Po godzinach – część druga wywiadu z Tomaszem Wacikowskim
Część pierwsza wywiadu z Tomaszem Wacikowskim do przeczytania tutaj.
- W 2016 roku Sound of Touch nagrało hymn Porozumienia Zawodów Medycznych. Planujecie stworzyć jeszcze jakiś materiał poświęcony problemom systemu ochrony zdrowia? A może muzyka musi pozostać odskocznią od dnia codziennego i to była jednorazowa sytuacja?
Chyba jednak nie planujemy wracać do wątków medycznych w naszej muzyce. W ogóle, to była świetna historia. Totalna improwizacja. Bartek, który działał w Orkiestrze WUM-u, dostał propozycję, byśmy nagrali utwór do gotowego tekstu napisanego przez, działającego wówczas w Porozumieniu Zawodów Medycznych, doktora Krzysztofa Hałabuza. Bartek napisał muzykę, wszystko działo się w ekstremalnie szybkim tempie, musieliśmy jeszcze ten utwór zaaranżować, a właściwie niemal bez przygotowania, od razu weszliśmy do studia nagraniowego. Pracowaliśmy tam z bardzo wymagającym producentem. A nasza ówczesna wokalistka Marta Kempa akurat złamała nogę i w dodatku przyszła na nagrania chora! Mimo przeziębienia udało jej się jednak zaśpiewać. Deadline był tak krótki, że pracowaliśmy nawet nocą, żeby zdążyć z przygotowaniem utworu. Pamiętam jeszcze, jak o czwartej nad ranem siedzieliśmy w studiu nagraniowym, to było niesamowite przeżycie.
- Zdarza Ci się pracować nad nową muzyką nocami?
Jestem zwierzęciem nocnym, dlatego poszedłem na radiologię! Kiedy grałem głównie na gitarze klasycznej, uwielbiałem późnym wieczorem gasić światło i ćwiczyć, co czasem denerwowało moją rodzinę. Magia nocy inspiruje mnie od zawsze. O północy gra się zupełnie inaczej, można w pełni otworzyć swoje emocje... Często też słucham muzyki nocą, wtedy na mojej plejliście pojawia się np. Kortez albo też “ciemna strona mocy” – czyli muzyka ciężka, a nawet ekstremalna – jak Behemoth. Metalowe kawałki świetnie brzmią bardzo późną porą, wytwarza się unikalny klimat. To właśnie w muzyce cenię najbardziej – tworzenie atmosfery, a wręcz zupełnie nowej rzeczywistości, do której można zaprosić słuchacza i pozwolić mu uwolnić się od szarej normalności...
- A jak bycie muzykiem i gitarzystą wpływa na Twoją pracę jako lekarza?
Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z korzyści nauki gry na instrumentach w dorosłym życiu. Myślę, że medycyna jest tego świetnym przykładem. W mojej pracy ogromnie przydają się zdolności manualne. W Instytucie Matki i Dziecka mam do czynienia z tymi najmniejszymi pacjentami. Manewrowanie głowicą ultrasonograficzną podczas badania przezciemiączkowego u wcześniaków wymaga nie lada precyzji. Dzięki doświadczeniu gry na instrumentach mam bardzo rozwiniętą pamięć mięśniową, co ułatwia zapamiętywanie położenia przycisków w aparacie i umożliwia działanie bez odrywania wzroku od monitora. Jeden z czołowych ultrasonografistów porównał pracę w USG do gry na fortepianie, gdyż żeby uzyskać idealny obraz, lekarz musi się porządnie naklikać. Granie muzyki wpływa również na współpracę półkul mózgu oraz umiejętność oddzielenia pracy obydwu rąk. Z pewnością przydaje się to również w chirurgii, choć ja nie poczułem do niej powołania.
- Czy pacjenci wiedzą o Twojej muzycznej działalności?
Podczas pracy w POZ zdarzyło mi się, że jedna pacjentka znalazła moją muzykę w internecie i powiedziała na wizycie, że jej się podobało – to był bardzo miły moment. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
- Grasz na sześciu gitarach. Masz jakąś jedną ulubioną?
