Wyszukaj w publikacjach

14.05.2022
·

Rak. Wojna, którą zabiera się ze sobą

100%

Diagnoza: rak żołądka. M. spoglądała co chwila niespokojnie na kalendarz, w którym istotna wydawała się nagle tylko jedna data: dzień rozpoczęcia chemioterapii. Kiedy w przededniu na Kijów spadły pierwsze rakiety, 25 lutego stał się tylko parą liczb na kartce papieru. Przestrzeń, którą wcześniej zajmował klarowny plan, wypełniła obezwładniająca niepewność. Kilka dni później M. znajdowała się już tysiące kilometrów dalej, na moim oddziale - wyposażona w plik dokumentów w języku, którym nikt z nas nie władał, i ściskający serce niepokój, ale wciąż gotowa do podjęcia osobistej wojny: tym razem z wrogiem, który usadowił się wewnątrz jej ciała. 

„Podstawowe metafory stosowane w opisach raka wywodzą się (…) z języka wojskowego” - Susan Sontag napisała te słowa niemal pół wieku temu, ale my wciąż nie umiemy rozmawiać o raku inaczej, niż jak o konflikcie zbrojnym. To bunt i inwazja komórek, radykalne interwencje,  mechanizmy obronne, bombardowanie promieniowaniem, uderzanie chemioterapią, podrzucanie ukrytych ładunków (koniugaty przeciwciało-chemioterapeutyk), wynajdywanie coraz to nowszej i bardziej precyzyjnej broni. To również obmyślanie strategii, zestawianie zysków i strat, ciągłe podejmowanie ryzyka, i w końcu - nieuniknione ofiary wśród komórek-cywili. Choroba nowotworowa wciąż jest jak wojna, przed którą nie sposób uciec, nieważne, ile granic się przekroczy. Mimo to, gdy na myśl przychodzi teraz którekolwiek z tych porównań, to głos więźnie w gardle - bo jeszcze nigdy metaforyka wojny nie była tak rzeczywista, a posługiwanie się nią jeszcze nigdy nie wydawało się tak okrutne.

Od wybuchu wojny w Ukrainie w Polsce schronienie znalazło ponad 3 miliony uchodźców. To osoby w różnym wieku i kondycji zdrowotnej, których codzienność przerwano nagle i brutalnie, ale nie jak przy cięciu skalpelem, gdy czyste brzegi „przed” i „po” pasują do siebie idealnie. To nie rozcięcie, lecz rozdarcie, po zagojeniu którego pozostanie blizna - gruba i jeszcze na długo tkliwa. Krawędzie rany nie przystają do siebie, ale i tak próbujemy jakoś je zbliżyć. M. była na początku ścieżki i postanowiliśmy powtórzyć wykonane u niej wcześniej badania. Kolejna pacjentka dostarczyła nam profesjonalne tłumaczenie, innym w komunikacji pomagały dzieci. W Polsce standardowym narzędziem pracy stały się mobilne aplikacje, które umożliwiają rozmowę z obcojęzycznymi pacjentami. Kiedyś były to pojedyncze przypadki, teraz - w niektórych szpitalach nawet kilkanaście osób tygodniowo.

Przybliżanie do siebie „przed” i „po” jest zadaniem trudnym, ale kluczowym - w leczeniu istotne jest przecież zachowanie ciągłości. „Rak jest skomplikowany, zazwyczaj wymaga opieki zdrowotnej wyższego szczebla i nie tak standardowej, jak cukrzyca lub nadciśnienie”, skomentowała dla Lancet Oncology Ann Burton z Biura Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców (UNHCR). Oczywiście, w mojej głowie pojawia się to samo (zasadnicze) pytanie, które zadaje sobie większość z nas: czy polska ochrona zdrowia, doświadczona już pandemią, podoła takiemu wyzwaniu? Sądzę, że nie - nie tak, jak tego byśmy chcieli… ale tak, jak będziemy w stanie. Pisząc jednak o pacjentach podobnych do M. (która okazała się mieć mnogie przerzuty), zadaję sobie pytanie: jakie życiorysy próbujemy łatać? Jakie historie? Dla jednych chorych to bitwa o długie i obiecujące lata. Dla innych - o kilka miesięcy życia w (zależnym od leczenia) komforcie, które najchętniej spędzić chce się w bezpiecznym, znajomym miejscu. Tym razem to walka o czas spędzony w miejscu bezpiecznym, ale obcym - o ostatnie miesiące, w których życie układać trzeba na nowo. 

Zaloguj się

lub
Logujesz się na komputerze służbowym?
Nie masz konta? Zarejestruj się
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA).