Wyszukaj w publikacjach

Przez wiele lat mieliśmy do czynienia z konfliktem przepisów kodeksu pracy a obowiązkami wynikającymi z programu specjalizacji. Rezydentka, będąca przecież pracowniczką szpitala, w teorii mogła korzystać z uprawnień związanych z ciążą i macierzyństwem i nie musiała pracować w godzinach nocnych (co jasno wynika z art. 178 Kodeksu Pracy), ale korzystając z tego uprawnienia, była zmuszona przedłużyć rezydenturę o czas umożliwiający odbycie brakujących dyżurów medycznych wpisanych jako obligatoryjne w programie specjalizacji. Sytuacja zmieniła się w 2020 roku. Nowelizacja ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty dała medykom decydującym się na rodzicielstwo ogromny przywilej - przywilej, który jest jednocześnie przyczyną konfliktów i nieprzychylnych komentarzy ze strony współpracowników. O co chodzi?
Matka-lekarka (nie)dyżurująca - podstawy prawne
Kodeks Pracy art. 178 § 1 i § 2 mówi:
§ 1: „Pracownicy w ciąży nie wolno zatrudniać w godzinach nadliczbowych ani w porze nocnej. Pracownicy w ciąży nie wolno bez jej zgody delegować poza stałe miejsce pracy ani zatrudniać w systemie czasu pracy, o którym mowa w art. 139.”
§ 2: „Pracownika opiekującego się dzieckiem do ukończenia przez nie 4 roku życia nie wolno bez jego zgody zatrudniać w godzinach nadliczbowych, w porze nocnej, w systemie czasu pracy, o którym mowa w art. 139, jak również delegować poza stałe miejsce pracy.”
Kwestię łączenia tych uprawnień pracowniczych z realizowaniem programu specjalizacji precyzuje art. 16i. Ustawa z dnia 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty ustępy 1d i 1e:
1d. Lekarz odbywający szkolenie specjalizacyjne, który korzysta z uprawnień pracowników związanych z rodzicielstwem lub ze stanem zdrowia wynikającym z ustalonej orzeczeniem lekarskim czasowej niemożliwości wykonywania niektórych czynności zawodowych w określonych warunkach z przyczyn zdrowotnych, nie może być obowiązany do pracy w ramach pełnienia dyżuru medycznego w porze nocnej lub w wymiarze łącznie przekraczającym 50% wymiaru czasu pracy w ramach pełnienia dyżuru medycznego przewidzianego programem danej specjalizacji przez okres korzystania z wyżej wymienionych uprawnień, nie dłużej jednak niż przez łącznie 24 miesiące w czasie odbywania szkolenia specjalizacyjnego zgodnie z programem.
1e. Niewykonywanie czynności zawodowych, o których mowa w ust. 1d, przez okres dłuższy niż 24 miesiące w czasie trwania szkolenia specjalizacyjnego zgodnie z jego programem przedłuża okres szkolenia specjalizacyjnego o czas niewykonywania tych czynności w okresie przekraczającym 24 miesiące. Czynności zawodowe w przedłużonym okresie trwania szkolenia specjalizacyjnego mogą być wykonane w ramach pełnienia dyżuru medycznego lub normalnego czasu pracy.
Dodatkowo Ministerstwo Zdrowia, w związku z licznymi pytaniami, w celu doprecyzowania zmiany w ustawie zamieściło w 2021 roku “Komunikat w sprawie interpretacji przepisów dotyczących uprawnień pracowników - lekarzy odbywających szkolenie specjalizacyjne związanych z rodzicielstwem lub stanem zdrowia”, którego treść można znaleźć tutaj.
Co z tego wszystkiego wynika?
Decydując się na daną specjalizację, decydujemy się na określoną, obowiązkową liczbę dyżurów, które musimy odbyć w celu zrealizowania programu i zdobycia specjalizacji.