Gdyby tak było, to miałbym pewnie jedną. Są okresy, w których jedna dominuje, ale staram się nie faworyzować. Ostatnio często grywam na basie, co przekłada się na duży udział basowych riffów w moich kompozycjach. Z gitar elektrycznych ostatnio króluje czarny Stratocaster. Fani Davida Gilmoura wiedzą, że jest to gitara wyjątkowa. Mimo, że moja jest jedynie tanią kopią (nieco podrasowaną przeze mnie), gram na niej z zupełnie innym feelingiem niż na pozostałych. Z pewnością jest to instrument z duszą. Skomponowałem na niej mnóstwo melodyjnych zagrywek, choć mam ją ledwie kilka lat.
- A czy Twoi koledzy w pracy wiedzą o Twojej muzycznej działalności?
Nie obnoszę się z tym specjalnie. Choć oczywiście koledzy radiolodzy wiedzą, że mam zespół, gram, tego się nie da ukryć na co dzień. W środowisku lekarskim świat artystyczny bywa postrzegany dość ambiwalentnie, ale natrafiam na pozytywny odbiór. Na stażu z chirurgii doktor zauważył, że mam pod fartuchem koszulkę Riverside i skomentował: “O! Ja też ich słucham…”
Nie ukrywam, że podpatrywałem lekarzy muzyków, którzy realizują się zarówno na płaszczyźnie medycznej, jak i muzycznej. Tak się złożyło, że na studiach mieliśmy zajęcia z doktorem Jędrasem (lekarzem nefrologiem i jednocześnie muzykiem o pseudonimie “Zacier”). Przeczytałem autobiografię Kuby Sienkiewicza i udało mi się też zaprosić go na spotkanie „Lekarze na piękno wrażliwi” w ramach projektu EMSA Kulturalnia. Choć sam mówi dobitnie, że nie da się łączyć tych różnych światów, mimo wszystko postanowiłem spróbować tej ryzykownej drogi...
- Czy muzyka towarzyszy Ci w pracy lekarskiej? Czy w szpitalu można znaleźć przestrzeń dla muzyki?
Ja jestem uzależniony od muzyki. Gdy tylko mam taką możliwość, włączam sobie ścieżkę dźwiękową do pracy, bardzo cichutko, przez słabej jakości komputerowe głośniki z komputera. Na mnie muzyka działa jak kawa, pobudza do działania. Wtedy się o niebo lepiej pracuje. Mam też koleżankę, która chętnie włącza radio. Chociaż zauważyłem, że większość radiologów ceni sobie jednak pracę w ciszy.
Muzyka świetnie się sprawdza jako towarzysz opisywania badań rentgenowskich, ale oczywiście nie jest wskazana gdy wykonujemy badania USG – mały pacjent sam z siebie już wydaje sporo dźwięków, do tego dochodzi jeszcze konieczność współpracy z rodzicami, tutaj potrzebne jest maksimum spokoju. Zdarza mi się jednak, że oprawa dźwiękowa towarzyszy podczas wizyty – kiedy mama dziecka włącza jego ulubione utwory z bajek na telefonie, żeby pozwoliło się zbadać.
- Wracając do tematów lekarskich. Skąd medycyna wzięła się w Twoim życiu? Dlaczego zdecydowałeś się zostać lekarzem?
Moja mama uczy biologii i zdarzało jej się wcześniej delikatnie sugerować, że może byłoby fajnie, gdybym został lekarzem albo architektem... Decyzję jednak podjąłem w trzeciej klasie gimnazjum i był to bardzo suwerenny wybór zbuntowanego nastolatka. Od zawsze w kręgu moich zainteresowań znajdowała się biologia i chemii. Na początku roku zmieniła się w naszej klasie nauczycielka biologii (mgr Irena Nicińska). Na pierwszych zajęciach spytała, kto chciałby przygotowywać się do Olimpiady Biologicznej. I wtedy doznałem olśnienia. Są takie momenty w życiu, przebłyski, kiedy w człowieku nagle się coś zmienia. Zgłosiłem się do tej olimpiady i wówczas zakiełkowała mi w głowie myśl, że zostanę lekarzem. I tak musiało się stać – nie brałem pod uwagę opcji, że się nie uda.
- A co spowodowało, że wybrałeś specjalizację z radiologii?
