Wyszukaj w publikacjach

15.02.2023
·

Rozmowa z ekspertem ds. studenckich Polskiej Komisji Akredytacyjnej - cz. II

100%

Rozmowa z Robertem Kupisem, lekarzem, studentem II roku zdrowia publicznego, studiów II stopnia na Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspertem ds. studenckich PKA.

– Jak w praktyce wygląda wizytacja PKA? Zwłaszcza w czasach pandemii, kiedy trwa ona 2-3 dni i odbywa się w formie online?

Wizytacja PKA jest ustrukturyzowana, jej forma wynika ze statutu Komisji i innych wewnętrznych regulacji. W skład zespołu oceniającego wchodzi przewodniczący, 2 ekspertów merytorycznych, ekspert ds. pracodawców, ekspert student, sekretarz oraz czasami obserwator lub ekspert międzynarodowy. W czasie wizytacji stacjonarnych każdy miał swój indywidualny harmonogram, część spotkań odbywała się osobno, a część wspólnie. Członkowie zespołu pracowali praktycznie indywidualnie. Teraz jest tak, że cały zespół chodzi na wszystkie spotkania, dzięki czemu spojrzenie na oceniany program jest bardziej kompleksowe. Oczywiście każdy skupia się na swojej roli i kryteriach, które ma ocenić, ale jednak zawsze jest szansa, że jeśli ekspertowi oceniającemu jakieś kryterium coś umknie, to któryś z pozostałych członków zespołu zwróci mu na to uwagę. Wizytacje zdalne mają ten minus, że uczelnie mogą się do nich przygotować trochę lepiej – bo nas nie ma tam na miejscu, nie patrzymy im na ręce. Wszystkie dokumenty, o które prosimy, to są skany lub wydruki. Dodatkowo, wcześniej część spotkań była otwarta - np. na spotkanie ze studentami byli zaproszeni wszyscy studenci ocenianego kierunku, tak w czasach wizytacji online zaproszone jest około 10 osób - głównie ze względów technicznych i jakościowych spotkania. Mamy na nie tylko godzinę, a przy zbyt dużej grupie omówienie wszystkich kwestii mogłoby być trudne lub nieefektywne. Dlatego też czasami o te same kwestie pytamy na kilku spotkaniach, aby stworzyć możliwie kompleksowy obraz. W przypadku uczelni z mniej licznymi rocznikami, gdzie jest 60 osób na roku, jest to jeszcze okej, natomiast w przypadku dużych uczelni, jak WUM czy ŚUM, może być to niemiarodajne. Czasami trudno o taki obiektywny obraz, ale też PKA ma swoje kryteria, do których się odnosi. Wykorzystując je do oceny kierunków, część rzeczy można wyłapać jeszcze przed rozpoczęciem wizytacji, a potem tak poprowadzić spotkania, żeby dowiedzieć się jeszcze więcej. Nie powiedziałbym, że wizytacje online są mniej wartościowe, dalej wychodzą pewne “kwiatki”, uczelnie dalej dostają negatywne oceny. Czasami faktów nie da się ukryć, dokumentów stworzyć czy na szybko postawić nowy budynek. W czasach wizytacji online rzetelność oceny jest dużo trudniejsza, natomiast nie powiedziałbym, że jakość różni się od wizytacji stacjonarnej.

– Na ile realna jest tutaj Wasza kontrola? Rzeczywiście łatwo sprawdzić, że nie ma budynku, który powinien być. Jak jednak wygląda weryfikacja rzeczy, które trudno sprawdzić - zwłaszcza kadr dydaktycznych? To one wskazywane były jako problemowe w przypadku oceny UKSW czy UTH w Radomiu. Uczelnie z dłuższym stażem były z kolei wręcz chwalone za to, jak dobra jest ich kadra dydaktyczno-naukowa, co jest o tyle ciekawe, że z ankiety przeprowadzonej przez Komisję Wyższego Szkolnictwa Medycznego Parlamentu Studentów RP wynika, że problemy z brakiem asystentów są powszechne i bardzo odczuwalne.

My prosimy o zestawienie: imię, nazwisko, stopień naukowy prowadzącego, jego kilka wybranych publikacji z ostatnich lat i przedmioty, które oficjalnie prowadzi. Niestety nie jesteśmy w stanie w pełni zweryfikować, kto realnie prowadzi zajęcia - czy przypadkiem profesor nie wysyła swojego doktoranta. My jedynie prosimy o takie realne zestawienia, które i tak czasami dla uczelni okazują się trudne do przygotowania, co dla nas jest zawsze zaskoczeniem i to jest duży zarzut w kontekście polityki kadrowej. Widzimy czasami, że tych asystentów jest za mało, że mają za dużo przedmiotów i godzin, i wtedy pojawia się pytanie, czy to dalej spełnia wymogi prawne. Czasami w tym zakresie pojawiają się z naszej strony rekomendacje. Żeby prześledzić kadrę, to też czasami prosimy o przedstawienie biografii poszczególnych asystentów łącznie z dyplomami czy zaświadczeniami potwierdzającymi ich kompetencje. Zdarzyło mi się poprosić o przedstawienie dokumentu potwierdzającego rozpoczęcie szkolenia specjalizacyjnego przez jednego z asystentów, wraz z datą rozpoczęcia tego szkolenia. Pozwoliło mi to na sprawdzenie, czy są utrzymane określone standardy kształcenia. Myślę, że problemy kadrowe dotykają nie tylko kierunku lekarskiego, ale ogólnie akademii.

– Wspomniałeś wcześniej o tym, że macie spotkanie ze studentami. Na ile ich głos wybrzmiewa w całej ocenie? Czy nie jest tak, że jednak dominuje głos władz uczelni czy pracowników naukowych?

