Wyszukaj w publikacjach
Gdzie lepiej jest płakać - w alpejskiej dolinie, czy na polskiej wyżynie?

Psychiatria i psychologia to dziedziny medycyny, nad którymi nadal rozciąga się aura niepewności i niezrozumienia. Do tej pory, pomimo usilnych prób, nie jesteśmy w stanie zgłębić większości zasad funkcjonowania naszego umysłu, nie mówiąc chociażby o szczegółowym zrozumieniu jego patologii. Paradoks ten fantastycznie podsumował Jostein Gaarder, mówiąc:
Gdyby ludzki mózg był tak prosty, że moglibyśmy go zrozumieć, bylibyśmy wtedy tak głupi, że nie zrozumielibyśmy go i tak.
Jostein Gaarder
Cierpiącym psychiatrycznie pacjentom pomoc potrzebna jest zazwyczaj natychmiastowo i w większości krajów Europy chorzy mogą skorzystać z nieodpłatnych świadczeń celem polepszenia swojego stanu psychicznego. Jednak ich zakres i jakość mogą się różnić. W kraju nad Wisłą zdrowie psychiczne obywateli nigdy nie było priorytetem. Na szczęście, z dnia na dzień wzrasta świadomość i zrozumienie wobec chorób natury mentalnej. Niestety, nierzadko jeszcze w powszechnej świadomości kojarzone są one głównie z postaciami Kuby Rozpruwacza, czy Hannibala Lectera. Ponadto w Polsce, nadal na każdym szczeblu ochrony zdrowia można się spotkać z brakiem zrozumienia wobec ludzi cierpiących na te przypadłości. Zresztą jak się okazuje, Polacy są w gronie krajów, które cechuje najniższy odsetek empatii [1].
Miejsca na oddziale psychiatrycznym w Polsce to towar silnie reglamentowany. Przyczyny tego stanu są wielotorowe, lecz wśród głównych winowajców można wymienić wieloletnie zaniedbania w zakresie kształcenia kadr, brak perspektywicznej polityki dotyczącej zdrowia psychicznego obywateli i wszechobecne, krótkowzroczne pragnienie poczynienia oszczędności. Między innymi dlatego też tak tragiczna jest dzisiaj sytuacja psychiatrii dziecięcej. Pacjenci z dystymią, czy łagodnymi epizodami depresji mogą zapomnieć o ustrukturyzowanej opiece finansowanej przez NFZ. Łóżka szpitalne trafiają do osób z psychozami lub po próbach “S”.
Jak wygląda sytuacja w opiece ambulatoryjnej? Czas oczekiwania na wizytę psychologa lub psychiatry na NFZ skutecznie zmobilizuje chętnego delikwenta do zaczerpnięcia alternatywnych metod poprawy samopoczucia, no może poza zwiększonym wysiłkiem fizycznym. W głowie ponownie pojawia się pytanie – czy tak jest wszędzie?
W ojczyźnie Mozarta…
Przed rozpoczęciem praktyk w Klinice Chorób Psychosomatycznych w Bad Aussee spotkałem na miejscu innego Polaka, również praktykanta. Zapytany o profil pacjentów stwierdził, że ma do czynienia z osobami, które u nas w Polsce byłyby zaszeregowane jako symulanci, hipochondrycy, bądź jednostki o problemach niewartych lekarskiej uwagi. Z tą wiadomością ruszyłem na podbój nowego miejsca pracy, a było co podbijać.
Wśród Alp
Szpital był położony na niewielkim wzniesieniu na obrzeżu miasta zlokalizowanego w obrębie górskiej doliny. Na widnokręgu rozciągały się majestatyczne Dolomity, których pejzaż zmącały pojedyncze alpejskie domy, niezwykle puszyste krowy i utrzymany w stylistycznej konwencji sklep z artykułami pierwszej potrzeby. Sama klinika była niejako podzielona na dwie odrębne części - zajmującą się podstawową medycyną somatyczną i trudniącą się naprawianiem psyche. Po wejściu do tej drugiej nie miało się wrażenia obecności w szpitalu. Ba! Wnętrze nawiązywało bardziej do czterogwiazdkowych, nowoczesnych hoteli. Pokoje były w przeważającej mierze jednoosobowe, każdy z prywatną łazienką. Nawet dyżurki pielęgniarek nie przywoływały szpitalnego nastroju, będąc otoczone taflami mlecznego szkła i adekwatnie dobranych drzwi. Ze stołówki rozciągał się panoramiczny widok na ośnieżone alpejskie szczyty, iglaste lasy i meandrujący w dole wartki potok. Najwyższe piętro przeznaczone było dla pacjentów prywatnych. Jedna ściana apartamentu była przeszklona, co umożliwiało wielogodzinne podziwianie zapierającego dech w piersiach widoku. Każdy mógł nacieszyć oko, spoglądając z okna swojego apartamentu, bądź korzystając z szerokich tarasów.
Proceder leczniczy
Do szpitala przyjmowano tylko pacjentów stabilnych. Ich głównymi schorzeniami były łagodne epizody depresji, dystymia, zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, czy zaburzenia osobowości. Ukojenie w tej placówce znaleźć mogli także cierpiący na dotąd niesklasyfikowane jednostki, takie jak wypalenie zawodowe, czy chroniczne zmęczenie.
