“Płacę na Was składki! Żyjecie z moich podatków, to macie obowiązek mnie przyjąć!”
Towarzysząca nam już od dwóch lat pandemia sprawiła, że naprawiane na przysłowiowy plasterek problemy dręczące nasz system ochrony zdrowia ustawicznie wypływają na powierzchnię. Każda grupa zawodowa składająca się na funkcjonalną całość systemu jest w niedoborze, a braki kadrowe, zwłaszcza lekarzy, łata się oddelegowaniem pracownika z jednego oddziału na drugi - najczęściej covidowy - nie zadając sobie jednocześnie pytania, kto w jednostce macierzystej ma go zastąpić.
Narastająca frustracja “po obu stronach barykady” zaczyna coraz częściej eksplodować, a odłamki ranią zwłaszcza stojących na pierwszej linii frontu gate-keeperów systemu - lekarzy rodzinnych. Pracując w roli lekarza pierwszego kontaktu, dzięki stałemu kontaktowi z pacjentami, miałem możliwość utrwalić sobie deklinację zawartego w tytule słowa “składka” w każdy znany ludzkiemu poznaniu sposób. Zmusiło mnie to jednocześnie do przemyśleń, czy faktycznie warunki świadczenia usług w publicznej ochronie zdrowia w Polsce i ich koszt są dla chorych urągające.