Wyszukaj w publikacjach ...

Czarny protest - o co walczą kobiety?

Zapisuję
Zapisz
Zapisane

3 października ludzie wyszli na ulice. Co więcej – kobiety! Ucieszyłam się. Lata głoszenia zaangażowania politycznego obywateli odniosły skutek. Polki zaczęły głośno walczyć o swoje prawa: zwiększenie kwoty wolnej od podatku, dofinansowanie ochrony zdrowia, odrzucenia umowy CETA, zniesienie ograniczeń dla małych i średnich przedsiębiorstw, ograniczenie praw komorników, mniejsze składki ZUS, przemysł, przemysł, przemysł…! O, ja głupia. Zapomniałam, że moim podstawowym prawem jest aborcja. Że to jest coś, czego bardzo potrzebuję. Zawsze i wszędzie.

To był magiczny czas. Polacy wzajem się oskarżali o morderstwa, gwałty (na dzieciach, kobietach, demokracji), cudzołóstwo, a przede wszystkim anencefalię. Oświeceniowcy XXI wieku nauczali o tym, że aborcję wykonuje się na zygotach i tego właśnie chcą zakazać uczniowie Jezusa, którzy z kolei jakby zapomnieli, że skoro zygotę kochają, to proaborcyjnego rozmówcę też by wypadało. W końcu ktoś z protestujących stwierdził, że wcale nie chodzi o popieranie czegokolwiek, ale o prawo wyboru. Iście polska dyskusja, bo nikt już nie wiedział, co myśleć, ale głos każdy zabrał! Grono intelektualistek przerzucało się inwektywami z “katotalibami”. W ruch poszły butelki, wieszaki i… tampony. Panie w żałobnych strojach oraz panowie w kwiecistych spódnicach (sic!) środkowymi palcami starali się przekonać mnie, że chcą mnie, biedną stłamszoną kobietę, ratować. Protest nabrał skali ogólnokrajowej, zwłaszcza w internecie, gdzie z obu stron – tej za i tej przeciw – leciały coraz ciekawsze określenia.

Zaloguj się

Zaloguj się przez Google
Logujesz się na komputerze służbowym?
Bezpieczne logowanie QR kod
Ten serwis jest chroniony przez reCAPTCHA oraz Google (Polityka prywatności oraz Regulamin reCAPTCHA)
aborcja

Dołącz do dyskusji

Polecane artykuły