Wyszukaj w publikacjach
Rozmowa z Krzysztofem Starszakiem - finalistą konkursu „25 under 25”

Rozmowa z Krzysztofem Starszakiem, studentem V roku Wydziału Nauk Medycznych w Zabrzu Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, pomysłodawcą i współwykonawcą pierwszej w Europie operacji wszczepienia implantu custom-made stawu biodrowego z wykorzystaniem rozszerzonej rzeczywistości, finalistą konkursu „25 under 25”, laureatem wielu prestiżowych konkursów w polskiej medycynie, współzałożycielem start-upu.
- Jest pan jednym z 5 finalistów w kategorii ,,nauka” w konkursie „25 under 25”, którego celem jest wyłonienie wybitnych osób przed 25. r.ż, które w przyszłości mają szansę wpłynąć na rozwój polskiej gospodarki i społeczeństwa. Jest pan także laureatem (V miejsce) jednego z najbardziej prestiżowych konkursów w polskiej medycynie ,,Złoty Skalpel”, stypendystą ministra zdrowia, zdobywcą Nagrody Innowacyjnej i Prorozwojowej I Stopnia Rektora Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Jak osiąga się takie sukcesy mając niespełna 25 lat?
Będąc w moim wieku, William Lawrence Bragg w 1915 roku otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki. To jest coś! Oczywiście każde wyróżnienie ma dla mnie ogromne znaczenie i jest wynagrodzeniem pracy, którą od lat wkładam w realizację swoich pomysłów. Szczególnie dumny jestem z osiągnięcia w konkursie ,,Złoty skalpel”. Znalezienie się w gronie wybitnych profesorów - prof. Ząbka, czy prof. Skarżyńskiego to ogromna nobilitacja, granicząca z onieśmieleniem. Konkurs „25 under 25” to kolejny zrealizowany cel na mojej drodze zawodowej, na którym bardzo mi zależało. Znalezienie się w gronie 25 finalistów to sukces, który daje nowe kontakty, nową platformę wymiany myśli. W tym roku do konkursu zgłosiło mnie wiele osób, ale pierwszą z nich była moja żona wspierająca mnie we wszystkich inicjatywach i stanowiąca oparcie w każdej sytuacji. Wydaje mi się, że sukcesy – małe czy większe osiąga się zawsze ciężką pracą, ale przydaje się też odrobina szczęścia. Istotne jest myślenie poza schematami. Miałem przyjemność uczyć się tego od dr hab. n. med. Zbigniewa Nawrata, prof. Instytutu Protez Serca Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii, już na pierwszym roku studiów. Oczywiście na mojej drodze pojawiają się przeszkody. Bywają pozornie nie do przeskoczenia, ale wystarczy poszukać innego punktu widzenia, mieć odwagę spróbować mimo wszystko i nie bać się, że coś nie wyjdzie.
- Niewielu studentów medycyny ma na koncie operacje. Pan jest pomysłodawcą i współwykonawcą projektu pierwszej w Europie operacji wszczepienia implantu custom-made stawu biodrowego z wykorzystaniem rozszerzonej rzeczywistości. Na czym polegała i kiedy pojawiła się fascynacja nowymi technologiami w medycynie oraz robotyką medyczną?
