. Historia pokazuje jednak, że to błędne rozumowanie.
Reasumując powyższe rozważania, warto wskazać, iż umiejętności zarządcze ministra Szumowskiego pozostaną w kwestii domysłu. A w kontekście lekarza, nie jest to dobry prognostyk.
Źródło zdjęcia artykułu: https://www.flickr.com/photos/premierrp/50016475262/in/album-72157714753669673/