To już był dłuższy proces. Przez większość studiów uważałem, że zostanę kardiologiem dziecięcym. Z czasem poznałem możliwości radiologii – nieco niszowej, a może wręcz elitarnej dziedziny. Szukałem działki, która da mi przestrzeń do “życia pozamedycznego” – przede wszystkim właśnie do działań muzycznych. Im dalej w las, tym bardziej radiologia okazywała się dziedziną dla mnie – jestem raczej introwertykiem, od zawsze interesuje mnie nowoczesna technologia. W kole kardiologii miałem styczność z aparatami USG i od pierwszego przyłożenia głowicy, poczułem pasję do tej metody diagnostycznej. Z EMSA zorganizowałem konferencję „Wyjątkowe przypadki w pediatrii”, gdzie reprezentowałem SKN USG WUM i zrobiliśmy z kolegą pokaz metody USG FAST na żywo. Dzięki specjalnej przejściówce udało nam się przesyłać obraz z aparatu rzutnikiem na sali w Centrum Dydaktycznym. Dodam, że aparatem był tablet, bo był to prototyp głowicy współpracującej właśnie z tabletem. W 2015 roku było to coś absolutnie wizjonerskiego...
Najbardziej niesamowitym jednak momentem był dla mnie wybór miejsca specjalizacyjnego. Gdy dostałem możliwość pracy w Instytucie Matki i Dziecka, byłem w niesamowitym szoku. Jako, że nie ma radiologii dziecięcej jako osobnej specjalizacji, szansa, że dostanę się do szpitala pediatrycznego była tak mała, że nawet jej nie rozważałem jako realny scenariusz. Oazało się, że było mi to pisane – dotyk przeznaczenia poczułem po raz drugi…
Jednak nawet w medycynie przejawia się moja podwójna osobowość, gdyż cały czas ciągnie mnie do medycyny pierwszego kontaktu – doświadczenie pracy w POZ wykorzystuję obecnie w wieczorowych teleporadach pt. ZnanyLekarz Opieka. Pozytywne opinie od pacjentów dają mi taką pozytywną energię, że chyba nigdy nie zrezygnuję medycyny ogólnej.
- Pasja kontra medycyna. Jak pogodzić pracę lekarza z działalnością w zespole i tworzeniem własnych projektów muzycznych? Czy można na to wszystko znaleźć czas, skoro doba ma tylko 24 godziny?
Niekiedy tę dobę próbuję przedłużyć, co kończy się zazwyczaj tak, że w pracy potrzebuję bardzo mocnej kawy… Zdarza mi się więc korzystać z dobrodziejstwa drzemki po pracy, co może nie do końca wpisuje się w higienę snu, ale jakoś trzeba sobie radzić. Mam swój rytm – idę do pracy na ósmą, wracam do domu, krótka drzemka i później mogę działać muzycznie, nawet kilka godzin. Mam dobry przykład – moja dziewczyna Marta studiuje prawo, psychologię, działa w teatrze, ostatnio nawet założyła fundację... i ona ma takie powiedzenie “Im więcej się robi… tym więcej się robi”. Po prostu. W moim przypadku jakoś to działa. Zresztą lubię, gdy ciągle coś się dzieje, nie znoszę nudy, marazmu. Oczywiście, zdarzają się chwile, kiedy jestem na tyle zmęczony, że padam i włączam Netflix, ale generalnie staram się podejmować różne aktywności pozamedyczne. Pandemia w moim przypadku temu sprzyjała. Cały rok dojeżdżałem rowerem do pracy, niezależnie czy padał śnieg, czy deszcz. W 2020 udało mi się też zrealizować postanowienie noworoczne, które było proste: „1 klip na miesiąc”. Motywacja była tak duża, że udało się to osiągnąć w pół roku. Współpracowałem wtedy z takimi wschodzącymi gwiazdami jak Monika Damaszko, Malwina Borkowicz, Marlena „Marli” Nieckuła, czy Małgorzata Skrzyniarz. Z ciekawością przyglądam się ich dalszym osiągnięciom, dlatego zachęcam do sprawdzenia również ich twórczości. Z moją Martą również działamy muzycznie – wydaliśmy już piosenkę Tu i teraz, śpiewaną przez cały Teatr Inaczej, a także pracujemy nad nowym utworem wyłącznie we dwójkę. Współpraca nad muzyką ze znajomymi lub z ukochaną osobą, to jest czysta przyjemność, zatem dużo łatwiej poświęca się czas na takie projekty. Staram się, aby muzyka była dla mnie przyjemnością, a nie pracą zarobkową, choć zdarzało mi się przyjmować również zlecenia komercyjne – bywają one również ciekawym wyzwaniem.