Pomysł zrodził się podczas spotkania Studenckiego Koła Naukowego im. prof. Religi przy Katedrze Biofizyki SUM w Zabrzu. Tego dnia zaproszony był ówczesny prezes spółki MedApp, który przygotował dla studentów prezentację z zakresu rozszerzonej rzeczywistości. Prelekcja połączona była z możliwością przetestowania okularów HoloLens i sprawdzenia możliwości tego rodzaju oprogramowania. Zastosowanie tej technologii w polskiej medycynie z dużym sukcesem prowadzili kardiochirurdzy, natomiast od momentu zakończenia spotkania, nieustannie myślałem nad możliwościami zaimplementowania jej w ortopedii i traumatologii narządu ruchu. Zainteresowałem tematem dr hab. n. med. Pawła Łęgosza, zastępcę kierownika Kliniki Ortopedii i Traumatologii Narządu Ruchu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który jednocześnie pełnił rolę Opiekuna Studenckiego Koła Naukowego Ortopedii Rekonstrukcyjnej i Onkologicznej WUM. Wspólnie opracowaliśmy koncepcję, a po zakwalifikowaniu pacjentki do zabiegu, rozpoczęliśmy przygotowania do operacji. Inżynierowie MedApp zaprojektowali modele struktur anatomicznych pacjentki, protezy oraz zakres tkanek wymagających interwencji chirurgicznej, by móc dokładnie osadzić implant. Główny operator, który miał na sobie okulary, mógł w dowolnym momencie oglądać modele i porównywać je z aktualnym stanem w polu operacyjnym. Chirurg ma możliwość manipulowania wizualizacjami w zakresie ich położenia, rozmiaru, otoczenia tkanek. Sama operacja była założeniem protezy szytej na miarę - custom-made dla pacjentki cierpiącej na bardzo zaawansowaną chorobę zwyrodnieniową. Po wielu operacjach, którym kobieta była poddawana od wieku dziecięcego, tylko interwencja chirurgiczna z zastosowaniem takiego implantu dawała szansę na powrót do sprawności. Technologia rozszerzonej rzeczywistości pozwoliła na jeszcze lepsze przygotowanie do zabiegu i bardziej precyzyjne wszczepienie endoprotezy. Projekt od początku do końca był dziełem wielu zaangażowanych, fantastycznych ludzi, trudność polegała na konieczności jednoczasowego działania wszystkich członków zespołu. Jestem dumny, że udało nam się tego dokonać.
- Jest pan członkiem wielu towarzystw naukowych, m.in. Międzynarodowego Stowarzyszenia na Rzecz Robotyki Medycznej, Ogólnopolskiego Studenckiego Towarzystwa Ortopedycznego, SKN przy Katedrze i Zakładzie Farmakologii SUM. Co daje studentowi udział w kołach naukowych?
Część towarzystw naukowych wpisuje się w obszar mojej działalności i dzięki nim mam możliwość współpracy z bardziej doświadczonymi od siebie naukowcami, a także koleżankami i kolegami, którzy podobnie jak ja, są na początku swojej drogi. Wymiana myśli, nauka, prowadzenie badań czy pisanie publikacji to główny obszar wspólnego działania. W ramach Ogólnopolskiego Studenckiego Towarzystwa Ortopedycznego rozwijamy wiele projektów mających na celu edukację, budowanie silnej społeczności studentów szczególnie zainteresowanych ortopedią i traumatologią narządu ruchu oraz młodych lekarzy. Bycie członkiem w towarzystwach, stowarzyszeniach i innych organizacjach, oprócz coraz większej sieci kontaktów, daje mi duże możliwości rozwijania zainteresowań, zdobywania wiedzy i doświadczenia, a także umiejętności związanych z zarządzaniem, kierowaniem projektami, koordynowaniem prac zespołu.
- Czy zdobyte w ten sposób umiejętności m.in. z zakresu zarządzania, wykorzystał pan zakładając start-up AlatusMed, w ramach którego powstały bajki dla dzieci?
Tak.”Bajki kontra choroba” to cykl książeczek, poświęconych tematyce białaczki, cukrzycy i astmy. Pomysł powstał jako reperkusja naszych doświadczeń wyniesionych z praktyk na oddziałach dziecięcych. Zaobserwowaliśmy, że dzieci najbardziej obawiają się tego, co obce - nieznanej przyszłości. Często rodzice nie potrafią odpowiedzieć na pytania swoich pociech, bo sami są zaskoczeni ich chorobą, muszą odnaleźć się w nowej sytuacji. Nasze książeczki pozwalają zdobyć wiedzę, tym samym redukując stres i sprawiając, że z nadzieją i nakładem sił, mali pacjenci są gotowi na starcie z niewidzialnym, trudnym do wyobrażenia wrogiem. Wraz z moim kolegą Michałem Smoczokiem, współtwórcą start-upu tworzymy koncepcję książki. Ewa Jania, która z nami współpracuje jest mamą, pedagogiem i autorką, która całą swoją twórczość poświęca najmłodszym czytelnikom. Następnie tworzony jest roboczy tekst, który podlega konsultacji ze specjalistami z zakresu medycyny, psychologii, literatury. Całości dopełniają piękne ilustracje. W ten sposób tłumaczymy małym pacjentom czym jest choroba, jak wygląda proces diagnostyczny, leczenie i rekonwalescencja oraz jak zmieni się ich życie po wyjściu ze szpitala.
