Wyszukaj w publikacjach

2/3 miejsc specjalizacyjnych z chirurgii jest nieobsadzonych, bo lekarze boją się zostawać chirurgami ze względu na odpowiedzialność prawno-karną, która może towarzyszyć temu zawodowi – mówił lek. Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej podczas wykładu na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym na temat systemu no-fault.
„System no-fault: wady i zalety z perspektywy pacjenta, lekarza, zdrowia publicznego” to temat wykładu, który wygłosił prezes NRL. Jak podkreślił, system, który mamy dzisiaj to marnotrawstwo czasu, zdrowia, zasobów. Prezes samorządu lekarskiego przytoczył przykład jednego ze szpitali, do którego trafił 98-letni pacjent z rozległym zapaleniem płuc, leczony antybiotykami.
Pacjent umiera. Roszczenie wywodzi syn pacjenta, który podkreśla, że jego ojciec nie dostał probiotyku na oddziale szpitalnym i to prawdopodobnie mogło przyczynić się do zgonu. W międzyczasie dowiadujemy się, że rodzina po cichu, na własną rękę podawała temu pacjentowi amantadynę. Sprawa dociera do prokuratury. Prokurator czeka na opinię biegłego. Sprawa się toczy. Lekarka jest zawieszona, nie może pracować
– mówił.
Zdaniem Jankowskiego, system, który nam zafundowano ma fatalną konstrukcję.
– Na świecie, np. w Szwecji czy w Danii, to lekarz mówi pacjentowi, który doznał uszczerbku na zdrowiu, że jest fundusz kompensacyjny. Sam lekarz otwiera drzwi do funduszu kompensacyjnego. U nas mamy inną mentalność i taki system byłby trudny do wdrożenia. My cały czas rozmawiamy o winie, szukamy winnych. Czy gdyby dziś Zbigniew Religa chciał przeszczepić serce, to czy by do tego doszło? Pewnie utknąłby w prokuraturze za eksperymenty medyczne, czy za niedokładną dokumentację – mówił.
I podkreślał, że ratowanie życia to nie przestępstwo.
Dobry system no-fault pozwala na rozwój, na to by postawić pacjenta w centrum, bez strachu, że lekarz trafi do więzienia. Dziś szansa, że lekarz finalnie trafi do więzienia jest marginalna, ale ta atmosfera, ta presja, której doświadczamy w codziennej pracy to jest realny problem i o tym musimy mówić
– dodał Jankowski.
Prezes Jankowski wyraźnie zaznaczył, że no-fault nie należy kojarzyć z całkowitym brakiem odpowiedzialności karnej, bo pozostałaby ona w przypadku rażącego zaniedbania. W tym modelu odpowiedzialność cywilna i zawodowa pozostaje zachowana.
Jak zbudować realny system bezpieczeństwa leczenia w Polsce?
Łukasz Jankowski przytoczył też przykład Nowej Zelandii, gdzie system no-fault sprawdza się. Tam uznano, że trzeba znaleźć pieniądze na kompensację dla pacjentów, by w razie uszczerbku na zdrowiu pacjent już niemal następnego dnia mógł być rehabilitowany, a lekarz mógł się uczyć na błędach, niezależnie od tego, w którym miejscu łańcucha zdarzeń zaistniały.
– OC na samochód podwyższono o składkę do funduszu kompensacyjnego, ponadto z każdego litra paliwa trafia 1 lub 2 gr na fundusz. Podejrzewam, że w Polsce by to raczej nie przeszło – mówił. Zdaniem prezesa NIL, by zbudować realny system bezpieczeństwa leczenia w naszym kraju, na pierwszym miejscu trzeba postawić pacjenta i postawić na fundusz kompensacyjny zdarzeń medycznych. Środowisko ma różne pomysły na to, jak powinno się zapewnić pieniądze na ten cel.
Medycy przez chwilę rozważali nawet, czy ze swoich polis OC nie mogliby zapłacić więcej, by ten fundusz stworzyć. Właśnie na takim etapie jesteśmy, że to lekarze myślą, jak z własnej kieszeni zapłacić, by dano nam spokój. Fundusz kompensacyjny mógłby być finansowany np. ze składek szpitali czy z podatku od niezdrowej żywności
– mówił.
Druga kwestia to rejestr zdarzeń niepożądanych, do którego lekarze będą mogli i będą chcieli zgłaszać zdarzenia niepożądane bez obaw. Konieczna jest także zmiana zasad odpowiedzialności personelu medycznego.
Uważam, że należy zdecydowanie znieść odpowiedzialną karną lekarzy – medyk nie powinien być traktowany jak przestępca, ale to nie oznacza bezkarności, bo np. jeśli lekarz popełni rażący błąd, to jest to sprawa dla prokuratury. Ale w innych sytuacjach, gdy dochodzi do nieumyślnego błędu, nie powinno się lekarza ciągać po sądach. Tu widzimy pole do wprowadzenia oddolnego systemu no-fault, nad którym obecnie w NIL pracujemy. To położenie nacisku na postępowanie mediacyjne z udziałem ubezpieczyciela. Jeśli pacjent dozna uszczerbku na zdrowiu, lekarz wraz ze swoim ubezpieczycielem spotkają się z nim w procedurze mediacyjnej i uzgodnią wspólnie kwotę zadośćuczynienia i na tym sprawa się zakończy. By to rozwiązanie się przyjęło, potrzebne jest społeczne postrzeganie bezpieczeństwa leczenia
– mówił prezes NIL.
Co da realny system no-fault jeśli chodzi o zdrowie publiczne?
– Jeśli wprowadzimy system bez orzekania o winie, o którym mówimy, zadowolone będą obie strony: i lekarz, i pacjent. Chociaż zdajemy sobie sprawę z tego, że na początku, przy wprowadzeniu systemu no-fault, czyli przy zniesieniu odpowiedzialności karnej (przy zachowaniu jej w przypadkach rażącego zaniedbania) może dojść do sytuacji, że społeczeństwo będzie miało poczucie, że lekarze są bezkarni. Musimy więc mówić o tym, że godzimy się na postępowania cywilne, bo mamy ubezpieczenie. Dzięki temu pacjenci będą ufali swojemu lekarzowi, a ten nie będzie przed nimi ukrywał zdarzeń niepożądanych, tylko powie o nich otwarcie, a następnie wskaże pacjentowi ścieżkę postępowania. Dziś mamy kulturę zamiatania pod dywan takich spraw w obawie przed konsekwencjami prawnymi. Jednak w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Lekarz nie może się bać, powinien się uczyć na błędach i wyciągać wnioski. Analiza całego łańcucha zdarzeń pozwala uczyć się na błędach, a jednocześnie je eliminować. My wiemy, że 70 proc. błędów i zdarzeń medycznych to wina systemu, a nie błędu lekarza czy pielęgniarki – dodał.