- A czy kiedykolwiek zdarzyła Ci się sytuacja, kiedy pomyślałeś, że będziesz musiał dokonać wyboru – medycyna albo muzyka?
Czasem takie myśli się pojawiały, ale póki co udaje mi się pogodzić te dwie sfery. Jedyną sytuacją, gdy musiałem dokonać trudnego wyboru, była wspomniana już przeze mnie rezygnacja ze szkoły muzycznej. Obawiałem się wtedy, że gitara zejdzie na dalszy plan, a jednak finalnie muzyka powróciła do mojego życia, nawet w fajniejszym wydaniu, zaczęła się przygoda z zespołem… Na studiach bywało ciężko, zwłaszcza podczas sesji, wtedy granie szło w odstawkę, ale później wracało ze zdwojoną siłą. Takie przerwy od muzyki bywają bardzo twórcze, dodają natchnienia, a poza tym głód grania jest wtedy tak silny, że właściwie od razu po powrocie z egzaminu brałem do ręki gitarę. Jeśli czytają to studenci kierunków medycznych – bardzo Wam polecam mieć w swoim życiu dodatkową pasję, jakąkolwiek, odskocznię od medycyny. Zarówno na studiach, jak i po nich. Znam też lekarkę, która pięknie maluje. Pasja pozwala oczyścić się z myśli, stresu, jaki towarzyszy lekarzowi w trakcie pracy, pomaga zresetować umysł. Gdybym rzucił muzykę, to wiem, że czegoś by mi w życiu brakowało. Nie potrafiłbym być szczęśliwym człowiekiem. Więc jak słyszę od kogoś, że przez pracę nie ma czasu na hobby, to mi się zaraz w głowie zapala czerwona lampka: “Nie rób tego! Będziesz żałował.”. Praca jest ważna, ale nie można dla niej poświęcać wszystkiego. Trzeba zachować równowagę. Zwłaszcza w tak trudnym zawodzie jak nasz. Chcę wierzyć, że świadomość tego się zwiększa. Z tego samego powodu niedługo jadę na Mistrzostwa Polski Lekarzy w halowej piłce nożnej do Mielca, reprezentować OIL Warszawa. Chcę być chodzącym przykładem, że da się.
- Zatem, muzyka to dobre remedium na stres w pracy lekarza?
Tak, zdecydowanie. Dla mnie to są dwa zazębiające się światy. Ja żyję i medycyną, i muzyką, to są moje dwie pasje. W jakimś sensie są zresztą komplementarne. I to widać, bo wielu lekarzy wiąże swoje życie z działalnością muzyczną. Kuba Sienkiewicz, doktor Jędras, zresztą, profesor Szczeklik, który był wielkim humanistą, również miał wykształcenie muzyczne. O tym, że to przenikające się światy świadczy też liczba orkiestr składających się z samych medyków.
- Może to nie jest dobre pytanie w trakcie pandemii, ale jakie masz plany na przyszłość związane z Twoją muzyczną działalnością?
Wspólnie z Sound of Touch cały czas dopracowujemy nasze piosenki, chcemy wreszcie wydać debiutancki album, mamy wręcz za dużo materiału i trochę za długo już dłubiemy w tych nagraniach. Perfekcjonizm to wstrętna choroba…
Ponadto, jak już wspomniałem wcześniej, działam nad projektem progresywnym z perkusistą z Włoch. Jest to muzyka instrumentalna, w której nagrywam rekordowe ilości ścieżek gitarowych. Łączymy w niej skrajności – z jednej strony subtelne melodie gitarowe, z drugiej potężny groove basowo-perkusyjny. Myślę, że jest to świetne odzwierciedlenie mojej osobowości. Mój przyjaciel po zapoznaniu się z próbką tej muzyki, stwierdził trafnie: „Ty to się nigdy nie wyleczysz z Riverside’u”.
Dołącz do dyskusji
Polecane artykuły