- Kiedy nauka tak pana zafascynowała, że zdecydował się pan jej poświęcić?
Własne działania naukowe w obszarze medycyny rozpocząłem w trakcie pierwszego roku studiów, natomiast będąc na trzecim stałem się pasjonatem, który nie wyobrażał sobie dalszej pracy bez zaangażowania naukowego, wykraczającego ponad ramy programowe. Fascynacja szeroko pojętą nauką zaczęła się bardzo wcześnie - nie jestem pewny, czy potrafiłem już sam czytać, ale z wielką ochotą słuchałem na temat astronomii, fizyki i geografii. Medycyna pojawiła się odrobinę później, chociaż była obecna w moim życiu od zawsze. Z zapartym tchem słuchałem opowieści z sali operacyjnej. Bardzo lubiłem odwiedzać w pracy mojego ojca, a szpital nigdy nie kojarzył mi się źle. Odkąd pamiętam chciałem zostać lekarzem, z drobną przerwą w gimnazjum, kiedy szala przechylała się na korzyść prawa. Pomimo zdobycia tytułu finalisty w konkursie przedmiotowym z wiedzy o społeczeństwie, zdecydowałem się kontynuować naukę w IV LO w Częstochowie na profilu biologiczno-chemicznym z nastawieniem, że chcę zostać lekarzem.
- Jakie predyspozycje, cechy charakteru trzeba mieć, by zostać medykiem?
Aby zostać lekarzem trzeba tego chcieć i to według mnie najważniejszy czynnik, wpływający na sukces. Nie ma idealnego profilu studenta medycyny czy lekarza. Są wśród nas introwertycy, ekstrawertycy, domatorzy i imprezowicze, ludzie przebojowi, silni, którzy wydają się być odporni na stres, jak i delikatni, którzy oprócz ołówków, potrafią do krwi pogryźć swoje palce na egzaminach. Wśród tej zróżnicowanej, niejednolitej grupy każdy podejmie inną decyzję, czym zajmie się w przyszłości i wielkie piękno medycyny to również jej interdyscyplinarność - stworzenie nieograniczonych możliwości.
- Co było dużym wyzwaniem podczas studiów?
Medycyna nie jest łatwym kierunkiem, natomiast informacje na temat braku snu przez 6 lat, braku czasu na jakiekolwiek zainteresowania czy ograniczenie życia towarzyskiego to nieprawda. Ogromny materiał, który należy przyswoić, liczne i częste sprawdzania wiedzy, dość duża presja i wielość zajęć powodują, że zwłaszcza początki wydają się zaporą nie do sforsowania, ale systematyczna praca pozwala na normalne życie i przyzwoite wyniki. Na medycynie wszystkie zajęcia są obowiązkowe, często długie. Kiedy kończy się zajęcia jednego dnia późnym popołudniem, a kolejnego dnia czeka duże zaliczenie materiału, to często narastające zmęczenie jest przyczyną słabszych wyników, co z kolei wpływa na zwiększony stres i spadek jakości życia. Pierwsze dwa lata są próbami charakteru, próbą złamania psychicznego studentów, co jest coraz częściej podnoszonym problemem w przestrzeni publicznej. Czy byłem na to gotowy? Nie, tak jak większość moich koleżanek i kolegów, którzy pełni optymizmu, nadziei i radości przekroczyli progi wymarzonych uniwersytetów po zakończeniu liceów. Według mnie to kolejna rzecz, która powinna zostać zmodyfikowana w przygotowywaniu do zawodu przyszłych lekarzy. Obrzydzanie medycyny, niszczenie młodych ludzi, pełnych chęci i zaangażowania, aż do wygenerowania u nich wypalenia to bardzo złe działanie. Argument: ”my też przez to przechodziliśmy” powinien przestać obowiązywać. Zdecydowanie większy pożytek będzie z młodych lekarzy, którzy ruszą do pracy z wolą dalszej nauki, nie mogąc się doczekać tego, co będzie kolejnego dnia niż z emocjonalnych wraków, którzy po 6 latach potrzebują terapii.
