Wyszukaj w publikacjach

Spis treści
07.08.2021
·

Wrażenia ze szkoły doktorskiej - felieton

100%

Szkoły doktorskie to dość nowy twór na polskim rynku edukacyjnym. Ten nowy format kształcenia został wdrożony 1 października 2019 roku i jest jednym z flagowych projektów reformy przeprowadzonej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W myśl tej reformy, nowe pokolenie absolwentów ma być gwarantem wyższego poziomu powstających doktoratów. Czy po dwóch latach możemy ze spokojnym sumieniem powiedzieć, że sukces został osiągnięty?

Zainteresowana/y tematem doktoratu? Zobacz naszą serię tekstów "Piszemy doktorat"!

Pokusy szkół doktorskich

Niewątpliwie dorodną marchewką dla uczestników ulepszonego systemu kształcenia doktorskiego jest powszechny program stypendialny. Każdy doktorant przez okres maksymalnie czterech lat otrzymuje comiesięczne stypendium. Zakładanym celem tego wsparcia socjalnego jest większe skupienie na rozwoju naukowym. Zaś punktem odcięcia dla osób, które miałyby być skuszone nie robieniem doktoratu, lecz wyłącznie programem stypendialnym, jest ocena śródokresowa przeprowadzana w połowie drogi po upragniony stopień naukowy. To jej wyniki rozstrzygają, kto otrzyma nagrodę w postaci możliwości ukończenia szkoły i wyższego subsydium, a kto odpadnie podczas selekcji.

Jedna szkoła, a tak wiele wymiarów

Interdyscyplinarność i wieloaspektowość stanowi siłę szkół doktorskich. Siła, pociągająca za sobą innowacyjne badania, sieć zupełnie nowych połączeń między naukowcami, ośrodkami i uczelniami. Założenie bardzo szlachetne i z pewnością wzniośle brzmiące, ale czy realne do spełnienia? 

Zależy od uczelni. Ministerstwo bowiem dało ośrodkom badawczym dużą autonomię w kwestii ustalania programu kształcenia, równocześnie nie narzucając koniecznego minimum wymiaru zajęć wyrażonego w punktach ECTS czy godzinach. W związku z tym są dwa możliwe scenariusze. I tak - wariant optymistyczny zakłada duży wkład pracy uczelni w opracowanie efektywnego programu kształcenia angażującego doktoranta w poznawanie szerokiej bazy zagadnień i gałęzi nauki. W toku studiów młody badacz zdobędzie umiejętności nie tylko z zakresu swojej specjalności, ale przyswoi też podstawy statystyki, etyki w badaniach naukowych oraz nauczy się składać wnioski grantowe. Dodatkowo, nie obarcza się już młodych naukowców nadmierną liczbą zajęć i przy wyborze kadry profesorskiej stawia na kadrę złożoną ze specjalistów pozyskanych z wielu uczelni i instytutów. Wariant mniej optymistyczny to powielenie modelu wcześniejszych studiów doktoranckich i “suche” powtórki zagadnień ze studiów. Ograniczenie szumnie ogłaszanej interdyscyplinarności do kadry z jednej uczelni umożliwia jedynie niepełny wgląd w poruszane zagadnienia.

Mniej znaczy więcej

Pierwszy dzwonek w szkołach doktorskich zabrzmiał dla dużo mniejszej liczby doktorantów, niż za czasów wcześniejszego modelu kształcenia. Obecnie dąży się bowiem do zmniejszenia liczby młodych badaczy. Dlaczego? Przed wejściem reformy studia III stopnia mógł podejmować niemal każdy zainteresowany. Natomiast osób, które szczęśliwie ukończyły pełny cykl studiów było przerażająco mało. Utworzenie szkół Doktorskich ma ukrócić proceder “bezcelowego studiowania” i daje nadzieję na zwiększenie odsetka absolwentów. Doktoranci też na tym korzystają, bo mniejsza liczba osób na roku to większa personalizacja procesu kształcenia. W końcu to szkoła ma się dostosować do potrzeb doktoranta, a nie odwrotnie.

Ocena końcowa

W mojej opinii trudno wystawić jednoznaczną ocenę szkołom doktorskim. Nie możemy porównać różnych jednostek naukowych w skali jeden do jednego m.in. ze względu na różnice w programie kształcenia i podejście do realizacji założeń reformy. Niemniej, jeżeli w kolejnych latach będzie wkładany wysiłek w tworzenie jednostek interdyscyplinarnych, przyjaznych doktorantowi, to ta reforma ma szanse powodzenia.

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).