“Polski SOR” - recenzja
Codzienność ratownika medycznego, wyzwania, jakie niesie praca na SORze, praca z człowiekiem w potrzebie - o tym spodziewałem się przeczytać w książce Jana Świtały. Jednak czy autorowi udało się spełnić oczekiwania czytelnika?
O czym jest “Polski SOR”?
Pierwszy rozdział to zdecydowanie najsłabsza część książki. Całość rozpoczyna opowiadanie o autorze - gdzie był, co robił i od czego zaczęła się jego przygoda z ratownictwem. Wstęp jest istotny, jednak jako czytelnik miałem wrażenie, że zapoznaję się z czyimś CV lub listem motywacyjnym, a nie reportażem. Zdawało mi się, że autor nie dotrzyma obietnicy z opisu książki, według której czytelnik zostanie uraczony historiami z SORu przedstawiającymi codzienność ratownika medycznego. Zamiast tego Świtała serwuje odbiorcom opis swojego życiorysu, Instagrama, a także wspomina o kursach, które prowadzi. Jestem przekonany, że w codzienność nie wpisuje się również udział w akcjach humanitarnych (Ukraina, granica z Białorusią), którym autor poświęca sporo uwagi. Tym bardziej zaskakuje tytuł “Polski SOR”, skoro w rzeczywistości realia pracy w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym nie stanowią głównej tematyki książki. Trudno też nie odnieść wrażenia, że podtytuł Uwaga. Będzie Bolało jest inspirowany Będzie Bolało Adama Kaya. Jednakże książka Świtały, w odróżnieniu od dzieła Kaya, pozbawiona jest humoru.
Inny słaby moment “Polskiego SORu” następuje, gdy autor zapowiada, że w nadchodzących akapitach zaprezentuje najgorsze przykłady ze swojej pracy, niejako w ramach ostrzeżenia przyszłych adeptów ratownictwa. Zaznacza, że wrażliwi powinni opuścić te fragmenty. Po zbudowaniu napięcia autor przedstawia dwie obrzydliwe historie, opisując je zaskakująco zwięźle. Tyle. Nic więcej. Jako czytelnik byłem rozczarowany.
Świtała ma także tendencję do powtarzania się. W jednej części książki przytacza historię, która pojawiła się już wcześniej, wprowadzając ją do tekstu tak, jakby mówił o tym po raz pierwszy. Ponadto nieraz wspomina o rezygnacji z pracy i braku planów na dalszą karierę. Czytając o tym, ponownie zacząłem się zastanawiać, dlaczego dla mnie, jako czytelnika reportażu o pracy na SORze, miałoby to być istotne. Na szczęście z kolejnymi rozdziałami robi się ciekawiej.
Opowieść przy ognisku
Dzięki stylowi, w jakim napisany jest “Polski SOR”, miałem wrażenie, jakby ktoś stał koło mnie i opowiadał historię - język jest luźny i zrozumiały. Nie dziwią więc liczne kolokwializmy oraz przekleństwa. Wrażenie ustnej relacji jest potęgowane przez szybkie przeskakiwanie autora pomiędzy kolejnymi myślami. Czasem generuje to chaos i pytanie gdzie jest puenta opowieści? W dalszych rozdziałach narracja w większym stopniu opiera się na temacie przewodnim, przez co książka staje się z czasem przyjemniejsza do czytania. Niemniej miałem niekiedy poczucie, że niektóre jej fragmenty były pisane na kolanie, bez głębszego przemyślenia treści.
W książce najbardziej rzuca się w oczy zabieg autora, polegający na wstawieniu w opisywane historie zdjęć, które zupełnie do niczego nie pasują, a przy tym nie mają żadnych podpisów. Tu jakieś selfie w windzie, tam z helikopterem - związku z treścią brak. W niektórych przypadkach można domyśleć się, co autor miał na myśli, umieszczając np. zdjęcie talerza kanapek z szynką albo czajnika, jednak powinny się one znaleźć w zupełnie innym miejscu książki, by całość miała sens.