Prawdziwą przyjemność ze studiowania odczułem dopiero, kiedy zacząłem angażować się naukowo. Moja ścieżka naukowo-zawodowa przestała być miotaniem się między pierwszymi, drugimi, a kolejnymi terminami, stała się precyzyjnie zaplanowana, a następnie realizowana krok po kroku.
- Jak obecnie wygląda nauka medycyny w formie zdalnej?
Brzmi jak oksymoron, ale aktualna sytuacja na świecie wymusza taki rodzaj dydaktyki. Zdecydowanie lepiej jest brać udział w zajęciach klinicznych mogąc porozmawiać z pacjentem i go zbadać, obserwować zabiegi i operacje, móc wziąć czynny udział w pracach oddziałów. Jestem pełny podziwu dla nauczycieli akademickich, którzy z zaangażowaniem podchodzą do obowiązków związanych z dydaktyką na odległość, będącą dla nich ogromnym kłopotem, biorąc pod uwagę pracę na oddziałach, dyżury, czy inne obowiązki. Ciekawe prezentacje, filmy, zdjęcia, analizy przypadków, dyskusje - to wszystko wpływa na dobrą jakość kształcenia. Problemem jest brak pacjentów, ale każdy z nas rozumie sytuację, w jakiej się znajdujemy.
- Czy patrząc na obecną sytuację lekarzy w czasie pandemii – praca ponad siły, brak szacunku dla personelu, walka z systemem, dopominanie się o wynagrodzenia - nie żałuje pan wybranej ścieżki?
Zawód lekarza jest wyjątkowy pod wieloma względami. Jednym z takich aspektów jest ratowanie życia i zdrowia, często w ekstremalnych sytuacjach. W mojej sali języka polskiego w liceum na ścianie zamocowana była tabliczka z cytatem, któremu codziennie się przyglądałem: „Jeżeli nie ja, lekarz, im pomogę, to kto im pomoże?” Chyba już zawsze ten cytat będzie mi towarzyszyć, bo określa istotę tego zawodu. Mój ojciec, tak jak wielu medyków, jest aktualnie na pierwszej linii frontu. To bohaterowie, którzy wykonują swoją pracę. Mamy służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu, zgodnie z treścią przyrzeczenia. Tylko tyle i aż tyle.
- Gdyby był pan ministrem zdrowia jakie decyzje podjąłby pan, by zatrzymać obecną falę pandemii?