Osoba w trakcie szkolenia specjalizacyjnego, która jest w ciąży lub ma dziecko do lat 4, ma prawo odmówić dyżurowania. I ta odmowa może trwać przez 2 lata, nie powodując wydłużenia rezydentury. Zniknął obowiązek odrabiania tych dyżurów, a raczej zostało doprecyzowane prawo, które pozwala matkom-lekarkom korzystać z uprawnień kodeksu pracy przez 2 lata trwania specjalizacji. Po przekroczeniu 2 lat, mając dziecko do lat 4, nadal można odmówić dyżurowania (zezwala na to Kodeks Pracy art. 178 § 2), ale to spowoduje już przedłużenie czasu rezydentury o czas niewykonanych obowiązkowych dyżurów, tych z okresu po przekroczeniu 2 lat (bo tak mówi ustawa o zawodzie lekarza i lekarza dentysty art. 16i ust. 1e).
2 lata bez dyżurowania w nocy i nie trzeba tych dyżurów później odrabiać w celu ukończenia rezydentury, ale…
Matka-lekarka za macierzyństwo i tak często płaci wysoką cenę
Macierzyństwo to nie tylko nowe obowiązki, spore koszty finansowe i duża rewolucja w życiu każdego człowieka. Lekarki decydujące się na dzieci muszą także mierzyć się z wieloma przeszkodami, które utrudniają dalszą karierę zarówno kliniczną, jak i naukową. W praktyce zawsze kończy się to wydłużeniem czasu specjalizacji, w czasie której całość dodatkowo utrudniają liczne kursy specjalizacyjne oraz obowiązkowe staże często wymagające od lekarza wyjazdu do innego miasta i opłacenia samemu kosztów utrzymania się poza swoim domem. Kursy odbywające się zdalnie dają możliwość pozostania przy rodzinie, ale co z sytuacją, gdy program specjalizacji narzuca obowiązek dłuższego pobytu w innym mieście lub pracy w powiecie jak np. obowiązek odbycia co najmniej sześciomiesięcznego okresu szkolenia w szpitalu pierwszego lub drugiego stopnia zabezpieczenia w zakresie takich staży jak chirurgia ogólna, choroby wewnętrzne i pediatria.
Każda osoba, która łączy rezydenturę z ciążą i wychowywaniem dzieci, żyje z konsekwencjami swoich decyzji. Czy nieprzychylne komentarze albo wypominanie braku dyżurowania w jakikolwiek sposób poprawiają sytuację i rozwiązują problem braku obsady dyżurów na oddziale? Czy denerwowanie się na osobę, która zgodnie z prawem korzysta z przywilejów przysługujących osobom decydującym się na macierzyństwo cokolwiek zmieni poza psuciem atmosfery w miejscu pracy? Wielu osobom i bez niemiłych komentarzy ze strony współpracowników nie jest łatwo w trakcie rezydentury.
Zbyt często od matek-lekarek wymaga się, aby pracowały jak gdyby nie miały dzieci, ale jednocześnie, żeby wychowywały dzieci jak gdyby nie pracowały. A tak po prostu się nie da.
Sama tego chciała
Często słyszanym argumentem w dyskusji dotyczącej odmowy dyżurowania w związku z macierzyństwem jest możliwość zatrudnienia opiekunki do dziecka. Wysokość zasadniczego wynagrodzenia miesięcznego w pierwszych 2 latach zatrudnienia w trybie rezydentury w przypadku dziedzin niepriorytetowych wynosi 6739,00 zł, po 2 latach zatrudnienia w tym trybie - 6942,00 zł. Oznacza to mniej więcej kwotę ok. 5000 zł na rękę przy tygodniowym czasie pracy 37 godzin i 55 minut. Daje to łącznie ok. 152 godzin w miesiącu, czyli ok. 33 zł za godzinę pracy rezydenta na etacie w szpitalu. Rozmawiamy o osobie, która nie dyżuruje.
Sprawdzając oferty niań w większych miastach, znajdziemy stawki wahające się od 20-30zł za godzinę pracy. W przypadku nagłej choroby dziecka i konieczności znalezienia niani “na już”, jednorazowo, stawki te mogą być wyższe.