Realia pracy ratownika
Świtała porusza istotne problemy w pracy medyka, m.in. komunikację. Zwraca uwagę, że personelowi medycznemu zdarza się używać niezrozumiałego dla pacjenta języka. “Zamiast pytać osiedlowego Sebixa o to, czy jego ból jest rozpierający czy kłujący, można zapytać napierdala czy nie napierdala?” (cytat z książki). Równie istotne w kontekście komunikacji jest zdanie sobie sprawy, że wiedza, którą posiadamy jako medycy, często nie jest dostępna dla przeciętnego pacjenta, dlatego warto wykazać się cierpliwością i wyjaśnić wszelkie wątpliwości. Nie zawsze spotkamy się ze zrozumieniem chorego, ale cóż… taka praca.
Dola ratownika jest trudna i nie wszyscy są w stanie sobie z tym poradzić. Świtała wspomina o swojej depresji, a także sposobach radzenia sobie z trudnymi emocjami wykorzystywanych przez personel medyczny. Medycy zmagający się na co dzień ze stresującymi sytuacjami rzadko mają możliwość uzyskania pomocy. Nie inaczej jest w przypadku pacjentów, którzy po próbie samobójczej, zaopatrzeni medycznie, wracają do tego samego życia, z którego wyciągnęła ich karetka. Jasne, problemy tego typu można próbować rozwiązać farmakologicznie, jednak ważne jest wsparcie psychologiczne. Spotyka się ono często z negatywnym odbiorem - według niektórych jest oznaką słabości, czymś, co należy ukrywać. W rzeczywistości każdy ma prawo do szukania pomocy, gdy sobie nie radzi - to nie jest powód do wstydu. Szczególnie, że lepiej zacząć działać wcześniej, zanim człowiek stoczy się zupełnie w otchłań.
Chlebem powszednim w ratownictwie są wezwania do błahostek. Świtała pisze, że lepiej jest dmuchać na zimne i przyjąć zgłoszenie, ponieważ nigdy nie jest się pewnym, czy za banalną sprawą nie kryje się coś więcej. Do wyjazdu dobrze jednak mieć sprawny sprzęt. Autor opowiada o brakach w wyposażeniu i nastawieniu wielu decydentów na zysk. W ostateczności za używanie starego, niedziałającego sprzętu odpowiada ratownik, który zgodził się z czymś takim pojechać. Z kolei na miejsce ratownika, który odmówił pracy z takim sprzętem, znajdzie się inny, który nie będzie robił problemów.
Świtała opowiada także o "stałych wzywaczach" - ludziach znanych personelowi, którzy niejednokrotnie dzwonią na pogotowie. Często starszych kobietach z wieloma chorobami, zawsze dającymi powód do wezwania karetki. Choć takie wyjazdy są frustrujące, to zawsze może się okazać, że akurat tym razem sytuacja będzie poważna, wymagająca pilnej interwencji - nigdy nie jest się pewnym. Zazwyczaj okazuje się jednak, że “stali wzywacze” przede wszystkim potrzebują kogoś, do kogo mogą się odezwać. Autor zwraca uwagę, że problem leży w systemie, który nie dba o starszych, samotnych ludzi.
Kolejną nagminnie spotykaną kategorią pacjentów są ci pod wpływem alkoholu. Przytomni mają skłonność do udawania, że wypili niewiele, a nieprzytomni wymagają szerszej diagnostyki, ponieważ alkohol może maskować różne choroby. To z kolei wiąże się ze zużyciem cennych zasobów - czasu i pieniędzy, a najczęściej okazuje się, że za stan pacjenta odpowiadają jedynie spożyte w nadmiarze napoje procentowe. Kolejny element pracy, z którym trzeba się po prostu pogodzić.
Życie ratownika
Świtała pisze: pomagając innym, czułem się ważny, jednak, jak sam przyznaje, nie kierował nim altruizm. “Polski SOR” to szczera historia kariery autora, a zarazem przedstawienie tego, co jest dla niego ważne i z czego jest dumny. Dla kogoś oczekującego reportażu skupionego jedynie na SORze i pracy w karetce książka Świtały nie będzie satysfakcjonująca. Jest to raczej biografia, która z pewnością przypadnie do gustu fanom autora.
Dołącz do dyskusji
Polecane artykuły