To bardzo trudne pytania, ponieważ nie jestem epidemiologiem ani nie mam doradców z tego zakresu. Na podstawie własnych obserwacji mogę puścić wodze fantazji. Jako minister zdrowia zwróciłbym się do organów Unii Europejskiej i Rady Europy o zwołanie nadzwyczajnego szczytu ministrów zdrowia i dążył do wypracowania centralnych regulacji, mających na celu czasowe ograniczenie przepływu ludności. Wówczas wskazana byłaby obserwacja przyrostów nowych zakażeń oraz określenie ekspansywności wirusa w danych populacjach. Kolejnym krokiem byłoby odmrożenie gospodarki. Pilna obserwacja, przy zachowaniu najwyższych standardów sanitarnych, a następnie monitorowanie przyrostów zakażeń - pozwoliłoby to na pobudzenie biznesu, a konsumentom na powrót do normalnego życia, co w tej chwili ma fundamentalne znaczenie. Coraz częściej podnosi się problem zachorowań na depresję. Po drugie, w porozumieniu z Radą Ministrów stworzyłbym pulę grantową na badania przebiegu i powikłań COVID-19, a także zastosowania leków oraz wykorzystania nowych technologii, aby naukowcy mogli efektywnie pracować nad zagadnieniami z tego zakresu. To co najważniejsze, utworzyłbym szczegółowe plany kryzysowe na wypadek kolejnej fali lub innej pandemii, która może zdarzyć się w przyszłości. Ponadto na mocy utworzonych planów powinno zostać przygotowane zaplecze w postaci miejsc dla chorych, bez konieczności wyłączania z użycia dużej części dotychczasowych szpitali o różnych stopniach referencyjności oraz zespołów ratownictwa medycznego. Największym wyzwaniem i jednocześnie priorytetem powinno być niedopuszczenie do paraliżu sektora zdrowia - okres pandemii nie wpłynął na zmniejszenie liczby potrzebujących, a mam wrażenie, że wypiera się fakt konieczności realizacji procedur planowych, leczenia onkologicznego, diagnostyki i profilaktyki. Bardzo ważne byłoby stworzenie szpitali tymczasowych i zabezpieczenia personelu - włącznie z zapewnieniem atrakcyjnych zarobków, aby zachęcić lekarzy, pielęgniarki i ratowników do podjęcia pracy. Nie można dopuścić do tworzenia się kolejek przed szpitalami, czy pozostawienia lekarzy bez możliwości przekazania pacjenta, tym samym blokując miejsce dla innych. Karetki i śmigłowce nie są mobilnymi szpitalami, pora, żeby osoby decyzyjne sobie to uświadomiły. Zrobiłbym wszystko, aby ułatwić lekarzom rezydentom uzyskanie jak najszybciej tytułu specjalisty, poprzez przychylenie się do próśb rezygnacji z egzaminów ustnych oraz rozpocząłbym gruntowny model przebudowy systemu szkolnictwa z zakresu nauk medycznych. Prowadzona od lat polityka żenująco małej podaży miejsc specjalizacyjnych, niskich pensji oraz pogardy wobec środowiska lekarskiego doprowadziły do masowej emigracji młodych i zdolnych lekarzy, a teraz w okresie kolejnej fali pandemii manifestuje się m.in. wezwaniem studentów ostatnich lat do pracy na oddziałach czy szpitalach covidowych. Studenci medycyny mają mierzyć temperaturę i zbierać wywiad - naprawdę potrzeba do tego studentów kierunku lekarskiego? Jeżeli komuś wydaje się, że tygodniowe przeszkolenie wystarczy do ustawienia respiratorów czy kompleksowej opieki nad pacjentem, jest w błędzie.
- Jak odbierają pana starsi koledzy-studenci, lekarze, naukowcy, gdy widzą tak młodego człowieka z takim dorobkiem, który dodatkowo publikuje w polskich i zagranicznych czasopismach naukowych, jest uczestnikiem sympozjów, konferencji i zjazdów w Polsce i zagranicą, również jako prelegent? Czy w środowisku jest mowa o rywalizacji?
Nie uważam, żeby mój dorobek był wyjątkowo imponujący. Cały czas pracuję i systematycznie go powiększam. Jak na warunki studenckie - nie jest źle, jednak popadanie na tym etapie w jakąkolwiek ekscytację byłoby ogromnym błędem. Doceniam autorytet starszych kolegów i chętnie korzystam z ich doświadczenia. Szczerze mówiąc, chyba nigdy nie spotkałem się z niechęcią ze strony studentów, lekarzy czy naukowców. Wielokrotnie zdarzały się wymiany zdań, często nawet ostre przy okazji konferencji czy innych spotkań naukowych, ale nigdy nie zakończyły się one inaczej niż uściskiem dłoni po obradach i wymianą uprzejmości. Czasem słyszałem ,,Tak trzymaj kolego, ale…” - to „ale” często ma wielkie znaczenie, bo pozwala na inny punkt widzenia, zazwyczaj ten właściwy. W naszym środowisku jest rywalizacja na każdym szczeblu, nie można tego wypierać. Moje osobiste doświadczenia są jednak pozytywne. Odnoszę wrażenie, że więcej wątpliwości i często nieuzasadnionej rywalizacji pojawia się na szczeblu uczelni.