Ze studentami jest całe jedno spotkanie. To jest dokładnie tyle samo, ile ma poświęcony rektor czy pracownicy dydaktyczni. Jeśli chodzi o czas poświęcony na spotkania, to jest on mniej więcej podzielony po równo; spotkanie trwa co prawda tylko godzinę, ale trzeba pamiętać, że cała wizytacja trwa około 1,5 dnia, a tych rzeczy do sprawdzenia jest dużo. Całe spotkanie jest jednak poświęcone tylko studentom – ich problemom, wsparciu, które otrzymują od uczelni. Mogą oni na nim mówić co chcą - na tym spotkaniu mogą być tylko studenci i zespół oceniający. Jeśli chodzi o kwestie formalne, to całe kryterium ósme spośród 10 jest poświęcone kwestiom studenckim – wsparciu, rozwoju naukowemu i  pozanaukowemu. Pozostałe 9 kryteriów dotyczy części jakości kształcenia.

– Obecnie bardzo dużo mówi się o jakości kształcenia, często w środowisku lekarskim otwieranie kolejnych kierunków lekarskich jest krytykowane. Pomijając kwestie polityczne, czy uważasz, że PKA ma narzędzia do realnej oceny poziomu kształcenia i czy jest skutecznym organem weryfikującym jakość kształcenia?

Moim zdaniem PKA ma możliwość bycia odpowiednim narzędziem do weryfikacji poziomu kształcenia. Pytanie jednak, czy ktoś i jeśli tak, to jak, skorzysta z tego narzędzia. Tak naprawdę negatywna opinia kierunku lekarskiego na UKSW czy UTH w Radomiu była odpowiednią przesłanką dla ministra do zamknięcia kierunku. A jednak kierunki dalej funkcjonują. W Radomiu była wstrzymana rekrutacja przez rok, UKSW zdaje się, że nie był wstrzymany [UKSW kontynuował normalne funkcjonowanie i normalnie przeprowadzał rekrutację – przyp. red.]. Decyzją ministra nowe kierunki lekarskie są wizytowane po roku, 3 latach i po zakończeniu cyklu kształcenia. Więc nawet jeśli my po roku czy po 3 latach damy negatywną opinię, to kształcenie na danym kierunku dalej trwa. Przynajmniej 6 roczników ma szansę, żeby skończyć ten kierunek. Pojawia się wtedy pytanie, po co jest ta opinia PKA, skoro nawet jeśli my mówimy, że jest źle, że nie spełnia wymogów, a kierunek, decyzją ministra, dalej kształci na tyle, na ile może. Ale tu to trzeba byłoby się chyba zwrócić do Ministerstwa z pytaniem.

– A jak wygląda rola PKA w kontekście otwierania nowych kierunków lekarskich? Tutaj jeszcze przed wydaniem zgody przez ministra następuje wydanie opinii przez PKA, prawda?

To jest trochę inna sprawa. Niektóre uczelnie – te, które mają w danej dyscyplinie ocenę co najmniej B+, nie muszą występować do ministra o zgodę na utworzenie nowego kierunku, chyba że są to kierunki standaryzowane, czyli takie jak np. kierunek lekarski czy ratownictwo. Jako że rozmawiamy o kierunku lekarskim, to tutaj wszystkie uczelnie muszą wystąpić z wnioskiem do ministra o zgodę, który my jako PKA oceniamy. Odnosimy się tutaj do tych założonych kryteriów - w trochę innym układzie, ale dalej te 10 najważniejszych punktów jest uwzględnione. Te oceny też czasami są negatywne, ale to jest tylko opinia. Decyzję ostateczną i tak podejmuje minister.

– Odnieśmy się do przypadku Akademii Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych w Elblągu, o której niedawno było głośno. Ich wniosek o zgodę na utworzenie kierunku lekarskiego otrzymał pozytywną ocenę PKA, co prawda z zaleceniami, a jednak pozytywną. Jak to więc się stało, że na miesiąc przed rozpoczęciem roku akademickiego szukają prowadzących zajęcia i to w takiej liczbie?

We wniosku o otwarcie kierunku uczelnia musi przedstawić kadrę, którą dysponuje, listę pracowników naukowo-dydaktycznych. My sprawdzamy te wykazane osoby i sprawdzamy je po kolei czy ich wykształcenie, dorobek naukowy i doświadczenie zawodowe pokrywają się z treściami nauczania. Uczelnia musi przedstawić jakieś promesy. To są jednak często tylko niezobowiązujące dokumenty, oświadczenia i nie wiemy, czy za 5 lat ta osoba rzeczywiście podejmie się tej pracy. Wiadomo, że jeśli to są osoby już zatrudnione, to możemy być praktycznie pewni, że oni będą prowadzić te zajęcia i to jest w zasadzie jedyna pewna kadra. W przypadku kierunku lekarskiego jest to szczególny problem, bo potrzebujemy rozbudowanej kadry klinicznej. W mniejszych miastach to są często osoby bez doświadczenia dydaktycznego, mające kompetencje i wiedzę, bo są specjalistami w swoich dziedzinach, ale nie mają np. dorobków naukowych. Są w stanie przygotować do zawodu, ale jest problem z tym elementem naukowym. Prowadzi to do brain drain z ośrodków akademickich, by ktoś zatrudnił się chociaż na cząstkę etatu, aby mieć chociaż tego jednego pracownika naukowego. Tutaj odpowiedzią ministerstwa było wprowadzenie akademii nauk stosowanych, uczelni zawodowych, które teraz mają możliwość otwierania kierunku lekarskiego. Jednak, jak już wspominałem, z kadrami jest już duży problem, to muszą być odpowiednie osoby, które się tego podejmą, a których będzie potrzeba coraz więcej.

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).