Jak zarabiając ok. 33 zł za godzinę, myśleć o zatrudnieniu niani, której trzeba zapłacić tyle samo, albo nawet więcej? A co z resztą wydatków na życie?
Oczywiście można jednak wziąć dodatkowe dyżury i zarobić więcej. Można też iść do dodatkowej pracy. Można także mieć bogatego partnera lub partnerkę, którzy zarobią na płatną opiekę nad dzieckiem, żeby matka-lekarka mogła w tym czasie ukończyć specjalizację i nie wydłużać jej o kolejne dni nieobecności w pracy spowodowane np. chorobą dziecka. Można też zostać w domu, w ogóle nie skończyć specjalizacji i samemu zajmować się dzieckiem. Tylko czy naprawdę chcemy cofać się do czasów, w których kobiety zamyka się w domu i odbiera możliwość realizowania się zawodowo? A może to system powinien zaoferować matkom pomoc np. zapewnianie opieki nad dzieckiem przez pracodawcę, żeby one mogły wrócić do pracy i zapełnić luki w grafiku?
Kobieta kobiecie?
Wśród matek-lekarek zapytanych o ich doświadczenia i wspomnienia z łączenia ciąży i wczesnego etapu macierzyństwa z pracą można usłyszeć wiele historii. Historii bardzo różnych. Od tych z trudnościami, ale pełnych wsparcia i ze szczęśliwym przebiegiem, bo bardzo smutne, a wręcz wypełnione mobbingiem. Ciągle szokuje, że w wielu relacjach pojawia się wspólny element - inne kobiety, które zawstydzały i celowo wywoływały poczucie winy.
“Jaki z Ciebie będzie lekarz, jeśli nie dyżurujesz?”
“Chcesz, żebym ja za Ciebie pracowała?”
“Dla bab zaczynających rezydenturę to powinna być wkładka domaciczna gratis”.
“Jedna [rezydentka] w ciąży, więc tylko Ty mi teraz nie wpadnij” (słowa szefostwa do rezydentki).
To wszystko cytaty - te z nich, które nadają się do publikacji.
Słowa wypowiedziane przez innych lekarzy, którymi w relacjach matek-lekarek bardzo często były inne kobiety.
Co powodują takie komentarze?
Co mają na celu poza tym, żeby upokorzyć osobę, do której są kierowane?
Upokorzenie, czy wywołanie u kogoś poczucia winy nie naprawi systemu, w którym po prostu brakuje pracowników.
W czym problem?
Pytanie kobiety o jej plany reprodukcyjne w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej jest niezgodne z prawem, ale wyjątek stanowi sytuacja, gdy rekrutacja jest prowadzona na stanowisko pracy, na którym kobieta w ciąży nie może pracować. Wykaz prac uciążliwych, niebezpiecznych lub szkodliwych dla zdrowia kobiet w ciąży i kobiet karmiących dziecko piersią zawiera rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 3 kwietnia 2017 r.
Nie brakuje historii, w których rezydentki rozpoczynające pracę w szpitalu były pytane o to czy i kiedy (!) zamierzają mieć dzieci co w przypadku większości specjalizacji jest niezgodne z prawem, gdyż warunki pracy nie są stanowią żadnego z punktów wymienionych w ww. rozporządzeniu. Z jednej strony, kierownik oddziału zadając takie pytanie, chce zapewnić ciągłość pracy i uniknąć sytuacji, w której jest np. 5 miejsc rezydenckich i 5 zajętych, ale wszystkie lekarki są albo w ciąży albo na wychowawczym, czyli ma 5 pracowników na papierze, a realnie na oddziale 0. To zrozumiałe, że takie sytuacje są problematyczne dla szefostwa, ale to nie usprawiedliwia dyskryminacji z powodu planów związanych z zakładaniem rodziny. Z przepisów kodeksu pracy, ani z prawa pracy nie wynika kiedy, ani czy w ogóle, pracownica, w tym lekarka, powinna informować pracodawcę o ciąży.