- Na jakie wsparcie może liczyć młody naukowiec w Polsce?
Nie czuję się kompetentny, żeby mówić o nauce holistycznie. Zajmuję się tylko jedną z dziedzin i muszę przyznać, że gdybym miał odpowiedzieć przez pryzmat własnych doświadczeń to… na znikome. Ciężka praca, poszukiwanie mentorów, próba pozyskiwania pieniędzy na badania i ciągłe odbijanie się od muru to codzienność. W tym roku zrezygnowano z przyznawania Diamentowego Grantu - programu dla młodych badaczy, który był szansą zdobycia 220 tys. zł na realizacje własnych projektów. Stypendia Rektorów i Ministra (Nauki/Zdrowia) są przyznawane wyłącznie studentom, którzy nie studiują dłużej niż 6 lat. Absurdalne regulacje, które niszczą motywację. Promykiem nadziei było dla mnie dofinansowanie projektów studenckich kół naukowych, jednak jest to maleńka kropla w oceanie potrzeb. W moim przekonaniu, na naszych uniwersytetach brakuje ścieżki mentoringowej, przedmiotów, które przygotują przyszłych fachowców do zdobywania wiedzy opartej na faktach, nauczą planować i prowadzić badania, redagować publikacje, nawiązywać współprace. Pomimo wielu grantów i dofinansowań projektów badawczych lub B+R, młodemu naukowcowi jest bardzo trudno wygrać w konkursach o ich przyznanie. Na rynku działa wiele firm consultingowych, które specjalizują się w pisaniu wniosków, szczycąc się wysoką skutecznością w finalnych rozstrzygnięciach. Rozumiem kapitalistyczne podejście, jednak z nauką ma to niewiele wspólnego. Nadmierna biurokracja, wyeliminowanie partnerstwa publiczno-prywatnego, a mnożenie spółek zależnych powoduje bardzo poważne ograniczenie w powszechnej dostępności środków, a przez to znikome wsparcie. Przeczytałem wiele artykułów dot. wzrostu nakładów środków na polską naukę, ale jak to przekłada się chociażby na rankingi uniwersytetów? Najlepsza polska uczelnia - Uniwersytet Warszawski jest w czwartej setce listy szanghajskiej. Mamy fenomenalnych badaczy, świetną kadrę akademicką, wielki potencjał - wszystko to jest niewystarczające. Być lekarzem - naukowcem, który nie jest skazany na wyłącznie jedno źródło dochodu pochodzące z zaangażowania naukowego, jest bardzo ciężkie i wymaga zintegrowania obowiązków, które często są skrajnie odmienne, ale pozwala na przeżycie. Bycie naukowcem i traktowanie tego jako dochód podstawowy, licząc na wysoki standard życia? Chciałbym się mylić, ale wydaje mi się to dość surrealistyczne.
- Czy młody lekarz – naukowiec - przedsiębiorca ma jeszcze czas na życie prywatne?