Oprócz standardowej farmakoterapii, pacjenci mogli liczyć na pokaźny arsenał terapii grupowych, indywidualnych, zajęciowych, psychoterapii i osobistych rozmów ze swoim lekarzem. Nikt nie był trzymany na oddziale na “siłę”. Każdy mógł o dowolnej porze opuścić placówkę, czy wypisać się na własną prośbę. Terminy terapii były dostępne w rozdysponowanych grafikach, a ich przebieg był dostosowany do problemów pacjentów. Do dyspozycji kuracjuszy pozostawały terapie polegające na tańcu, malowaniu, robótkach ręcznych i śpiewie. Na mnie największe wrażenie zrobiła ta pierwsza. W niewielkiej grupie pacjenci najpierw poznawali się ze sobą, a następnie pod okiem specjalisty tańczyli do muzyki różnych gatunków. Celem zajęć były ćwiczenia muzyczno–ruchowe i improwizacje ruchowe do wybranej muzyki, które miały spowodować zwiększenie świadomości swojego ciała i poprawę koordynacji oraz nastroju. Najwięcej o charakterze chorego wyczytać można było w trakcie tańca w parach. Oprócz polepszenia samopoczucia osób biorących w nich udział, po każdych zajęciach psycholog formowała opinie o przybyłych pacjentach, w które zagłębić się mogli lekarze prowadzący. W trakcie terapii grupowych pacjenci mogli zwierzyć się i poradzić w zakresie nowych lub już przewlekłych problemów, uzewnętrznić swoje zmartwienia i zwerbalizować potrzeby. Co najważniejsze, rady i potencjalne rozwiązania sugerować mogli pozostali członkowie terapii. Urzeczywistniało się tym samym stwierdzenie: “pomagając innym, pomożesz i sobie”. Przebieg był dokładnie moderowany przez nadzorującego psychologa.
Raz na tydzień odbywał się proceder na miarę obchodu z wszystkimi lekarzami prowadzącymi na danym oddziale i psychologami. Pacjenci wchodzili pojedynczo do pokoju i w atmosferze prywatności oraz wzajemnego szacunku uzewnętrzniali swoje problemy, a także osiągnięcia, które umożliwiła im terapia. Kontrastowało to do obecnych u nas warunków, gdzie często rozmowa przebiega prowadzona na prędce w sali chorych, z wieloma innymi pacjentami, którzy się jej również przysłuchują.
Oczywiście kontakt z lekarzem lub psychologiem w stanach nagłych, takich jak ataki paniki, czy nagłe pogorszenie nastroju, był możliwy ad hoc. Wartym podkreślenia jest również fakt, że w omawianej placówce znajdował się oddział dla pacjentów z różnych kręgów kulturowych. Nasze miejsce urodzenia ma ogromne przełożenie na charakter, podejście do życia i stawiane sobie cele, a tym samym nasze otoczenie kształtuje zarazem pozytywne, jak i negatywne aspekty psyche. Wygłaszane objawy lub deklarowane problemy mają często swój początek w nieprawidłowo wykształconych schematach poznawczych, lecz bez znajomości kontekstu kulturowego ciężko jest lekarzowi zrozumieć i dojść do źródła bolączek. Dlatego też zdecydowano się na zatrudnienie lekarzy z części świata odpowiadających najczęściej występującym mniejszościom narodowym w Austrii i w Niemczech. Dzięki takiemu zabiegowi stało się możliwe objęcie spersonalizowaną opieką większości austriackiej populacji.
Środowisko
Wpływ tegoż może być najbardziej istotnym elementem układanki. W jednym miejscu spotykali się chorzy z podobnymi problemami i kłopotami. W związku ze sporą ilością gwarantowanego czasu wolnego mogli oni wzajemnie się poznać i reagować na trapiące ich bolączki. Dużym impulsem do zdrowienia było zrozumienie, że pacjenci nie są osamotnieni w walce z chorobą. Ponadto niebagatelną rolę grało umiejscowienie kliniki. Pacjenci, którzy swoje życie spędzali głównie w miejskim zgiełku, nagle mogli odseparować się od hektycznej atmosfery metropolii i skupić swoje myśli na sobie, otaczającej naturze, wszechobecnym spokoju.
Nasza biało-czerwona
Błędnym wnioskiem byłaby konkluzja, że choroby psychiczne szerzą się u nas ze względu na brak Alp i budowę takowych należy sfinansować zamiast chociażby CPK. Dysponujemy fantastycznymi specjalistami i także potencjalnymi warunkami, lecz tak jak z całym systemem ochrony zdrowia, brak jest woli inwestycji w dobrostan obywateli. Pokutuje u nas przekonanie, że zaburzenia psychiczne są słabością pojedynczych jednostek i zapominamy, że depresja, czy zaburzenia obsesyjno-kompulsywne potrafią zupełnie wykluczyć człowieka z życia społecznego, ale przede wszystkim zawodowego, wypychając jednostkę na społeczny margines i sprawiając, że staje się obciążeniem dla państwa.
Źródła
- Differences in Empathic Concern and Perspective Taking Across 63 Countries William J. Chopik, Ed O’Brien, and Sara H. Konrath