Wyszukaj w publikacjach

01.02.2023
·

Jeden lekarz - jeden etat (cz. IV)

100%

Minister Zdrowia podkreśla w wywiadach, że pracuje nad rozwiązaniem, które będzie premiować lekarzy zatrudnionych w jednym publicznym miejscu pracy. Swoją opinię przedstawia Piotr Pawliszak, prezes ORL w Warszawie.

Piotr Pawliszak
Piotr Pawliszak
Prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie, specjalista radiologii i diagnostyki obrazowej

Doświadczenie pokazuje, że wprowadzając fundamentalne zmiany systemowe, politycy często nie słuchają głosu samorządów, nawet jeśli jest on zabierany podczas organizowanych przez ustawodawcę konsultacji publicznych. Wpływ takich zmian na system ochrony zdrowia przy trwającym strukturalnym deficycie personelu lekarskiego może być katastrofalny. Należy wziąć pod uwagę, że większość z nas nie pracuje w kilku miejscach, dlatego że „gonimy za pieniędzmi”, ale dlatego że bez tego wiele placówek medycznych nie miałoby szansy funkcjonować, gdyby lekarz np. prosto z dyżuru nie pędził do poradni. Innymi słowy, jeśli ministerstwo chce np. zachęcić lekarzy do pracy wyłącznie w państwowych szpitalach, to tym sposobem ograniczy potencjał poradni, czyli POZ i ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, które i tak nie działają optymalnie, a są kluczowe dla profilaktyki i przeciwdziałania nadmiernym hospitalizacjom. Jeśli więcej lekarzy będzie wyłącznie na grafikach w szpitalach, mniej będzie ich w poradniach, czego efektem będzie opóźnienie opieki i więcej pacjentów w szpitalach, co znowu pociągnie za sobą konieczność zwiększenia liczebności personelu. I wracamy do punktu wyjścia.

Medycy mówią dziś o przepracowaniu. Pamiętajmy, że system ochrony zdrowia jeszcze funkcjonuje właściwie tylko dzięki temu, że masowo zgadzamy się na tak zwaną klauzulę opt-out, dzięki której pracując na etacie, rezygnujemy z kodeksowej ochrony czasu pracy. Jeden lekarz - jeden etat to dobre rozwiązanie, jeśli odniesiemy je do czasu pracy. Ale niekoniecznie w jednym miejscu!

Uważam, że ministerstwo powinno zadbać o zwiększenie efektywności pracy lekarzy poprzez wyeliminowanie biurokracji czy zatrudnianie w państwowych placówkach asystentów medycznych, a nie wprowadzenie systemu pańszczyźnianego, w którym lekarz "przywiązany" jest do jednego pracodawcy/miejsca, choćby i w oparciu o zachętę finansową.

Patrząc na obecne dysproporcje w zarobkach, nie jestem optymistą, jeśli chodzi o szanse na wprowadzenie tych przepisów w życie. Nie bez znaczenia byłyby również szczegółowe rozwiązania w tym zakresie (placówki NFZ vs placówki prywatne, tzw. konkurencyjne świadczenia, nauczyciele akademiccy itp.). Niemniej jednak uważam, że dla wielu osób będzie to rozwiązanie korzystne – dla osób przywiązanych do szpitali z uwagi np. na karierę naukową, zajmowanie się bardzo wąskim problemem zdrowotnym, dla którego rynek prywatny jest mocno ograniczony (np. programy lekowe) czy preferowanie pracy w zespole – dla tych osób jednak nie będzie to czynnik motywujący per se, a jedynie częściowa rekompensata potencjalnie utraconego przychodu.

Nasz system ochrony zdrowia mówiąc bardzo delikatnie daleki jest od doskonałości. Żeby wyeliminować wielozatrudnienie, trzeba najpierw podjąć kroki, które usuną jego konieczność. W szeregu dyskusji, również m.in. o odpowiedzialności lekarzy, zapominamy o tym, że neurobiologia jest nieubłagana i nieodzowne są w takim systemie również zdarzenia medyczne. Nie chodzi o wielozatrudnienie per se, ale łączne obciążenie zadaniami – czasem pracy, ilością pacjentów i biurokracji, a także w przypadku dyżurów deprywacja snu. Lekarze od dawna podkreślają, że ważne dla nich są warunki pracy. Wolałbym, żeby minister powiedział, że będzie zachęcał lekarzy do pracy w jednym miejscu tym, że będzie to miejsce profesjonalnie zarządzane, pozbawione zbędnej biurokracji, przestrzegające praw pracowniczych, wolne od mobbingu i aktywnie zapobiegające wypaleniu zawodowemu. Jestem przekonany, że dla wielu spośród nas są to czynniki, których nie zastąpią żadne pieniądze.

Pamiętam w okresie protestu rezydentów w 2017 r. skargi jednego z dyrektorów szpitali, który skarżył się, że ma problem ze znalezieniem lekarzy na SOR za 300 zł za godzinę. Szybko okazało się, że realnie nie oferowano takiej stawki, a praca w tej jednostce zorganizowana była w sposób, który nie dawał personelowi medycznemu poczucia bezpieczeństwa. Oczywiście wynagrodzenie też jest istotne. Postulatem od lat niezmiennym w tym zakresie są min. 3 średnie krajowe dla lekarza posiadającego tytuł specjalisty. Wobec obecnych etatowych wynagrodzeń, byłby to zauważalny skok.

W tej sprawie wypowiedzieli się dla Remedium również: dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dziekan Centrum Kształcenia Podyplomowego Uczelni Łazarskiego, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia, dr n. med. Krzysztof Kordel, specjalista w dziedzinie medycyny sądowej i patomorfolog z Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej Wielkopolskiej Izby Lekarskiej, Andrzej Sokołowski, prezes Zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych, dr Renata Florek-Szymańska, specjalista chirurgii ogólnej i chirurgii naczyniowej.

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).