Nie wyobrażam sobie życia bez mojej rodziny, przyjaciół i znajomych. Od ponad pięciu miesięcy jestem ojcem bliźniaków - Franciszka i Tadeusza. Nigdy nie osiągnąłbym najmniejszego sukcesu, gdyby nie armia ludzi, która stoi za mną i mnie wspiera. Od wczesnego dzieciństwa miałem dużo zainteresowań, za co jestem bardzo wdzięczny moim rodzicom, którzy dbali o to, żebym miał możliwość spróbowania wielu aktywności i poznawania świata. Wiele pasji przetrwało i towarzyszą mi od lat. Literatura, historia, polityka są dziedzinami, które przyciągają mnie jak magnes, dlatego rozwijam wiedzę z tego zakresu w każdej wolnej chwili. Zainteresowanie sportem i jego uprawianie - od tenisa, triathlonu, narciarstwa biegowego i alpejskiego, skończywszy na okazjonalnych spotkaniach piłkarskich, czy sportach wodnych przyczyniło się do chęci poszerzania wiedzy z zakresu ortopedii i medycyny sportowej. Chciałbym w przyszłości współpracować z zawodowcami i pomagać im zdobywać kolejne osiągnięcia, dbając o ich zdrowie i poprawę wydolności. Uwielbiam też podróże i do niedawna każdą wolną chwilę spędzałem na wyjazdach. Szczególnym hobby są dla mnie samochody i sporty motorowe. Temat obecny od zawsze w moim życiu, pasja przekazywana z pokolenia na pokolenie. Luz, spokój i spędzanie czasu przy książce, filmie, uprawiając sport czy podróżując, pozwalają mi ładować akumulatory. Wychodzę z założenia, że lepiej spotkać się z przyjacielem na kawę niż spalać się. Przerabiałem kilka modeli nauki i pracy. W moim przypadku zamykanie się w pokoju i odcięcie od świata zewnętrznego, nieodpowiadanie na telefony, maile są kompletnie nienaturalne i nie przynoszą pożądanych rezultatów, ani tym bardziej dobrego nastroju i motywacji.
- Jakie ma pan zawodowe plany na przyszłość? Gdzie spotkamy pana za 10, 20 lat?
Moje plany zawodowe zmieniają się i nadal nie stworzyłem precyzyjnej checklisty. Co więcej, nie chciałbym nigdy wyzbyć się spontaniczności i polegać wyłącznie na tym, co wcześniej zaplanowałem. Wiem, że chciałbym zajmować się ortopedią i traumatologią narządu ruchu i znaleźć w obszarze tej rozległej specjalizacji swoją działkę, w której będę świetnym operatorem. Wiem, że chciałbym rozwijać się naukowo, realizować pomysły, mieć wkład w naukę, nie tylko na poziomie krajowym. Chciałbym zdobyć ogromne doświadczenie, nie bać się podejmować trudnych wyzwań, potrafić w odpowiedni sposób wyjść z kryzysowych sytuacji. To, co jest dla mnie najważniejsze, to niesienie pomocy ludziom w odzyskiwaniu sprawności.
- Czy swoją przyszłość wiąże pan z Polską czy też marzy pan o światowej karierze?
Sytuacja na świecie jest bardzo dynamiczna i ciężko na tę chwilę określić w jakim kierunku będzie podążać medycyna w Europie i Polsce, zwłaszcza biorąc pod uwagę główny przedmiot moich zainteresowań. Uważam, że bardzo ważne jest zdobywanie doświadczenia poza granicami kraju, nie tylko ze względu na walory naukowe, innowacje, nowe techniki operacji, czy wdrażane rozwiązania, ale również z uwagi na poznanie organizacji pracy, obserwację stosunków między pracownikami, funkcjonowanie poszczególnych działów szpitali. Moim marzeniem jest odbycie staży w kilku wiodących europejskich ośrodkach i nauka od czołówki operatorów na świecie, aby móc lepiej zadbać o pacjentów w kraju. Chciałbym nawiązać współprace naukowe i wejść w skład zespołów badawczych integrujących środowiska naukowców - klinicystów z różnych krajów. W Polsce czeka mnie staż, specjalizacja, doktorat i dalszy rozwój naukowy. Chciałbym zostać nauczycielem akademickim. Moim wielkim marzeniem zawodowym jest także stworzenie ośrodka o renomie międzynarodowej, który pozwoliłby na wzrost rangi Polski w medycynie europejskiej. Mam sporo pomysłów. Znalezienie odpowiednich współpracowników - zespołu, który będzie miał podobne cele i aspiracje, może dać pozytywne rezultaty. Mimo pobytów w różnych krajach, widzę swoją przyszłość w Polsce. Mam nadzieję, że sytuacja będzie wkrótce stabilna i wszyscy będziemy mogli cieszyć się normalnością, która wcześniej była zbyt oczywista, by ją doceniać.