Faktycznym problemem mogą być zajmowanie miejsc rezydenckich przeciągające się przez wiele lat i zmuszanie innych do brania dodatkowych dyżurów. W rozmowach z osobami bezdzietnymi pojawił się również wątek zmuszania ich do wzięcia dyżuru w okresach świątecznych i za argument podawanie że osobie bezdzietnej powinno być łatwiej spędzić święta w pracy, bo nie musi zostawiać dzieci i rodziny w tak ważnych dniach. Podobny problem pojawia się w okresie wakacyjnym, kiedy zdarza się, że pierwszeństwo w wyborze terminu urlopu mają osoby wychowujące dzieci co jest argumentowane tym, że jest to również przerwa od szkoły, a osobom bezdzietnym łatwiej zorganizować urlop poza sezonem. To niedorzeczne i tak samo jak musimy oduczyć się pytania kogoś o plany związane z macierzyństwem tak samo musimy przestać zakładać, że osoby bezdzietne mają w życiu łatwiej i muszą zawsze ustępować przyjmując dzieci jako argument. Osoby bezdzietne mają takie samo prawo do spędzania świąt w wybrany przez siebie sposób i planowania urlopu w wybranym przez siebie terminie i fakt nieposiadania dzieci, bez względu na powód, nigdy nie powinien być argumentem do przekonywania kogoś do objęcia dyżuru. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca.
Brak obsady na dyżury i niesprawiedliwy podział, w którym ktoś jest dyskryminowany i zmuszony do dyżurowania - to problemy, które należy rozwiązać. Obwinianie kogokolwiek lub oskarżanie, że ktoś używa dzieci lub braku dzieci jako wymówki do niedyżurowania nie są rozwiązaniami. Pracownice nadal będą zachodziły w ciąże i rodziły dzieci, a macierzyństwo daje uprawnienia, z których pracownik ma prawo skorzystać. To nie są problemy, z którymi należy walczyć.
Czy mamy prawo winić matki-lekarki za dziury w systemie?
Zarówno praca w zawodzie lekarza, wybór specjalizacji jak i macierzyństwo to najczęściej (choć oczywiście nie zawsze) świadome wybory. Tak samo jak świadomym wyborem powinno być branie na siebie dodatkowych dyżurów. Osoby bezdzietne nigdy do końca nie zrozumieją osób wychowujących dzieci, a osoby wychowujące dzieci nigdy do końca nie zrozumieją osób bezdzietnych. To zupełnie różne perspektywy. Brak dzieci to nie zawsze wybór i nigdy nie wiemy, z czym mierzy się druga osoba. Sytuacje, w których ktoś jest zmuszony do dyżurowania i jest wpisywany w grafik wbrew swojej woli, nie powinny mieć miejsca bez względu na sytuację życiową. Czyjeś macierzyństwo nie może być powodem do zmuszania kogoś innego do dodatkowej pracy i warto zacząć mówić o tym głośno i sprzeciwiać się takiej patologii w miejscu pracy. Branie dodatkowych dyżurów jest wyborem do którego każdy ma prawo, a jeśli szefostwo zmusza lekarza do dyżurowania to może zamiast szukać winy u koleżanek, które zgodnie z prawem korzystają z uprawnień związanych z macierzyństwem, lepiej zastanowić się, czy warto pracować w miejscu, w którym w taki sposób traktuje się pracowników?
Nie zawsze mamy wybór wśród jakich ludzi w pracy trafimy i jak będziemy traktowani. Ale zawsze mamy wybór, na to jak my traktujemy swoich współpracowników bez względu na ich sytuację życiową.
Temat macierzyństwa i dyskryminacji był poruszany również w 2. części raportu dotyczącego dyskryminacji kobiet w polskiej ochronie zdrowia opublikowanego na łamach Remedium. Są tam wyniki ankiety przeprowadzonej we współpracy z Polkami w Medycynie. Zachęcamy do lektury!
Jesteś matką-lekarką, która spotkała przykra sytuacja w pracy związana z ciążą lub macierzyństwem lub chcesz podzielić się swoimi przemyśleniami w związku z tym tematem? Napisz do nas na: kontakt@remedium.md .
Zapewniamy całkowitą anonimowość.