Wyszukaj w publikacjach

Media społecznościowe zalała ostatnio fala zdjęć medyków w strojach kąpielowych wrzucanych pod hasłem #medbikini. Jest to forma sprzeciwu wobec artykułu, który ukazał się na łamach najnowszego wydania Journal of Vascular Surgery. O co chodzi? Czy wszyscy wypowiadający się w tym temacie faktycznie przeczytali choćby abstrakt tego badania? Zmierzmy się zatem z tematem, poruszając jednocześnie problem seksizmu, ale i nieprawdziwymi informacjami dotyczącymi samego artykułu.
Journal of Vascular Surgery to nie jest byle jaki tytuł. Jest to czasopismo naukowe z 5.3 CiteScore oraz 3.405 Impact Factor. Artykuł Prevalence of unprofessional social media content among young vascular surgeons porusza temat tego co lekarze publikują w social media i jak to może wpływać na ich wiarygodność i profesjonalizm.
Burza w Internecie jaką wywołał ten artykuł spowodowała powielanie wielu nieprawdziwych informacji. W takich sytuacjach ludzie bez weryfikacji u źródła kopiują dalej przeczytane opinie, niejednokrotnie dodając coś od siebie.
O co tak naprawdę chodzi?
Autorzy badania powołują się na dane, z których wynika, że nawet 41% dorosłych wskazuje opinie znalezione w mediach społecznościowych jako czynnik, który może zaważyć na ich wyborze specjalisty lub placówki medycznej. Dodają także, że 35% medyków z innego badania potwierdziło, że otrzymali zaproszenie do znajomych na portalu społecznościowym od pacjenta. Wydaje się, że chcą przez to przestrzec kolegów i koleżanki z branży przed konsekwencjami nieodpowiedniego (ich zdaniem) korzystania z mediów społecznościowych. Cel wydaje się dobry. Gorzej z wykonaniem.
Hipoteza wydaje się słuszna, gorzej z jej uzasadnieniem.
Autorzy tekstu założyli, że publicznie dostępne posty i zdjęcia wrzucane przez lekarzy (w tym konkretnym przypadku przez młodych chirurgów naczyniowych) mogą wpływać na opinię pacjentów, a także na reputację lekarzy jako grupy zawodowej. Mogą (ang. słówko “may” użyte w abstrakcie).
Czy ta hipoteza ma prawo oburzać? Moim zdaniem nie. Lekarze mają prawo prowadzić publiczne profile w social media. Mają prawo robić i dzielić się swoim życiem prywatnym w sposób w jaki chcą. Ale muszą być świadomi, że to MOŻE mieć wpływ na opinie pacjentów i MOŻE umniejszyć ich profesjonalizmowi w oczach pacjentów. Czy powinno? I tak, i nie. To temat na osobny artykuł.
Problemem nie jest postawiona przez badaczy hipoteza, ale to że, całe badanie w żaden sposób jej nie weryfikuje. Badanie opiera się na ocenie profili społecznościowych lekarzy pod względem treści i sami autorzy zaznaczają w dyskusji, że ich wyniki nie oceniają wpływu tych treści na decyzje pacjentów. Nieprawdziwe są więc, wszystkie wnioski z badania, które mówią, że zdjęcia lekarki np. w bikini miałyby wzbudzać oburzenie u pacjentów. Nie ma o tym mowy w badaniu. Po co więc cała ta otoczka o umniejszaniu profesjonalizmu w oczach pacjentów, skoro to nie opinie pacjentów są badane? Nie ma tu żadnego wyznacznika poziomu zaufania do lekarza. Są subiektywne opinie badaczy. Tyle i aż tyle.
Trzech mężczyzn sobie pooglądało i stwierdziło co następuje.
Kontrowersje budzi także metodologia i przedstawione wnioski.
Po pierwsze, badanie prowadzili trzej mężczyźni:
- 37-letni student medycyny,
- 33-letni chirurg naczyniowy,
- 28-letni koordynator badań naukowych i kandydat do szkoły medycznej.
Sam dobór badaczy jest wątpliwy. Tylko trzech. Wszyscy trzej są mężczyznami.
Kryjąc się za nieprawdziwymi kontami (w oryginalnym tekście nazwanymi “neutral”, ale to tylko ładny, angielski odpowiednik fałszywego konta w Internecie stworzonego na potrzeby badania) na Facebooku, Instagramie i Twitterze i obserwowali wybrane osoby - osoby, które nie wiedziały, że są przedmiotem obserwacji badaczy i nie wyraziły zgody na udział w badaniu.
Mężczyźni chcieli ocenić odsetek młodych chirurgów naczyniowych, którzy publikują “niewłaściwe treści”. Przy czym, te niewłaściwe treści zdefiniowali jako:
ewidentnie nieprofesjonalne treści:
- naruszenie ustawy o przenoszeniu i odpowiedzialności z tytułu ubezpieczenia zdrowotnego,
- podejrzenie bycia pod wpływem alkoholu lub innych niedozwolonych substancji, -zachowanie niezgodne z obowiązującym prawem,
- posiadanie narkotyków lub akcesoriów związanych z ich produkcją i przyjmowaniem,
- nieocenzurowane wulgaryzmy lub obraźliwe komentarze na temat współpracowników/pracy/pacjentów,
potencjalnie nieprofesjonalne:
- posiadanie/spożywanie alkoholu,
- nieodpowiedni strój,
- ocenzurowane wulgaryzmy,
- kontrowersyjne komentarze polityczne lub religijne,
- kontrowersyjne tematy społeczne (np. aborcja).
W badaniu opisano, że 26% prześledzonych publicznych kont zawierało ewidentnie lub potencjalnie nieprofesjonalne treści.
Na czym więc polegało całe badanie w skrócie?
Badacze w liczbie 3, z nieprawdziwych kont przejrzeli profile społecznościowe 480 lekarzy i lekarek stwierdzając, czy publikowane przez nich treści należą do jednej z powyższych kategorii. Całą sytuację idealnie oddaje angielskie słówko creepy (trochę dziwne, trochę przerażające, trochę niesmaczne).
Wybrane kategorie nie są nowe, ani wymyślone przez autorów badania. Opisują oni, że są to kategorie wcześniej stworzone w podobnych badaniach, które objęły chirurgów ogólnych i urologów (Koo K. i wsp. 2017, Langenfield i wsp. 2014). Czemu zatem dopiero teraz ten subiektywny podział wzbudził tyle kontrowersji?
Autorzy tekstu dodali, że (ich zdaniem!) nieodpowiednim strojem, który znaleźli na obserwowanych kontach były zdjęcia w bikini/strojach kąpielowych oraz prowokacyjne stroje z okazji Halloween. To ich subiektywna opinia. I to m.in. uznanie zdjęcia w bikini za oznakę nieprofesjonalizmu wywołało tak duże oburzenie.
Artykuł dotyczy także mężczyzn. O tym nie należy zapominać. Nie jest to praca tylko o kobietach i tylko o bikini. 68% sprawdzonych profili należała do mężczyzn. We wnioskach autorzy podają, że nie znaleźli różnic pomiędzy płciami i napiętnowali przedstawicieli obu płci tak samo. Artykuł uderza, więc w kobiety jak i mężczyzn. Skąd więc takie oburzenie, głównie wśród kobiet?
Żyjemy w XX wieku, a seksizm ciągle ma się nadal dobrze!
Kobiety poczuły się znacznie bardziej dotknięte artykułem, bo to właśnie kobiety znacznie częściej muszą mierzyć się z seksizmem. Kobiety też znacznie częściej muszą radzić sobie z komentarzami dotyczącymi ich wyglądu, ubioru, zachowania. Od kobiet ciągle wymaga się więcej.
Jednocześnie coraz więcej kobiet wybiera specjalizacje zabiegowe, pomimo wciąż obecnego zniechęcania ich i dyskryminowania ze względu na płeć. Utożsamianie predyspozycji do pracy w zabiegówce z płcią to pokłosie stereotypów i tradycji. Kiedyś lekarzami byli tylko mężczyźni. Kiedyś kobiety nie miały też praw wyborczych. Przywiązanie do przeszłości wydaje się więc argumentem kompletnie nietrafionym. Brak predyspozycji fizycznych może być przeszkodą do wymarzonej specjalizacji, ale nie powinno być stawiane na równi z płcią, bo płeć dzisiaj nie jest już jedynym społecznym wyznacznikiem sprawności, siły i wytrzymałości.
Swoją drogą, czy seksizmem nie jest przypadkiem także wyśmiewanie i dyskredytowanie mężczyzn wybierających pielęgniarstwo lub położnictwo? Oczywiście, że jest. Ale to temat na całkiem nowy i równie długi artykuł.
Lekarz też człowiek!
Samo badanie wywołało dyskusję na temat seksizmu i problemu dyskryminacji i traktowania lekarzy jak ludzi nie mających prawa do dzielenia się swoim życiem prywatnym.
Czy faktycznie zdjęcie w stroju kąpielowym na prywatnym profilu powinno definiować czyjś profesjonalizm i być wyznacznikiem poziomu zaufania do lekarza? Czy pacjenci mają w ogóle prawo sprawdzać i oceniać co lekarz robi po pracy, w swoim czasie wolnym?
Głos w tej sprawie zabrały m.in. dr n. med. Kalina Jędrzejko (na Instagramie: @panna.chirurg) oraz lek. Julia Piątek (@emergency_queen).
Post dr n. med. Kaliny Jędrzejko (@panna.chirurg)
Post lek. Julii Piątek (@emergency_queen)
Przepraszamy wszystkich urażonych - faktyczne przeprosiny?
Edytorzy czasopisma naukowego w reakcji na burzę medialną i liczne negatywne opinie czytelników, wycofali artykuł. Na Twitterze pojawiło się także oficjalne oświadczenie oraz przeprosiny dla wszystkich urażonych opublikowanym artykułem.
Jak wynika z powyższego oświadczenia, okazało się również, że autorzy badania nie uzyskali zgody APDVS (Association of Program Directors in Vascular Surgery - organizacja zajmująca się szkoleniem przyszłych chirurgów naczyniowych) na wykorzystanie bazy danych, dzięki której dotarli do imion i nazwisk chirurgów naczyniowych ocenianych pod kątem publikowanych treści w mediach społecznościowych. To wykorzystanie danych bez pozwolenia to kolejna z wielu wymienionych wcześniej kontrowersji wokół metodologii tego badania.
Jaka taka praca przeszła przez recenzentów i otrzymała zgodę na publikację w impaktowanym czasopiśmie? (wymowna cisza).
Na Twitterze znajdziemy także przeprosiny od jednego z autorów publikacji:

Czy te przeprosiny rozwiązują sprawę?
Publikacji w czasopiśmie naukowym nieprofesjonalnego artykułu z fatalną, nieobiektywną metodologią - być może. Seksizmu wśród medyków - z pewnością nie. Jest to kumulacja zaniedbań i przyzwoleń na patologiczne zachowania przez kolejne pokolenia. Tego problemu nie rozwiążą pojedyncze akcje i osoby. To wymaga rozmów, odwagi i uporu wielu ludzi, przez wiele lat.
Zapraszamy do dyskusji i dzielenia się Waszymi przemyśleniami na temat akcji #medbikini, omawianego artykułu, jak i problemu seksizmu w środowisku medycznym.